Czas na ulice dla dzieci! [felieton Agnieszki Krzyżak-Pitury]
Nastała wiosna, a wraz z nią długo wyczekiwany przez samorządowców maj. Rowerowy maj. Media społecznościowe zalewają zdjęcia publikowane z kont polityków na co dzień zajmujących się transportem czy ruchem rowerowym, ale też tych, którzy zazwyczaj nie spoglądają w stronę mobilności, a tym bardziej w stronę szkoły.
Zdjęcia rowerów i rowerków zaparkowanych przed szkołami i przedszkolami, które nie mieszczą się w zamontowanych tam stojakach rowerowych, okraszane są emotikonami uśmiechniętych buziek, kwiatów i oczywiście rowerów. Napawają dumą polityków. A mnie zwyczajnie irytują.
Robimy PR, czy chcemy realnej zmiany?
„Co w tym złego?” — moglibyście zapytać? Przecież Rowerowy Maj jest coraz popularniejszą akcją, do której dołączają kolejne szkoły z kolejnych miast.
Mam wiele do zarzucenia temu programowi, poczynając od mechanizmu robienia czegoś dla nagrody, po zrzucanie przez dyrektorów na barki dzieci i rodziców zdobywania kolejnych punktów rankingowych, ale to może faktycznie byłoby czepialstwem.
To, co najbardziej drażni mnie w Rowerowym Maju, to hipokryzja polityków. Od prawie dziesięciu już lat (pierwsza edycja akcji miała miejsce w 2014 r.) w kwestii infrastruktury rowerowej dla dzieci nie zmienia się nic. Dosłownie nic.
Mimo że jak czytamy na stronie rowerowymaj.eu: „Rowerowy Maj skutecznie zmienia okolice szkół i przedszkoli na bardziej bezpieczne i przyjazne rowerzystom, zmniejszając liczbę samochodów dowożących dzieci i motywując samorządy do inwestycji prorowerowych”. Zwyczajnie nie jest to prawdą.
Infrastruktura rowerowa w Polsce kompletnie wyklucza dzieci, rodziców z dziećmi i nawet same kobiety z jej użytkowania. Z nieznanego i niezrozumiałego mi powodu drogi rowerowe budowane są na chodnikach, co generuje liczne niebezpieczne sytuacje z pieszymi.
I nie ma się co dziwić — jeśli chcemy, aby ludzi zaczęli traktować rower jak codzienny środek transportu, a nie weekendową rekreację, powinni mieć możliwość jechania drogą rowerową szybko i sprawnie. Te drogi rowerowe, które budowane są na jezdni, nie oddzielają bezpiecznie rowerzysty od kierowcy samochodu. W ten sposób kręcimy się jak chomik w kołowrotku.
Dziecko, które kończy dziesięć lat, przestaje mieć możliwość pojechania do szkoły chodnikiem. Ręka w górę, kto puści dziesięciolatka samodzielnie do szkoły drogą rowerową wymalowaną na jezdni.
Rowerowy Maj nie zmienił w tym obszarze nic. Wraz z końcem maja kończy się zainteresowanie samorządowców, rzeczników rowerowych i samych dyrekcji szkół tym, czy dzieci docierają do szkoły rowerem. Nie powstają nowe, bezpieczne dla dzieci drogi rowerowe do szkoły. Ba — nie powstają nawet nowe stojaki rowerowe. W miastach nie zmienia się absolutnie nic. Podsumowanie kolejnej edycji pełne gratulacji trafia na skrzynki dziennikarzy, setki tysięcy rozdanych naklejek ląduje w koszu, a samorządowcy biorą oddech, aby przygotować się do kolejnej edycji.
Traktujmy dzieci poważnie
Badania zaprezentowane w raporcie „Gender and (smart) Mobility. Papier Work 2021” bezsprzecznie pokazują, że w krajach, w których dostępna jest zwarta i bezpieczna infrastruktura rowerowa, kobiety korzystają z roweru częściej niż mężczyźni. Oczywiście prym wiodą tutaj Dania i Holandia.
Mobilność kobiet ma taki związek z mobilnością dzieci, że w Polsce w większości to nadal kobiety odprowadzają i odbierają dzieci z przedszkola i szkoły. Poza tym kobiety poszukują podobnej formy bezpieczeństwa, jaka potrzebna jest dzieciom to samodzielnego podróżowania rowerem. W Polsce jakbyśmy nie widzieli korelacji między jakością infrastruktury rowerowej a korzystaniem z niej przez poszczególne grupy społeczne.
Z ostatnich badań m.st. Warszawy dotyczącego ruchu rowerowego wynika, że po stolicy rowerem poruszają się głównie mężczyźni. Stanowią oni ponad 61% rowerzystów. Co ciekawe, Warszawa zbadała nawet, w jakich strojach poruszają się rowerzyści. O tym, żeby zbadać, ile dzieci jeździ rowerem, nie pomyślał nikt.
Dlaczego zatem polskie miasta, mimo przygotowywania licznych strategii zrównoważonej mobilności, równości, czy dostępności zapominają o codziennych miejskich podróżach dzieci?
Czas na ulice dla dzieci!
Dzieci są pełnoprawnymi mieszkańcami miast, tak samo jak my. Powinniśmy zatem traktować ich potrzeby i możliwości równie poważnie, jak nasze własne. Czas, aby dorośli nieco posunęli się w swoich przywilejach i zaczęli projektować miasta tak, aby dzieci mogły z nich pełnoprawnie korzystać.
Potrzebujemy do tego przede wszystkim chęci i zmiany myślenia. Moment jest doskonały. Wiele miast tworzy lub planuje przygotować SUMP’y (Suistanable Urban Mobility Plan), część samorządów tworzy programy Stref Czystego Powietrza. To doskonała okazja, aby zacząć tworzyć miejskie programy szkolnych ulic, bezpiecznej dla dzieci infrastruktury rowerowej i zabrać się za realną zmianę naszych miast. Na poważnie, nie tylko na papierze.
12 maja w Warszawie, Wrocławiu, Gdańsku i Bydgoszczy setki dzieci, rodziców i nauczycieli wyszło na ulice przed szkołami, aby zaapelować do władz o tworzenie szkolnych ulic. To druga w Polsce edycja akcji #StreetsForKids autorstwa Clean Cities Campaign, koordynowanej przez Fundację Rodzic w mieście.
Agnieszka Krzyżak-Pitura, prezeska Fundacji Rodzic w mieście, aktywistka miejska, zajmuje się propagowaniem idei szkolnych ulic i ulic dla dzieci, placemakerka, mama.
Źródło: informacja własna ngo.pl