Wstrzymane konkursy, trudne rozmowy. Co dalej z polską pomocą rozwojową? [wywiad]
Polskie organizacje pozarządowe zaangażowane w pomoc rozwojową i humanitarną stoją w obliczu poważnych wyzwań. Po wstrzymaniu konkursów "Polska Pomoc Rozwojowa" oraz "Pomoc humanitarna" na 2025 rok, rodzi się pytanie o przyszłość polskiego zaangażowania na arenie międzynarodowej. W obliczu zmieniającej się sytuacji politycznej i finansowej, a także zderzenia z nowymi narracjami w Europie, kluczowe staje się znalezienie stabilnego miejsca dla polskiej pomocy rozwojowej w polityce zagranicznej państwa – uważa Jan Bazyl, dyrektor Grupy Zagranica.
Magda Dobranowska-Wittels, ngo.pl: – W marcu w portalu ngo.pl opublikowaliście jako Grupa Zagranica apel do Premiera w sprawie wstrzymania konkursów na Polską Pomoc Rozwojową w roku 2025. Spodziewaliście się takiej decyzji? Jaka jest obecnie sytuacja? Dostaliście odpowiedź na ten apel?
Jan Bazyl, dyrektor Grupy Zagranica: – Tak, dostaliśmy odpowiedź, choć należałoby zacząć od tego, że sprawa właściwie została „skonsumowana” na koniec roku 2024. Przez cały ten rok roboczo spotykaliśmy się z przedstawicielami Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Mieliśmy, nazwijmy to, nowe otwarcie z nową administracją: spotykaliśmy się z podsekretarzem stanu w MSZ odpowiedzialnym za współpracę rozwojową, czyli ministrem Jakubem Wiśniewskim [obecnie już nie pełni tej funkcji – przyp. red.]. Informacją o zawieszeniu czy odwołaniu konkursów w roku bieżącym zostaliśmy zaskoczeni jesienią 2024. Temat został omówiony podczas posiedzenia Rady Programowej Współpracy Rozwojowej. Rada jest ciałem opiniująco-doradczym, w którym są przedstawiciele i przedstawicielki organizacji społecznych. Wyraziliśmy wówczas stanowczy sprzeciw. Natomiast organizacje członkowskie Grupy Zagranica odczuły potrzebę wyjścia z tym protestem do przestrzeni publicznej. I stąd ten apel do Premiera.
Dlaczego znikają konkursy?
Czym są tłumaczone te cięcia?
– Jesienią tłumaczono nam, że jest to związane z ogólnie ciężką sytuacją budżetową, niemożnością znalezienia dodatkowych środków, na które liczył minister. Jest to w jakimś sensie precedensem, że standardowych corocznych konkursów „Polska Pomoc Rozwojowa” oraz „Pomoc humanitarna” na ten rok nie będzie. Może jeszcze zostaniemy zaskoczeni jakimś konkursem ad hoc, ale wątpię.
Mimo ostrej odpowiedzi MSZ na nasz apel opublikowanej na ich stronie internetowej, pozostajemy w gotowości do roboczych rozmów o kształcie i regulaminach konkursów w ramach Polskiej Pomocy na rok 2026.
Czyli na 2026 rok konkurs już zostanie ogłoszony?
– Takie są deklaracje. Zaistniałą sytuację chcielibyśmy traktować jako wyjątek od reguły, ale
jest to też przyczynek do dyskusji o miejscu pomocy rozwojowej i humanitarnej w całym „worku” różnych polityk państwa. Trochę jest to traktowane po macoszemu, ten temat nie może się przebić, jest niedostrzegany przez decydentów. Mało osób z administracji i parlamentarzystów rozumie kompleksowość i wagę tego obszaru jako elementu polityki zagranicznej państwa.
Od ręcznego sterowania do otwartego dialogu?
Wspomniałeś, że spotykaliście się z przedstawicielem ministerstwa przez cały poprzedni rok. Jak oceniasz te rozmowy, na przykład w porównaniu z tym, co było wcześniej?
– Końcówka kadencji poprzedniego rządu – z punktu widzenia organizacji pozarządowych zaangażowanych w obszarze współpracy rozwojowej – była bardzo niedobra. Mieliśmy do czynienia z ręcznym sterowaniem wynikami konkursu Polskiej Pomocy w roku 2023. Była kontrola poselska, kontrola NIK, to był długi proces, który wykazał, że decyzje ówczesnego podsekretarza stanu w MSZ Pawła Jabłońskiego o przyznaniu dotacji były w istotnej części sprzeczne z rekomendacjami komisji konkursowej (wyniki kontroli NIK zostały opublikowane 30 kwietnia br. - przyp. red). Nowe otwarcie po wyborach parlamentarnych w 2023 roku było pozytywne. Mam poczucie – i wydaje mi się, że nie tylko ja – że minister Wiśniewski jest osobą, która rozumiała temat i miał wolę, żeby działać w sposób spokojny, racjonalny i uwzględniający perspektywę organizacji.
Rozumiemy też, że następuje zderzenie z twardym sufitem ograniczeń finansowych Ministerstwa Finansów czy innymi priorytetami rządu. Na poziomie dyskusji oraz w obszarze relacji administracja – sektor pozarządowy nie mam zasadniczych krytycznych uwag. Reprezentant Grupy Zagranica jest w Radzie Programowej Współpracy Rozwojowej, jest nim Grzegorz Gruca z Polskiej Akcji Humanitarnej, także członek zarządu Grupy Zagranica. Są też trzy inne organizacje: Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej, Caritas oraz Stowarzyszenie Leczymy z Misją. Jest nas zatem czwórka w Radzie Programowej, są akademicy, eksperci. Nie zmienia to faktu, że nie dzieje się dobrze, bo nie ma pieniędzy na działania.
Polska pomoc w obliczu globalnych zmian
Konkursów krajowych w 2025 nie było. Pomoc rozwojowa częściowo była także finansowana ze środków administracji amerykańskiej, która została – jak wiemy – wstrzymana. Jaka jest zatem sytuacja organizacji zajmujących się taką działalnością?
– Na piętnaście sekund zamienię się w rzecznika MSZ i najpierw powiem, że są w roku bieżącym realizowane działania projektowe z dwu- lub trójmodułowych projektów wybranych w konkursie z zeszłego roku. Trzeba wiedzieć, że po wielu latach starania organizacji zostały wprowadzone tzw. projekty modułowe, czyli: konkurs jest ogłaszany w danym roku, organizacje aplikują i mogą zgłosić projekt, który będzie trwał dwa lub trzy lata. Tylko, że jego realizacja w drugim i trzecim roku zależy od możliwości finansowych budżetu państwa w tych kolejnych latach. Przykładowo: był konkurs w 2024 roku i w 2025 roku część organizacji realizuje drugie moduły swoich projektów. Czyli de facto jakieś pieniądze na pomoc rozwojową są, ale nie ma nowych środków, nie ma nowego konkursu.
Jeśli chodzi o pieniądze z USAID, to jest to bardziej zniuansowana sprawa i dlatego pewnie mało publicystyczna. Po pierwsze, absorpcja środków zagranicznych przez polskie organizacje pozarządowe jest bardzo mała – zarówno pieniędzy unijnych, jak i amerykańskich. Po drugie, jeżeli ona w ogóle była w ostatnich latach, to dotyczyła w znakomitej większości pomocy humanitarnej rozumianej jako pomoc dla uchodźczyń i uchodźców z Ukrainy. W definicji oficjalnej pomocy rozwojowej, tak jak ona jest definiowana przez DAC OECD, pierwsze dwanaście miesięcy kosztów pobytu uchodźców w danym kraju jest liczone jako oficjalna pomoc rozwojowa. I to jest w zakresie naszego monitoringu współpracy rozwojowej. Natomiast skala tej pomocy po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie była tak duża i tyle organizacji zaczęło działać w obszarze pomocy, że wówczas zasadniczą rolę pełniły inne organizacje federacyjne takie jak Forum Razem czy Konsorcjum Migracyjne.
To właśnie organizacje zrzeszone w tych federacjach, działające w obszarach wsparcia osób cudzoziemskich i uchodźczych w Polsce, korzystały m.in. ze środków USAID i najbardziej dostały w kość w związku z cięciami w amerykańskiej pomocy dwustronnej i wielostronnej.
Patrząc na pomoc humanitarną i rozwojową, którą my się zajmujemy, czyli tą realizowaną w krajach globalnego Południa, to wstrzymanie środków z USAID tak bardzo na nas nie wpłynęło, bo na palcach jednej ręki można policzyć polskie organizacje pozarządowe, które robią w pomocy humanitarnej i rozwojowej większe projekty za pieniądze zagraniczne.
To są zazwyczaj Polska Akcja Humanitarna, Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej, to jest Caritas i Polska Misja Medyczna. Doliczylibyśmy się nie więcej niż dziesięciu organizacji. Nie mamy kwerendy, danych, ile oni stracili, ale takie podsumowania pojawiają się na kanałach komunikacyjnych organizacji. Niektóre organizacje nie chcą o tym mówić, bo to są też bardzo trudne, wewnętrzne sprawy.
Już wiadomo, że udział Stanów Zjednoczonych w finansowaniu globalnej pomocy rozwojowej, rozumianej jako działania średnio i długookresowe, będzie radykalnie się zmniejszać za obecnej administracji. To jest pewne. To tworzy presję na innych donorów, od których się oczekuje “zasypania” tej dziury w finansowaniu. A to jest praktycznie niemożliwe, bo skala udziału amerykańskich pieniędzy w instytucjach międzynarodowych, które też „rozprowadzają” pieniądze na współpracę rozwojową, jest – czy raczej była – ogromna.
Pojawia się też pytanie, jak MSZ chce zaplanować system polskiej pomocy rozwojowej w tej sytuacji? Europejska platforma zajmująca się monitoringiem unijnej pomocy rozwojowej, czyli Concord, podobne pytanie zadaje Brukseli.
Ostatnio podpisaliśmy także list platformy organizacji humanitarnych Voice do Komisji Europejskiej, właśnie m.in. z pytaniem, co w sytuacji zamrożenia USAID. Dodać trzeba, że wobec braku źródeł amerykańskich, rośnie konkurencja pomiędzy organizacjami pozarządowymi o środki unijne. A tych wcale nie przybywa.
Z tej perspektywy przyszłość nie maluje się różowo. W tym kontekście warto poruszyć też inny wątek. Większa konkurencja wobec unijnych źródeł finansowania to jest jedna rzecz. Druga to narracja polityczna i nastroje, które przychodzą do Europy. Złe rzeczy - z punktu widzenia działalności społecznej i obywatelskiej - zaczynają się dziać w Parlamencie Europejskim, gdzie do głosu dochodzi coraz więcej parlamentarzystów skrajnej europejskiej prawicy, która chce – w wielkim uproszczeniu – iść za Trumpem. Czyli na przykład kwestionuje ideę przeznaczania przez Komisję Europejską środków na projekty NGO-sów, jeżeli zawierają one działania rzecznicze skierowane do decydentów.
Ratowanie tego, co można uratować
To zostańmy przy tym planowaniu naszej, polskiej roli w pomocy rozwojowej. Z jednej strony bowiem, wiemy już, że w budżecie państwa nie jest to priorytet. Z drugiej strony, do niedawna jeszcze o pomocy rozwojowej mówiło się w takim kontekście, żeby pomagać społecznościom globalnego Południa tam na miejscu, aby osoby z tych społeczności nie musiały korzystać z różnych niebezpiecznych szlaków przemytniczych i nie przyjeżdżały do Europy. I z jednej strony – rozumiem, że można mieć wiele zastrzeżeń do działań podejmowanych w ramach pomocy rozwojowej, że to przejadanie pieniędzy, że nie ma realnych zmian itd. Jednocześnie przyjmujemy przepisy o zawieszeniu dostępu do procedur o ochronie międzynarodowej. Jaka zatem – biorąc to wszystko pod uwagę – jest nasza strategia? Co wynika z Waszych rozmów z ministerstwem? Co się wyłania? Czy w ogóle rezygnujemy z odpowiedzialności za rozwiązywanie problemów globalnych?
– Szczerze powiedziałbym, że teraz dla organizacji jest moment ratowania tego, co można uratować.
Jesteśmy w sytuacji, gdy polski rząd nie musi się tłumaczyć z ignorowania tematyki pomocy rozwojowej i humanitarnej, bo wszyscy naokoło robią dokładnie to samo. Doszliśmy do takiego momentu, że wszelkie rzecznictwo, każde pytanie skierowane do polskiego rządu, co daje w zamian, gdy zawiesza prawo do prawoczłowieczego traktowania uchodźców na polskiej granicy, spotyka się z ripostą: „za pięć lat będzie w Polsce wojna, trzeba inwestować w bezpieczeństwo”.
Grupa Zagranica i organizacje chciałyby, żeby jednak polski rząd dostrzegł rolę pomocy rozwojowej także jako narzędzia tzw. „soft power”, które naprawdę może pomóc Polsce w zbudowaniu wizerunku „porządnego”, solidarnego państwa na arenie międzynarodowej. I, aby dostrzegł, że nawet takie punktowe działania, które po prostu pomagają ludziom, mają swoją wartość.
Wracając do narracji, o której wspomniałaś w pytaniu: ona była charakterystyczna dla Prawa i Sprawiedliwości, „pomaganie na miejscu”. Ideowo to naganne: pomagajmy na miejscu, żeby tutaj, broń Boże, nie było osób o innym kolorze skóry. Nie zgadzamy się z takim myśleniem.
My raczej mówimy:
każdy by wolał żyć w swoim kraju, pomóżmy ludziom, to pochodną tego może być zmniejszenie presji migracyjnej. Ale to są niuanse, które nie trafiają do ludzi.
Jesteśmy w takim momencie, że nie pozostaje nic innego, jak zachować spokój i robić swoje. My na pewno chcemy cały czas mówić ministerstwu o ważnej roli współpracy rozwojowej w budowaniu stabilnego bezpiecznego świata. Jest to bardzo trudne, bo i sytuacja globalna jest niesprzyjająca. Nie będzie jakiegoś cudownego lekarstwa, po prostu trzeba spokojnie mówić, wyjaśniać decydentom i społeczeństwu, dlaczego warto.
Myślę też, że może więcej sił trzeba włożyć w przekonanie polskiej administracji do głosowania za ambitnymi Wieloletnimi Ramami Finansowymi Unii Europejskiej, które z jednej strony zagwarantują silną pomoc rozwojową i humanitarną, a z drugiej – dadzą odpór tej wstecznej, ksenofobicznej narracji. Brońmy pomocy rozwojowej, humanitarnej Unii Europejskiej i stwórzmy takie warunki, żeby polski rząd na forum unijnym wspierał utrzymanie dotychczasowej roli Unii jako lidera współpracy rozwojowej.
NIW czy agencja rozwojowa? Co dalej z systemem konkursów?
Na początku naszej rozmowy powiedziałeś o konkursach MSZ, które za poprzedniej władzy były ręcznie sterowane. Właśnie została przyjęta nowelizacja ustawy o Narodowym Instytucie Wolności, która przewiduje m.in. zwiększenie możliwości działania NIW i przyjmowanie od innych resortów – nie tylko Kancelarii Premiera – zadań związanych z organizacją konkursów dla organizacji społecznych. Czy sądzisz, że w przypadku konkursów MSZ-u to by się sprawdziło?
– Bardzo ciekawy wątek. Widzę jeden duży plus i jeden duży minus. Dużym plusem jest to, że odeszłoby się od dosyć restrykcyjnego sposobu procedowania z konkursami w MSZ-cie, także w rozumieniu jednoroczności. Przeniesienie konkursu do NIW-u, w ramach oddzielnego programu rozwoju społeczeństwa obywatelskiego zaangażowanego we współpracę rozwojową pewnie by miało pozytywne efekty: mogłoby się wiązać z większymi pieniędzmi, z lepiej dopasowaną do organizacji pozarządowych formułą tych konkursów.
Natomiast dużym minusem jest to, że ta pomoc rozwojowa mogłaby „zniknąć” w tym całym NIW-owskim worku różnych programów, w tych wszystkich obszarach tematycznych.
Departament Współpracy Rozwojowej MSZ wielokrotnie tłumaczył się, że mają za mało ludzi do obsługi konkursów. Gdy my prosimy, aby było więcej pieniędzy na konkursy, oni mówią Ministerstwu Finansów, że potrzebują więcej pieniędzy na etaty operacyjne w Departamencie Współpracy Rozwojowej. Być może więc przeniesienie konkursu do NIW odciążyłoby zasoby MSZ-tu?
Istotny też jest inny kontekst. Od wielu lat, z różną intensywnością, przy okazji rozmów o systemie polskiej pomocy rozwojowej, toczy się także dyskusja o utworzeniu agencji rozwojowej. Na świecie z grubsza funkcjonują dwa systemy: ministerialny albo agencyjny. U nas jest ministerialny. Agencje rozwojowe mają swoje oddzielne budżety i wdrażają priorytety państwa w pomocy rozwojowej. Rozdysponowują pieniądze na konkursy, dają projekty wieloletnie, itd.
U nas cały czas tli się ta dyskusja, czy nie lepszy byłby system agencyjny. Wówczas pomysł z przekazaniem konkursów do NIW-u nie musiałby być rozważany, bo konkursy MSZ realizowałaby dedykowana, wyspecjalizowana agencja rozwojowa.
Jak mówię, dyskusja się tli, ale nic z tego na razie nie wynika. Jako sektor pozarządowy powinniśmy być gotowi do rozmowy na ten temat.
Jan Bazyl – dyrektor Biura Grupy Zagranica. Grupa Zagranica jest federacją polskich organizacji pozarządowych zaangażowanych w międzynarodową współpracę rozwojową, wspieranie demokracji, pomoc humanitarną i edukację globalną. Należy do niej 59 organizacji.
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.