Działacze i działaczki organizacji na emeryturze będą biedować [Felieton Dudkiewicza]
Pracownicy i pracownicy organizacji społecznych są szczególnie narażeni na ubóstwo na emeryturze. Wynika to z warunków zatrudnienia i wysokości płac w tym sektorze. Na tym przykładzie wyraźnie widać, że system musi ulec zmianie.
Cała Polska dyskutuje o emeryturach. Czy likwidować limit składek na ZUS w taki sposób, by najlepiej zarabiający przestali płacić proporcjonalnie niższe składki niż osoby ubogie? Jak skończy się likwidacja OFE oraz plan wprowadzenia Pracowniczych Planów Kapitałowych, do których przystąpiło znacznie mniej osób, niż spodziewał się rząd? Czy podnosić emeryturę minimalną oraz wprowadzić maksymalną wysokość świadczenia? A może wprowadzić emeryturę obywatelską? Czy składki odprowadzane do ZUS to nasze oszczędności (jak przekonują liberalni publicyści i publicystki), czy może jednak danina publiczno-prawna, której nie należy rozumieć w ten sam sposób jak środków zgromadzonych w skarpecie (jak orzekły już dawno temu Trybunał Konstytucyjny oraz Sąd Najwyższy)?
To wszystko ważne pytania, odpowiedzi na które rzadko kiedy są proste. Cieszy zresztą, że już na początku nowej kadencji Sejmu tyle mówi się o tak kluczowym elemencie funkcjonowania państwa.
Zawsze warto jednak rozmawiać o emeryturach na konkretach, mając w pamięci, że ostatecznie nie rozmawiamy o liczbach, lecz o ludzkich losach.
Setki tysięcy skrajnie ubogich emerytów
Sam mam wyrobioną opinię w większości tych spraw: tak, zniósłbym limit składek na ZUS i jednocześnie wprowadziłbym emeryturę maksymalną. Podniósłbym emeryturę minimalną (projekt leżący na stole mówi o 1600 złotych brutto – to naprawdę wciąż bardzo małe pieniądze). Cieszy mnie likwidacja OFE, które uważam za jeden z poważniejszych błędów popełnionych przez elity polityczne w III RP. Docelowo byłbym zwolennikiem emerytury obywatelskiej oraz odejścia od systemu opartego na tak zwanej zdefiniowanej składce w stronę systemu zdefiniowanego świadczenia.
Moje opinie (i argumenty za nimi) to jedno. Drugie to odpowiedź na pytanie o to, jakie grupy zawodowe w Polsce są szczególnie narażone na otrzymywanie emerytury minimalnej (lub nawet niższej, bo i do niej trzeba zyskać „uprawnienia”).
Zagrożenie jest zaś bardzo realne. Jak pisze w „Gazecie Wyborczej” Adriana Rozwadowska, „z danych Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu (EAPN) wynika, że między 2016 a 2018 rokiem przybyło w Polsce 60 tys. skrajnie ubogich emerytów i emerytek. Łącznie jest ich już 276 tys. – 276 tys. starszych, często schorowanych osób żyjących za mniej niż 595 zł miesięcznie. Co bardziej szokujące, w 2011 roku emeryturę – uwaga! – niższą niż minimalna pobierało 27 tys. osób, w 2015 roku – już 76 tys., obecnie jest ich już 227 tys. Prognozy mówią zaś, że już w 2025 roku takich osób będzie 0,5 mln, a kiedy moje pokolenie przechodzić będzie na emeryturę, świadczenie minimalne pobierać będzie… trzy czwarte emerytów i emerytek”.
Z czego wynikają te szokujące wzrosty? Po pierwsze – czytamy dalej – z rosnącej liczby osób o krótkiej karierze zawodowej oraz zatrudnianych w ramach nieoskładkowanych umów.
Po drugie, ze wspomnianych OFE i modelu zdefiniowanej składki (podobnie skonstruowany system, skutkujący masowym ubóstwem emerytów i emerytek, doprowadził ostatnio do wielkich protestów w Chile – jeśli nic się nie zmieni, nas czeka prawdopodobnie to samo).
Organizacje stoją śmieciówkami
Do czego zmierzam, pisząc o tym wszystkim akurat na portalu NGO.pl? Ano do tego, że jedną z grup osób narażonych na ubóstwo po przejściu na emeryturę są właśnie… pracownicy i pracownice organizacji społecznych. Czyli ci wszyscy, którzy często zajmują się najważniejszymi sprawami z punktu widzenia ogólnospołecznych korzyści (dotyczy to zresztą także osób pracujących w tak zwanej budżetówce – niegodnie opłacani nauczyciele i nauczycielki albo pielęgniarki i pielęgniarze uciekający z musu na umowy cywilnoprawne będą biedować także po osiągnięciu wieku emerytalnego). Funkcjonujemy według logiki, w myśl której bardzo często (choć nie zawsze, kontrprzykładów można podać wiele) bardziej „opłaca się” zajmowanie sprawami społecznie nieużytecznymi (jak operacje finansowe, które niczego nie wytwarzają, czy działania marketingowe, które często przynoszą więcej szkód niż pożytku) niż tymi, które z punktu widzenia społeczności są najbardziej potrzebne.
Wróćmy jednak do zagrożenia dla działaczy i działaczek organizacji społecznych. Część z nich działa w całości w oparciu o pracę społeczną – osoby w nie zaangażowane pracują gdzie indziej, tam zarabiają, tam odprowadzają składki (lub nie). Jednak – jak czytamy w najnowszej „Kondycji organizacji pozarządowych” (to dane z 2018 roku) przygotowanej przez nieoceniony zespół badawczy Stowarzyszenia Klon/Jawor (pozdrawiam Koleżanki z drugiego pokoju!) – 37% organizacji w Polsce zatrudnia stałych i regularnych pracowników i pracowniczki, pracujących odpłatnie co najmniej raz w tygodniu. Jednocześnie tylko „połowa z nich zatrudniała przynajmniej część osób na podstawie umów o pracę (19%), a połowa wyłącznie na podstawie innych umów, na przykład powtarzalnych umów zleceń (18%)”!
Co gorsza – z badań wynika, że sytuacja się nie poprawia, lecz pogarsza. Trzy lata wcześniej 20% organizacji miało podpisaną przynajmniej jedną umowę o pracę, a 15% zatrudniało wyłącznie na podstawie innych umów.
To samo widzimy w danych państwowych. Trzeba podkreślić, że organizacje pod tym kątem stanowią ewenement nawet na polskim rynku pracy. Jak pisze profesor Adam Mrozowicki z Uniwersytetu Wrocławskiego, którego komentarz znajdziemy w tym samym raporcie, „zgodnie z danymi GUS dla sektora non-profit dla 2016 roku ponad 20% pracujących (i utrzymujących się głównie z tej pracy) to osoby na umowach cywilnoprawnych, podczas gdy w skali całej gospodarki odsetek pracowników, dla których głównym źródłem dochodu są umowy cywilnoprawne, to nie więcej niż 7,6% ogółu pracujących”. Słowem: mało gdzie jest równie „elastycznie” i prekaryjnie, jak w NGO.
Oszczędzać nie ma z czego
Warunki pracy w organizacjach społecznych są tematem dyskusji od dawna. W ostatnich kilku latach te rozmowy tylko przybrały na sile – także na portalu NGO.pl.
Warto przy tym pamiętać, że rozmowa dotyczy jednak nie tylko teraźniejszości – wysokości płac, ubezpieczenia zdrowotnego, prawa do urlopu, rozliczania nadgodzin czy okresu wypowiedzenia – ale także przyszłości osób, które oddają niekiedy najlepsze lata swojego zawodowego życia społeczeństwu obywatelskiemu.
Wiele osób wykonuje również rozmaite prace dla organizacji społecznych po godzinach lub w ramach freelance’u – 27% fundacji i stowarzyszeń nie ma płatnego personelu, ale jednocześnie korzysta sporadycznie z usług zleceniobiorców. Czyni to także bardzo duża część organizacji zatrudniających stały personel (niekoniecznie na umowę o pracę). Jak czytamy w „Kondycji”, coraz mniej organizacji opiera się wyłącznie na pracy społecznej, jednak „za wzrost odpłatności za pracę w organizacjach odpowiada przede wszystkim częstsze zlecenie pracy nieregularnej, sporadycznej i jednorazowej osobom, które na co dzień nie są w organizacji zatrudnione”. Dodajmy, że najrzadziej na stałe zatrudniają organizacje zajmujące się kulturą.
Może zatem należy po prostu oszczędzać? Tu jednak pojawia się kolejne zasadnicze pytanie: „z czego?”. Kolejny element tego samego równania ze smutnym wynikiem w miejscu wysokości emerytury stanowi wysokość płac (od której zależy również wysokość składki, a następnie – choć już w bardziej skomplikowany sposób – także emerytury). Według badań „Kondycji”, „przeciętne miesięczne wynagrodzenie osoby zatrudnionej na stałe w organizacji pozarządowej w wymiarze całego etatu wynosi 3000 złotych brutto, czyli dokładnie tyle, ile w 2015 roku”. To o tysiąc złotych mniej niż w sektorze publicznym i prywatnym. I o ile płace w pozarządówce stoją w miejscu, o tyle „w całej gospodarce średnia płaca w tym samym okresie wzrosła o 17%, zaś minimalna o 20%”. Jasne, są grupy społeczne w gorszej sytuacji – również pod kątem ich przyszłości na emeryturze. Ale działaczom i działaczkom organizacji nie ma czego w tym względzie zazdrościć. A to powinno ich samych i je same skłonić do refleksji.
Podobno „tak jest sprawiedliwie”
Bo co to wszystko właściwie oznacza? W pierwszej kolejności choćby tyle, że warto, by osoby pracujące w organizacjach społecznych zdały sobie sprawę z tego, że tylko niektóre pytania spośród tych otwierających ten felieton ich dotyczą.
Doprawdy – nie sprawą działaczy i działaczek jest kwestia limitu składek na ZUS czy maksymalnej emerytury. I tak nie będą jej pobierać, mimo tego, że ich praca jest częstokroć wielokroć ważniejsza i bardziej potrzebna niż działania tych, którzy na emeryturze będą jeździć na luksusowe wczasy.
A pytanie o emeryturę minimalną? Cóż – spójrzmy prawdzie w oczy. Dziś wypruwacie sobie żyły, zmieniając rozmaite obszary naszego kraju na lepsze, często wyręczając państwo z jego obowiązków, ratując ludzi z rozmaitych bied i potrzeb, edukując młodzież, dbając o najsłabszych, rozwijając kulturę i tak dalej. I znacząca część z Was nie powinna liczyć, że zostanie to docenione. Fakty są brutalne: część z Was będzie biedowała na emeryturze. Być może korzystając ze wsparcia kolejnych organizacji społecznych.
Podobno tak się umówiliśmy. Ale czy na pewno nie warto tego zmienić? Niektórzy twierdzą, że tak właśnie będzie sprawiedliwie, a ci, którzy poświęcili swoje życie innym – jak wynika z neoliberalnych dogmatów – sami sobie zapracowali na taki los, bo nie byli wystarczająco zaradni. Tylko co to za sprawiedliwość?
Ignacy Dudkiewicz – redaktor naczelny Publicystyki w portalu ngo.pl, redaktor naczelny Magazynu „Kontakt”.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.