„Prawa kobiet” jedynie na plakatach wyborczych [felieton Agnieszki Krzyżak-Pitury]
Obserwując wydarzenia sceny politycznej od momentu ogłoszenia terminu wyborów parlamentarnych, nie mogę oderwać swoich myśli od pytania, czy te wybory są w stanie cokolwiek realnie zmienić w kwestii praw kobiet.
Mimo głosów i deklaracji komentatorów, polityków i dziennikarzy, że te wybory należeć będą do kobiet, że to kobiety zdecydują i wybiorą nowe władze, mam poczucie, że kolejny raz zostałyśmy potraktowane czysto instrumentalnie. Jako grupa, której głos może przeważyć szalę, o którą trzeba zawalczyć, wkładając lepszy garnitur i głosząc puste frazesy, niemalże jak na randce w ciemno.
Nie umiem uwierzyć w zapowiedzi pochylania się nad kobiecymi prawami i wyzwaniami dnia codziennego, gdy przypominam sobie, jak setki tysięcy kobiet pokazujących swój sprzeciw w czarnych marszach zostały przez władze zwyczajnie zignorowane. Zablokowane ulice na chwilę zmusiły rządzących do zastanowienia się nad tym nowym dla nich zjawiskiem, jednak cały ten ruch sprzeciwu został z jednej strony politycznej wyśmiany, z drugiej zaś wykorzystany do walki politycznej.
Sprawa dostępu do aborcji stała się synonimem praw kobiet, co mam wrażenie niestety w kwestii realnego uprawnienia zrobiło więcej złego niż dobrego.
Nie zrozumcie mnie źle, absolutnie uważam, że dostęp do aborcji jest istotną sprawą dla każdej kobiety, a obecne prawo jest zwyczajnie barbarzyńskie. Niemniej jednak postrzeganie praw kobiet jedynie przez kwestię powoduje, że wszystkie inne, realne i bardzo przyziemne dla równości płci kwestie są niezauważalne lub nie są w świadomości społecznej rozpoznawane jako te kluczowe, co doskonale widać właśnie w przedwyborczych dyskusjach. Ginekolog w każdej, nawet najmniejszej miejscowości, proponowany przez Trzecią Drogę, sprzedawany jest nam jako działanie na rzecz prawa kobiet, a przecież to dostęp do podstawowej opieki zdrowotnej, który w XXI w. w środku Europy powinien być oczywistym.
Raczej nie doczekamy się deklaracji o jawności wynagrodzeń w imię niwelowania luki płacowej, która skazuje kobiety na nierówną walkę w wyścigu o to samo wynagrodzenia za pracę, jakie dostaje mężczyzna.
Dziwnie rozumiana wolność prowadzenia działalności gospodarczej i prawa do konkurencji przedsiębiorców przeważa szalę przeciwko realnie równościowym politykom. Być może znaczenie ma tutaj fakt, że wszystkie, poza jednym, stowarzyszenia pracodawców prowadzone są przez mężczyzn, a to prowadzone przez kobietę już w zeszłym roku naznaczyło Donalda Tuska na przyszłego premiera?
Czterech jeźdźców
Tusk, Kaczyński, Hołownia i Kosiniak-Kamysz. To oni kształtują przedwyborczy dyskurs polityczny i społeczny. Czterech panów, którzy rozgrywają swoje bardziej i mniej personalne niesnaski, udowadniając jeden drugiemu, jak potrafią zrobić sobie na złość.
Jeden, dodając do peletonu męskich liderów człowieka, który jest jawnym przeciwnikiem praw kobiet, poszerzając skrajnie już antykobiecy wachlarz osobowości, których mizoginiczne i seksistowskie wypowiedzi zalewają internet. Drugi, dając mandat skazanemu za pobicie protestujących aktywistek.
Mimo chwalenia się parytetami na listach wyborczych, to nie kobiety występują na wiecach wyborczych, w telewizyjnych wypowiedziach, nie one kształtują dyskurs polityczny.
Ciężko nawet stwierdzić, czy współtworzą program wyborczy, bo trudno nazwać nim równoważniki zdań, które wylistowane w punktach tworzą „obietnice” lub „propozycje programowe” opozycyjnych partii. Na tym tle wyróżnia się jedynie Lewica, która niestety ma wizerunkowy problem z wypromowaniem kobiet jako faktycznych liderek ruchu.
W efekcie proponuje nam się prawa kobiet, ale tylko w granicy, którą wytyczają dyskutujący ze sobą mężczyźni.
Walkę o polską wieś, ale bez słowa o kobietach wsi, które codziennie ciężką pracą prowadzą gospodarstwa samodzielnie lub boku swoich mężów. Wsparcie w opiece nad dziećmi, ale tylko dla tych wybranych, decydujących się na powrót do pracy zawodowej.
Wszystkie propozycje bezpośrednio wpływające nie tylko na komfort życia kobiet, ale przede wszystkim na ich szanse aktywnego i równościowego udziału w życiu społecznym, zatrzymują nas w miejscu, w którym tkwimy od lat. Kluczowe rozmowy o realnych problemach kobiet, pochodzących z różnych grup społecznych i rozwiązaniach, które mogą faktycznie wpłynąć na ich sytuację i być może zmienić trendy demograficzne, zastąpione zostały referendalnym pytaniami i monologami polityków o ich opinii na to, kto z kim powinien rozmawiać.
Faktycznej debaty przedwyborczej, w której paść mogłyby istotne społecznie pytania, już nikt się nie domaga, uznając sprawę za przegraną. Czy tak samo jest z prawami kobiet?
To, o czym rozmawiamy, kształtuje naszą świadomość
Najnowsze badania przeprowadzone przez IPSOS na zlecenie Instytutu Spraw Publicznych jasno pokazują, że ludzie uznają za rzeczy dla nich istotne te, o których słyszą i czytają w mediach. Tak oto na pierwszy plan istotności spraw wysuwa się „wzrost cen”, co jest oczywiście zrozumiałe”, ale także „opieka zdrowotna” czy „bezpieczeństwo energetyczne”. Prawa kobiet znalazły się dopiero na 17. miejscu, a największą grupą wskazującą ich istotę są kobiet w wieku 60-69 lat[1].
Może wydawać się to zaskakujące, ale gdy spróbujemy głębiej przyjrzeć się tej statystyce ma ona sporo sensu. To kobiety, które już mają szeroką paletę doświadczeń wiedzą, że bez równości w domu nie ma równości w pracy. Że ciężar macierzyństwa spoczywa na ich barkach, a gdy dzieci wychodzą z domu zostaje po nich głównie głodowa emerytura. To one wiedzą, że kiepski stan edukacji nadrabiają matki organizując zajęcia pozalekcyjne lub poświęcając dodatkowy czas na odrabianie lekcji z dziećmi. To one wiedzą też, że trauma porodu może naznaczyć kobietę na całe życie. To doświadczenie sprawia, że mając dziecko z niepełnosprawnością nabiera się umiejętności zarządzania i przedsiębiorczości na poziomie MBA najlepszej uczelni. Od matki mającej do czynienia z „alimenciarzem” kompetencji z rachunkowości i finansów mógłby się uczyć sam premier Morawiecki.
Najlepsza żona to nauczycielka
Mimo tego na niczym spełzną wysiłki znalezienia w programach politycznych pomysłów na włączającą i dostępną dla wszystkich dzieci edukację, kontroli sprawdzających, skąd tak rzadkie stosowanie znieczulenia zewnątrzoponowego w polskich szpitalach, planów na ściągalność alimentów od ojców, którzy postanowili porzucić swoje dzieci. Nie wysłuchamy propozycji rozwiązań wspierania opieki nad dziećmi dla osób pracujących w niestandardowych godzinach pracy, czy odpłatności pracy opiekuńczej nad osobą zależną.
Nawet rozmowy o zapaści w zawodzie nauczyciela skupiają się jedynie na niskich zarobkach. Nikt nie wspomina o tym, że 90 procent osób pracujących w tym zawodzie to kobiety i również ten fakt wpływa na brak kadry w polskiej edukacji. Mimo że zarówno ministrem edukacji, jak i prezesem ZNP jest mężczyzna, próżno szukać pomysłów na podniesienie prestiżu zawodu tak, aby zasilali go właśnie nauczyciele, czyli mężczyźni. Nie jedynie na posadzie profesorskiej uniwersytetu, a w zwykłej podstawówce.
Gdy pisałam o tym na jednym z kanałów społecznościowych, ktoś podzielił się swoim spostrzeżeniem, że najlepsza żona to nauczycielka, bo ma całe wakacje wolne i może zajmować się dziećmi. Ten komentarz dźwięczy mi w głowie cały czas, bo pokazuje, jak wciąż bardzo stereotypowo postrzegamy miejsce kobiet w społeczeństwie. Myślę, że w podobny sposób nadal traktują nas politycy, chcący prowadzić ten kraj. Dlatego też „prawa kobiet” widnieją jedynie na ich plakatach wyborczych.
Z tego samego też powodu mężczyźni nie czują, że walka o prawa kobiet to również ich walka. Widać to w przytaczanych przeze mnie badaniach Instytut Spraw Publicznych, w których przy każdym z pytań o prawa kobiet, mężczyźni są mniejszościową grupą je popierającą. Status quo jest wygodne dla zbyt wielu ludzi.
O tym, jak ważne jest, abyśmy wszyscy zaczęli myśleć o systemowych zmianach związanych z równością płci, także na rynku pracy, przeczytać można w najnowszej publikacji Fundacji Rodzic w mieście „Wartości płynące z zatrudniania rodziców” dostępnej do pobrania: www.rodzciwmiescie.pl/praca_rodzicow.
Agnieszka Krzyżak-Pitura, założycielka i prezeska Fundacji Rodzic w mieście, aktywistka miejska, zajmuje się propagowaniem idei szkolnych ulic i ulic dla dzieci, placemakerka, działaczka na rzecz praw kobiet, wiceprezeska zarządu Kongresu Ruchów Miejskich.
[1] „Stosunek do demokracji, aktywność obywatelska i opinie o problemach społecznych”, Ipsos dla Instytut Spraw Publicznych, czerwiec 2023
Źródło: informacja własna ngo.pl