Wykluczmy wykluczenia. Działają na rzecz społeczności LGBT+ nie tylko w Warszawie
17 maja obchodzimy Międzynarodowy Dzień Przeciw Homofobii, Transfobii i Bifobii. Organizacji lub inicjatyw pozarządowych działających na rzecz społeczności LGBT+ jest coraz więcej. Problemów, niestety, też.
Fundusz dla Odmiany. Odmienić rzeczywistość lokalną
Chęć odpoczynku, przemyślenia dotychczasowego podejścia do różnych spraw oraz możliwość poznania innej perspektywy mogą niekiedy zapoczątkować coś spektakularnego. Tak było w przypadku Aleksandry Muzińskiej, która w 2018 roku postanowiła odejść ze stowarzyszenia Miłość nie wyklucza i zastanowić się, co dalej z jej aktywizmem. Istotnym momentem było też zrozumienie… własnego przywileju.
– Jestem lesbijką i z racji tego doświadczam w Polsce systemowej dyskryminacji, nie mam równych praw. Jednocześnie jednak jestem dziewczyną, która urodziła się w Warszawie, mam potężną sieć kontaktów, jak również akceptującą rodzinę, więc w najbliższym otoczeniu nie musiałam mierzyć się z homofobią. Nie wszyscy mają to szczęście – zauważa Aleksandra.
Że wpadła w utarte koleiny, zdała sobie sprawę, rozmawiając z koleżanką. Aleksandra zapytała ją, czego potrzebuje, by mogła coś zmienić w sytuacji społeczności LGBT+ w swoim mieście. Dowiedziawszy się, że brakuje tylko pieniędzy, zaproponowała pójście do lokalnego biznesu. Koleżanka spojrzała na nią ze zdziwieniem, przypominając, że działa w mieście portowym, w którym firmy związane są głównie z rybołówstwem i żeglugą, a to nie są branże tradycyjnie wspierające LGBT+. I zaproponowała – wykorzystaj swoje dojścia i ty mi znajdź środki na działania.
Drugim impulsem było zamiłowanie do jeżdżenia po Polsce i marzenie o pracy na rzecz społeczności lokalnych. Aleksandra współpracuje też z Edukacyjnym Centrum Żydowskim w Oświęcimiu, które już kilka lat temu walkę z homofobią uczyniło swoim celem strategicznym. W trakcie spotkań z nauczycielki z małych miejscowości w Małopolsce i na Śląsku pytały ją, czemu działacze i działaczki LGBT+ nie przyjadą do nich. Były pewne, że wystarczyłaby rozmowa, aby wszelkie uprzedzenia szybko się stopiły.
– To też było trzeźwiące. Przekonałam się, że w małych miastach i na wsi jest mnóstwo wspaniałych osób, które pragną otwartości i szacunku, by ktoś ich zauważył i porozmawiał z nimi. A ponieważ obserwowałam też to, co robią moje koleżanki z Funduszu Feministycznego, postanowiłam, że czas na nową inicjatywę – wspomina Aleksandra.
W ten sposób powstał Fundusz dla Odmiany, który także przyznaje dotacje w sposób partycypacyjny – społeczności LGBT+ głównie poza metropoliami. Jak mówi Aleksandra, idea tego, że grupy zgłaszające swoje pomysły wzajemnie je oceniają i na tej podstawie zapada decyzja, komu dać grant, była początkowo nieco abstrakcyjna. Szybko jednak zrozumiała, że taki mechanizm przywraca poczucie siły, sprawczości, coś, czego zwłaszcza mniejszości społeczne mają na co dzień mało.
Do Aleksandry dołączyła Gosia Maciejewska, po czym przez długi czas gromadziły wiedzę, konsultując się z przeróżnymi organizacjami, a także środki. Wsparcie Funduszu Obywatelskiego im. Henryka Wujca pozwoliło chociażby na sfinansowanie strony internetowej, logo i innych podstawowych rzeczy.
A potem przyszła pandemia, która zasiała ziarno wątpliwości, czy to aby na pewno najlepszy moment na rozpoczynanie nowej inicjatywy. Z różnych stron przychodziły jednak sygnały, że nie ma co zwlekać, tym bardziej, że pojawiły się również okoliczności zewnętrzne. Zaczęły opadać pierwsze emocje związane z lockdownem, przede wszystkim jednak w trakcie kampanii prezydenckiej padło wiele koszmarnych słów wymierzonych w społeczność LGBT+.
– To był kluczowy moment. Na zasadzie – nawołują do nienawiści, biją nas, to podnosimy głowę i ruszamy z czymś będącym w całkowitej kontrze. Ale nie jako reaktywne działanie, tylko coś, co może przynieść długofalową zmianę – opowiada Aleksandra.
Wniosków przyszło ponad sześćdziesiąt i kiedy trwała ich społecznościowa ocena, doszło do kolejnego niezwykle ważnego zdarzenia, czyli aresztowania Margot oraz starć z policją na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie.
– Jestem człowiekiem dialogu, spokojnej rozmowy, cenię sobie życie rodzinne. Ale siedziałam wtedy na chodniku przed radiowozem, otoczona policjantami i nagle pojawili się znajomi, o których nigdy bym nie sądziła, że wezmą udział akurat w takim proteście. Wytworzyła się niesamowita energia, a we mnie coś pękło. Poczułam, że mam do czynienia z tępą przemocą władzy, która w niewyobrażalnie głupi sposób pogardza mną, bo kocham kobietę i jestem z nią w związku. Pozwoliłam sobie na konfrontację z policjantem, zostałam – na szczęście niegroźnie – uderzona. Mocno to poprzestawiało mi w głowie – tłumaczy Aleksandra.
Kiedy była już w domu, zaczęła zastanawiać się, co można robić. Dużo osób zostało aresztowanych, ludzie zaczęli się o siebie bać. Razem z Gosią postanowiły stworzyć w fundusz kryzysowy, szybko zorganizowana zbiórka przyniosła ponad 30 tysięcy złotych, które zostały wysłane do społeczności lokalnych i na finansowanie interwencji psychologicznych dla osób wychodzących z aresztu, ich rodzin i bliskich. Okazało się, że skutki tego, co zaszło na Krakowskim Przedmieściu miały ogromny wpływ na osoby LGBT+ w całej Polsce, otworzyły traumy związane z homofobią oraz agresją ze strony policji.
Środki na działania kryzysowe cały czas są dostępne, ale oczywiście Fundusz dla Odmiany przede wszystkim przyznaje mikrogranty – w wysokości niecałych 5000 złotych – na najróżniejsze działania zarówno grup nieformalnych, jak i organizacji pozarządowych. W pierwszym konkursie przyznanych zostało piętnaście dotacji, w drugim szesnaście, obecna edycja skierowana jest do województw świętokrzyskiego, małopolskiego, podkarpackiego i lubelskiego, ponieważ z tych terenów przychodziło do tej pory mało wniosków. Zmieniona jest też formuła – wpierw odbędzie się trzymiesięczne szkolenie edukacyjno-rozwojowe o tym, jak rozmawiać z ludźmi, pozyskiwać sojuszników, organizować spotkania, etc., a potem będzie można dostać grant.
Wszystko to możliwe jest oczywiście dzięki wsparciu czy to instytucjonalnemu, czy też od darczyńców prywatnych i biznesowych. W niektórych firmach pracownice i pracownicy robią na przykład zrzutkę w zespole. Około dziewięćdziesięciu osób wspiera Fundusz dla Odmiany stale, co miesiąc. Z jednej strony to mało, z drugiej – jak na dwuletnią inicjatywę – i tak jest to sukces. Są też darczyńcy, którzy w całości finansują jeden mikrogrant. Bardzo ważnym partnerem jest też kolektyw Stop Bzdurom, który zrobił już niemal legendarną zbiórkę, z której dwie trzecie środków, koło dwustu tysięcy złotych przekazał właśnie Funduszowi dla Odmiany.
– To ciekawa współpraca. Kilka miesięcy zajęło nam budowanie relacji, wzajemnego zaufania, otwartości na nasze i ich potrzeby. I układa się wspaniale. Z połowy tych pieniędzy finansujemy dotacje w naszych konkursach, drugą przekazaliśmy różnym inicjatywom, skupiającym się na pomocy osobom transpłciowym i niebinarnym, jak Fundusz im. Milo Mazurkiewicz, czy Grupa Nieustającej Pomocy – cieszy się Aleksandra.
A co do tej pory udało się zrobić dzięki środkom z Funduszu dla Odmiany? Jednym z przykładów mogą być przełomowe działania dla osób LGBT+ ze zdiagnozowanym spektrum autyzmu. Ewa Furgał pracuje z nimi i ich rodzinami, wraz ze wsparciem psychologiczno-lekarskim, jak również stara się poszerzać wiedzę w społeczeństwie na ten temat – wszystko w ramach Fundacji Dziewczyny w Spektrum.
Mikrogrant został przyznany też Marii Jaszczyk ze wsi Nowiny koło Złotowa, gdzie działa jej Stowarzyszenie Miłośników Przyrody Winniczek. To emerytowana nauczycielka, mocno zaangażowana w katolickie wspólnoty. Jak sama przyznaje, po sześćdziesięciu latach życia w uprzedzeniu doszła do wniosku, że musi przeformułować swój stosunek do osób LGBT+ i od tej pory buduje koalicję sojuszniczą w okolicy, edukuje sąsiadki i sąsiadów, przedstawicielki i przedstawicieli samorządu lokalnego. Mimo że spotyka ją hejt, działa prężnie, z dumą chodząc po swojej wsi z tęczową flagą.
W Legnicy z kolei grupa osób postanowiła, w oparciu o wieczory filmowe, organizować spotkania dla społeczności LGBT+ oraz sojuszniczek i sojuszników, by po prostu spędzać razem czas i rozmawiać. Kiedy okazało się, że jest to coś zupełnie bezkosztowego, postanowili przeznaczyć środki na pomoc interwencyjną dla dzieci.
– I tak to właśnie jest. Dajemy pieniądze na jedną rzecz, a wychodzi z tego coś zupełnie innego, na co jesteśmy jak najbardziej otwarte. Bo to dane społeczności lokalne najlepiej wiedzą, czego potrzebują. W procesie oceny wniosków istotna jest też ewaluacja, prosimy o informację zwrotną przy ocenie projektów. A potem zanonimizowane informacje przekazujemy tym, którzy zgłosili swoje pomysły i nie otrzymali grantu. Wspaniałe jest to, że kilka grup w oparciu o ten feedback przygotowało nowe pomysły i w drugim konkursie dostali dotację. Dzięki temu wiemy, że działania, które finansujemy są czymś naprawdę wartościowym i realnym – podsumowuje Aleksandra.
Stowarzyszenie Tęczówka. Tęczowe Katowice
O tym, że działania na rzecz społeczności LGBT+ skupiają się nie tylko w Warszawie, przypomina też założone w 2012 roku Stowarzyszenie Tęczówka. Początkowo na Śląsku funkcjonował wojewódzki oddział Kampanii Przeciw Homofobii, później organizacja ta postanowiła jednak zmienić profil działania, co stworzyło pole dla mniejszych organizacji.
Od samego początku Tęczówka skupia się na działaniach wewnątrz społeczności LGBT+, w ramach których najważniejsze są konsultacje prawne, jak i rozbudowane spotkania psychologiczne. Robione są one też w oparciu o grupy samopomocowe, jedna skierowana jest dla osób LGB+, druga została ukierunkowana stricte na osoby transpłciowe. Istotne są również różnego rodzaju interwencje kryzysowe, w ostatnim czasie ważne tym bardziej, że w związku z pandemią koronawirusa pojawiły się nowe problemy i większe wyzwania.
– W ostatnich kilku miesiącach na pierwszy plan wysunęła się kwestia bezdomności osób transpłciowych. Średnio dwa razy w tygodniu pisze do nas ktoś, kto od kilku dni jest bez dachu nad głową, bo albo uciekł z domu, albo został z niego wyrzucony. To ogromny problem, bo póki co nie dysponujemy mieszkaniem interwencyjnym ani hostelem. Szukamy więc pomocy, gdzie się da lub partycypujemy w kosztach dojazdu do innych miast, gdzie są odpowiednie miejsca lub mieszkają przyjaciele gotowi przyjąć daną osobę przynajmniej na kilka dni – opowiada Przemysław Walas, prezes Stowarzyszenia Tęczówka.
Pandemia pokazała też, jak ogromne jest zapotrzebowanie na wsparcie psychologiczne wśród społeczności LGBT+. Oczywiście w związku z obostrzeniami trzeba było przestawić się na działania zdalne. Z jednej strony zwłaszcza osoby młode dobrze sobie z tym radzą, czują się swobodnie i chętnie korzystają z takiej oferty. Z drugiej jednak lockdown sprawił, że wiele osób zostało zamkniętych w domu, gdzie panuje nieprzyjemna atmosfera, dzieci i młodzież nie jest akceptowana i nie jest w stanie znaleźć miejsca do rozmowy, w którym będzie się czuć komfortowo i bezpiecznie.
– Dotyczy to zwłaszcza osób transpłciowych, ale jednocześnie pocieszające jest to, że coraz więcej rodziców nie zamyka się na to, co mówią im dzieci, nie unikają zmierzenia się z tym wyzwaniem. I szukają pomocy na przykład u nas, czyli specjalistów, a nie w internecie – mówi Przemysław Walas.
Koronawirus wpłynął też niestety na życie wielu osób, przez co część osób dotychczas wspierających Tęczówkę albo zawiesiło przelewy, albo zmniejszyło ich kwotę. Potrzeby są ogromne, tym ważniejsze jest więc stabilne finansowanie. Tyle że na przykład fundusze centralne nie są obecnie dobrym źródłem pozyskiwania środków. Nawet kiedy są konkursy na wsparcie psychologiczne, to społeczność LGBT+ nie jest grupą priorytetową, wysoko punktowaną w regulaminach. W połączeniu z kryzysem psychiatrii dziecięcej sprawia to, że Tęczówka nie jest w stanie odpowiedzieć na każdą prośbę o pomoc. Nie wszystko da się zagospodarować działaniami osób członkowskich w stowarzyszeniu lub sojuszniczek i sojuszników.
Mimo to Tęczówka nie poddaje się i stara się robić, ile tylko może na rzecz osób LGBT+. Ważnym sukcesem jest chociażby wpisanie edukacji antydyskryminacyjnej do Programu Współpracy miasta Katowice z organizacjami pozarządowymi. Urząd stara się z tego wywiązywać, ale też nie dysponuje wystarczającymi środkami, które starczyłyby na wszystkie potrzeby. Z drugiej strony przynajmniej nikt nie utrudnia działalności, z czym można spotkać się w innych częściach Polski.
Przemysław Walas cieszy się też z tego, że wśród licznych organizacji LGBT+ nie ma konkurencji, wzajemnej rywalizacji. Od samego początku Tęczówka pojawiała się na Manifach, demonstracjach solidarnościowych, w przeróżnych projektach równościowych, związanych z prawami człowieka. Dzięki temu, kiedy trzy lata temu Tęczówka postanowiła reaktywować marsz równości w Katowicach, mogła liczyć na wsparcie innych inicjatyw.
– Napływają do nas sygnały, że nasza praca jest zauważana, chociaż rozgłos zyskujemy właśnie głównie w kontekście marszu równości. Ale jesteśmy kojarzeni regionalnie, czego dowodem jest na przykład ostatni telefon od pani z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Kłobucku. Zadzwoniła, że przyszła do nich osoba homoseksualna i pamiętała, że jest taka organizacja, jak Tęczówka, która będzie mogła pomóc. Jesteśmy też mocno rozpoznawani przez osoby transpłciowe, które pocztą pantoflową przekazują sobie informacje, że nasz dział prawny jest zaprawiony w bojach sądowych w sprawach dotyczących prawnego uzgodnienia płci i zapewniają wsparcie. Ogólnopolskie NGO też czasem przekierowują do nas ludzi, żeby skrócić czas oczekiwania na załatwienie jakiejś sprawy. Bardzo nas cieszy, że jesteśmy ważnym partnerem regionalnym – mówi Przemysław Walas.
Fundacja Trans-Fuzja. Ataki z nieprzewidzianej strony
Ostatni rok sporo zmienił też w działaniach istniejącej od 2008 roku Fundacji Trans-Fuzja. Była to wtedy pierwsza organizacja działająca stricte na rzecz osób transpłciowych, które dzięki temu zyskały też o wiele większą widoczność. Wpłynął na to również stworzony z posłanką Anną Grodzką projekt ustawy o uzgodnieniu płci. Niestety nie doczekał się on ostatecznie sukcesu, bo przegłosowana ustawa trafiła na biurko prezydenta Andrzeja Dudy. W tym samym mniej więcej czasie Trans-Fuzja, wcześniej korzystająca z gościnności innych NGO, dorobiła się własnej siedziby. To też była wielka zmiana, bo stwarzała bezpieczną przestrzeń dla osób transpłciowych, które mogły spotykać się i otrzymywać wsparcie w komfortowych warunkach.
Jak w przypadku innych organizacji, pandemia wywróciła to do góry nogami, bo wszystko trzeba było przenieść do internetu. Udział w zdalnym wydarzeniu nie jest wszak tym samym, co spotkanie stacjonarne. I znów – z jednej strony sprawiło to, że działania online stały się dostępne dla ludzi z całej Polski, z drugiej sporo osób zostało zamkniętych w domach w pełnej transfobii atmosferze, ze znaczenie utrudnioną możliwością podtrzymywania kontaktów z przyjaciółmi.
– Jest dużo osób, które przeżywają kryzysy i nie mają jak skorzystać ze wsparcia. A jest ono niezwykle istotne, bo osoby transpłciowe i niebinarne są często w najgorszej sytuacji, doświadczają dyskryminacji oraz przemocy psychicznej i fizycznej. Pandemia nieco zahamowała też to, co zmieniało się na lepsze na przestrzeni lat, czyli tworzenie się społeczności. Coraz więcej osób poznawało się, rozmawiało o swoich doświadczeniach, wzrastało rozumienie różnorodności, dzięki czemu o wiele bardziej widoczne stały się osoby niebinarne. W ostatnim roku spotykanie się ze sobą i sieciowanie było utrudnione – tłumaczy Emilia Wiśniewska, prezeska Fundacji Trans-Fuzja.
Dlatego też krótkoterminowym celem Trans-Fuzji jest właśnie jak najlepsze odpowiadanie na różnorakie kryzysy dotykające społeczność. Jako że nie znikną one wraz z końcem pandemii, Fundacja przygotowuje się już do tego, co będzie potem. W tym celu przeprowadziła największe dotychczas badania społeczności osób transpłciowych i niebinarnych, by móc lepiej zrozumieć, co się zmieniło w związku z koronawirusem i jak formatować kolejne działania, by jak najlepiej służyły tym, do których będą kierowane.
Gdy znikną obostrzenia, odmrozi się też życie polityczne, a także pojawią się znów większe możliwości działania aktywistycznego. Tutaj długofalowym celem jest oczywiście zabezpieczenie kwestii praw osób transpłciowych i niebinarnych, jak również zapewnienie ochrony przed mową nienawiści i przestępstwami motywowanymi transfobią. To o tyle ważne, że społeczność osób transpłciowych niemal od roku musi mierzyć się z nowym zagrożeniem, którym jest grono osób określających się jako feministki – chociaż z feminizmem nie ma to nic wspólnego – wykluczające osoby transpłciowe.
– Wydaje mi się, że wszystko to wynika z niedostatków w edukacji. Chociaż na przestrzeni lat zdecydowanie zwiększył się poziom dostępności wiedzy na temat osób transpłciowych i niebinarnych, naprawdę trudno jest nie spotkać na przestrzeni życia takiej osoby, to są osoby, które prezentują dumę ze swojej ignorancji – mówi Emila Wiśniewska. – Dziwi mnie to o tyle, że w Polsce nic się za to nie da dostać. W Wielkiej Brytanii feminizm jest powszechnie przyjmowany w mainstreamie i tam ma to pozory sensu. Ale u nas za ataki na osoby transpłciowe i niebinarne nie dostanie się żadnych praw – dodaje.
Niestety działania takie są widoczne medialnie (o czym może świadczyć ostatnia dyskusja na łamach „Gazety Wyborczej”), co wynika pewnie z tego, że transfobiczne – często skrajnie – treści głoszą osoby, które wcześniej wyrobiły sobie renomę osób walczących o równość, uwzględniających prawa i potrzeby różnych społeczności. Według Emilii Wiśniewskiej właśnie to spowodowało, że początkowo mogło być trudno rozpoznać narrację wykluczającą osoby transpłciowe i niebinarne.
Dlatego należy podkreślić, że podstawową formą odpowiedzi na tak zwany terfizm (po polsku: radykalne feministki wykluczające osoby transpłciowe) jest wskazanie, że opozycja między prawami społeczności trans i prawami kobiet jest całkowicie fałszywa. Właśnie na tym opiera się atak – osoby trans miałyby jakoby zagrażać kobietom, a tak oczywiście nie jest. Warto też zauważyć, że taka argumentacja stanowi duże nadużycie w narracji o prawach człowieka, ponieważ służy wykluczeniu, a nie walce czy zabezpieczeniu czyichkolwiek praw. Chociaż przyjmuje właśnie taką formę, to po zagłębieniu się w treść widać, że chodzi właśnie o wykluczenie.
– Walka z tym jest bardzo męcząca i wolałabym zajmować się czymś zupełnie innym, bo naprawdę mam co robić. Trzeba na to jednak odpowiadać, bo też bardzo rezonuje to w społeczności. I nic dziwnego, często opiera się to na najobrzydliwszych transfobicznych kliszach i dla wielu osób jest to bardzo bolesne. Nie jest łatwo się z tym konfrontować, nawet jeśli trafi się na to przypadkiem, a nie stanie się celem konkretnego ataku. Jedyne, co w tym wszystkim jest pocieszające, to fakt, że generalnie zdecydowana większość środowiska feministycznego dobrze sobie z tym radzi, rozpoznaje zagrożenie i się mu sprzeciwia. W końcu od lat ze sobą współpracujemy i łączy nas wspólnota celów. Bywa ciężko, ale udaje się utrzymać zaufanie, które w aktywizmie jest sprawą absolutnie fundamentalną – mówi Emilia Wiśniewska.
Z okazji Międzynarodowego Dnia Przeciw Homofobii, Transfobii i Bifobii należałoby więc przypomnieć sobie, że chociaż wymaga to czasu i energii, to jednak warto jest włożyć wysiłek w to, by lepiej zrozumieć ludzi żyjących obok nas. W tym celu warto odwiedzić strony organizacji takich, jak Miłość nie wyklucza (mnw.org.pl), Kampania Przeciw Homofobii (kph.org.pl), Grupa Stonewall (grupa-stonewall.pl), Lambda Warszawa (lambdawarszawa.org), jak również portal tranzycja.pl oraz poradnik pt. „O rety! Cishety!”, w którym można znaleźć odpowiedzi na wiele pytań. Odpowiedzi, które warto znać i o nich pamiętać.
Źródło: informacja własna ngo.pl