Pod lupą: Postfilantropia? Jak pomagamy w XXI wieku? Joanna Gutral: Pomaganie buduje nasz dobrostan [wywiad]
Czy pomaganie może być sposobem na poradzenie sobie z bezradnością? Albo deklaracją polityczną? I skąd w ogóle w nas potrzeba, by robić coś na rzecz innych? O psychologicznych aspektach filantropii rozmawiamy z Joanną Gutral z Uniwersytetu SWPS.
POD LUPĄ to cykl portalu ngo.pl i Badań Klon/Jawor, w którym bierzemy na warsztat wybrane zagadnienie dotyczące życia organizacji społecznych. Zapraszamy na jego siódmą odsłonę: Postfilantropia? Jak pomagamy w XXI wieku.
Jędrzej Dudkiewicz: – Kiedy komuś pomagamy, to robimy to bardziej dla innych, czy dla siebie?
Joanna Gutral: – Czy altruizm to egoizm jest odwieczną zagwozdką filozofów. Ludzie mają trzy podstawowe potrzeby psychologiczne, którymi są sprawczość, wspólnotowość i autonomia. Pomaganie pozwala na zaspokojenie każdej z nich. Sprawczość – mam potrzebę i mogę coś zrobić. Wspólnotowość – działam na rzecz jednostki, organizacji, społeczności lub czegoś, co jest dla mnie ważne. Autonomia – mam moc decydowania o tym, w co i w jaki sposób się angażuję. Zaspokojenie tych potrzeb służy wspieraniu naszego dobrostanu.
O zdrowiu można myśleć w kontekście medycznym, wtedy jest to brak choroby. Psychologia pozytywna mówi jednak, że zdrowie to także zdolność osoby do rozwijania swojego potencjału. Zaangażowanie się w pomoc jest tu ważnym aspektem, także na zasadzie kontrastu.
Buduję swój dobrostan na świadomości, że jestem w takim miejscu życia, że mam określone środki – pieniądze, czas, umiejętności – by wesprzeć tych, którzy mają ich mniej.
A jest jeszcze kwestia zapewnienia sobie odrobiny przewidywalności świata, to znaczy myśl, że skoro ja pomagam teraz, to jeśli sam będę w potrzebie, to mogę liczyć na innych ludzi.
Wspomnę jeszcze o wdzięczności, którą otrzymuje się, działając na rzecz innych, a która jest ważną emocją. Wszystko to buduje nasz dobrostan, odporność psychiczną i sprawia, że czujemy się dobrze.
CZY WIESZ, ŻE…
Międzypokoleniowa hojność przedłuża życie, a dzielenie się z innymi pozytywnie wpływa na nasz dobrostan psychiczny. Chcesz wiedzieć, dlaczego?
Przeczytaj: Pod lupą: Postfilantropia? Jak pomagamy w XXI wieku. Kto i po co dobro czyni? Dane o filantropii
Na coś trzeba uważać, są jakieś zagrożenia związane z pomaganiem?
– Osoby pomagające innym mogą mieć tendencję do samopoświęcenia, zapominania o swoich codziennych potrzebach. To zresztą schemat charakterystyczny także dla części zawodów pomocowych, np. dla psychoterapeutów.
Jest z tym tak samo, jak z instrukcją w samolocie – wpierw trzeba założyć maskę sobie, a dopiero potem pomóc tym, którzy siedzą obok nas. Jeśli chcemy pomagać innym, to musimy zabezpieczyć siebie. Inaczej szybko stracimy nie tylko możliwość wspierania innych, ale i samych siebie.
→ Przeczytaj też: Zespół stresu pourazowego. Czy każdy może pomagać w miejscach trudnych? [wywiad]
Mamy zresztą duży i coraz głośniej dyskutowany problem wypalenia aktywistek i aktywistów, dla których działanie było ważniejsze od zastanowienia się, jak sami się czują. To zagrożenie nie tylko dla dobrostanu, ale nawet ogólnego, codziennego funkcjonowania.
→ Przeczytaj też: Wypalenie zawodowe. Katarzyna Jagiełło: Mamy prawo do dobrego życia [wywiad]
Są oczywiście jeszcze różnice indywidualne, wszystko zależy od tego, co dana osoba myśli – co mi daje pomaganie? Co myślę o tych, którzy nie pomagają? W jakim stopniu trzeba pomagać, ile jest wystarczające? Jakbyśmy zaprosili tu dziesięć osób do miniankiety, to pewnie każda z nich odpowiedziałaby na te pytania inaczej. Każdy ma przekonania na temat świata, innych ludzi i własnej osoby. Trzeba więc to wszystko porządnie przemyśleć, by zachować równowagę.
Czy na przestrzeni ostatnich, powiedzmy, dziesięciu lat zmieniło się to, jak pomagamy, pojawiły się nowe aspekty? Jest w końcu pandemia, jest też katastrofa klimatyczna.
– Nie umiem odpowiedzieć tak lub nie, ale z pewnością dotknął pan ważnych obszarów. Patrząc na pandemię, można analizować różne etapy. Marzec, kwiecień 2020 roku to był czas pierwszego lockdownu, zostaliśmy w domach, było dużo kampanii na ten temat, pojawiły się też inicjatywy takie, jak Widzialna ręka, by wzajemnie uczyć się różnych umiejętności, sporo pomocy było kierowanej do osób starszych. Pojawiły się po prostu potrzeby związane z realizowaniem siebie w zagrożonym obszarze, jakim była wspólnotowość. W końcu trudno o nią w kontekście izolacji fizycznej. Ludzie kolektywnie wdrożyli więc różne działania, korzystając z dostępnych środków – połączeń telefonicznych i internetowych – by poczuć, że jesteśmy w tym razem, mamy wsparcie.
To naturalne, kiedy pojawia się zagrożenie, dość automatycznie uruchamiamy pewne, dostępne każdemu z nas, mechanizmy mające mu przeciwdziałać. Problem w tym, że pandemia trwa już dwa lata, czego chyba nikt się nie spodziewał. W związku z dynamiką wydarzeń, sprzecznością informacji te postawy i przekonania się rozregulowały.
Każdy zaczął przeżywać pandemię na swój sposób, ona dotknęła ludzi w bardzo różnym zakresie, pojawili się też antyszczepionkowcy, co doprowadziło do dysonansu i rozpadu wspólnotowości na mniejsze, polaryzujące się grupy.
Z katastrofą klimatyczną jest chyba trochę podobnie?
– Zgadza się. Zagrożenie to jest obecne od wielu lat, a mimo to wcześniej nie mówiło się o nim tak dużo ze względu na różne interesy i przekonania. Do dzisiaj są osoby, które nie wierzą w antropologiczne przyczyny zmian klimatu. Mnogość informacji jest zbyt trudna do przetworzenia dla kogoś, kto nie jest zainteresowany tematem. Zaczyna pojawiać się postawa nazywana unikaniem. Dopiero co na Netflixie pojawił się film „Nie patrz w górę” – tytuł jest bardzo wymowny, bo właśnie odnosi się do tego, że niektórzy odwracają wzrok. Nie słuchają, nie sprawdzają, wyłączają się. A przez to też rzadziej pomagają.
Udawanie, że coś nie istnieje krótkofalowo obniża napięcie, ale długofalowo oczywiście nie rozwiązuje istniejącego problemu.
Zawsze jednak będą osoby z aktywistycznym zacięciem, działający na rzecz czy to powstrzymania skutków zmian klimatycznych, czy zachęcania do szczepień.
Pomaganie – w formie np. podpisania petycji czy zrobienia przelewu – może być zatem jakimś sposobem na poradzenie sobie z bezradnością? Nie wiem, co z tym zrobić, nie jestem w stanie jechać na granicę i wspierać osoby uchodźcze, to przynajmniej dam pieniądze Fundacji Ocalenie?
– Jak najbardziej.
Bezradność to emocja, która bardzo zagraża naszemu dobrostanowi. Bo kiedy uznajemy, że nic nie możemy zrobić, kapitulujemy w potrzebie sprawczości. A mówiłam o tym, że to jedna z podstaw.
Można więc albo stwierdzić, że nie mamy nad niczym kontroli, albo włączy się motywacja związana z tym, by jakkolwiek walczyć o to, co dla nas ważne. Jeśli nie mogę wesprzeć jako jednostka, to dołączę do kolektywnego działania, jak chociażby zbiórka. Każdy z nas czuje, na ile może sobie pozwolić, nie zawsze mamy możliwość pojechać na granicę, by chodzić po lesie i pomagać osobom uchodźczym. Niektórzy jednak w związku z tym zaczynają się obwiniać, że można robić więcej, lepiej. Warto z tym walczyć i uczciwie powiedzieć, że po prostu ma się w danym momencie mniejsze zasoby, ale to nie znaczy, że nie chcemy pomagać. Szukamy więc wtedy czegoś, co przywróci nam sprawczość. I może to być właśnie zrobienie przelewu.
Czasem pojawiają się też inne przykre emocje. Chociażby w kontekście katastrofy klimatycznej – ja jeżdżę komunikacją miejską, robię wiele proekologicznych rzeczy, a inni się tym nie przejmują, więc moje działanie idzie na marne. Zapominamy jednak o tym, że to jednostki łączące się w grupy wywierają wpływ na większe instytucje, mające też większą moc decydowania. Dlatego uważam, że wspieranie nawet najmniejszych jednostkowych prób przywracania kontroli nad sytuacją jest bardzo ważne.
Co oczywiście nie znaczy, że zmiany systemowe nie są konieczne. I właśnie pojawia się pytanie, czy filantropia, zwłaszcza w Polsce, coraz częściej nie zastępuje słabo działającego państwa? Przykładem może być WOŚP, który chociaż co roku zbiera mały procent budżetu NFZ, to jednak jest to działanie na wielką skalę.
– WOŚP to bardzo dobry przykład, nie wiem, czy jest w Polsce szpital, który nie ma sprzętu ufundowanego przez Orkiestrę. Z jednej strony może to być wyraz sprzeciwu, z drugiej chęci naprawy.
Możemy być malkontentem i mówić, że rząd jest zły, państwo nie funkcjonuje tak, jak powinno. Ale możemy też zaangażować się w zbiórkę i koncentrować się na tym, na co mamy jakiś wpływ. W ten sposób na krótszy lub dłuższy moment przywracamy sobie poczucie sprawczości.
Trzeba też pamiętać, że filantropia – wychodząca od greckich słów dobroczynność, życzliwość, kochanie ludzkości – w zasadzie od samego początku ma za zadanie wspierać osoby, społeczności, instytucje w zaspokajaniu potrzeb nie tylko materialnych, ale i duchowych, moralnych, powiązanych z kultywowaniem tradycji. Zakłada ona element reform społecznych, zmiany w pożądanym kierunku. Może być ona też formą edukacji w robieniu czegoś na rzecz innych. Wiele fundacji zbierających środki na stypendia naukowe podkreśla, że zaangażowanie w działania w wymiarze duchowym czy finansowym jest w stanie realnie zmienić życie ludzi. To ważny aspekt, który nas kolektywnie, jako społeczność, umacnia.
Wspomniała Pani o poprawie dobrostanu na krótszy lub dłuższy moment. Czy nie jest tak, że kiedy zaczniemy ograniczać się do zrobienia przelewu, by poczuć się lepiej, to w którymś momencie uznamy, że tyle wystarczy i zniechęcimy się do większych, bardziej czasochłonnych działań?
– Powiem tak, jak lubią odpowiadać psychologowie – to zależy, nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Wszystko zależy od jednostki.
Każdy z nas ma określone zasoby i ktoś wyśle przelew, a ktoś zaangażuje się w działanie sztabu i będzie miesiącami pracować przy organizacji finału WOŚP. Zależy to też od konstrukcji psychologicznej, potrzeb, czasu i okoliczności, w których się znajdujemy.
Nie dewaluowałabym osób, które oceniają, że na dany moment przekazanie pieniędzy będzie wystarczające. Jeśli angażujemy się w coś, żeby poczuć się lepiej, to znaczy, że w związku z daną sprawą coś na niepokoi. Oczywiście są też tacy, którzy będą działać tylko po to, by poczuć się lepiej i będą do wszystkiego podchodzić bardziej na zasadzie transakcji. Nie wydaje mi się jednak, by niosło to ze sobą jakieś wielkie, druzgocące zagrożenia.
Pozostaje jeszcze kwestia tego, czy od pewnego momentu filantropia nie stała się formą deklaracji politycznej. Przelewamy pieniądze na bardzo konkretne, nieneutralne światopoglądowo organizacje, co ma też pokazać sprzeciw wobec tego, co robi rząd. Może to być właśnie sytuacja na granicy, organizacje LGBT+, czy nawet WOŚP, który też budzi duże emocje. Wspomniała już też Pani, że może to pogłębiać polaryzację.
– Oczywiście, że tak, ale po prostu wspieramy swoje wartości i mamy do tego prawo. Kiedy są wybory, to ludzie udostępniają płoty na banery i w ten sposób pokazują, że chcą, by ta partia albo ta osoba zwyciężyła. Jak potem nie zgadzamy się z tym, co robią ci, którzy mają zarządzać sprawami państwa, to możemy usiąść, załamać ręce i pogrążyć się w smutku, albo zaangażować się w coś, co wspiera ważne dla mnie rzeczy. Pojawiły się decyzje sprzeczne z poglądami wielu osób, czy to dotyczące społeczności LGBT+, czy praw kobiet. I wiele osób działa, żeby pokazać swój sprzeciw oraz przynajmniej częściowo przywrócić kontrolę nad sytuacją.
Tak, jak wspomniałam, filantropia z samej definicji wspiera różnego rodzaju działania mające na celu doprowadzenie do zmian społecznych. A przy okazji zaspokajamy swoje podstawowe potrzeby psychologiczne, bo nie tylko angażujemy się i decydujemy, w co i w jaki sposób, ale też łączymy się z innymi osobami, które myślą podobnie do nas, wyznają te same wartości. Ostatnio często zapominamy o słowie „wartości”, być może dlatego, że kojarzą się głównie z „Bóg, honor, ojczyzna”. Ale to nie jest tylko to.
Każdy ma swoje wartości i jak są zagrożone, to pojawia się sprzeciw, człowiek zaczyna o nie walczyć. Jest to wpisane w ludzką naturę, bo zapewnia nam przetrwanie. Jak więc widać, pomaganie może być różne, może być trudne i skomplikowane, ale zdecydowanie warto to robić.
Joanna Gutral – psycholożka, certyfikowana psychoterapeutka poznawczo-behawioralna, psychoedukatorka. Naukowo i dydaktycznie związana z Uniwersytetem SWPS w Warszawie, jest także członkinią Polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczej i Behawioralnej. Prowadziła podcast i kanał psychoedukacyjny Zdrowa Głowa. Prowadzi indywidualną psychoterapię poznawczo-behawioralną osób dorosłych, a psychoedukacyjną pasję realizuje za pośrednictwem mediów społecznościowych oraz bloga www.joannagutral.pl.
Poznaj wcześniejsze odsłony cyklu „Pod lupą”
Źródło: informacja własna ngo.pl