Ukraińska rewolucja i kijowski Euromajdan przykuwały uwagę przez wiele miesięcy. Wielokrotnie padały pytania: czym różni się zryw końca 2013 r. od poprzedniej, Pomarańczowej Rewolucji roku 2004?
Różnic można podać wiele, najważniejsza, polityczna polegała na sposobie mobilizacji protestujących. W 2004 r. na Plac Niepodległości przyszedł tłum Ukraińców wezwanych przez Wiktora Juszczenkę, by zaprotestować przeciwko wyborczemu fałszerstwu podczas wyborów prezydenckich.
Rewolucja z Facebooka
W listopadzie 2013 r. zaczęło się od hasła rzuconego przez Mustafę Najema na Facebooku, by zebrać się dla poparcia integracji Ukrainy z Unią Europejską. Nie było wiadomo, czy ktokolwiek przyjdzie. Ludzie przyszli, a z czasem tłum zaczął gęstnieć i organizować na Majdanie Sicz, warowny obóz mający trwać aż do zwycięstwa. Kto jednak przyjechał do Kijowa w grudniu, jeszcze przed najbardziej dramatycznymi starciami z milicją, odnosił wrażenie, że cała ta rewolucja jest trochę na niby, ograniczona terytorialnie do Majdanu – wystarczyło odejść od niego o kilkaset metrów, by znaleźć się w mieście, które żyło swoim życiem, zakorkowane i zaganiane, nie baczące na spektakl rozgrywający się tuż obok.
Mylne wrażenie – po prostu zmieniła się technika prowadzenia rewolucji. Zrozumiałem to, gdy któregoś z grudniowych wieczorów poszedłem na Majdan – znajomi powiedzieli, że szykuje się awantura o Majdanową choinkę, wielką stalową konstrukcję na której wisiały różne rewolucyjne hasła i symbole. Wśród nich portret Julii Tymoszenko wzbudzający niechęć części protestujących. Poszły słuchy, że będą próbować portret ów usunąć. Rzeczywiście, wokół choinki zebrał się tłumek, zjawili się też przedstawiciele samoobrony Majdanu. A także dziwne ekipy wyposażone w iPhone'y z diodową lampą rozświetlającą ciemność.
Umieranie na Twitterze
Mobilni reporterzy filmowali i nadawali od razu w eter każdy moment sporu o Tymoszenko, zapewniając ciągły dostęp do informacji wszystkim nieobecnym na miejscu. Niezależnie od nich dyskusję rejestrowali na własny użytek inni uczestnicy, posługując się swoimi smartfonami i tabletami, by później podzielić się informacją na Facebooku i Twitterze. Gdy z kolei wydarzenia skręcały w nieco bardziej dramatycznym kierunku, telefony komórkowe służyły błyskawicznej mobilizacji - Majdan w ciągu kilkudziesięciu minut powiększał swój stan liczebny od tysiące nowych protestujących odpowiadających na wezwanie.
Spektakularnym, tragicznym, choć z happy endem przykładem przemiany w technologii rewolucji był epizod z ostatnich dni walki. W dniu najbardziej krwawych starć, 20 lutego na Twitterze pojawił się komunikat Ołesi Żukowskiej, 21-letniej sanitariuszki. Napisała „ja umieram”. Postrzelona w szyję przez snajpera zdążyła poinformować o tym grono twitterowych przyjaciół. Wiadomość obiegła świat i trafiła do mediów głównego nurtu. Na szczęście lekarze uratowali dzielną sanitariuszkę, o czym też zresztą poinformowała na Twitterze.
Gil Scott-Heron śpiewał przed pół wieku temu: „Revolution Won't Be Televised”. Rzeczywiście, telewizja na Majdanie nie miała szansy wobec rzeszy uzbrojonej w smartfony.
Źródło: technologie.ngo.pl