Pycha dotyczy nie tylko rządzących państwami. Może się rodzić w głowie i sercu lidera czy liderki organizacji. Działacza czy działaczki społecznej, która nie chce tracić czasu na ustalenia i rozmowy. Publicystki czy publicysty, który wie, jak jest.
Przeczytałem tę rozmowę trzy lata temu. Pamiętam, że była ciekawa, choć konkretów pamiętam z niej niewiele. Ale jedna myśl chodzi za mną do dziś. Wraca i nie daje spokoju. Każe zadawać sobie pytania o to, co i jak robię. Czemu to służy. Czy umiem swoje wybory uzasadnić. Zmusza do refleksji.
Te kilka zdań o „kuszeniu dobrem” do dziś są dla mnie ważnym drogowskazem.
Gdy władza wie
Jacek Cichocki – niegdyś między innymi minister spraw wewnętrznych, koordynator do spraw służb specjalnych i szef kancelarii premiera, dziś zaangażowany w życie społeczne i polityczne w innych, pozapartyjnych formach – w długiej, trzyczęściowej rozmowie opowiadał o swoim zaangażowaniu w zarządzanie państwem w latach rządów PO-PSL. W ostatniej części dzieli się przekonaniem, że największym zagrożeniem płynącym z władzy jest właśnie wspomniane „kuszenie pozornym dobrem”.
Mówił: „Mechanizm jest bardzo perfidny. Zaczynasz mieć wrażenie, że wiesz, co jest dobre dla obywateli. I masz chęć, żeby trochę »pójść po bandzie«, nieco nagiąć procedury. Jeśli masz gotowe rozwiązanie, to po co tracić czas na konsultacje resortowe i społeczne? Po co przejmować się obawami prawników o konstytucyjność zamierzeń? Ty wiesz. A tak naprawdę za tym wszystkim kryje się pycha, która na końcu może doprowadzić do szkód publicznych i krzywd wyrządzonych bardzo konkretnym ludziom”.
W przypadku władzy widać to bardzo ostro. Było widać za poprzednich rządów. I widać także obecnie – być może jeszcze wyraźniej. Działanie bez pytania kogokolwiek o zdanie. Pomijanie lub traktowanie po macoszemu konsultacji społecznych, myślenie o nich jako o uciążliwym punkcie do odhaczenia, bez wpływu na kształt przyjmowanych rozwiązań.
Olewanie procedur, wybieranie dróg na skróty. Przekonanie, że zwycięstwo w wyborach daje mandat do ignorowania prawnego porządku, nieprzejmowania się przepisami i zasadami. Bo „ty wiesz”.
Ponad głowami ludzi
Ale w zasadzie czemu o tym piszę, skoro nie jestem urzędnikiem państwowym ani politykiem? Jakież to niby pokusy władzy na mnie czyhają w działalności społecznej czy dziennikarskiej?
Ano – akurat w wypadku kuszenia dobrem – całkiem podobne.
Jako dziennikarz mogę pisać o ludzkich nadziejach, problemach, oczekiwaniach, marzeniach, nie pytając o nie żywiących je osób. Pod tym względem trochę łatwiej jest reportażystom niż publicystom. Ci drudzy znamiennie często diagnozują wyimaginowane problemy, znajdując im nieżyciowe rozwiązania. Uwielbiamy uogólnienia, wielkie kwantyfikatory, uproszczenia, kategoryzacje. Nie widzimy rzeczywistości w całym jej skomplikowaniu. Mówimy, a nie słuchamy. Opisujemy, choć nie patrzymy. Polskę widzimy znad biurka – często ulokowanego w Warszawie. Ale przecież i tak wiemy, bo przeczytaliśmy, przemyśleliśmy, znamy jakieś dane.
A że nikt nie rozlicza publicystów i publicystek z nietrafności ich tekstów, to jesteśmy bezpieczni. Nawet gdy, za przeproszeniem, życie pokazuje, że gówno widzieliśmy i gówno wiedzieliśmy.
Jestem też w zarządzie dużego stowarzyszenia. Tu też „kuszenie dobrem” może występować. Kusi, by działać, nie rozmawiając, ponad głowami członków i członkiń, pracowników i pracownic. By ingerować w rozmaite obszary funkcjonowania bez wewnętrznych konsultacji społecznych. Zarządzam działającą społecznie redakcją czasopisma ideowego – zagrożenia są podobne. To pułapki, w które łatwo wpaść. A niełatwo je zauważyć.
Wreszcie: owo kuszenie dobrem może być obecne w naszej działalności społecznej, gdy to my najlepiej wiemy, jak rozwiązać czyjeś problemy – danej społeczności, osoby, grupy społecznej. Po co ich pytać o zdanie, skoro nasz program zadziałał gdzieś indziej? Skoro czerpiemy ze znakomitych wzorców zagranicznych? Skoro nad rozwiązaniem pracowali eksperci i ekspertki? Skoro jest efektem badań i analiz? Skoro to POWINNO zadziałać?
Dobro, które prowadzi na manowce
Pycha dotyczy nie tylko rządzących państwami. Może się rodzić w głowie i sercu lidera czy liderki organizacji. Działacza czy działaczki społecznej, która nie chce tracić czasu na ustalenia i rozmowy. Publicystki czy publicysty, który wie, jak jest (i dotyczy to znacznie większej grupy osób, niż tylko Mariusza Max Kolonki).
Może „szkody publiczne”, o których mówi Cichocki, są wówczas mniejsze. Może ludzi, których skrzywdzą nasze słowa czy działania, jest mniej. Ale to mało istotne pocieszenie. Czuwać trzeba nad sobą w każdej sytuacji władzy i hierarchii, również tej ukrytej. Zwłaszcza dlatego, że dobro kusi mocniej i bardziej przebiegle. Czasami prowadząc na manowce.
Ignacy Dudkiewicz – redaktor naczelny Magazynu „Kontakt”, stały współpracownik portalu NGO.pl, działacz społeczny.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.