„Chciałam zrobić więcej”. Historia Agnieszki Sikory, Fundacji po DRUGIE i walki o godność młodych w kryzysie bezdomności
– Bezdomność młodych ludzi to złożony problem. Nie wystarczy dać im dach nad głową. Musimy wdrożyć wiele działań, żeby przygotować ich do dorosłości – mówi Agnieszka Sikora, założycielka Fundacji po DRUGIE.
Ewa Koza, ngo.pl: – Pracując w mediach, przez lata zajmowała się pani problematyką społeczną, ale – jak sama pani pisze o sobie na stronie fundacji – „Chciałam zrobić więcej niż tylko opowiadać o ludziach i ich problemach”. Ta potrzeba się w pani rozrastała, czy był katalizator przejścia od słów do czynów?
Od dziennikarstwa do pomagania
Agnieszka Sikora, Fundacja po DRUGIE: – Myślę, że cały czas ją w sobie nosiłam. Chyba potrzebowałam dojrzałości – i życiowej, i wiekowej. Gdy zaczynałam pracę w mediach, poznałam Marka Kotańskiego, jeździłam z nim po Polsce, odwiedzałam różnego rodzaju ośrodki i już wtedy mówiłam sobie, że jak kiedyś dorosnę, będę robić takie rzeczy jak on. Myślę, że to był zalążek, ale miałam dwadzieścia kilka lat, byłam skoncentrowana na dziennikarstwie, na rozwoju zawodowym, a później na tym, że pojawił się na świecie mój syn. Miał trzy latka, gdy pojechałam do Zakładu Poprawczego w Falenicy – dziś to Okręgowy Ośrodek Wychowawczy – i zrobiłam cykl reportaży. To było moje marzenie, bardzo mnie ciągnęło do tych dziewczyn i do tego ośrodka.
To był chyba ten katalizator, o który pani pyta: moment, w którym pomyślałam, że muszę coś dla nich zrobić. Zżyłam się z tymi młodymi kobietami, przez dłuższy czas jeździłam do nich codziennie. Chcąc jakoś się do tego przygotować, zapisałam się na studia podyplomowe z pedagogiki resocjalizacyjnej. I tak powstała Fundacja po DRUGIE. Zakładałam, że będę ją prowadzić równolegle pracując w mediach, ale stała się sensem mojego życia.
Obszarów, w których potrzebna jest pomoc, jest bez liku. Dlaczego wybrała pani akurat ten?
– Nie umiem tego wyjaśnić, po prostu było mi do tego blisko. Fascynowały mnie dziewczyny w Falenicy – widziałam w nich niezaopiekowane, odrzucane dzieci, skazane na zakład poprawczy tylko dlatego, że urodziły się w takiej, a nie innej rodzinie. Czułam, że to są osoby, którym można pomóc i które bardzo tej pomocy potrzebują. Wiedziałam też, że ta grupa społeczna jest kompletnie niezauważana, że nikt nie zajął się młodzieżą zdemoralizowaną z placówek resocjalizacyjnych.
Myślałam o wzmacnianiu działań wychowawczych i resocjalizacyjnych i o tym, jak pomagać młodym ludziom, kiedy opuszczają takie placówki, ale okazało się, że największym problemem jest brak miejsca, do którego mogliby się udać. Widziałam, że wychodzą do totalnej pustki, albo planują wrócić do rodzin, które w zasadzie na nich nie czekają. Bo tam są już kolejne dzieci, nowi partnerzy, nowy świat.
Jeśli pani pyta, czy to wynika z moich doświadczeń, to nie. Jestem bardzo szczęśliwą osobą, miałam wspaniały dom, kochających rodziców, nigdy mi niczego nie brakowało, rodzice bardzo o mnie dbali. Dbali o mój rozwój. Byłam największą inwestycją ich życia – chciałabym to trochę światu oddać. Jest mi przykro, że nie wszyscy mają tyle szczęścia.
To, co tworzę, jest w duchu miłości, troski, prawdziwego zaangażowania w to, kim jest drugi człowiek, dawania mu szansy na rozwój, na spełnianie marzeń, czyli na to, co ja dostałam od mamy i taty.
Na co dzień nie zastanawiam się nad tym, dlaczego się tym zajęłam. Wsiadłam do tego pociągu i jadę. Nie da się z niego wysiąść, ma już sporą prędkość. Trzeba być odpowiedzialnym za coś, co się zaczęło. Trzeba to rozwijać, choć jest to naprawdę trudne.
„Bezdomność to problem demokratyczny”. Kto potrzebuje pomocy?
„Bezdomność jest problemem demokratycznym” – zatrzymało mnie to, co przeczytałam na państwa stronie. Komu pomaga Fundacja po DRUGIE?
– Koncentrujemy się na wspieraniu bardzo młodych osób, tych, które mają 18, 19, maksymalnie 25 lat i doświadczają bezdomności.
Kiedy zaczynaliśmy działać, bezdomność była związana głównie z faktem pobytu młodego człowieka w placówce resocjalizacyjnej czy w domu dziecka. Dziś pracujemy z bardzo różną młodzieżą, coraz częściej przychodzą do nas osoby, które wychowywały się w rodzinie. I nie mówię o rodzinie, którą nazwalibyśmy patologiczną, bo mama pije, a tata jest w więzieniu, czy na odwrót, ale o takiej, w której rodzice pracują, mają samochód, mieszkanie albo dom z ogrodem, ale nie potrafią poradzić sobie ze swoim dzieckiem. Może są bardzo zagubieni, może bezradni, może pomoc, której szukali, nie nadeszła w odpowiednim momencie, a może po prostu są beznadziejni i nieodpowiedzialni – trudno powiedzieć.
Faktem jest, że mamy coraz więcej młodzieży, której rodzice nie dawaliby nam wyobrażenia, że ich dziecko może zostać pozbawione dachu nad głową. Nierzadko jest to dziecko, które się uczy, zdaje maturę i wybiera się na studia. Problem bezdomności bardzo się zmienił. Przerażające jest to, w jakim miejscu się znajdujemy.
Czasem rodzice wyrzucają dziecko z domu, czasem ono samo odchodzi, bo nie czuje się w nim dobrze, nie czuje się zaopiekowane, albo jest tam przemoc. Bywa i tak, że dziecko daje porządnie popalić – wpada w uzależnienie, okrada rodziców, dzieją się różne rzeczy. Jest jednak taki moment, gdy młody człowiek trafia do nas, zaczyna się leczyć, idzie na terapię, jest trzeźwy, przestaje być tym, który okradał rodziców, ale oni go już nie chcą.
Dziś bezdomność jest problemem demokratycznym, który dotyczy bardzo różnych osób. Łączy je to, że nie doświadczały domu w sposób prawidłowy, bo żyły w rodzinach, w których działy się różne rzeczy, czasem takie, na które nikt nie miał wpływu – była choroba, wypadek, wydarzył się jakiś dramat.
Bezdomność dotyka młodzież z dużych i małych miast, młodzież wykształconą i niewykształconą, młodzież z pieczy zastępczej i ze zwykłej rodziny, z biednego i z bogatego domu, młodzież z rodziny, w której jest uzależnienie, i z takiej, w której nigdy nie było alkoholu ani innych używek. Często dotyczy młodzieży adoptowanej.
Współczesne oblicze bezdomności młodych
Czy któraś z tych grup dominuje?
– To się bardzo zmieniło. Jeszcze kilka lat temu zdecydowaną większość stanowiły osoby, które od dziecka korzystały z państwowej pomocy, były w placówce opiekuńczo-wychowawczej, w rodzinie zastępczej, w placówce socjalizacyjnej czy wychowawczej. Dziś jest pół na pół, drugą połowę stanowi młodzież z tak zwanych zwykłych rodzin.
Wyraźnie widać, że największym problemem jest zdrowie psychiczne – osoby leczące się psychiatrycznie są większością.
W Domu dla Młodzieży, który prowadzimy w Warszawie, rocznie przebywa około stu podopiecznych, 80 do 90 proc. z nich to osoby, które biorą leki, potrzebują pomocy psychiatrycznej i terapii, najczęściej diagnozowane są u nich zaburzenia osobowości. Drugi częsty problem to kwestia uzależnień, około 50 proc. młodych ludzi, którzy przychodzą po pomoc, jest uzależniona albo są na granicy uzależnienia od substancji psychoaktywnych.
Mam doświadczenie rozmowy z rodzicem, któremu próbowałam wytłumaczyć, że córka choruje na schizofrenię i zachowywała się w domu w taki czy inny sposób nie dlatego, że chciała zrobić komuś na złość, ale dlatego, że nie była leczona. Usłyszałam: „Pani nie wie, do czego ona jest zdolna! Ja już najlepiej wiem. Nie wyobrażam sobie, że miałaby wrócić do domu”. To nie są pojedyncze przypadki. Rozumiem, że ludzie mogą nie mieć wiedzy, rozumiem, że przeżyli coś naprawdę trudnego, bo doświadczenie relacji z własnym dzieckiem może być traumatyczne – może być tak, że rodzic czuje się zagrożony, boi się swojego dziecka – ale, niestety, często nie są to te historie. To może być zwalnianie się z odpowiedzialności. Kiedyś nie było takich sytuacji. Jeszcze kilka lat temu zgłaszała się do nas młodzież z typowo patologicznych rodzin, w których był alkohol lub przemoc.
Jak Fundacja po DRUGIE pomaga młodym osobom?
Co roku Fundacja pomaga nawet trzystu osobom. Jak podjąć decyzję, temu pomagamy, a tamtemu nie, bo nie jesteśmy w stanie?
– Pomoc dajemy każdemu, kto się do nas zgłosi, tylko nie każdemu taką samą, bo na przykład nie mamy wolnego miejsca w Domu dla Młodzieży. Są osoby, które nie są u nas zakwaterowane, ale pracujemy z nimi, przychodzą do naszego Punktu, zawsze mogą coś zjeść. Zachęcamy je, żeby skorzystały z systemowej pomocy – poszły do schroniska, do noclegowni, do ośrodka interwencji kryzysowej, żeby znalazły bezpieczne schronienie, w którym będą mogły poczekać na miejsce w naszym Domu.
Są wśród nich takie, które nie decydują się na zerwanie z nałogiem, pozostają w czynnym uzależnieniu, więc nie dostają u nas zakwaterowania – warunkiem przyjęcia do Domu jest abstynencja. Nie zmienia to faktu, że metodą redukcji szkód możemy z nimi pracować z poziomu naszego Punktu Pomocowego.
Nie mam poczucia, że są osoby, którym nie pomagamy. Czasem talerz zupy zjedzony w ciepłym pomieszczeniu w środku zimy może być początkiem bardzo ważnej drogi.
Oczywiście, wykluczane są osoby, które nas okradają, są agresywne, takie które stanowią zagrożenie, ale to bardzo rzadkie sytuacje. Jeśli na czternaście lat działalności pojawiło się dziesięć takich osób, to wszystko.
Dom dla Młodzieży – pierwszy krok do samodzielności
Czym jest Dom dla Młodzieży?
– To miejsce, do którego w pierwszej kolejności kierujemy nowych uczestników, jeśli tylko mamy wolne łóżka, a mamy ich zaledwie czternaście. Dom jest przestrzenią, w której zapoznajemy się z osobami, które zgłosiły się po pomoc. Kiedy przychodzą do nas, do Punktu Pomocowego i opowiadają o sobie, wygląda to czasem tak, jakby brały udział w castingu. Chcą się jak najlepiej zaprezentować, wiele rzeczy umyka. Oczywiście, nikt nie jest uzależniony – wszyscy są w świetnej kondycji. Pobyt w Domu pozwala dość szybko ocenić, jaka naprawdę jest sytuacja jego mieszkańców, bo przez całą dobę jest z nimi opiekun.
Bezdomność młodych ludzi to złożony problem. Nie wystarczy dać im dach nad głową. Musimy wdrożyć wiele działań, żeby przygotować ich do dorosłości.
Możliwość bycia z osobą przez całą dobę plus wsparcie naszych specjalistów daje szansę, żeby w dość krótkim czasie dowiedzieć się, co tak naprawdę musimy rozwiązywać, żeby młody człowiek umiał się w przyszłości utrzymać, żeby nie stracił domu czy mieszkania, żeby sobie radził.
Metoda po DRUGIE – kompleksowe wsparcie w walce z bezdomnością
Jakie warunki muszą zostać spełnione, żeby przejść do mieszkania treningowego i nadal korzystać z państwa pomocy?
– Osoby, które są w Domu dla Młodzieży i uregulowały sytuację zdrowotną i rozumieją ją, jeśli są uzależnione, są w abstynencji, przeszły terapię i mają środki finansowe – pracują i zarabiają albo mają rentę, czy dostają alimenty – mogą przejść do mieszkania treningowego, które jest kolejnym etapem wdrażania w dorosłość. Tam nie ma już opiekuna, który byłby z nimi całą dobę. W mieszkaniach treningowych mamy łącznie piętnaście miejsc, razem z tymi w Domu niecałe trzydzieści, a jak mówiłyśmy, rocznie przychodzi do nas nawet trzysta osób. Uczestnicy rotują, są tacy, którzy się u nas nie utrzymują, z różnych powodów – bo wybierają ćpanie, bo nie chcą się leczyć. Czasem wracają, to procentuje.
Fundacja po DRUGIE jest jedyną organizacją w Polsce, która kompleksowo rozwiązuje problem bezdomności młodzieży. Model, według którego działamy, nazwaliśmy Metodą po DRUGIE.
Niedawno z prof. Renatą Szczepanik napisałyśmy publikację, rodzaj podręcznika, w którym opowiadamy, jak w Fundacji po DRUGIE wygląda model pracy z młodym człowiekiem w sytuacji bezdomności. Nie wiem, czy tak powinien wyglądać wszędzie, ja jestem do niego przekonana. Nam się to sprawdza, a innego modelu, który wskazywałby, jak to robić, w Polsce nie mamy. My tę drogę wydeptywaliśmy przez czternaście lat, metodą prób i błędów, porażek i sukcesów. Chcemy ją rekomendować szerzej, bo mamy przekonanie, że pomoc i rozwiązania dla młodych ludzi dostosowane do ich wieku, do etapu, na którym się znajdują, są kluczowe i ratują im życie.
Życie po Fundacji – co dalej?
Jak wygląda wyjście spod skrzydeł Fundacji?
– Młodzież zwykle bardzo się boi tego momentu. Niełatwo stanąć w obliczu dorosłości, gdy pojawiają się nowe wyzwania. Myślę, że ten strach i obawa przed wyjściem spod skrzydeł jest czymś naturalnym.
My staramy się zauważać troszkę wcześniej moment, w którym są do tego gotowi. Aby dać im czas na przygotowanie się do opuszczenia mieszkania treningowego. Zdarzają się sytuacje, w których musimy kogoś „wypchnąć”, zachęcić, zmotywować. Ale nie jest tak, że gdy młody człowiek się wyprowadza i zaczyna życie na własny rachunek, kończymy cały proces. Wiele osób chce być z nami w kontakcie. Korzystają z pomocy psychologicznej, przychodzą do naszego prawnika, gdy mają problem albo po prosu wpadają nas odwiedzić.
Pojawiają się na spotkaniach z ciekawymi ludźmi, które organizujemy w soboty, przychodzą do nas na święta, bo czasami nie mają ich z kim spędzić. Z czasem kontakt się rozrzedza – to bardzo dobra informacja, bo oznacza, że znaleźli swoje miejsce w świecie, mają swoje życie.
Jaki był najkrótszy i najdłuższy pobyt w Domu dla Młodzieży?
– Najkrótszy – godzina. Zdarzały się sytuacje, że ktoś wchodził, mówił: „Nie, dziękuję” i wychodził. Najdłużej, bo trzy lata, mieszkał Bartek. Niestety, w jego przypadku możliwość samodzielnego funkcjonowania, podjęcia pracy nie wchodziła w grę. Bartek choruje na schizofrenię. U nas został zdiagnozowany, uczył się choroby, uczył się tego, jak o siebie zadbać, zrobił kawał roboty, ma dużą świadomość potrzeby leczenia. Bardzo długo szukaliśmy dla niego godnego miejsca, zależało nam, żeby nie trafił gdzieś, gdzie nie będzie zaopiekowany. Kilka tygodni temu zawieźliśmy go do jednego z domów siostry Małgorzaty Chmielewskiej. Zobaczymy, czy się zaaklimatyzuje. Na razie jest dobrze.
A najdłuższy pobyt w mieszkaniu treningowym?
– Klika lat była u nas dziewczyna, którą za zgodą sądu przyjęliśmy tuż przed osiemnastymi urodzinami. Mimo że mieszkała na terenie ogródków działkowych, cały czas chodziła do szkoły, była w tym wszystkim bardzo dzielna. U nas skończyła szkołę, dostała mieszkanie socjalne, zrobiła prawo jazdy, wyszła za mąż, pracuje, rozwija się. Wtedy była wyjątkiem, bo zwykle zgłaszały się osoby dwudziestokilkuletnie. Dziś przychodzą coraz młodsze, tuż po osiemnastce.
Agnieszka Sikora – dziennikarka, pedagożka, organizatorka pomocy społecznej. Przez wiele lat pracowała w mediach, zajmowała się problematyką społeczną, ale chciała zrobić więcej niż tylko opowiadać o ludziach i ich problemach. Założyła Fundację po DRUGIE, która – jako jedyna w Polsce – zajmuje się kompleksowym rozwiązywaniem problemu bezdomności młodzieży. Jak mówi, ma szczęście łączyć wyjątkowych ludzi, zarówno tych, którzy pracują na rzecz Fundacji, jak i tych, którzy decydują się wspierać te działania.
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.