O tym, jak wygląda pomoc rozwojowa w praktyce, dlaczego warto inwestować w lokalnych partnerów i co Polska mogłaby robić lepiej – opowiada Stanisław Brudnoch, dyrektor wykonawczy Fundacji HumanDOC i ekspert od działań w Europie Wschodniej, na Kaukazie i w Azji Centralnej. Rozmawia Małgorzata Łojkowska.
Małgorzata Łojkowska: – Czym zajmuje się wasza organizacja i skąd wziął się pomysł na działania w Europie Wschodniej i na Kaukazie?
Stanisław Brudnoch: – Fundacja HumanDOC powstała 15 lat temu. Zaczynaliśmy jako organizacja mediów zaangażowanych – dwie założycielki były wcześniej związane z mediami i chciały opowiadać o świecie, o jego problemach i wyzwaniach. Z czasem z tej potrzeby zrodził się także Międzynarodowy Festiwal Filmów Dokumentalnych HumanDOC, który w tym roku odbędzie się już po raz czternasty.
Nasza fundacja to zespół ekspertów z dużym doświadczeniem w pracy na obszarze postradzieckim – w Europie Wschodniej, na Kaukazie Południowym, w Azji Centralnej. W tych regionach czujemy się najpewniej, znamy potrzeby ludzi, realia, mamy rozbudowaną sieć kontaktów. To zdecydowało o takim wyborze kierunku naszych działań.
Dodatkowo polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych – główny donator polskiej pomocy rozwojowej, od lat uznaje Ukrainę, Mołdawię, Gruzję, do niedawna także Białoruś, za kraje priorytetowe, jeżeli chodzi o udzielaną pomoc. I tak to się wszystko połączyło.
Dzięki temu, że jesteśmy w tych krajach obecni i mamy w nich partnerów, łatwo zauważamy pewne luki systemowe. Gdy dostrzegamy taką lukę, szukamy możliwości finansowania, łączymy ekspertów z Polski i z krajów, w których pracujemy i staramy się podjąć działania.
Dobrym przykładem jest tutaj nasz gruziński projekt. Gruzja jakiś czas temu stworzyła system przeciwdziałania przemocy domowej. Powstały dobre akty prawne, ale brakowało wdrożenia ich w praktyce, brakowało współpracy między służbami, samorządami i organizacjami społecznymi.
Współpraca rozwojowa polega na tym, że kraj taki, jak Polska dzieli się swoją ekspertyzą, swoim know-how i wspiera reformy, które inne państwo chce wdrożyć, wspiera zmiany systemowe. O sukcesie możemy mówić jednak dopiero wtedy, gdy te zmiany rzeczywiście wchodzą w system – kiedy projekt się kończy, a my jako organizacja wychodzimy z danego kraju i wszystko już działa już bez nas. Dlatego staramy się działać na trzech poziomach – organizacji pozarządowych, samorządów oraz instytucji państwowych. Bo tylko takie trójpoziomowe podejście daje szansę na trwałą zmianę systemową. I to właśnie udało nam się w Gruzji. To chyba nasz najważniejszy projekt i dobry przykład skutecznej współpracy rozwojowej.
Jakie dokładnie działania podejmujecie w ramach tego projektu?
– Zaczęliśmy w 2017 roku od niedużego programu realizowanego z lokalną organizacją zajmującą się kwestiami przemocy. W jego ramach przeszkoliliśmy nauczycieli i policjantów – dwie kluczowe grupy mające bezpośredni kontakt z rodzinami, w których występuje przemoc. Okazało się, że zarówno policjanci, jak i nauczyciele są bardzo zainteresowani tego typu szkoleniami. Dlatego wróciliśmy z kolejnymi, trzyletnimi edycjami tego projektu. Razem z gruzińskimi partnerami stworzyliśmy koalicje organizacji pozarządowych z różnych regionów Gruzji. Szkoliliśmy ich personel. Stworzyliśmy pierwsze w zachodniej części kraju schronisko dla kobiet i dzieci doświadczających przemocy. Nasi partnerzy organizowali spotkania międzysektorowe – z udziałem policji, szkół, służb społecznych. Chodziło o to, aby się poznać i zrozumieć, czym zajmują się poszczególne służby działające w ramach tego systemu.
Co roku działaliśmy w innym regionie – głównie w mniejszych miejscowościach, na wsi, na terenach górskich. Nasi gruzińscy eksperci przeszkolili ponad 400 policjantów – z zakresu interwencji, komunikacji z osobami doświadczającymi przemocy oraz rozpoznawania stereotypów. Stworzyliśmy kurs e-learningowy dla policjantów, zatwierdzony przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Pracowaliśmy także z jednostką policji zajmującą się świadkami przestępstw, głównie dziećmi. W 2018 roku nasz gruziński projekt znalazł się w raporcie OECD – jako przykład dobrych i skutecznych praktyk współpracy rozwojowej.
Podobnie było z nauczycielami – przeszkoliliśmy 500 osób, stworzyliśmy publikacje na temat przeciwdziałania przemocy w rodzinie i kurs e-learningowy dotyczący przemocy wobec dzieci. Kurs został zatwierdzony przez Ministerstwo Edukacji, a za udział w nim nauczyciele otrzymywali punkty w ramach szkolenia zawodowego.
Współpracowaliśmy również z Ministerstwem Sprawiedliwości – wspólnie stworzyliśmy pierwszy w Gruzji pilotażowy program pracy ze sprawcami przemocy. Wcześniej istniały programy dla osób skazanych, nie było jednak takich, które przeznaczone by były dla osób, które nie otrzymały wyroków.
Szliśmy tak od regionu do regionu. Niestety obecna sytuacja polityczna w Gruzji powoduje, że nasze działanie staje się trudne. Zaprzestaliśmy oficjalnej współpracy z instytucjami państwowymi, staramy się kontynuować pracę wpływając na system oddolnie – między innymi poprzez angażowanie osób, które na co dzień zajmują się przeciwdziałaniem przemocy.
Mówiłeś wcześniej o priorytetach Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Według jakiego klucza dobierane są kraje, w których Ministerstwo chce prowadzić działania z obszaru współpracy rozwojowej i co myślisz na temat tych wyborów?
– Polska jako członek OECD, czyli Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, zobowiązała się przeznaczać część swojego budżetu na współpracę rozwojową. Część tych działań realizują organizacje pozarządowe wyłonione w konkursach, część realizowana jest w inny sposób. Kiedyś byliśmy biorcą pomocy rozwojowej – jako kraj przechodzący transformację. Teraz – jako kraj rozwinięty gospodarczo, wspieramy inne państwa.
Pomoc rozwojowa to zobowiązanie, które podjęliśmy, ale również narzędzie polityki zagranicznej. Kraje na wschodzie, w których pracujemy – Ukraina, Gruzja, Mołdawia, to nasi sąsiedzi, lub ich sąsiedzi. Wspieramy państwa, z którymi łączą nas dobre, przyjazne stosunki – rozwijając te kraje i wspierając ich stabilność, działamy na własną korzyść i zwiększamy nasze bezpieczeństwo. Pomoc rozwojowa jest więc budowaniem swojej pozycji w krajach partnerskich oraz zabezpieczeniem naszych własnych polskich interesów przez tworzenie stabilnego otoczenia.
W kontekście migracji – o której dużo ostatnio się mówi – przebudowanie systemów wsparcia społecznego, rozwijanie lokalnej gospodarki, promowanie przedsiębiorczości, rozwijanie turystyki w tych krajach, poprawia warunki życia na miejscu.
Mówisz o sąsiedztwie, ale wiele osób mogłoby powiedzieć, że Gruzja jest jednak dosyć daleko.
– Pomoc Polski dla Gruzji to efekt wieloletnich dobrych relacji politycznych między naszymi państwami. Gruzja była krajem, który przeciwstawił się Rosji i deklarował chęć zbliżenia z np. z Unią Europejską. Inaczej niż np. sąsiednia Armenia, która była bardziej prorosyjska. Choć dziś sytuacja jest już zupełnie inna.
Mołdawia także nie jest naszym bezpośrednim sąsiadem, ale w naszym interesie jest to, żeby nie było krajów w Europie, które mają niestabilną gospodarkę, są niestabilne politycznie. Wiadomo, że układ międzynarodowy jest pewną układanką. Więc, jeżeli w jakimś kraju zaczynają się niepokoje, albo na przykład wygrywa opcja prorosyjska, to wpływa to również na sytuację również w Polsce.
Wybór krajów, które Polska wspiera, ma także często związek z ich aspiracjami do bycia członkiem Unii Europejskiej, NATO, chęcią zbliżenia się do nas, deklarowaniem wspólnych wartości.
Problem jest tylko w tym, że lista krajów priorytetowych w MSZ rzadko się zmienia, a czasami zmiana sytuacji w tych krajach uzasadniałaby aktualizację priorytetów. Gruzja prawdopodobnie wypadnie z tej listy w przyszłym roku, bo możliwości działania tam są coraz mniejsze. Władza jest antydemokratyczna, jawnie antyzachodnia i ogranicza działalność organizacji wspieranych z zagranicy.
Czy są jakieś kraje, które Twoim zdaniem, powinny znaleźć się jeszcze na tej liście krajów priorytetowych?
– Na przykład Uzbekistan. Azja Centralna to w ogóle region z ogromnym potencjałem. W Uzbekistanie, po śmierci Isloma Karimowa, zaszły duże zmiany. Kraj otwiera się na partnerów międzynarodowych, wychodzi z izolacji, wprowadzane są pewne reformy. My działamy w Uzbekistanie od 2021 roku i widzimy, jak duża jest chęć współpracy, wprowadzania zmian i jak duże jest zainteresowanie wiedzą z Polski. W ogóle Azja Centralna staje się coraz bardziej samodzielna w polityce międzynarodowej. Myślę, że nasza obecność tam mogłaby przynieść nam korzyści.
Czy Unia Europejska prowadzi wspólną politykę dotycząca pomocy rozwojowej? Czy na przykład polskie priorytety w pomocy zagranicznej są zbieżne z priorytetami innych krajów?
– Większość krajów udziela pomocy rozwojowej tam, gdzie są ich interesy polityczne czy gospodarcze – te interesy poszczególne państwa definiują samodzielnie. Szczegółowe kierunki tych działań również się różnią. Niektóre kraje, takie, jak na przykład Niemcy skupiają się na wsparciu rolnictwa, infrastruktury.
Część państw wykorzystuje współpracę humanitarną czy rozwojową do wzmocnienia swojej pozycji gospodarczej – na przykład przez transfer technologii. Gdy wspierana jest transformacja energetyczna, idzie za tym technologia kraju-donatora. To, co potrafią robić niektóre kraje Zachodu, szczególnie Niemcy, to wykorzystywać współpracę rozwojową do wspierania swojego biznesu. U nas te dwie kwestie są niestety rozdzielone. Nikt nie myśli o tym, że skoro mamy już takie narzędzie polityki zagranicznej, to warto byłoby włączyć w działania także polskie firmy.
Wspomniałeś o tym, że tylko część polskiej pomocy rozwojowej, to pomoc udzielana przez organizacje pozarządowe. W jakiej innej jeszcze formie jest ona udzielana?
– Na przykład przez wpłaty składek do różnego rodzaju agend ONZ – UNHCR, UNICEF, poprzez udzielanie kredytów i pożyczek innym krajom, stypendia dla studentów oraz naukowców. W ramach pomocy rozwojowej finansowane są także kontakty bilateralne pomiędzy polską administracją a administracją krajów, z którymi współpracujemy. Wiem na przykład o współpracy Ministerstwa Finansów z Mołdawią dotyczącej reformy systemu kontroli i audytu publicznego oraz wsparcia rozwoju instytucji antykorupcyjnych. Podobne projekty są także w innych krajach. Budżet przeznaczony dla organizacji pozarządowych nie jest duży – to 1% całości.
Czy środków dla organizacji pozarządowych powinno być więcej? Jakie są zalety pomocy rozwojowej realizowane przez organizacje?
– Co roku o to apelujemy. Organizacje pozarządowe mogą elastyczniej niż duże instytucje, dopasowywać swoje działania do potrzeb odbiorców i mają lepszy kontakt z lokalnymi społecznościami. Łatwiej im dotrzeć do informacji, co tak naprawdę i gdzie jest potrzebne. Łatwiej im wchodzić w partnerstwa z innymi podmiotami, bo ta współpraca od samego początku może mieć mniej formalny charakter niż ta realizowana przez administrację. Organizacje pozarządowe działają też szybciej, mogą sprawniej dopasowywać się do warunków i sprawniej reagować na kryzysy.
Czy w ostatnich latach zaszły jakieś istotne zmiany w podejściu do pomocy rozwojowej – w Polsce i na świecie?
– W Polsce niedawno poprawiła się przejrzystość konkursów dla organizacji pozarządowych. Wcześniej, za poprzednich rządów, był z tym duży problem – wygrywały organizacje bez doświadczenia albo takie, które nie otrzymały wystarczającej liczby punktów od komisji konkursowej oceniającej wnioski projektowe. Ale w 2025 roku niestety nie ogłoszono nowego konkursu. MSZ tłumaczy to dużą liczbą projektów dofinansowanych w zeszłym roku, wśród których są projekty wieloletnie.
Natomiast to, co się dzieje na świecie, pokazuje, że znaczenie pomocy rozwojowej będzie maleć. W Stanach Zjednoczonych po objęciu prezydentury przez Donalda Trumpa, doszło do zamknięcia większości programów pomocy zagranicznej. To odbija się na wszystkich organizacjach pozarządowych, które realizowały projekty za granicą i korzystały z dotacji amerykańskich. Opublikowane przez OECD dane dotyczące pomocy rozwojowej na świecie w 2024 r, pokazują największy spadek w historii. Państwa europejskie też tną środki na współpracę rozwojową – priorytetem są raczej zbrojenia i kwestie związane z bezpieczeństwem. Niemcy zmniejszyły w tym roku wydatki na współpracę rozwojową i humanitarną o 8%, Francja o 11%, Finlandia i Belgia zapowiedziały redukcję pomocy zagranicznej o 25% w ciągu najbliższych pięciu lat.
Czy ma na to wpływ wyłącznie kwestia zbrojeń?
– Kwestia zbrojeń na pewno ma duże znaczenie. Do tego dochodzi pewna zmiana klimatu politycznego w Europie – odchodzi się od ideowego podejścia lewicowo-liberalnego, któremu bliższe było pomaganie, wspieranie innych krajów, na rzecz większego realizmu czy izolacjonizmu. Społeczeństwa mniej chętnie chcą udzielać takiego wsparcia. Ludzie myślą: „Dlaczego mamy pomagać w jakiś odległych miejscach, skoro nasza sytuacja gospodarcza czy społeczna się pogarsza, mamy tu wiele kryzysów, zajmijmy się sobą” – to jest modna narracja teraz. W niektórych krajach powodem zmniejszenia pomocy zagranicznej były naciski partii prawicowych, np. w Norwegii czy Szwecji.
Inną kwestią jest niska świadomość tego, czym jest pomoc rozwojowa. Ludzie lepiej rozumieją to, czym jest pomoc humanitarna.
Czym się różni pomoc humanitarna od rozwojowej?
– Pomoc humanitarna to jest wsparcie udzielane w momencie kryzysu, po to, żeby zabezpieczyć pewne podstawowe potrzeby. Pomoc rozwojowa to jest wzmacnianie zdolności innych krajów do działania, wzmacnianie ich struktur, gospodarki, systemów prawnych, wprowadzanie trwałych zmian.
Wiele osób działających w obszarze pomocy zagranicznej miało nadzieję, że Unia Europejska w związku z decyzje Donalda Trumpa o zatrzymaniu amerykańskiego finansowania wielu programów pomocowych, przeznaczy na pomoc zagraniczną więcej środków. Z tego, co mówisz, wynika, że trend jest odwrotny. Jakie mogą być tego konsekwencje?
– Unia Europejska stała się teraz największym dawcą takiej pomocy, ale też widać pewne zmiany w wyznaczaniu priorytetów. Coraz częściej mówi się o tym, że trzeba zrezygnować z działań „miękkich”, takich jak wsparcie psychospołeczne, przeciwdziałanie przemocy, projekty dotyczące równości płci, na rzecz zapewnienia podstawowych warunków funkcjonowania w krajach partnerskich. Uważa się, że to nie są kwestie ratujące życie. Dotyczy to także Ukrainy.
A konsekwencje? Mogą być różne. Epidemie – tam, gdzie systemy wsparcia zdrowotnego, szczepień i ochrony zdrowia były wspierane przez amerykańskie pieniądze. Kryzysy, konflikty, niepewność, niepokoje społeczne. Część z nich może prowadzić na przykład do wzrostu migracji z krajów objętych kryzysami do Europy Zachodniej. Bo, jeżeli gdzieś działania humanitarne były, a teraz ich nie ma, to ludzie będą szukać innych rozwiązań.
Uważam, że ograniczanie pomocy rozwojowej to krok w złą stronę. To są decyzje wynikające z nadmiernego skupienia się na tu i teraz, bez uwzględnienia długofalowych konsekwencji.
Stanisław Brudnoch – dyrektor wykonawczy Fundacji HumanDoc oraz przedstawicielstw organizacji w Gruzji i Ukrainie. Ekspert i praktyk w obszarze współpracy rozwojowej, humanitarnej i zarządzania kryzysowego. Trener i facylitator. Posiada ponad piętnastoletnie doświadczenie w realizacji projektów w Europie Wschodniej, na Kaukazie Południowym, w Azji Centralnej i Rosji. Fundacja HumanDoc jest organizacją członkowską Grupy Zagranica – federacji polskich organizacji pozarządowych zaangażowanych w międzynarodową współpracę rozwojową, wspieranie demokracji, pomoc humanitarną i edukację globalną.
Niniejsza publikacja jest finansowana przez Unię Europejską w ramach projektu Grupy Zagranica. Za jej treść odpowiadają wyłącznie autorzy i niekoniecznie odzwierciedla ona poglądy Unii Europejskiej.
Źródło: Grupa Zagranica
Całość dochodu przeznaczona jest na utrzymanie ngo.pl.