Jak to z ważnymi i bliskimi bytami bywa, darzymy je w równym stopniu uczuciem podziwu i nienawiścią. Wydają nam się niezbędne i stałe, a jednocześnie chcielibyśmy w nich wszystko zmienić. Dają nam poczucie zakorzenienia, ale drażnią nas związane z nimi ograniczenia. I tak w tej chwili mamy (mam) z ustawą o działalności pożytku.
Ustawa o działalności pożytku publicznego i wolontariacie ma 20 lat. Uchwalono ją 24 kwietnia 2003 roku. Po dwóch dekadach wrosła w rzeczywistość III sektora, jako numer 1 na legislacyjnej mapie pozarządówki, co już samo w sobie należy odnotować jako sukces, a w każdym razie fakt.
20 lat to jednak okres, który wymusza rewizję i zmianę. Nie zamierzam dokonywać szczegółowej inwentaryzacji obszarów i wątków, co do których jest niemal pewność, że należy je przepracować. Dzielę się raczej swoimi odczuciami, kiedy zaczynamy o tym myśleć i rozmawiać.
Tworzona i zmieniana partnersko. Niech tak pozostanie
To na pewno było dobre doświadczenie. Nikt nam tej ustawy nie narzucił, ale również nie podarował (jak to się np. wydarzyło ostatnio w przypadku ustawy o OSP). „Pożytek” wypracowany został z inicjatywy i przy udziale samych organizacji. O tym warto pamiętać, kiedy od tej regulacji zaczynamy się dystansować. Ale również wtedy, gdy szykujemy zmianę – ta zmiana będzie do przyjęcie tylko jeśli nie powstanie w gabinetach, w zaciszu, albo w ogóle nie wiadomo gdzie.
Założenie może wydawać się błahe i oczywiste, ale moim zdaniem takie nie jest, bo
ostatnie kilka lat oswoiło nas z szybkim, półtajnym i wsobnym trybem pracy nad ustawami. Nawet jeśli publicznie go piętnujemy, wcale nie będzie łatwo wrócić do innej kultury debaty.
Mimo że między sobą, w ramach III sektora, staramy się pielęgnować rozmowę, wydaje mi się, że również my sami musimy tu jeszcze podkręcić standard, szczególnie jeśli chodzi o angażowanie naprawdę szerokiego kręgu interesariuszy.
Jak nie zmieniać ustawy? Nie można jej zmieniać tak, jak robi to rząd. Dla własnej wygody czy interesu i nie pytając nas o zdanie. W ostatnim okresie mamy do czynienia niemal wyłącznie z takimi próbami. Zobacz: W Sejmie nowelizacja pożytku. Zlecanie zadań bez konkursu dla fundacji Skarbu Państwa oraz Ustawa o pożytku. Jeszcze prostsze (dla rządu) zlecanie zadań bez konkursu.
Rozluźnić gorset
Ustawa była „uchyleniem drzwi” do współpracy organizacji z administracją, jak się okazało – głównie samorządową. „Uchylenie” jest określeniem, które pojawiło się ostatnio i wskazuje na chłodną ocenę stanu obecnego. Nie nastąpiło prawdziwe i oczekiwane otwarcie. A może nastąpiło, ale zatrzymało się na określonym poziomie i nie rozwija się? Nie wiem, ale z pewnością mamy niedosyt i jest to obszar, który będzie zmieniany.
Czy cała uwaga skupi się na zasadach współpracy finansowej? Tu jest najwięcej wrzenia, dyskusji, niezadowolenia, świadomości nieprzylegania dzisiejszego kształtu przepisów ustawy do potrzeb organizacji, ale też do wyzwań społecznych.
Zasady zlecania zadań publicznych (konkursy) tworzą gorset. I ten gorset ogranicza nie tylko samą współpracę finansową, ale też w ogóle myślenie o tym, po co są organizacje, co powinny robić, jak i gdzie zdobywać środki. Dyskusja o procedurach łatwo więc przeradza się w dyskusję o sensie istnienia.
Do czego nam status?
Status organizacji pożytku publicznego miał wyróżnić część organizacji. Dał im przywileje (głównie 1% / 1,5% i mocne zwolnienie podatkowe), ale stawiał wymagania.
Czy powstała grupa, która rzeczywiście jest inna, realnie wyróżnia się wyższymi standardami i przekłada się to na jakość i wartość jej działań? Nie sądzę, żeby OPP działały źle, ale też pozostałe NGO-sy wydają się nie odstawać (przynajmniej nie z powodów, które wynikałyby z braku statusu).
Ten element ustawy trzeba więc poddać ocenie. Może wyniknie z niej, że wszyscy zasługujemy na pewne przywileje, a wyższe standardy stosujemy nie tylko powodowani ustawową zachętą?
Dobrze byłoby przy okazji zweryfikować sensowność dedykowania części uprawnień (nie zapisanych w samej ustawie o pożytku) tylko organizacjom ze statusem OPP. Taki niezbyt przemyślany odruch ustawodawcy obserwowaliśmy szczególnie w pierwszych latach po uchwaleniu ustawy, ale nadal ponosimy jego konsekwencje. Nie jestem zwolennikiem prób przywrócenia pierwotnych założeń mechanizmu alokacji, ale obawiam się, że w tym wątku debaty o pożytku wrócimy również i do tego drażliwego zagadnienia. Tu liczę, że raczej w końcu pogodzimy się z tym, jak jest.
Dialog w ustawie i poza nią
Napisałem wyżej o współpracy w aspekcie finansowym. To tylko część przepisów i założeń ustawy. Mamy w niej również dialog. Wyjściowym jest założenie, że organizacje współdecydują o tym, co ważne. Jednak zastosowanie regulacji pożytkowej sprowadza dialog do rozmowy tylko o tym, co nas bezpośrednio dotyczy (głównie o programach współpracy). To za mało i kiedyś, i (może szczególnie) teraz.
III sektor domaga się uznania jego społecznej roli, domaga się docenienia. Skoro ustawa ma opisywać, czym sektor jest (chyba ma opisywać?), jakie są cechy organizacji społecznych, jakie jest ich miejsce w społeczeństwie, to chyba o prawie NGO-sów do współdecydowania o ważnych dla całego kraju sprawach jest w ustawie za mało.
Organizacje aktywnie zabierają głos (dla przykładu ostatnio: w sprawie edukacji, ochrony środowiska, funduszy europejskich), ale ich umocowanie jest słabe lub żadne, w najlepszym razie prowizoryczne i ograniczone. Pomysły, jak polepszyć tu pozycję III sektora – zrównać ją z pozycją związków zawodowych i pracodawców – dyskutowane były kilka lat wstecz. Ale dyskusja trafiła chyba na zły moment i ucichła bez określonego rezultatu. Musi wrócić.
I tu też pojawi się wątek finansowy, bo jednym z większych problemów organizacji, które chciałyby brać udział w dialogu, jest to, że tę część swojej aktywności NGO-sy robią naprawdę niemal w stu procentach społecznie, czyli za darmo. A tak się po prostu nie da.
A może Kodeks?
Poważne zmiany wychodzą nieraz poza możliwość absorpcji zmienianego aktu. A też inicjatorzy zmian dobrze się czują, kiedy tworzą coś zupełnie nowego. Mówi się więc o Kodeksie (nazwy bywają różne) dla organizacji społecznych. Być może to znacznie dalsza perspektywa niż nawet najpoważniejsza zmiana ustawy o pożytku, ale może zdarzyć się też tak, że pożytek nie udźwignie już naszych oczekiwań i projekcji, i procesy (nowelizacji i kreacji nowego aktu) potoczą się równolegle. Kodeks mógłby mieć tę zaletę, że prace nad nim byłyby dużym wydarzeniem i może udałoby się powtórzyć to, co doprowadziło do uchwalenia ustawy pożytkowej.
Na koniec: boję się zmian...
Pracuję w miejscu, które świadczy poradnictwo dla organizacji, piszemy i tłumaczymy jak NGO-sy mają radzić sobie z różnymi regulacjami. MUSZĄ sobie radzić, bo nie ma ucieczki od prawa. Wiem, jak trudno jest przeciętnej (właściwie każdej) organizacji przyjąć i wdrożyć nowe przepisy – również te, które wymyślane są ze słuszną i dobrą intencją i wydają się skonstruowane prawidłowo.
Wielokrotnie również obserwowałem frustrację i niemoc towarzyszącą sytuacji, kiedy zamysł autorów jakiejś regulacji styka się z rzeczywistością i okazuje się, że praktyka stosowania jakiegoś przepisu jest inna niż to sobie wyobrażali jego twórcy. Czasem efekt jest gorszy, czasem lepszy, ale bardzo rzadko jest chyba tak, że jest dokładnie taki, jak to sobie wyobrażano.
To również historia ustawy o pożytku oraz prawdopodobnie również jej przyszłość, której należy oczekiwać po ewentualnej dużej lub mniejszej zmianie. Bo każda zmiana to komplikacja, konieczność nauczenia się od nowa i każda zmiana to niewiadoma, bo stosujący prawo podchodzą do niego tak, jak potrafią, jak im wygodnie, jak im się najbardziej opłaca (i to nie zawsze jest podejście, jakiego chcemy).
Mam jednak świadomość, że zmiana i tak nastąpi. Jeśli odbędzie się z dużym i realnym udziałem zainteresowanych stron, jeśli poświęcimy jej odpowiednio dużo czasu, będzie szansa na jej oswojenie. Ważne więc, jak zmianę zrobimy.
I na koniec jeszcze jedno. Zmieniane akty rosną. Mówimy „prościej”, ale wychodzi inaczej. Już choćby zerwanie gorsetu utkanego z realizacji zadań i z konkursów oznacza dodanie do ustawy regulacji opisujących inne tryby. Ustawa się powiększy, może nawet dwukrotnie. Warto mieć tego świadomość i nie robić sobie złudnych nadziei.
Rafał Kowalski – redaktor serwisu Poradnik.ngo.pl.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.