Nie tylko opiniowanie. O roli Rady Działalności Pożytku Publicznego jako mediatora oraz strażnika budżetu i dialogu w Warszawie [film]
Rola Warszawskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego to znacznie więcej niż tylko rutynowe opiniowanie uchwał. To ciągłe przypominanie urzędnikom o wadze trzeciego sektora, tworzenie prawa miejscowego oraz mediowanie w konfliktach. Na półmetku obecnej kadencji z Anną Gierałtowską i Bartłomiejem Włodkowskim rozmawiamy o tym, czym Rada zajmowała się do tej pory i jakie ma plany na resztę kadencji.
Magda Dobranowska-Wittels, warszawa.ngo.pl: - Dzień dobry. Witam w serwisie warszawa.ngo.pl. Dzisiaj są ze mną Anna Gierałtowska i Bartek Włodkowski, którzy reprezentują stronę pozarządową w Warszawskiej Radzie Działalności Pożytku Publicznego. Bartek i Ania są weteranami warszawskiej Rady wiedzą o niej, jeżeli nie wszystko, to bardzo dużo i mam nadzieję, że podzielą się z nami swoimi doświadczeniami.
W Warszawskiej Radzie Działalności Pożytku Publicznego jesteśmy obecnie na półmetku obecnej kadencji Rady. Chciałam was zapytać, jak widzicie tę kadencję i jakimi sprawami Rada się w tym czasie zajmowała?
Anna Gierałtowska, Powiślańska Fundacja Społeczna: – Jestem w WRDP właściwie od początku jej istnienia. Przez wiele kadencji byłam jej współprzewodniczącą.
Przypomnę może, że od jakiegoś czasu w Radzie są aż 24 osoby. 12 przedstawicieli i przedstawicielek organizacji pozarządowych, wybranych z grona przedstawicieli i przedstawicielek branżowych komisji dialogu społecznego. Ja jestem przedstawicielką Branżowej Komisji Dialogu Społecznego do spraw przeciwdziałania alkoholizmowi, ale jestem też przewodniczącą Dzielnicowej Komisji Dialogu Społecznego w dzielnicy Śródmieście. Z drugiej strony – a zaraz pewnie będziemy mówić o tym, że u nas nie bardzo są strony – są przedstawiciele i przedstawicielki samorządu: troje z Rady Warszawy, dyrektorzy i dyrektorki biur, burmistrz jednej z dzielnic, również przedstawiciele Zarządu Warszawy. W takim gronie spotykamy się co miesiąc i rozmawiamy na różne tematy.
Jak działa Rada? Więcej niż „za" lub „przeciw"
Rutynowo i standardowo zajmujemy się przede wszystkim tym, co jest naszą najważniejszą rolą, czyli opiniowaniem uchwał, które przygotowuje Urząd Miasta, a które uchwala Rada Warszawy. Te uchwały stają się potem politykami, na podstawie których działają instytucje miasta, także organizacje społeczne i służą rozwiązywaniu różnych warszawskich problemów społecznych.
Zajmujemy się obszarem związanym z pożytkiem publicznym, ale uchwały dotyczą wszelkiego rodzaju spraw. Programy z mojej działki to chociażby program przeciwdziałania uzależnieniom, program przeciwdziałania rozpowszechnianiu się zakażeń HIV/AIDS, programy wspierania seniorów. Zajmowaliśmy się nimi w tej kadencji i w poprzednich.
Procedura jest taka, i to jest może ważna informacja, że w Warszawie mamy wielostopniowy proces konsultowania czy omawiania dokumentów.
Przygotowuje je urząd, często we współpracy z organizacjami, jeśli to dotyczy obszaru pożytku publicznego. Potem dokumenty są poddawane konsultacjom. BKDS-y i DKDS-y też składają swoje uwagi. Urząd je uwzględnia lub nie. A potem jeszcze my, na posiedzeniu Rady, nie tylko podnosimy rękę za „tak” lub „nie”, ale bardzo często prowadzimy długie dyskusje na temat różnego rodzaju rozwiązań zapisanych w tych dokumentach albo uwag, które zostały zgłoszone w konsultacjach, ale nie zostały uwzględnione przez urząd. BKDS-y także dają nam znać, jako przedstawicielom i przedstawicielkom organizacji, że warto czemuś się przyjrzeć. Zdarza się, że możemy zmienić pewne zapisy albo zwrócić uwagę na rzeczy, które wcześniej zostały przegapione albo niedostatecznie przez urząd zrozumiane. Nie tylko więc opiniujemy, ale zastanawiamy się, czy nie można czegoś ulepszyć.
Przypomina mi się, gdy rozmawialiśmy o Programie przeciwdziałania zakażeniom HIV/AIDS. Projekt przeszedł przez konsultacje i przez KDS-y, ale jeszcze zwróciliśmy uwagę na pewne kwestie związane z grupą osób starszych i z cudzoziemcami. Biuro, które przygotowywało projekt tego Programu zdecydowało się jeszcze popracować nad nim, pewne zapisy w diagnozie i w rozwiązaniach rozszerzyć. Po jakimś czasie ten dokument wrócił na Radę i już wtedy zaopiniowaliśmy to pozytywnie.
To jest jeden z przykładów, jak to działa. To nie jest więc taki rutynowy czy oczywisty etap pracy nad dokumentami, tylko naprawdę roboczy. Ponieważ jesteśmy gronem przedstawicieli i przedstawicielek różnych branż i specjalności, to te dyskusje są też z różnych punktów widzenia i często sporo wnoszą. Pod naszym wpływem może nie zmienia się całokształt dokumentu, ale pewne ważne zapisy już tak.
Dopiero dokument zaopiniowany przez Warszawską Radę Działalności Pożytku Publicznego idzie do głosowania przez radę miasta. Opinia WRDPP jest bardzo ważna, radni często o nią pytają. Uchwały, związane z pożytkiem publicznym, bez naszej opinii nie są mile widziane na Radzie. Jest to obowiązkowy punkt programu procedowania dokumentów w Warszawie.
Włodkowski, Fundacja Ave: – Opiniujemy nie tylko uchwały, ale też zarządzenia, strategie i polityki –
Rada to ciekawe, twórcze i dialogowe tworzenie prawa miejscowego. Często w tych przygotowywanych dokumentach wyłapujemy takie przestrzenie, gdzie nie przewidziano udziału organizacji pozarządowych, a tymczasem bardzo by się tam przydały. To jest niezwykle twórcza i ciekawa praca.
Czas, frekwencja i perspektywa kadencji
Ale Rada zmaga się również z różnymi trudnościami, chociażby z tym, że jest to praca społeczna, która zajmuje mnóstwo czasu. To są i posiedzenia, o których Ania mówiła, ale i tematyczne zespoły robocze, które powołujemy do rozwiązywania poszczególnych kwestii, a więc godziny spotkań i pracy merytorycznej.
Nie jest też najlepiej z frekwencją członków Rady, zarówno ze strony samorządowej, jak i pozarządowej. To nie ułatwia pracy, bo jeżeli wciąż kogoś nie ma, to trudno złapać flow z tą osobą, a ten w dialogu jest niezwykle ważny: zbliża ludzi i powoduje, że przechodzimy na wyższy poziom dialogu, a nie musimy wciąż sobie tłumaczyć podstaw.
Warto jeszcze powiedzieć, że inicjatywy Rady i decyzje nie zapadają szybko. To jest proces. Mówię to z perspektywy paru kadencji. Często – proces kilkumiesięczny lub kilkukadencyjny nawet. Wiele rzeczy zaczynaliśmy w jednej kadencji i nie udało się przekonać drugiej strony do jakichś rozwiązań. Albo nawet, jeśli znaleźliśmy poparcie urzędników z jednego biura, to protestowało inne biuro i trzeba było szukać kolejnych argumentów, wykonać kolejną pracę, więc de facto proces kończył się dopiero w kolejnej kadencji Rady.
Koszty społeczne i wartość organizacji
Myślę, że najważniejsze w Radzie jest nawet nie opiniowanie dokumentów czy czuwanie nad budżetem na współpracę miasta z organizacjami pozarządowymi, ale przede wszystkim to, że my non stop przypominamy najważniejszym urzędnikom w mieście – prezydentowi, zastępczyni prezydenta, która jest członkinią Rady, dyrektorom najważniejszych biur, radnym, którzy też mają przedstawicieli w Radzie – że organizacje pozarządowe są naprawdę istotne, że każda złotówka przekazana na zlecanie zadania publicznego organizacjom zwraca w różnych wymiarach podwójnie. Nie tylko w wymiarze finansowym – bo często organizacje zdobywają środki zewnętrzne, więc dokładają do tych projektów, które miasto samodzielnie musiałoby zrealizować drożej – ale też w wymiarze społecznym. To jest kwestia kosztów społecznych. Jeżeli organizacje działają, to mamy mniej rozmaitych problemów na różnych poziomach.
Nie do przecenienia jest więc to, że jesteśmy w Radzie, że co miesiąc się spotykamy i wciąż podkreślamy, jak ważne są organizacje. Jest niezwykle istotne, żeby ta współpraca i w aspekcie finansowym, i pozafinansowym była rozwijana.
Według mnie właśnie to przypominanie i czuwanie, żeby urzędnicy nie zapomnieli, że mamy ustawę o pożytku publicznym, że mamy program współpracy jest niezmiernie istotne.
Tak to widzę, tak to czuję i tak było w poprzednich kadencjach.
Od lokali do dzierżaw
Żeby jednak nie operować mało konkretnymi hasłami, to chciałem podkreślić, iż sukcesem, którym będziemy mogli się chwalić, gdy ta kadencja się zakończy, jest uporządkowanie sprawy najmów lokali. To była rzecz, która powodowała wiele różnych problemów dla organizacji. Przepisy były nieprecyzyjne, nieadekwatne do rzeczywistości i sytuacji organizacji pozarządowych. Udało się powołać pozarządowo-samorządowy zespół roboczy, którego efektem prac jest już przyjęte zarządzenie prezydenta w tej sprawie. Wiele rzeczy ono porządkuje i wyprostowuje.
Teraz z kolei toczy się praca – powoli, ale się toczy i mam nadzieję, że do końca kadencji uda się ją sfinalizować – dotycząca dzierżaw. To jest kolejny ważny temat dla organizacji pozarządowych. Jest wiele wątpliwości, jeśli chodzi i o możliwość, i sposoby, i procedury dzierżawienia terenu w przestrzeni. W tej kadencji byliśmy świadkami takiej sytuacji, kiedy organizacja, która działa w Porcie Żerańskim na czas zakończenia kilkuletniej umowy dzierżawy i przed podejściem do kolejnego konkursu na dzierżawę musiała de facto – taka była wizja i propozycja miasta – zwinąć całą działalność, całą infrastrukturę z tego terenu, co było absurdalne. To byłoby marnotrawstwem pieniędzy publicznych. Wtedy oczywiście interweniowaliśmy w tej jednostkowej sprawie, ale podobnych sytuacji jest więcej. Postanowiliśmy więc uporządkować to na poziomie aktu prawa miejscowego. Mam nadzieję, że ten zespół również dotrze do celu i będzie to realna pomoc dla organizacji pozarządowych.
Myślę, że dyskusje, o których Ania wspomniała, są niezwykle ważne, ale niekoniecznie tylko przy okazji różnych dokumentów czy polityk. To są takie dyskusje, które nie są związane z żadnym projektem zarządzenia, uchwały, polityki, strategii, tylko dotyczą istotnych kwestii dla trzeciego sektora.
Pamiętam bardzo burzliwą i to w kilku odcinkach toczoną dyskusję o stanie współpracy finansowej miasta i organizacji, ponieważ to wygląda z różnych perspektyw różnie. W dokumentach mamy wszystko pięknie opisane, mamy procedurę zlecania zadań publicznych, mamy procedurę kontroli, natomiast jeśli schodzimy na poziom niższy – biur czy poszczególnych wydziałów w dzielnicach, które również organizują konkursy – to okazuje się, że procedury są bardzo różnie rozumiane, stosowane są różne standardy. W tej kadencji na przykład mieliśmy próbę nieoficjalnego zamieniania trybu zlecania zadań publicznych na tryb zamówienia publicznego w jednej z dzielnic. Ogłoszenie konkursowe nie obejmowało de facto jakiejś ogólnej przestrzeni, którą organizacja ma swoim potencjałem i pomysłem zagospodarować, tylko to było zamówienie: macie zrobić piknik na tyle i tyle stanowisk, na takie i takie działania, czy macie zrobić koncert z udziałem tylu i tylu muzyków w takim i w takim czasie. To przeczy zasadzie pomocniczości.
Czuwanie nad współpracą finansową
Dlatego dyskusje są niezmiernie ważne, bo one nierzadko skutkują konkretnymi interwencjami Pełnomocniczki Prezydenta ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi, Ewy Kolankiewicz, do poszczególnych burmistrzów, dyrektorów biur czy wydziałów.
Zdarzało się ostatnio także, że niektóre wydziały dzielnic przy składaniu sprawozdania z realizacji zadania publicznego żądały kserokopii faktur bez trybu kontroli. Nie ma żadnej podstawy prawnej, żeby to robić, a jeszcze w kontekście RODO i wielu innych przepisów jest to wręcz niedozwolone i bardzo niebezpieczne, a takie rzeczy działy się w naszym mieście. Te dyskusje pozwalają nam to wyłapać.
Często, jeśli widzimy, że coś systemowo nie działa, albo dzielnice zapominają co jest w procedurach, a KDS-y czy organizacje lokalne nie są na tyle silne, żeby przypomnieć o stosowaniu procedur, to właśnie za naszą sprawą pełnomocniczka Ewa Kolankiewicz o tym przypomina. Myślę, że to jest niezmiernie ważna funkcja Rady: czuwanie nad tymi najistotniejszymi sprawami, zwłaszcza w aspekcie finansowym współpracy.
Zresztą ta ostatnia dyskusja, która odbyła się dwa miesiące temu o współpracy finansowej, zaowocowała konkretnymi kategoriami spraw, do których się wzajemnie zobowiązaliśmy, strona samorządowa i pozarządowa, że będziemy dalej ich pilnować, przyglądać się i być może efektem będzie jakaś zmiana w zapisach procedury dotacyjnej czy procedury kontroli.
Nie tylko warszawskie podwórko
Warszawska Rada stara się też śledzić zmiany przepisów prawnych na poziomie ustawowym, bo one bardzo często dotyczą organizacji i rzutują na to, co możemy zrobić i w jaki sposób musimy dostosować akty prawa miejscowego dotyczące organizacji i sfery pożytku publicznego. To także jest ważna funkcja Rady Działalności Pożytku Publicznego, może niezbyt spektakularna, ale istotna.
Pamiętam z poprzednich kadencji, że były takie sytuacje, kiedy jako Rada wypowiadaliśmy się za określonymi rozwiązaniami, wspieraliśmy na przykład ogólnopolską Radę Działalności Pożytku Publicznego lub protestowaliśmy przeciwko czemuś. Przypomnę sprawę z poprzedniej kadencji, ale głośną i spektakularną, gdy Rada się przydała, kiedy Minister Edukacji Narodowej chciał mocno ograniczyć dostęp organizacji pozarządowych do szkół. Wszyscy pamiętamy zakusy ministra Czarnka, podejmowane dwukrotnie. Nasza Rada bardzo mocno przeciwko temu protestowała i zajmowała stanowiska. Ten proces wtedy został zatrzymany. Nie ograniczamy się więc tylko i wyłącznie do podwórka warszawskiego i do relacji organizacji z samorządem, ale też staramy się trzymać rękę na pulsie, jeśli chodzi o przepisy prawa.
Zresztą teraz też mamy taką sprawę, która już wypłynęła na Radzie i myślę, że będzie musiała być przez nas pilnowana, czyli przejście na księgowość elektroniczną. Będzie to dotykać coraz większej liczby organizacji. I też rodzi wiele rozmaitych wyzwań i problemów. Trzeba to usystematyzować w zapisach naszych procedur i aktów prawa miejscowego.
Ważna jest determinacja
Również długo debatowaliśmy na temat Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych (SCWO), jego funkcji, roli i zadań, które powinno pełnić. W miarę systematycznie przyglądamy się realizacji Programu Rozwoju Współpracy (PRW), czyli wieloletniego programu współpracy miasta i organizacji pozarządowych, który też w Warszawie mamy. Mam poczucie, że nie wszystkie wskaźniki osiągamy tak, jak byśmy chcieli, ale fakt, że mamy taką wieloletnią perspektywę jest bardzo pozytywny, ponieważ stabilizuje tę współpracę. A przypomnę, że idea programu wieloletniego, zanim on się jeszcze pojawił w ustawie, wypłynęła z naszej Rady. Warszawa miała taki program jeszcze zanim ustawa to wprowadziła. To też jest efekt działania Rady.
Chcieliśmy podjąć temat relacji NGO-sów i biznesu, zwłaszcza deweloperów, aby ich zachęcić i skłonić – szczególnie w tych częściach miasta, które mają ubogą infrastrukturę społeczną, gdzie organizacje nie mają przestrzeni do działania – do odpowiedzialności społecznej. Na razie ten temat ze względów formalnych się zatrzymał, ale taka rzecz też się pojawiła w tej kadencji.
Myślę, że powodzenie w wielu z tych rozmaitych kwestii, które nie są opiniowaniem propozycji urzędu, tylko rozwiązaniami proponowanymi przez nas – których prawo jeszcze często nie przewiduje – zależy od determinacji osób, które wnoszą te tematy.
Mówię to, jako współprzewodniczący z ubolewaniem, ale postanowiłem nie cukrować, bo myślę, że to jest też ważne dla tych, którzy zdecydują się kontynuować naszą misję, a wybory już za pasem w przyszłym roku. Chciałbym zachęcić wszystkich do udziału w pracach Rady, ale też chciałbym, żeby mieli świadomość z czym się muszą mierzyć. Często bywa tak, że jakiś temat jest zgłaszany na Radzie przez członka strony pozarządowej, a kiedy się okazuje, że jest jakaś przeszkoda, urząd mówi: „Nie, tego się nie da, bo prawo nam na to nie pozwala” albo „My tego nie czujemy”, to poza psioczeniem: „Oni znowu nie chcą z nami współpracować”, nie ma ciągu dalszego. Zachęcam, żeby może wtedy zawiązać jakąś koalicję wokół tej sprawy, zgromadzić zespół, który by się w tę sprawę wgryzł. Mówię to naszym następcom: jeżeli się okazuje, po pierwszym zderzeniu z urzędem, że czegoś się nie da, to warto szukać dalej, szukać koalicji, porozumień gdzieś indziej i potem znów przychodzić z zapleczem merytorycznym na Radę, żeby do tych tematów wracać.
Pamiętam czasy, gdy Biuro Prawne miasta mówiło nam przez długi czas, że nie da się obejść wymogu składania wniosków w papierze, po tym, jak wszedł Witkac. Przywoływano mnóstwo argumentów, przepisów prawnych, po czym okazało się, że można to zrobić, bo Urząd Marszałkowski to zrobił. Udało się spotkać prawników obydwu urzędów i sprawa ruszyła z miejsca, ale trwało to co najmniej półtora roku. Często więc praca w Radzie jest żmudna, ale z perspektywy lat widać efekty.
A.G.: – Warto dodać, że dyskusje o budżetach dotacyjnych w biurach i w dzielnicach to jest rok rocznie bardzo ważny punkt planu pracy Rady. Co roku rozmawiamy o tym trochę inaczej, ale zawsze staramy się monitorować, jak kształtują się budżety planowane na kolejny rok w mieście, we wszystkich dzielnicach, wydziałach, zadaniach i biurach.
W wyniku rozmów tegorocznych, podczas ostatniego spotkania Rady postanowiono, że pani Pełnomocnik wyśle pisma do burmistrzów dzielnic z propozycją, żeby już przed wakacjami rozmawiać z organizacjami o zapotrzebowaniach budżetowych na zadania. Prace nad budżetem między skarbnikiem a poszczególnymi jednostkami miasta toczą się już w wakacje. Ważne jest więc, żeby postulaty organizacji mogły być już wtedy uwzględniane lub nie, w zależności od możliwości, a potem – na kolejnych etapach prac – żeby organizacje były informowane o tym, jakie są wyniki rozmów ze skarbnikiem, jaki finalnie jest budżet, jak warto go potem podzielić. Aby nie było tak, że organizacje uczestniczą w planowaniu budżetu tylko poprzez konsultowanie ogłoszeń konkursowych, gdzie są już gotowe zadania i gotowe kwoty. Ten proces powinien zaczynać się już przed wakacjami i organizacje powinny przez całe planowanie budżetu w urzędzie w tym współuczestniczyć. Pani Pełnomocnik się zobowiązała, że zaproponuje burmistrzom taki tryb.
Nie jest to pierwszy raz oczywiście, ale władze się zmieniają co parę lat i warto o tym przypominać. Formułowanie takich postulatów, proponowanie rozwiązań, usprawnień naszej współpracy, żeby była coraz bardziej partnerska, też jest ważnym zadaniem Rady.
Rada jako przedłużenie działalności KDS-ówTo
W tym, co mówicie, często wskazujecie na rolę komisji dialogu społecznego. Rada Działalności Pożytku Publicznego jest częścią całego systemu dialogu społecznego w Warszawie. Jak Wy widzicie swoje relacje z KDS-ami? Na ile sobie jesteście nawzajem potrzebni, na ile się w ogóle widzicie?
A.G.: – W Warszawie system jest tak skonstruowany, że współpraca jest konsekwencją tego, kto w Radzie zasiada. Przedstawiciele i przedstawicielki strony pozarządowej pochodzą z BKDS-ów. Mamy przedstawicieli branży kultury, sportu i rekreacji, pomocy społecznej, edukacji. W naturalny sposób kontaktujemy się i współpracujemy z innymi KDS-ami, często zajmujemy się obszarami, które są ze sobą powiązane. Na co dzień też uczestniczymy w pracach BKDS-ów, wiemy, jakie problemy się pojawiają, znamy te organizacje, kolegujemy się z nimi, spotykamy się, współpracujemy na różnych polach, robimy wspólne projekty. Na bieżąco więc wiemy, co się dzieje. To jest bardzo ważny element. Gdyby wybory do Rady były inaczej skonstruowane, to mogę sobie wyobrazić, że mogliby zasiadać w niej przedstawiciele i przedstawicielki organizacji, którzy w ogóle nie mają powiązania z tym systemem i na co dzień nie uczestniczą w takich pracach, niewiele wiedzą o nim.
Efektem tego jest to, że dużo łatwiej koledze z BKDS-u do spraw placówek wsparcia dziennego po prostu zadzwonić do mnie i zgłosić temat, ponieważ on wie, że ja się też tym zajmuję, bo spotykamy się co miesiąc albo ze sobą współpracujemy.
Taki przykład: półtora roku temu organizacji prowadzące placówki wsparcia dziennego miały poważny kłopot z procesem tworzenia standardów działania tych placówek. Zbliżały się konkursy na kolejne trzy lata – a przypomnę, że placówek dziennego wsparcia jest w Warszawie kilkadziesiąt, to jest duża grupa organizacji i ogromne środki na to przeznaczane – i nie do końca było wiadomo ani ile środków będzie na to przeznaczonych, ani na podstawie jakich standardów te konkursy będą rozstrzygane. Było bardzo dużo napięcia. Ta sprawa została zgłoszona do nas, aby Rada monitorowała ten proces, żeby dało się te zadania realizować, żeby nie było przerw, żeby organizacje miały poczucie wpływu na te standardy. Rozmawialiśmy o tym, na spotkaniach Rady gościliśmy przedstawicieli KDS-ów, członkowie Rady uczestniczyli w spotkaniach dotyczących tworzenia standardów. To pokazuje, że Rada jest przedłużeniem działalności KDS-ów, nie jest jakimś ciałem oddzielnym.
Przykład standardów placówek wsparcia dziennego jest dobry także dlatego, że po tej sytuacji ten temat jest już oczywisty dla Rady. Nawet ostatnio rozmawialiśmy, że zbliża się termin, że będzie trzeba kolejny raz pochylić się nad tymi standardami. I już zostało zakomunikowane, że będziemy się tym dalej zajmować. Czyli są tematy, które nie są w oczywisty sposób zadaniami Rady, ale wiadomo, że Rada się nimi interesuje, aby KDS-y czuły się „bezpiecznie”, aby czuły, że jest jeszcze instancja, która czuwa nad procesem i nie są z tym same.
Zachęcam przedstawicieli BKDS-ów i DKDS-ów, jeśli są takie sprawy, w których członkowie komisji czują, że potrzebują patronatu, monitorowania, to warto to zgłaszać, warto o tym rozmawiać, umawiać się, być gościem na Radzie. To pomaga i udrażnia te procesy.
B.W.: – Sprawa, którą Ania przywołała, w tej kadencji była najbardziej spektakularna, jeśli chodzi o interwencje Warszawskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego i inne ciała dialogu.
Konkursy na trzyletnie prowadzenie placówek ogłoszono na bazie standardów, które nie zostały przedstawione zespołowi roboczemu nad nimi pracującemu, a właściwie pozarządowej części tego zespołu. Ludzie z organizacji pracowali nad standardami, które miały być podstawą ogłoszenia konkursowego, nie zobaczyli finału swojej pracy, a zobaczyli ogłoszenia konkursowe. Wiele z tych rozwiązań, finalnie sformułowanych przez jedno z biur, budziło poważne wątpliwości, było nieadekwatne do potrzeb i do działań organizacji. Wtedy rzeczywiście mocno wsparliśmy tę sprawę, byliśmy na spotkaniach pomiędzy dyrekcją biura a organizacjami. Efekt był konkretny: miasto nie zrezygnowało ze standardów, ale udało się niektóre rzeczy zmienić, przeformułować lub doprecyzować ich rozumienie. Pojawił się bowiem też problem tego rodzaju, że miasto opublikowało standardy, natomiast konkursy ogłaszały dzielnice i każdy wydział dzielnicy de facto inaczej rozumiał poszczególne zapisy w tych standardach. Wyrocznią był każdy z naczelników wydziałów spraw społecznych i zdrowia, co nie było zdrowe dla uwspólnienia polityki miasta i współdziałania z organizacjami.
Natomiast nie zawsze udaje się realnie pomóc organizacjom. Przypomnę jeszcze, też z tej kadencji, casus przystani Warszawa, czyli miejsca w Porcie Czerniakowskim, zainicjowanego przez konsorcjum organizacji pozarządowych, które – w momencie ogłaszania przetargu na zagospodarowanie tego miejsca i prowadzenie tam działalności – finalnie stwierdziły, że nie są w stanie sprostać wymaganiom, które miasto stawia. Odbyliśmy długie dyskusje wokół tej sprawy, nie zostawiliśmy organizacji samych, ale nie udało się im tak pomóc, jak one by tego oczekiwały.
Wsparcie w kryzysach i mediacje
To też jest charakterystyczny rys Rady i chciałem to bardzo podkreślić: to nie jest miejsce, to nie jest ciało, które podejmuje decyzje. Organizacjom albo KDS-om często tak się wydaje „Wy uchwalacie prawo”. Nie, my jesteśmy ciałem opiniującym przede wszystkim. Oczywiście inicjatywnym także, możemy wyjść z jakąś propozycją, ale finalne decyzje podejmuje albo Rada Warszawy, albo prezydent w zależności od swoich kompetencji. Natomiast, jeżeli są jakieś problemy, rozbieżności, to mimo wszystko KDS-y mogą dużo mniej ugrać bez wsparcia Rady. Jeżeli wyczerpało się wszystkie możliwości dialogu na poziomie tym najniższym, czyli KDS-u, biura, dzielnicy, to Rada jest instancją, która może to wesprzeć.
A powiem, może nieskromnie, ale bardzo się z tego cieszę, że poprzez umocowanie ustawowe i poprzez nasz dorobek tylu kadencji, Warszawska Rada Pożytku jest organem, z którym urzędnicy warszawscy się liczą. Dużo mniej niż byśmy pewnie oczekiwali, nasze oczekiwania i apetyty są zazwyczaj dużo większe, ale dialog istnieje.
Natomiast w wielu sprawach mam poczucie, że jeśli coś było zgłaszane przez pojedyncze organizacje, one bywały bagatelizowane, a jeśli za tym stanął autorytet Rady, one były przepracowywane z dużo większym zainteresowaniem. To dobrze, że mamy takie ciało, które czuwa nad wszystkimi istotnymi sprawami organizacji społecznych, nad ich problemami w relacjach z samorządem.
Co warto podkreślić: my, podejmując jakąś decyzję branżową, na przykład opiniując politykę, strategię w jakiejś dziedzinie, czy zarządzenie prezydenta, zawsze prosimy o opinię właściwego KDS-u. I to jest ten przepływ. W Radzie są ludzie z różnych KDS-ów, ale nie ze wszystkich. W związku z tym w opiniach wydawanych przez Radę posiłkujemy się mądrością KDS-ów i organizacji tam skupionych. To też jest ważna przestrzeń współpracy, na tych opiniach nam zależy.
Bywały takie sytuacje, akurat w tej kadencji nie mieliśmy takiego przypadku, że pojawiały się konflikty, trudności nie do przejścia pomiędzy KDS-em a biurem albo dzielnicą. Wtedy uruchamialiśmy funkcję mediacyjną członków Rady. Tomek Harasimowicz wielokrotnie taką rolę odgrywał i był w tym skuteczny, więc możemy go polecić. Mamy w Radzie zasoby, ludzi, którzy mogą być mediatorami i warto z tego korzystać. Warto, żeby KDS-y pamiętały, że nie muszą zostawać same ze swoimi sprawami, tylko mogą uzyskać wsparcie.
Wieloletnie budżety i partycypacja
Jeszcze jedną przestrzenią do współpracy Rady i KDS-ów jest sprawa okołobudżetowa. Mnie na przykład bardzo boli, że wciąż nie mamy w dzielnicach konkursów wieloletnich – poza wąskim obszarem, bo to też nie wszystkich tematów dotyczy, z dziedziny spraw społecznych i profilaktyki. Myślę, że zwiększenie liczby konkursów wieloletnich, chociażby w kulturze, czy zorganizowanie konkursów wieloletnich, czy w ogóle rocznych w edukacji na poziomie dzielnic, byłoby niezwykle potrzebne. Mówimy o tym od dawna, co więcej, mamy nawet takie zapisy w aktualnym Programie Rozwoju Współpracy. Powinniśmy do tego dojść, ale na razie nie widać efektu. Połączenie potencjałów, synergia pomiędzy KDS-ami dzielnicowymi a Warszawską Radą, mogłoby przynieść efekty. Troszeczkę już się cieszyłem, bo na Białołęce udało mi się prawie przekonać panią burmistrz do tego, żeby na 2026 rok ogłoszono pierwszy konkurs trzyletni w kulturze. Wszystko było już dogadane. Z jakichś powodów, dla mnie niezrozumiałych, urząd się z tego wycofał, ale obiecuje, że na 2027 rok ogłosi, więc będziemy trzymać rękę na pulsie i prosić również Warszawską Radę o pilnowanie tego. To jest ważna rzecz, którą moglibyśmy popchnąć do przodu, a same KDS-y na poziomie dzielnicy tego nie zrobią, bo wciąż słyszą od burmistrzów „Ale tego nikt nie robi, tego nigdy nie było”. To są dwa zasadnicze argumenty. Gdybyśmy natomiast spojrzeli na to razem, to wtedy jest duża szansa, żeby przekonać do nowych rozwiązań.
Sprawa budżetu, o której mówiła Ania, to co zaproponowaliśmy i co zostało przyjęte przez miasto, żeby zachęcić do partycypacyjnego tworzenia nawet nie tyle budżetu, co obszarów, które są zlecane organizacjom. Często idziemy schematem: dajemy na animacje kultury i tyle. Wszystko się zmienia, świat się zmienia, potrzeby się zmieniają i warto być może na to spojrzeć inaczej, wysłuchać organizacji trochę wcześniej, wspólnie coś zaplanować. Bardzo więc trzymam kciuki za ten proces, mam nadzieję, że to się powiedzie.
Mam też poczucie, że Rada – oprócz tego, że przypominamy wciąż urzędnikom, że jesteśmy ważni, że jesteśmy istotą społeczeństwa obywatelskiego, że jesteśmy papierkiem lakmusowym, czy demokracja działa, czy zasada pomocniczości działa, a to są rzeczy fundamentalne – nawet gdyby nie doprowadziła do żadnych zmiany przepisów prawnych w danej kadencji, to jest potrzebna, żeby pilnować budżetu.
Walka o budżet
Przyznam szczerze, że gdy zaczynaliśmy tę kadencję, byłem przerażony, ponieważ to, co pani skarbnik przedstawiała nam na kolejnych posiedzeniach o prognozach finansowych, o tym jak miały te środki w mieście topnieć, wpływy miały się zmniejszać, było szalenie niepokojące. Naszą ideą fix stało się, żeby tym bardziej nie uszczuplać budżetu na zadania dla organizacji i przekonywać miasto, że jeśli zabierzemy te pieniądze na przykład proporcjonalnie do zmniejszenia budżetu, to koszty tego będą dużo wyższe w kolejnych latach, bo problemom trzeba będzie podwójnie zaradzać. Nie da się przerwać na przykład profilaktyki. Jeżeli zrobimy wyrwę na trzy lata, to koszty będą dużo, dużo wyższe. To samo w edukacji. I tak dalej, i tak dalej.
Możemy z dumą i z przyjemnością powiedzieć – chociaż nie wiem, czy to jest do końca nasza zasługa, czy raczej efekt tego, że mamy Radę, która jest ceniona – że właśnie zapoznaliśmy się ostatnio z budżetowymi propozycjami miasta na 2026 rok i mamy znowu zwiększenia. Może nie tak duże, jakbyśmy oczekiwali, ale jednak są, więc to pozwoli utrzymać większość działań prowadzonych przez organizacje.
Często KDS-y dowiadują się w ostatnim momencie, że burmistrz czy dyrektor biura postanawia zmniejszyć budżet w jakiejś dziedzinie, wtedy warto do Rady, żebyśmy mogli wspólnie o tym porozmawiać. Pamiętam takie sytuacje, kiedy – przepraszam, że tak to ujmę – wzywaliśmy na dywanik burmistrzów i oni musieli się tłumaczyć, dlaczego dokonali zmniejszeń. Przyszedł kiedyś na Radę burmistrz jednej z dzielnic, żeby się tłumaczyć z ponad 50-procentowych zmniejszeń w poszczególnych działach i w ogóle nie wiedział, czym jest proces dotacyjny, system zlecania zadań, mocno się wtedy skompromitował, ale potem odpowiednio zmieniono ten projekt budżetu. To jest funkcja edukacyjna Rady. Myślę, że tutaj też powinna być bardzo ścisła współpraca między Radą a KDS-ami, aby dbać o to zabezpieczenie finansowe, bo ono jest kluczowe dla możliwości działań organizacji.
Czasami się nie udaje, ale poprzez autorytet Rady udaje się chociażby wrócić do status quo. Powiem o przypadku Bielan, mojej dzielnicy, kiedy były burmistrz jednego roku postanowił zmniejszyć znacząco budżet, wymawiając się różnymi rzeczami, covidami itd. Żadne nasze próby mediacji, rozmowy, dialogu, żeby się spotkać w połowie drogi nie poskutkowały, więc przez cały rok na każdym posiedzeniu Rady o tym mówiliśmy, że jest taki przypadek, taka dzielnica w Warszawie, która dokonała takiego barbarzyńskiego aktu i nie podjęła dialogu. Kiedy przyszedł kolejny rok, a sytuacja budżetowa dzielnicy wcale się nie zmieniła za bardzo, od razu otrzymaliśmy powrót do status quo, a nawet w niektórych dziedzinach było więcej pieniędzy. A komentarz był taki „Żebyście już nie gadali”. Czasami więc nawet takie rzeczy działają. Mówię to oczywiście anegdotycznie, z uśmiechem, ale istotne jest, żeby zabezpieczać interes beneficjentów organizacji pozarządowych, bo przecież nie chodzi o pieniądze dla organizacji, tylko na nasze działania, czyli dla mieszkańców Warszawy.
A.G.: – To jest taka część działań Rady, która ma bardzo duży związek z DKDS-ami, a one mogą o tym nawet nie wiedzieć. Zdarza się, że organizacje w komisjach dowiadują się o tym ostatnie i nawet nie przychodzi im do głowy, że można interweniować w Warszawskiej Radzie Działalności Pożytku Publicznego. A Rada w sprawach DKDS-ów i ich budżetów interweniuje. My się naprawdę zajmujemy całym miastem. Możecie sobie Państwo wyobrazić: dostajemy wielostronicowe dokumenty, gdzie każda dzielnica, każdy obszar działań jest wyszczególniony. Budżet zeszłoroczny, tegoroczny, zwiększenie, zmniejszenie. My się nad tym pochylamy, analizujemy, wypisujemy, dyskutujemy, wzywamy burmistrzów do wyjaśnień. To jest bardzo ważny kawałek, dzięki któremu urzędnicy widzą, że ktoś nad tym czuwa, ktoś to widzi, obserwuje. To nie może przejść niezauważone. W tym sensie czujemy się odpowiedzialni za całe miasto. Rada nie jest bytem oderwanym od rzeczywistości. Monitorujemy sytuację. Przyglądamy się temu, co się w całym mieście dzieje i to kompletnie niekoniunkturalnie. Nie jest tak, że ja się zajmuję tylko pomocą społeczną, ale i sportem, i kulturą, i rekreacją. Wszystkie rzeczy są dla nas istotne. To też jest bardzo ważny dorobek Rady: wszyscy staliśmy się interdyscyplinarni, wychodzimy ponad interesy konkretnych branż, czy konkretnych grup, wszyscy zajmujemy się całokształtem sytuacji w mieście, od poziomu dzielnicy i budżetu na sport, po budżet całościowy i wszystkie z różnych poziomów rozwiązania. Może to brzmi trochę górnolotnie, ale jestem z tego bardzo dumna.
Jako Rada nie jesteśmy idealni, ale udało się wypracować pewien klimat niezależnego, zdystansowanego, niekoniunkturalnego podejścia do spraw. I też nie jest tak, że mamy podział na stronę pozarządową i stronę miejską. Widzę, że to jest totalnie wspólne myślenie.
Strona samorządowa ma dokładnie takie samo myślenie: żeby ten budżet nie był uszczuplony, żeby nie było cięć, żeby nie było nagłych tąpnięć, żeby sfera zadań pożytku publicznego realizowanych przez organizacje się rozwijała. Tutaj jest wspólny cel.
Wspólny cel i partnerstwo
B.W.: – Często dochodzą do nas głosy „Co Rada spektakularnego zrobiła, jakie nowe rozwiązania wprowadziła, dlaczego jakiś spraw nie posunęła, na ile jest skuteczna?”.
System współpracy pomiędzy organizacjami a miastem, który mamy w Warszawie jest tak dobry, że często może rodzić aż frustrację. Jest dobry, ponieważ jesteśmy jako Warszawa pionierem rozwiązań w wielu dziedzinach. Komisje dialogu społecznego to jest rzecz pionierska. Mamy dialog zbudowany hierarchicznie i decyzje w duchu dialogu są podejmowane na różnych poziomach, organizacje są włączane w te procesy. To być może też determinuje to, że musimy pilnować tego skomplikowanego systemu, a to zajmuje bardzo dużo czasu i często nie zostaje już energii ani przestrzeni na wielkie, spektakularne zmiany, czy otwieranie nowych przestrzeni współpracy. Dotyczy to także urzędników. To jest istotna rzecz w kontekście myślenia o Radzie i jej kolejnych kadencjach.
Bardzo chciałbym, żeby wybrzmiało, że mamy naprawdę niezły system współpracy. Mamy otwartość urzędników, mówię tu o dyrektorach biur, o Ewie Kolankiewicz, pełnomocniczce prezydenta, mówię też o wiceprezydentce, która jest w Radzie, czyli Aldonie Machnowskiej-Górze. To są ludzie, którzy nie zawsze się z nami zgadzają i nie od razu nasze rozwiązania czy pomysły chcą wcielać w życie, bo one często wymagają pewnego procesu, ale mam poczucie, że są naszymi partnerami. Aniu, czy ty też masz takie poczucie?
A.G.: – Tak, powiedziałam to wcześniej: mamy jasność co do celów. Czasem, czy nawet często, okazuje się, że postulaty, z którymi przychodzimy jako strona pozarządowa, spotykają się z tym, że strona samorządowa mówi: „Takie są przepisy, nie da się inaczej, nie można”. A potem spotykamy się gdzieś w połowie. Ale czasem można trochę więcej, a my konfrontujemy się z tym, że nie wszystko, co nam przyjdzie do głowy jako cudowne rozwiązanie, jest możliwe. Z takiego starcia idei, pomysłów i konfrontacji z realiami, robi się coś, co jest możliwe. To nie jest kwestia walki, kto wygra, kto przegra, na czyim stanie, tylko: co wypracujemy, co jest kompromisem, który konsumuje i pewne idee, i pewne realia, w których musimy się zmieścić, bo jednak są przepisy, prawo, urzędnicy, radni. Jest wielu interesariuszy tej sytuacji.
Czasem więc to nie są rzeczy spektakularne, ale jakby popatrzeć, ile to wymaga wysiłku, pracy, pomysłowości, dostosowywania się z obu stron, to bym powiedziała, że to jest spektakularne, że to jest wspólna praca.
B.W.: – Wypracowanie rozwiązań dotyczących lokali to jest właśnie przykład pewnych kompromisów: co jest możliwe, żeby organizacje mogły jak najpłynniej, swobodniej korzystać z pewnych możliwości. Nie wszystkie pomysły, jak pamiętam, były skonsumowane, ale tak to zostało zapisane, żeby było nam jak najwygodniej, jak najłatwiej, żeby ta płynność i wolność organizacji była jak najmniej ograniczona, a jednak żeby to było zgodne z przepisami prawa i samorząd będzie mógł się z tego potem rozliczyć przed swoimi działami nadzoru i kontroli. To jest istotne osiągnięcie naszej Rady.
Na użytek dzisiejszego wywiadu sprawdziłem: jestem od 2013 roku w Warszawskiej Radzie Pożytku i chyba czas już trochę odpocząć, więc następcom moim chciałem powiedzieć, żeby dbać o kulturę dialogu, to jest bardzo ważne w Radzie. Czasami zdarza się, że padają wielkie słowa, a warto te słowa ważyć, bo jeżeli używam słów, mających duże nacechowanie emocjonalne w sprawach drobnych, to potem, kiedy przychodzą sprawy istotne, chociażby walka o budżet, to już nie ma czego używać, bo na nikim te słowa nie robią wrażenia.
Chcę przypomnieć także, że każdy może przyjść na nasze posiedzenie, może wziąć w nim udział. Jeżeli macie Państwo jakąś sprawę, myślę tu o KDS-ach czy organizacjach, warto zawsze się zaanonsować, napisać do Rady, na stronie ngo.um.warszawa.pl są nasze namiary. Warto się umówić, przygotować temat, który Państwo przynosicie na Radę.
My także interweniujemy, pytamy, wspomagamy konkretne organizacje, jeśli napotykają na jakieś trudności, których nie są w stanie rozwiązać w ramach swoich ciał dialogu, czyli KDS-ów. Było wiele takich spraw, niektóre pomyślnie załatwione, niektóre w toku, niektórych niestety nie udało się załatwić. Tym niemniej warto pamiętać, że jeżeli napotykamy na mur na niższych poziomach dialogu, to jest Rada i warto podjąć rozmowę, bo możemy znaleźć jakieś sensowne rozwiązanie.
Łączmy siły!
Mam jeszcze apel a propos budżetu na przyszły rok. Propozycja budżetu, którą z Anią i resztą Rady oglądaliśmy, jest naprawdę niezła, tylko jest tam mocno doświadczony Targówek, który ma bardzo zmniejszone wskaźniki, więc DKDS-ie z Targówka, łączmy siły i walczmy o należne środki dla organizacji z tej dzielnicy. Podobno Dzielnica dużo mniej pieniędzy dostała i wszystkim chciała dać i obciąć proporcjonalnie, ale nam to się nie podoba, więc działajmy wspólnie. Jeżeli nas słuchają przedstawiciele DKDS z Targówka, to połączmy siły. Apelujemy!
Dziękuję za rozmowę. Myślę, że to jest ważny apel nie tylko do KDS-u z Targówka, ale w ogóle do BKDS-ów i DKDS-ów warszawskich, żeby się zapoznały, zobaczyły, co robi Rada i na ile może być partnerem w ich działaniach na rzecz mieszkańców, mieszkanek miasta. Byli ze mną Anna Gierałtowska i Bartek Włodkowski z Warszawskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego.
Źródło: inf. własna warszawa.ngo.pl
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23