Szlachetna Paczka. Wilczyńska: „Ludzie zostali z nami. Dzięki temu wygrały rodziny i dzieci, którym pomagamy”
– Wszyscy jesteśmy poobijani po ostatnim roku, a zwłaszcza po ostatnim półroczu. Ale Paczka i Akademia się odbędą, więc wygrali ludzie, którzy czekają na nasze wsparcie. To zwycięzcy jedyni, ale również najważniejsi – mówi Anna Wilczyńska, prezes Stowarzyszenia „Wiosna”.
Ignacy Dudkiewicz, NGO.pl: – Przyzwyczaiła się już pani do bycia „panią prezes”?
Anna Wilczyńska, Prezes Stowarzyszenia „Wiosna”: – Nie. I nie chciałabym się przyzwyczajać. Staram się dobrze pełnić swoją rolę i postrzegać moją pracę jako służebną wobec ludzi i idei. Nie ma się co przyzwyczajać – teraz jestem w tym miejscu, niedawno byłam w innym. Zawsze jednak ze Szlachetną Paczką i Akademią Przyszłości w sercu. To jest najważniejsze, a nie tytuły przy nazwisku.
Ma pani dużo więcej pracy, od kiedy dwa i pół miesiące temu objęła nowe stanowisko?
– Mam inne obowiązki. Ale mam też świetny zespół, z którym się nimi podzieliłam. Dzięki temu mam również czas na sprawy związane z działaniem organizacji na zewnątrz, pełnienie funkcji reprezentacyjnych. To dla mnie nowe zadania. Mogę je wykonywać, bo wewnątrz mamy bardzo sprawnych dyrektorów, specjalistów i menadżerów, którzy wiedzą, co robią. Wykonujemy pracę, żeby to poukładać. A że pracują tu fantastyczni ludzie, to dzięki nim działa.
A zatem: sypiam w nocy, jeśli o to pan pyta (śmiech).
Dobrze się państwu pracuje w nowym zarządzie, który powstał w wyniku kompromisu?
– Tworzymy dobry zespół, który musi się jeszcze zgrać. To wymagające, gdy nie wszyscy pracujemy w „Wiośnie” na miejscu. Ale każda z osób w zarządzie wnosi do niego swoje kompetencje i pomaga tworzyć tę organizację. Jako ambitna osoba zawsze chciałabym, by było jeszcze lepiej. Po tak trudnym dla organizacji okresie, jakim był ostatni rok, jesteśmy na dobrej drodze, bo działamy w oparciu o dialog. Gdy mamy różne opinie, cały czas staramy się dochodzić do konsensusu, a ten proces bywa trudny i czasochłonny. Ale jest tego wart, bo pierwsze efekty już mamy.
To kto dziś rządzi Stowarzyszeniem „Wiosna”? Dotąd można było dostrzec konflikt. Dziś osoby reprezentujące wcześniej różne wizje rozwiązania kryzysu w organizacji i jej rozwoju działają razem.
– Rzeczywiście był czas, kiedy szczególnie było widać, że wśród osób zaangażowanych w „Wiosnę” mieliśmy bardzo różne wizje jej rozwoju i działania. Do tej pory nie wszystko, co się wydarzyło (oraz motywacje za tym stojące), potrafię zrozumieć.
19 czerwca udało się jednak usiąść do wspólnego stołu i powiedzieć sobie, że na tym stole leży los Szlachetnej Paczki, Akademii Przyszłości, ogromnego kapitału społecznego i ludzkiego. I że to właśnie od nas zależy przyszłość tych działań.
To, czy przetrwają, czy w kolejnych edycjach Paczki i Akademii dotrzemy z pomocą tam, gdzie nas potrzebują.
To zadziałało?
– Wszyscy zobaczyliśmy, że mamy wspólny cel, nawet jeśli różnie widzimy drogę do niego. Porozumieliśmy się na tym podstawowym poziomie. To był niezwykle ważny pierwszy krok.
Pyta pan, kto rządzi. Odpowiedziałabym, że uczymy się tego, jak włączać w nasze zarządzanie organizacją wpływ, wiedzę i nieoceniony wkład wszystkich grup – pracowników, wolontariuszy, członków stowarzyszenia, partnerów. Taki partycypacyjny model, jaki próbujemy wdrożyć, nie jest łatwy, ale jest najodpowiedniejszy w kontekście tego, czym stała się „Wiosna”. To nie jest mała organizacja. To nie jest też rodzinna firma z nestorem rodu czy ściśle liderska instytucja.
To ruch społeczny. Myślenie o obecnej sytuacji w kategoriach tego, kto rządzi, cofa ten proces do punktu, do którego nie chcemy wracać.
Podobnie jak pytanie o to, czy ktoś w tym konflikcie wygrał i postawił na swoim?
– Tak. Bo wygrały rodziny i dzieci, którym pomagamy. Wygrały nasze działania. Wszyscy jesteśmy poobijani po ostatnim roku, a zwłaszcza po ostatnim półroczu. Ale Paczka i Akademia się odbędą, więc wygrali ludzie, którzy czekają na nasze wsparcie. To zwycięzcy jedyni, ale również najważniejsi.
Co jeszcze – poza odkryciem wspólnego celu – sprawiło, że udało się znaleźć kompromis? Przed walnym mało kto spodziewał się, że do niego dojdzie. Po decyzjach kuratora, który unieważnił szereg uchwał o przyjęciu nowych członków, wydawało się, że jedna ze stron sporu – ta bliska księdzu Jackowi Stryczkowi – osiągnęła dużą przewagę w walnym zgromadzeniu. A jednak udało się dogadać.
– Dla nas najważniejsze było dobro Paczki, Akademii, ludzi, do których docieramy, oraz tych, z którymi to dobro na co dzień robimy: wolontariuszy i darczyńców. Cieszę się, że po obu stronach znalazły się osoby, które chciały wziąć odpowiedzialność za Stowarzyszenie i projekty społeczne, a większość członków zagłosowała za zarządem kompromisu, a co za tym idzie za Paczką i Akademią. Tak, aby trwały i docierały z pomocą tam, gdzie jesteśmy potrzebni.
Walne zebranie zostało też bardzo dobrze przygotowane. Członkowie stowarzyszenia mieli okazję wysłuchać wolontariuszy, pracowników i przedstawicieli biznesu. Myślę, że ich głos był ogromnie ważny, bo pokazywał, że każdy wybór, którego za chwilę dokonają członkowie, ma określone konsekwencje. Nieocenione było także wsparcie pracowników i wolontariuszy, którzy byli z nami cały czas, pomimo tego, że obradowaliśmy siedem godzin. Było widać, jak bardzo zależy im na tym, żeby wygrała „Wiosna”, czyli dobro naszych projektów społecznych i ludzi, którym pomagamy. Także mediom nie był obojętny los programów społecznych.
To wszystko się skumulowało. I choć wiele osób mówiło mi, że jestem nadmierną optymistką, gdy wierzyłam, że się porozumiemy, to jednak okazało się, że moja wiara nie była na wyrost.
Czyli myśli pani, że jakąś rolę odegrała także presja społeczna?
– Na pewno.
Ogromnie dużo zawdzięczamy sektorowi pozarządowemu, którego liderzy bardzo wyraźnie stawali za nami we wszystkich kolejnych trudnych sytuacjach. Cały czas czuliśmy, że działacze organizacji są z nami. I było to dla nas bardzo ważne.
Również to, że dziennikarze cały czas przyglądali się sytuacji, komentowali ją, wpłynęło na ostateczny efekt. Inaczej podejmuje się decyzję, gdy wie się, że nie będzie ona anonimowa i że stanie się przedmiotem publicznej debaty.
Sytuacja się uspokaja, ale czy skutki owej długiej burzy są jeszcze odczuwalne?
– Byłabym hipokrytką, gdybym powiedziała, że wszystko jest już dobrze. Tak, skutki są odczuwalne. Straciliśmy co najmniej trzy miesiące wytężonej pracy. Dla nas to długi czas. Zespół starał się wykonywać swoje obowiązki, działać, ale niektórych rzeczy nie był w stanie wykonać. Co więcej, nie zgadzaliśmy się na to, co się dzieje wewnątrz. Tym bardziej chwała wszystkim za to, co i tak wykonali. Teraz trzeba ten czas nadganiać. W tym roku wakacje to był dla nas niezwykle intensywny i pracowity okres.
Kryzys zawsze rodzi koszty, ale z drugiej strony, kiedy się już przez niego przejdzie, pojawiają się czasem także pozytywne efekty. Nasz zespół jest dziś bardzo mocno scalony i bardzo mocno skupiony na tym, żeby zrobić Paczkę i Akademię.
Mówi pani, że ostatnie miesiące były bardzo pracowite, a jednak w mediach Stowarzyszenie „Wiosna” pojawiało się rzadziej, niż dotąd. I to pomimo przejęcia przez panią funkcji reprezentacyjnych. Jednak wakacje?
– Nie. Skupiliśmy się w tym czasie na pracy do wewnątrz. Potrzebowaliśmy czasu i spokoju, by poukładać wszystko w nowym zarządzie. Dwie osoby z zarządu są na co dzień wewnątrz organizacji, dwie zaś pracują poza nią. Trzeba zgrać wiele rzeczy. Przyjmowaliśmy nowych członków, wypracowywaliśmy nowe formy współpracy z nimi.
Zresztą, tej mrówczej pracy związanej z przygotowaniami do Paczki i Akademii, o której mówiłam, póki co nie widać na zewnątrz, ale ona trwa i przyniesie efekty.
Co się dokładnie wydarzyło przez te 2,5 miesiąca ciszy?
– Płaszczyzn tych działań było i wciąż jest kilka.
Przez ten czas bardzo intensywnie pracował cały zespół stowarzyszenia, realizując rekrutację wolontariuszy do programów społecznych, przygotowując wdrożenia i szkolenia, a także nadchodzące edycje Paczki i Akademii.
Tak, jak zadeklarowaliśmy od razu po wyborze, chcemy też dążyć do demokratyzacji stowarzyszenia. Wykonujemy kolejne kroki w tym kierunku – przyjęliśmy chociażby nowych członków, wśród których są pracownicy oraz eksperci, przyjaciele „Wiosny”…
To ilu członków ma dziś „Wiosna”?
– 22. To nie koniec – chcemy również dołączyć do stowarzyszenia przedstawicieli wolontariuszy, nad czym pracujemy. Poszerzenie bazy członkowskiej to ważny element, bo zapewnia dialog w organizacji. Podjęliśmy też decyzję o powołaniu rady społecznej, w której będą zasiadali eksperci z różnych środowisk współpracujących z nami przez lata, tworząc koalicję na rzecz „Wiosny”, pomagając nam się rozwijać i wskazując kierunki. Spotykaliśmy się z partnerami, mediami, przygotowujemy także kampanię społeczną. Pracujemy nad zmianami w statucie. Rozwijamy programy społeczne i sposoby ich finansowania. Pracujemy wreszcie – razem z członkami stowarzyszenia – nad obszarem wartości, wizji i tożsamości naszej organizacji. Chcemy te sprawy porządnie przegadać, nieustannie zadawać sobie pytanie, kim jesteśmy i kim chcemy być za szereg lat.
Zajmowaliśmy się także wyjaśnieniem kwestii umów, które kurator uznał za szkodzące organizacji. Chcemy pewne rzeczy zamykać, ale to niełatwe w ogromie obowiązków bieżących.
Kolejnym elementem naszych działań była praca z ludźmi. Potrzebowaliśmy uzupełnić zespół o nowe osoby.
Ludzie wciąż chcą – mimo wszystko – pracować w „Wiośnie”?
– Okazało się, że nasza zdolność rekrutacyjna jest całkiem dobra, dość szybko udało nam się zapełnić wakaty. Bardzo się z tego cieszę. Obecnie zespoły ustalają strategię pracy na najbliższe miesiące, również my odnajdujemy się w nowej konfiguracji. To też wymaga czasu.
Następna część podejmowanych przez nas zadań to praca organiczna. Musieliśmy ocenić, w jakim punkcie jesteśmy, co możemy zrobić w tym roku, do ilu osób jesteśmy w stanie dotrzeć. Cały czas trwała kampania rekrutacji wolontariuszy. W niektórych miejscach Polski wciąż szukamy liderów Paczki. Liderów Akademii mamy znalezionych wszędzie. Cieszy nas, że wielu wolontariuszy do nas wraca. To oznacza, że ludzie – mimo kryzysu – zostali z nami
Dotyczy to także pracowników? Oni odczuwali kryzys bardzo mocno, pewnie mocniej niż wolontariusze. Szczególnie mocno odczuli wydarzenia z kwietnia, gdy do siedziby Stowarzyszenia siłowo wkroczył ksiądz Grzegorz Babiarz, oraz stosowane przez niego metody zarządzania. Gdy kolejny raz słyszałem ich mantrę: „nie odchodzimy od biurek”, w pewnym momencie pomyślałem sobie, że to, co robią, jest na granicy heroizmu.
– Wiele osób zostało, mimo tych perturbacji. Oczywiście, są i tacy, którzy przez ostatnie pół roku zmienili pracę – z różnych powodów, niektórzy w wyniku kryzysu, inni dlatego, że otrzymali na przykład propozycję pracy marzeń. Szanuję to i rozumiem – wszyscy oni włożyli w pracę w „Wiośnie” mnóstwo pracy i serca i dziś trzymają za nas kciuki.
I tak, zgadzam się z panem: to bohaterowie, którzy wykazali heroizm. Myślę, że w wielu miejscach ludzie w takich warunkach by porezygnowali.
To, co się działo, powstanie związku zawodowego dzień po wspomnianych przez pana wydarzeniach z 8 kwietnia, zebranie założycielskie z samego rana, to, że ludzie chcieli tu zostać mimo wszystko – to wszystko pokazuje, jak bardzo Paczka i Akademia są ideami, o które warto zawalczyć, żeby przetrwały.
Dlatego warto też zawalczyć o ludzi, którzy je wcielają w życie?
– Zdecydowanie. Działamy dla ludzi, ale nie możemy jednocześnie nie dbać o ludzi, którzy te działania realizują. Czyli po prostu o siebie nawzajem. Chyba nie przesadzę, gdy powiem, że jesteśmy często dla siebie jak rodzina. Z tych wszystkich powodów, gdy sama zastanawiałam się, co dalej zrobić, również zdecydowałam się zostać. Żeby ratować coś, co tak niezwykle łączy ludzi.
I nie żałuje pani?
– Nie.
Wspomniała pani o związku zawodowym. Organizacji pozarządowych, w których takowy działa, jest bardzo, bardzo niewiele. Jak układa wam się współpraca?
– Pamiętajmy, że ten związek powstał w wyjątkowym momencie i celu – żeby nas wszystkich zjednoczyć, dać nam siłę i poczucie wpływu. Cieszy mnie jednak, że wraz z uspokojeniem sytuacji związek nie przestał działać, tylko wciąż robi to, co jest jego rolą, czyli reprezentuje pracowników i buduje partnerstwo z pracodawcą. Układamy tę współpracę, a działacze związku są twardymi partnerami. To dobrze.
Nie boję się tego, że ktoś będzie mi – jako pracodawcy – patrzył na ręce. Cieszę się – zwłaszcza biorąc pod uwagę historię ostatniego roku – że jest taki organ, który może przyjść i powiedzieć, że coś trzeba zrobić inaczej.
Liczymy się ze związkiem zawodowym i obu stronom to wychodzi, jak sądzę, na dobre.
Skoro mówimy o postulatach pracowników, to porozmawiajmy także o tych, które zgłosili przed czerwcowym walnym. O poszerzeniu grona członków i członkiń stowarzyszenia już wspomnieliśmy, w oczywisty sposób zrealizowany został również ich pomysł zarządu „2+2”, zapewniającego równowagę między różnymi wizjami rozwoju organizacji. Zespół postulował także ochronę sygnalistów, którzy informowali opinię publiczną o sytuacji w „Wiośnie”. Czy udało się ją zapewnić?
– Tak. Bardzo szybko zgodziliśmy się w zarządzie w tej sprawie. I nie wracamy do tego, nie podjęto żadnych działań w kierunku wyciągnięcia jakichkolwiek konsekwencji wobec sygnalistów. Uważam, że ta ochrona została w pełni zapewniona. Jedną z głównych wartości „Wiosny” jest prawda i nie wolno karać osób, które o tę prawdę walczyły.
Kolejny postulat: pakiet antyprzemocowy.
– Nie godzimy się w „Wiośnie” na zarządzanie przemocowe. Dlatego tak ważne było, żeby w zarządzie stowarzyszenia nie zasiadały osoby, które przemoc stosowały. Od początku roku pracujemy również wewnątrz organizacji – wzięliśmy na tapet naszą kulturę organizacyjną. Powołaliśmy zespół, w którym pracują osoby z różnych działów, zaprosiliśmy też ekspertów spoza organizacji – osoby, które zajmują się tym, by zapobiegać dyskryminacji i mobbingowi w miejscu pracy. Efekty tych działań krystalizują się obecnie w postaci procedury antydyskryminacyjnej i antymobbingowej. Poruszamy trudne tematy i informujemy pracowników, gdzie powinni szukać wsparcia, jeśli spotka ich coś nieodpowiedniego. Prewencja jest niezwykle ważna i dlatego ją rozwijamy.
Joanna Sadzik, była prezeska „Wiosny”, jest dyrektorką zarządzającą stowarzyszenia?
– Tak, jak najbardziej. Joanna jest kluczową osobą w „Wiośnie”, doskonale zna programy społeczne i przeprowadziła organizację przez kryzys pod koniec ubiegłego roku. Dzisiaj ma wpływ na najważniejsze decyzje, jakie podejmujemy w Stowarzyszeniu, jest niezwykle ważna także dla pracowników i wolontariuszy.
Naszym celem na kolejne miesiące jest zresztą rozwijanie modelu, w którym na czele organizacji stoją dwie, uzupełniające się liderki, więc na pewno jeszcze nie raz będzie można zobaczyć nas dwie, ramię w ramię.
Wśród postulatów znalazło się również przedłużenie pracownikom umów kończących się 30 czerwca.
– Zrobiliśmy to tuż po walnym, podpisywałam dokumenty o czwartej nad ranem. To była jedna z pierwszych rzeczy, które załatwiliśmy. Ukróciliśmy niepewność pracowników najszybciej, jak to było możliwe.
Ma pani poczucie, że udało się ocalić zaufanie darczyńców i partnerów?
– Mamy bieżący kontakt z partnerami medialnymi i biznesowymi. I jedni, i drudzy, są wciąż z nami, a przede wszystkim z Paczką i Akademią. Chcemy też zapraszać nowe osoby i nowe firmy do współpracy. Kolejny raz otrzymujemy duży kredyt zaufania od biznesu.
A jeśli chodzi o darczyńców?
– Przekonamy się niebawem, gdy ruszą nasze akcje. Ale jestem dobrej myśli. Staramy się komunikować z tymi, którzy nas wspierają od lat. I dostawaliśmy od nich sygnały nadziei, że wszystko się dobrze skończy.
Jednocześnie widzimy też, że część osób czeka i nam się przygląda. A my potrzebujemy, żeby byli z nami już dziś, a nie za kilka miesięcy.
Czy te wszystkie wydarzenia sprawiły, że zbliżyliście się także do sektora pozarządowego?
– Nastąpiła duża zmiana w tym kierunku. Myślę, że wydarzyło się to z korzyścią dla wszystkich, bo organizacje mogą i powinny uczyć się od siebie nawzajem i wymieniać doświadczeniami. A kiedy wszyscy jesteśmy bardzo zabiegani i nikt nie leniuchuje na swoim odcinku, to o tę współpracę trzeba szczególnie mocno zadbać. Warto, by ten przepływ informacji między nami był większy – organizacje, które o to dbają, robią fantastyczną robotę.
Chcemy więc być blisko sektora, jednocześnie cały czas będąc także blisko biznesu czy mediów. I – przede wszystkim – będąc cały czas blisko ludzi, bo to dla nich istniejemy.
Powtórzę: nie jesteśmy firmą. Jesteśmy organizacją, a wraz z wieloma ludźmi zaangażowanymi w nasze działania tworzymy także ruch społeczny. Ta ewolucja, która nastąpiła, wymaga rozmowy o tożsamości stowarzyszenia, która – jak sądzę – może być ważna również dla innych organizacji. W sektorze pomocowym mamy wszak w Polsce wiele organizacji opierających się na liderze. Być może każda z nich prędzej czy później stanie przed trudnymi decyzjami. A my stajemy się prekursorami przechodzenia przez taką zmianę.
Dużo mówimy o przeszłości, powiedzmy też coś o przyszłości. Wspomniała pani o kampanii społecznej…
– Ruszamy z nią już 14 i 15 września. Potrwa przez miesiąc. Chcemy przy jej pomocy zaprosić ludzi do robienia dobrych rzeczy, do zmieniania otoczenia przez małe, szlachetne gesty. Do starań na rzecz tego, byśmy się za jakiś czas obudzili w kraju, w który 30 milionów osób zrobiło coś dobrego dla innych. Ale więcej nie mogę powiedzieć, zabronili mi (śmiech).
Rozumiem, że to przejaw owego partycypacyjnego modelu zarządzania?
– Można tak to ująć.
Kiedy myślę o przyszłości, to myślę o tym, że chcemy w Akademii dotrzeć do 1850 dzieci. Ta machina już ruszyła. W Paczce chcemy zaś dotrzeć i poznać historię prawie 24 tysięcy rodzin, do których nasi wolontariusze przyjdą, z którymi zbudują relację, zobaczą, co jest im potrzebne. Mam nadzieję, że to realny cel. By go osiągnąć, chcemy zrekrutować ponad 600 liderów i 10 tysięcy wolontariuszy. To ogromny ruch ludzi, którzy pójdą i zapukają do domów osób, które zmagają się z różnymi trudnościami.
Jak te liczby wyglądają na tle liczb z lat poprzednich? Musieli państwo ograniczyć swoje ambicje?
– Są trochę niższe. W zeszłym roku odwiedziliśmy 28 tysięcy rodzin. Ale i tak są to ambitne cele.
Tym bardziej ambitne, że w tym roku chcemy dotrzeć także do osób żyjących w biedzie ekstremalnej, gdzieś na końcu naszego polskiego świata. Do osób poza dużymi ośrodkami, które mieszkają niemal w środku lasu albo – to prawdziwa historia – na przełęczy, na którą trudno w ogóle dojść, nie mówiąc o codziennym życiu w tym miejscu. A tam, w górskim domku, w skrajnie trudnych warunkach, mieszka 80-letnia kobieta i jej 60-letnia córka.
I wie pan co? Gdy myślę, że mamy szansę pomóc osobom żyjącym w tak trudnych warunkach, to naprawdę nie mam wątpliwości, że warto było zawalczyć o to, by móc to zrobić.
Anna Wilczyńska – prezes zarządu Stowarzyszenia Wiosna i dyrektor ds. personalnych. Z wykształcenia psycholog, coach, absolwentka Leadership Academy for Poland. Z „Wiosną” związana od 2006 roku, w której zaczynała – najpierw jako wolontariusz, a później już jako pracownik – współtworząc od podstaw Akademię Przyszłości.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.