Zarembiuk: Naród białoruski się nie poddaje, wierzę, że zwyciężymy [wywiad]
O gorącej sytuacji na Białorusi, protestach i represjach, odwadze i determinacji protestujących, o roli organizacji pozarządowych, w rozmowie z ngo.pl opowiada Aleś Zarembiuk, prezes Białoruskiego Domu w Warszawie.
Małgorzata Łojkowska: – Tydzień temu w jednym z programów telewizyjnych powiedziałeś, że myślisz, że uda się obalić reżim Łukaszenki. Czy dalej tak myślisz?
Aleś Zarembiuk: – Jest wiele niewiadomych. Reżim rozpoczął teraz nową ofensywę przeciwko społeczeństwu. Wczoraj Aleksander Łukaszenko przeprowadził posiedzenie Rady Bezpieczeństwa, podczas którego rozdał zadania – straży granicznej, KGB, mediom państwowym. Służby od wczoraj prowadzą także akcję zatrzymywania ludzi z biało-czerwono-białymi flagami, na ulicach znowu jest bardzo dużo milicji.
Jakie to zadania?
– Dla straży granicznej – wzmocnić ochronę granicy państwowej, zrobić wszystko, żeby zamknąć finansowe źródła i kanały, którymi jakoby płyną środki skierowane z Zachodu na wsparcie protestów. To jest oczywiście kontynuacja narracji prowadzonej od lat, że wszystkie protesty są z inspiracji Zachodu, który je finansuje, a która jest kłamliwa.
Do protestów dochodzi z własnej decyzji obywateli, którzy wychodzą na ulicę, bo zrozumieli, w jakim kraju żyją i kto nimi rządzi.
Dla KGB?
– Znaleźć wszystkich organizatorów protestów, wszystkie kanały finansowania i zrobić wszystko, żeby nowe ogniska protestów się nie pojawiały.
Instrukcje dla Ministerstwa Obrony Narodowej, to zwrócić uwagę na lokalizację wojsk NATO. To oczywiście też jest propaganda, bo nie ma żadnych ruchów wojsk NATO. Gdyby coś takiego miało miejsce, mielibyśmy w mediach społecznościowych zdjęcia czołgów jadących do Białegostoku, albo wojskowych przy granicy Litwy z Białorusią.
Instrukcje dla Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, to niedopuszczanie do demonstracji w kraju, ale głównie w Mińsku. Ale także obrona robotników przed zagrożeniami – czyli obrona tych, którzy pracują przed tymi, którzy strajkują. Dla ministerstwa spraw zagranicznych – przekazać państwom zachodnim informacje o sytuacji na Białorusi oraz o odpowiedzialności za podżeganie do protestów. To oczywiście też propaganda – to podżeganie do protestów to tak naprawdę wyrazy solidarności narodów świata i władz Ukrainy, Litwy, Polski, Łotwy, USA i innych.
Dalej mamy media. Media mają wyjaśnić ludziom sytuację, uprzedzać ludzi o niebezpieczeństwie, że te całe protesty inspirowane są przez tak zwaną Czarną Sotnię.
Zadaniem autorytarnego rządu ma być zabezpieczenie funkcjonowania przedsiębiorstw – tak żeby proces produkcji trwał oraz rozwiązywanie codziennych problemów.
Odpowiadając na twoje pytanie o przyszłość – walka będzie trwała, krwawy reżim nie chce ustąpić, a Białorusini już więcej nie chcą władzy dyktatora, który doprowadził Białoruś do przepaści.
Ważne jest to, żeby nie zapominać, że protestujący sprzeciwiają się pokojowo, to są pokojowe strajki. Naród białoruski się nie poddaje, ja wierzę, że zwyciężymy. To może potrwać, ale zwyciężymy.
Czy jest szansa na większą koordynację protestów?
– Tak, właśnie w tym celu powstała Rada Koordynacyjna, do której weszli znani i posiadający autorytet Białorusini, która jest już organem alternatywnym władzy. Weszli do niego między innymi noblistka Swiatłana Aleksijewicz, były ambasador i minister kultury Paweł Łatuszka, liderzy protestów, ruchów społecznych. Najnowsza wiadomość jest taka, że generalna prokuratura białoruska już wszczęła sprawę karną przeciwko członkom Rady Koordynacyjnej. Zobaczymy, co będzie dalej. Na niedzielę (23 sierpnia – przyp. red.) został anonsowany „Marsz Nowych Białorusinów”.
Białorusini protestują przeciwko sfałszowanym wyborom, domagają się ustąpienia Łukaszenki – który rządzi Białorusią już od 26 lat. Czym różni się ta sytuacja od sytuacji wyborów w 2015, czy w 2010 roku?
– W 2015 roku nie było protestów, ponieważ społeczeństwo było zastraszone po wyborach w 2010 roku. W 2010 roku Białorusini protestowali, skończyło się więzieniami, rewizjami, represjami. Protesty zostały rozpędzone, wszyscy kandydaci na prezydenta zostali uwięzieni. Od tego czasu minęło jednak już dziesięć lat. Przez tę dekadę ludzie dokonali nowej analizy. Pandemia także miała pewne znaczenie – władza pokazała, że w ogóle nie dba o społeczeństwo, nie było strategii, nie było kwarantanny, bardzo dużo ludzi chorowało i umierało, a władza mówiła, że żadnego koronawirusa nie ma. Ludzie nie widzą efektywnej polityki, widzą politykę bezskuteczną. Wszystkie kraje wokół się rozwijają – szczególnie Polska, Litwa, państwa Zachodu.
W przeszłości część społeczeństwa mogła także wierzyć, że Łukaszenka wygrywa wybory chociaż częściowo uczciwie, teraz już absolutna większość Białorusinów zobaczyła czarno na białym, że wybory sfałszowano. Były długie kolejki do składania podpisów, tysiące ludzi podczas wieców wyborczych kontrkandydatki – Swietłany Ciechanouskiej. Ludzie zaczęli znowu interesować się polityką, zaczęli śledzić wydarzenia.
Zanim pojawiła się Swietłana Ciechanouska, byli inni kontrkandydaci. Kto to był?
– Siargiej Ciechanouski – mąż Ciechanouskiej, Wiktor Babaryka, były prezes Biełhazprambanku – obaj aresztowani. Walery Capkała, były ambasador Stanów Zjednoczonych – niedopuszczony do wyborów, wyjechał za granicę z obawy przez aresztowaniem. Poza tym Hanna Kanapacka, Andrej Dzmitryjeu, Siarhiej Czeraczeń – ci ostatni kandydaci uważani są za spoilerów (kandydatów uszczelki między autorytarną władzą a społeczeństwem, którzy mają pełnić rolę prawdziwego kandydata, a nim nie są – przyp.red.).
Ciechanouska pojawiła się w polityce kiedy aresztowano jej męża, wcześniej nikt się takiego obrotu spraw nie spodziewał.
Gdyby na Białorusi na tym pierwszym etapie – zanim jeszcze się pojawiła, przeprowadzono uczciwe wybory, to kto by wygrał?
– Trudno powiedzieć, nie ma twardych danych, nie ma badań opinii publicznej. Na Białorusi zakazane są wszystkie sondaże opinii publicznej, zakazano głosowań na stronach internetowych, wszelkich tak naprawdę ankiet. Obecnie wiadomo jednak zdecydowanie, że wygrała Ciechanouska. Nie na podstawie oficjalnych danych, danych z sondaży, ale pokazują to masowe protesty, nagrania z zakładów pracy. Są nagrania z protestów robotników – ktoś pyta, na kogo głosowaliście, niech wstaną ci, którzy głosowali na Ciechanouską i wstają wszyscy.
Jak Swietłana Ciechanouska zaistniała w świadomości opinii publicznej? Jak dotarła do ludzi w małych miejscowościach, w kraju mediów reżimowych, ograniczenia wolności prasy?
– Myślę, że ludzie stopniowo przestawali wierzyć mediom reżimowym, a coraz większe znaczenie zaczął mieć Internet. Media niereżimowe – stosowały jednak pewną autocenzurę. W Internecie, w mediach społecznościowych, w takich miejscach, jak np. Telegram, Youtube, byli ludzie – blogerzy, influencerzy, którzy mówili prawdę, zyskiwali coraz większą popularność i wygrali tę „wojnę” informacyjną.
Dlaczego w takim razie Ciechanouska w ogóle została zarejestrowana jako kandydatka w wyborach?
– Władza myślała, że nic z tego nie będzie. Gospodyni domowa, nauczycielka. Mieli z pewnością jej psychotyp. Pomyśleli, że jest niegroźna, a zarejestrowanie kandydatki uspokaja ludzi, którzy wyrażali poparcie, to jest ważne też dla wizerunku – jako ustawka demokracji.
Co to takiego?
– KGB wszystkim robi teczki, zbiera informacje, przychodzą psychologowie. Z jakiegoś powodu wyszło im zapewne, że Ciechanouska to nie jest typ lidera.
Dlaczego się pomylili?
– Ciechanouską tak naprawdę ludzie zrobili liderką. Zobaczyli, że ona naprawdę reprezentuje tą większość Białoruskiego społeczeństwa. Widzieli, że władza gra nieuczciwie, że inni kandydaci siedzą w więzieniu lub grają role kandydatów. Ciechanouska powiedziała, że jeżeli wygra, przeprowadzi w ciągu pół roku demokratyczne wybory.
Finalnie na jej zwycięstwo w wyborach wskazuje wiele danych – nie tylko wiece i demonstracje, wyniki z niektórych komisji – tych, które pokazywały je w wyniku presji społeczności, także wyniki pokazywane przez ambasadę w Warszawie, exit poll przeprowadzony przez naszą organizację – Białoruski Dom w Warszawie. Ale przede wszystkim masowe protesty. Ludźmi można manipulować do czasu, ale kiedyś ta granica zostaje przekroczona.
Ile osób zatrzymano do tej pory na Białorusi?
– Wiemy na pewno o ponad siedmiu tysiącach.
Ile już wypuszczono?
– Tego nikt nie wie. Dziesiątki osób jest zaginionych, nikt nie wie, gdzie one są. Jest coraz więcej ofiar śmiertelnych, wiele osób na oddziałach reanimacyjnych, setki ciężko rannych, wiele trwale okaleczonych. Władza nie pozwala zbierać informacji na ten temat, nie pozwala robić ludziom obdukcji.
W mediach można znaleźć wiele informacji o masowych torturach na jednostkach policji. Nowa Gazeta opublikowała wideo, na którym słychać krzyki osób zatrzymanych. Opowiadają o tym też Polacy, którzy po interwencji ambasady wrócili do kraju. Czy ktoś rejestruje te przypadki, czy organizacje pozarządowe starają się zbierać takie dane, które potencjalnie pozwoliłyby pociągnąć władze do odpowiedzialności?
– Jest to bardzo trudne, ale tak. Przede wszystkim Centrum Praw Człowieka Viasna – oni prowadzą takie działania już od 1996 roku. Także inne organizacje na Białorusi i za granicą. Są grupy wolontariuszy, które czekają na osoby, które wychodzą z aresztu, zbierają informacje, ale też dają wsparcie. Wiele osób nie chce mówić o tym, co tam się stało.
My też prowadzimy taką bazę – jest to już ponad 200 osób zarejestrowanych. Mamy dużo zdjęć osób drastycznie podbitych. Trzeba jednak pamiętać – że ci najbardziej pobici dalej siedzą w więzieniach i tych zdjęć nie uzyskamy.
My i inne organizacje będziemy cały czas gromadzić takie dane. To są przestępstwa – przestępstw dopuszczają się nie tylko najwyższe władze, ale też funkcjonariusze. Mamy nadzieję, że niezależne sądownictwo na Białorusi pozwoli w przyszłości pociągnąć do odpowiedzialności sprawców przestępstw. Będziemy o to zabiegali. Nie możemy tego wybaczyć!
Co dokładnie gromadzicie?
– Zdjęcia obrażeń, dokumenty medyczne, obdukcje, opisy sytuacji.
Ktoś zbiera informacje o przypadkach śmiertelnych?
– Centrum Praw Człowieka Viasna i inne organizacji broniące praw człowieka. Pierwsza ofiara była zabita przez OMON kulą gumową – wiele osób doznało z takiej broni poważnych obrażeń ciała. Inna osoba została śmiertelnie pobita. Młody, 25-letni chłopak w Homlu był torturowany i zmarł na atak serca. Zabity został także mężczyzna, który odmówił podpisania protokołu wyborczego – odnaleziono jego ciało w Wołkowysku. W Brześciu w szpitalu zmarł 43-latek, którego trafiono z broni w głowę.
Jak trafiają do was te dane?
– Rozpowszechniamy takie informacje. Prowadzimy także zrzutkę pieniężną, zebraliśmy już ponad 220 000 złotych, będziemy nadal zbierać i zachęcamy do dołożenia się do naszej zrzutki: https://zrzutka.pl/uvhmut.
O wielu poważnych obrażeniach nie dowiemy się. Władza zakazała dokumentowania. Niektórzy lekarze nie podporządkowują się temu i robią dokumentację. Ale jest jeszcze administracja szpitali, która też to utrudnia.
Przez chwilę władza zadeklarowała, że wypuści zatrzymanych i część wypuściła, ale nie wszystkich. Jednocześnie nakazała polowanie na liderów protestów, nie wiemy też, co będzie w niedzielę.
Na stronie zrzutka.pl/uvhmut można wesprzeć finansowo działania Fundacji Białoruski Dom.
Źródło: informacja własna ngo.pl