Podczas pierwszego pobytu w Ośrodku Preadopcyjnym w Otwocku Barbara – za radą jednej z wolontariuszek – wtulała się w szyje dzieci. – Gdy to robiłam – dzieci zamierały. Bały się ruszyć, żebym tylko nie przestała. Od tamtego dnia minęły dwa lata – wspomina emerytowana księgowa.
Regularne karmienia, suche pieluchy, czysta pościel. Lekarstwa, kiedy coś boli. Uśmiechnięta twarz nad łóżeczkiem. Kołysanie w ramionach, kiedy ciężko zasnąć. Lista potrzeb najmniejszych dzieci nie jest długa, ale każda z rzeczy na niej zapisanych ma fundamentalne znaczenie dla ich rozwoju. Wiedzą o tym doskonale założyciele, pracownicy i wolontariusze Interwencyjnego Ośrodka Preadopcyjnego w Otwocku.
Zaczęło się od Fundacji Rodzin Adopcyjnych – powołanej ponad 20 lat temu przez grupę rodziców, którzy chcieli dzielić się swoim doświadczeniem opieki nad adoptowanymi dziećmi. Dostrzegli oni między innymi kolosalną różnicę w funkcjonowaniu pomiędzy dziećmi, które trafiły do nowych rodzin na bardzo wczesnym etapie a tymi, które doświadczyły tego nieco później, już jako kilkulatki. W 2001 roku fundacja założyła Interwencyjną Placówkę Opiekuńczą w Otwocku – obecnie funkcjonującą pod nazwą Interwencyjnego Ośrodka Preadopcyjnego.
Trafiają do niego dzieci pozostawione przez rodziców po porodzie, odbierane im w wyniku zaniedbania, maluchy, których bliscy zrzekają się zupełnie praw do opieki nad nimi lub którym te prawa zostają – na stałe lub tymczasowo – odebrane.
Jednorazowo w ośrodku może przebywać dwadzieścioro podopiecznych. W ciągu roku przewija się ich blisko setka, z czego około osiemdziesięcioro trafia do domów – adopcyjnych lub, bywa i tak, z powrotem do biologicznych. Jedna piąta – najczęściej dzieci bardzo chore i wymagające specjalistycznej opieki – po ukończeniu pierwszego roku życia zostają przeniesione do kolejnej placówki. Dwadzieścioro na sto – to wciąż dużo, ale ogólne statystyki są znacznie bardziej pokrzepiające: od momentu powstania otwockiego ośrodka 94% z ponad 1300 dzieci zostało powierzonych rodzinie zamiast trafić do domów dziecka.
W przypadku znacznej większości dzieci, które trafiają do IOP (statystyki mówią o ponad 90%), ich matki nie były ani razu u lekarza w trakcie ciąży. Dlatego ośrodek działa przy Szpitalu Powiatowym w Otwocku i jest zorganizowany tak, by maluchy – bardzo często zmagające się z wrodzonymi chorobami, wadami genetycznymi lub skutkami poważnych zaniedbań ze strony rodziców – otrzymywały w nim niezbędną opiekę lekarską i rehabilitacyjną.
Obok lekarstw, ćwiczeń i codziennej pielęgnacji, równie ważne jest wspieranie prawidłowego rozwoju emocjonalnego dzieci. Dobrze, by przebywały w ośrodku jak najkrócej oraz, czekając na nowe rodziny lub na powrót do biologicznych, nie odczuwały skutków porzucenia czy rozdzielenia z bliskimi. Aby to się udało, liczą się wszystkie szczegóły: przyjazna im przestrzeń, podejście personelu. A także obecność i wsparcie wolontariuszek i wolontariuszy. Takich jak Barbara i Ewa.
Ewa o wolontariacie w IOP usłyszała w audycji radiowej.
– Wtedy pomyślałam, że jako emerytka część wolnego czasu mogłabym ofiarować tym dzieciom – mówi. Trochę się wahała, ale w końcu pojechała do Otwocka. To, co zobaczyła, utwierdziło ją w poczuciu, że podjęła słuszną decyzję. – Tak mnie to wciągnęło, że wszystkie moje sprawy i życie rodzinne podporządkowałam mojej obecności w Ośrodku. Czułam, że jestem potrzebna i że dzieci na mnie czekają, a ich uśmiech i radość są dla mnie największą nagrodą. Przyjeżdżam do Otwocka już od dwóch lat, trzy razy w tygodniu. Będę to robić tak długo, jak tylko wystarczy mi sił.
Barbara, emerytowana księgowa, o otwockim Ośrodku dowiedziała się z telewizji i od tamtej pory myśl o dołączeniu do grona wolontariuszek i wolontariuszy nie dawała jej spokoju. Gdy tylko ustabilizowała jej się sytuacja rodzinna, zaczęła kompletować dokumenty i skontaktowała się z Agatą Paczuską, koordynatorką wolontariatu.
– Na pierwszym spotkaniu pani Agata oprowadziła mnie po ośrodku, po czym spytała, czy mogę od razu trochę zostać. Jedna z wolontariuszek podpowiedziała mi, by przytulając dzieci – wtulać im się w szyję. Gdy to robiłam – dzieci zamierały. Bały się ruszyć, żebym tylko nie przestała. Przynajmniej ja to tak odebrałam. Spędziłam tam może dwie godziny, ale tak to mną tąpnęło, że do wieczora nie mogłam się pozbierać. Od tamtego dnia minęły dwa lata – wspomina.
Wolontariusze i wolontariuszki to podstawa funkcjonowania Ośrodka. Za każdym razem, gdy media obiega informacja o naborze, zgłaszają się dziesiątki chętnych. Nie można jednak zapominać, że decydując się na wolontariat w IOP, bierze się na siebie ogromną odpowiedzialność. To, czego najbardziej potrzeba tym dzieciom, to poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Dlatego każda osoba decydująca się na wolontariat ma pod opieką konkretne dziecko, które odwiedza przynajmniej dwa razy w tygodniu, łącznie przez minimum dziesięć godzin.
– Opieka nad dziećmi to nie tylko przytulanie, ale też karmienie, zmiana pieluszek, całowanie w nóżki, kładzenie na brzuszku, masowanie plecków – podsumowuje Barbara.
„Odchowała” już w IOP trójkę dzieci. Kolejne – czwarte, które obecnie ma pod opieką, wkrótce trafi do nowych rodziców. Dowiedziała się o tym dzień przed naszą rozmową. – Może jutro ich poznam! – cieszy się.
– Pierwszą dziewczynką zajmowałam się dość długo, prawie dziewięć miesięcy – wspomina Ewa. – Kiedy znaleźli się dla niej rodzice to, choć bardzo się z tego cieszyłam, mimo wszystko trudno mi było się z nią rozstawać. To była radość przez łzy. Uczyłam ją mówić, ale jakoś nie mogłam sobie z tym poradzić. Ostatniego dnia, kiedy przyszłam, by się z nią pożegnać, powiedziała do mnie „baba”.
Źródło: inf. własna warszawa.ngo.pl
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23