„Babciowe” to pomysł, który nie tylko nie rozwiązuje problemu, ale go pogłębia [komentarz]
Karolina Bury: Matka, która po macierzyńskim chce wrócić do pracy, dostanie 1500 zł miesięcznie – to nowy pomysł KO na rozwiązanie problemu powrotu kobiet do pracy po urodzeniu dziecka. „Może opłacić za tę kwotę żłobek, opiekunkę albo może też podzielić się tymi pieniędzmi z symboliczną babcią” – mówił Donald Tusk. Teoretycznie „babciowe” ma wesprzeć kobiety w znalezieniu opieki nad dzieckiem i dzięki temu pomóc w powrocie do aktywności zawodowej. W praktyce nie dość, że nie rozwiąże problemu, to jeszcze go pogłębi.
Kobieta musi wybierać – albo macierzyństwo, albo praca
Na wstępie przytoczę kilka danych, które pozwolą na zobrazowanie problemu niskiego poziomu aktywności zawodowej matek małych dzieci. 63% kobiet w Polsce w wieku 15–64 lat jest aktywnych zawodowo, podczas gdy w Unii Europejskiej wskaźnik ten jest na poziomie 68%[1]. Ponad 75% biernych zawodowo kobiet nie pracuje ani nie poszukuje pracy z powodu opieki nad dziećmi lub innych obowiązków rodzinnych[2]. Według najnowszego raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego „Mama wraca do pracy” co trzecia matka dzieci w wieku 1-9 lat jest nieaktywna zawodowo[3]. To dane pokazujące, jak ogromne są braki w naszym kraju w zakresie wspierania aktywności zawodowej kobiet ze szczególnym uwzględnieniem matek.
Jakie są przyczyny tego, że matki nie wracają do pracy? Na plan pierwszy wysuwają się:
- problem ze znalezieniem opieki nad dzieckiem do lat 3. Problem dotyczy zarówno miejsc w żłobku, braku zasobów finansowych na zatrudnienie niani, jak i nierównego podział obowiązków opiekuńczych między kobietą a mężczyzną;
- brak wsparcia ze strony pracodawcy – niemal 70% mam boi się tego, że po powrocie do pracy nie będą miały możliwości łączenia opieki nad dzieckiem i pracy w sposób, jaki by chciały[4]. Najczęstszą trudnością, z jaką mierzą się mamy po powrocie do pracy, jest zmiana podejścia do kobiet wynikająca z faktu, że stały się one mamami. Pracodawcy często odnoszą się do kobiet przez pryzmat ich macierzyństwa, a nie posiadanych kompetencji;
- utrata pracy związana z urodzeniem dziecka – wspomniany raport PIE wskazuje, że aż 15% kobiet traci zatrudnienie z powodu bycia mamą;
- obciążenie obowiązkami opiekuńczymi – mężczyźni w niewielkim stopniu korzystają z przysługujących im praw związanych z opieką nad dzieckiem. Jedynie 1% ojców korzysta z urlopów rodzicielskich[5].
„Babciowe może dać poczucie ulgi i satysfakcji. Poczucie, że ktoś zrozumiał polską kobietę, która po urodzeniu, po odchowaniu w tych pierwszych najważniejszych miesiącach będzie chciała wrócić do pracy” – powiedział Donald Tusk. Moim zdaniem jednak ten pomysł nie wynika z wysłuchania potrzeb matek, a z chęci znalezienia szybkiego i łatwego rozwiązania, którym będzie można pochwalić się podczas wyborów.
Dlaczego „babciowe” to zły pomysł i przekazanie mamom pieniędzy na opiekę nad dzieckiem nie rozwiąże problemu?
„Babciowe” to zły pomysł, bo pogłębia stereotypowe postrzeganie roli kobiety jako opiekunki
To, co jest rażące w tym pomyśle, to fakt, że „babciowe” pogłębia schemat patriarchalnego myślenia o tym, że opieka nad dzieckiem to sprawa tylko i wyłącznie kobiety. To wciskanie kobiet w opiekuńcze role na całe życie. Bo najpierw kobieta opiekuje się dziećmi, potem wnukami, a na końcu rodzicami. Tymczasem państwo powinno wziąć odpowiedzialność za dziecko, które się rodzi i kierować programy wsparcia do obydwu rodziców.
Przypomnę także, że babcia ma prawo być aktywna, nie ma obowiązku opiekować się wnukami. Wszystko jedno, czy nadal pracuje zawodowo, czy rozwija na emeryturze swoje pasje. To jest jej czas i jej decyzja, czy i na ile chce się zaangażować w opiekę nad wnukami. Co więcej, oferowanie jej 1500 zł za pełnoetatową opiekę nad dzieckiem jest umniejszaniem i niedocenianiem pracy, jaką wkłada w tę rolę.
Dodam jeszcze oczywisty argument – babcia nie zawsze jest dostępna. Wiele osób bowiem nie mieszka w swojej rodzinnej miejscowości i nie ma możliwości poproszenia o pomoc swoich bliskich.
„Babciowe” to zły pomysł, ponieważ nie rozwiązuje problemu braku dostępu do opieki
⅔ gmin w Polsce nadal nie ma dostępu do żłobka – ani prywatnego, ani publicznego[6]. Z tego aż 75% dostępnych żłobków to placówki prywatne. Znalezienie więc miejsca w jakiejkolwiek placówce, nawet prywatnej, jest niezwykle trudne.
Co sprawi 1500 zł? Być może część rodziców, których do tej pory nie było stać na żłobek prywatny, zyska taką możliwość. Ale tylko pozornie. Istnieje bowiem duże ryzyko, że żłobki podniosą cenę, ponieważ wzrośnie (i tak już wysoki) popyt. 1500 zł nie tylko więc nie rozwiąże problemu braku miejsc w żłobkach, a jeszcze bardziej go pogłębi.
A co z nianią? 1500 zł to zdecydowanie za mało na zatrudnienie niani. Przypuśćmy, że koszt zatrudnienia opiekunki to 20 zł netto za godzinę (w wielu wojewódzkich miastach to i tak zaniżona stawka). Miesięczny koszt takiej opieki to około 3500 zł netto. A gdzie pieniądze na opłacenie składek i podatków? Obecne rozwiązania i również pomysł „babciowego” wpycha kobiety opiekujące się dziećmi do szarej strefy. Rodziców bowiem nie stać na opłacanie legalnego zatrudniania niań. Konieczne jest wsparcie dla rodziców w legalnym zatrudnianiu niań, które jest realną pomocą, a nie fikcją.
Przekazanie kobietom 1500 zł na opiekę to łatanie ogromnej dziury plasterkiem. Tu konieczne są rozwiązania systemowe.
Zdaję sobie sprawę, że zwiększenie dostępności żłobków to program na lata, a już teraz potrzebne są działania wpływające na aktywizację zawodową kobiet. Zamiast więc rozdawać pieniądze, warto przyjrzeć się dostępnym rozwiązaniom. Takim przykładem jest dzienny opiekun. Jest to osoba, która opiekuje się maksymalnie piątką dzieci w wieku od 20 tygodnia do 3 lat w warunkach domowych albo zbliżonych do domowych.
Zorganizowanie opieki sprawowanej przez dziennego opiekuna nie wymaga tak dużych nakładów finansowych, tak jak np. w przypadku utworzenia żłobka czy klubu dziecięcego. Dodatkowo czas sprawowania opieki przez dziennego opiekuna jest efektywniej dopasowany do czasu pracy rodziców. Rozwiązuje to dwa problemy — brak aktywności zawodowej matek i budowania nowych przedszkoli. To łatwe i przystępne rozwiązanie.
„Babciowe” to zły pomysł, bo nie uwzględnia roli mężczyzn w wychowywaniu dzieci
Dziecko rodzi się w rodzinie, a nie dziecko rodzi się kobiecie. Mam wrażenie, że nasi politycy o tym zapominają. Dlatego też programy wspierające opiekę nad dzieckiem powinny być kierowane na równi do kobiet i mężczyzn. W opiece nad dzieckiem znowu nie ma ojca. Po co pogłębiać stereotyp, skoro można go zmienić i rozwiązać systemowo?
W jaki sposób? Szansą na to była dyrektywa work-life balance, która wprowadziła dodatkowy 9-tygodniowy nieprzenoszalny urlop rodzicielski dla każdego rodzica. W mojej ocenie to stracona szansa, ponieważ zaoferowany przez rząd zasiłek za urlop rodzicielski, czyli 70% wynagrodzenia, jest zbyt niski. W Polsce nadal mężczyźni średnio zarabiają więcej od kobiet. Dlatego nowe przepisy nie zachęcą ojców do zostania w domu z dzieckiem. Rezygnacja z 30% wynagrodzenia będzie dla rodziny zbyt dużą stratą finansową. Zamiast więc oferować 1500 zł na opiekę nad dzieckiem, zwiększmy zasiłek za urlop rodzicielski i zachęćmy ojców do korzystania z tego przywileju.
„Babciowe” to zły pomysł, bo zrzuca odpowiedzialność za opiekę nad dziećmi na rodzinę
Rozwiązanie proponowane przez Donalda Tuska po raz kolejny pokazuje, że rodzicielstwo i opieka nad dzieckiem postrzegane jest jako indywidualna sprawa rodziny. I o ile jestem zdania, że decyzja o posiadaniu dziecka jest sprawą indywidualną, o tyle uważam, że państwo powinno wziąć odpowiedzialność za dziecko, które się rodzi i wspierać w tej roli obydwoje rodziców. Dziecko to dobro społeczne.
Już teraz nasz kraj stoi na skraju katastrofy demograficznej. Mamy jeden z najniższych współczynników dzietności w Europie[7]. Bez systemowego podejścia do wspierania rodzin w opiece nad dziećmi i łączeniu roli rodzica z pracą nie zmienimy tego.
Donald Tusk nie słucha kobiet. Żyje w świecie rodem z lat 80., gdzieś wiele babć pełniło obowiązki opiekuńcze względem wnuków (bo nie było innych rozwiązań). Ale dziś mamy inne czasy, inne oczekiwania i inne możliwości i program „babciowe” w żaden sposób nie jest na to odpowiedzią.
Takie pomysły mają jeden cel i nie jest nim realne wsparcie kobiet. To cel czysto polityczny. Politycy zajmują się tylko tym, co da się szybko i łatwo wprowadzić, i brzmi (z pozoru) jak wsparcie, ale nie rozwiązuje problemu systemowo. Skuteczne podejście wymaga bowiem dobrego zaplanowania, czasu, a efekty nie są spektakularne i widoczne natychmiast.
Karolina Bury: wiceprezeska Fundacji Rodzic w mieście. Ekspertka ds. sytuacji kobiet na rynku pracy. Zajmuje się tematyką aktywności zawodowej mam, wykluczeniem mam z rynku pracy a także wspieraniem rodziców w łączeniu roli pracownika z opieką nad dziećmi. Uczestniczy w inicjatywach społecznych działających na rzecz zmniejszania barier zatrudniania rodziców oraz wyrównywania szans matek na rynku pracy.
Fundacja Rodzic w mieście powstała z reprezentacji rodziców w życiu publicznym i tworzenia dla nich lepszej i łatwiejszej codzienności. Przeciwdziałamy wykluczeniu matek z rynku pracy, wspierając przedsiębiorczość mam. Pokazujemy pracodawcom, jak wspierać swoich pracowników w łączeniu obowiązków zawodowych i rodzicielskich. Zmieniamy miasta wierząc, że mogą one być przyjaznym i bezpiecznym miejscem do życia dla rodzin.
Więcej informacji o działaniach Fundacji można znaleźć tutaj:
Strona www: http://rodzicwmiescie.pl/
Facebook: https://www.facebook.com/rodzicwmiescie/
Instagram: https://www.instagram.com/rodzicwmiescie/
LinkedIn: https://www.linkedin.com/company/rodzic-w-miescie/
[1] Dane za 2020 rok. Źródło: Eurostat
[2] Instytut Badań Strukturalnych: https://ibs.org.pl/publications/jak-zwiekszyc-aktywnosc-zawodowa-kobiet-w-polsce/
[3] Raport „Mama wraca do pracy” Polski Instytut Ekonomiczny: https://pie.net.pl/co-trzecia-matka-dziecka-w-wieku-do-9-lat-nie-pracuje/
[4] Raport „Macierzyństwo a aktywność zawodowa”, Fundacja Rodzic w mieście: https://pracujeiwychowuje.pl/raport/
[5] Dane za rok 2021. Źródło: ZUS
[6] Dane za rok 2020. Źródło: GUS
[7] Współczynnik dzietności za rok 2020 wynosił 1,38 (dane OECD). Przy prostej zastępowalności pokoleń, czyli w sytuacji kiedy liczba urodzeń i zgonów jest sobie równa i co za tym idzie populacja ludzi nie zmienia się, współczynnik ten powinien wynosić 2,1.
Źródło: Fundacja Rodzic w mieście