Gdy 17 czerwca, w Światowy Dzień Przeciwdziałania Pustynnieniu i Suszy, odkręcać będziemy kran, zastanówmy się, czy możemy ograniczyć zużycie wody. Myślmy o niej i jej zużyciu także robiąc zakupy i kupując kolejny T-shirt, który po jednokrotnym założeniu wyląduje na dnie szafy. I nie bądźmy bezczynni.
Artykuł ukazał się pierwotnie 17 czerwca 2021. Przypominamy go dziś, w Światowym Dniu Przeciwdziałania Pustynnieniu i Suszy. Problem niedoborów wody pozostaje niestety nadal aktualny.
Susza, która dotknęła w latach 2006–2011 kraje Żyznego Półksiężyca, doprowadziła do katastrofy w produkcji rolnej tego, będącego kolebką światowego rolnictwa, regionu. W jej efekcie tylko w Syrii z terenów wiejskich do miast wyemigrowało niemal 1,2 miliona ludzi. Ale w miastach nikt na nich nie czekał. Nie było pracy, nie było chleba, nie było domów.
Tak zaczęła się syryjska rewolucja, która do dziś kosztowała życie ponad ćwierć miliona ludzi i zapoczątkowała wielką emigrację uchodźców do Europy, która w 2015 roku nieomal zniszczyła spójność krajów członkowskich Unii Europejskiej. W ten sposób kryzys wywołany brakiem wody, choć dotyczył innej niż Europa części świata, dotknął także nas.
Konflikty o wodę to już codzienność
Ale to tylko jeden z konfliktów, którego korzenie związane są z niedoborem wody. Wojna domowa w Darfurze, konflikt pomiędzy Egiptem, Sudanem i Etiopią o dostęp do wód Nilu, czy pomiędzy Indiami a Pakistanem o wody Indusu, to także niektóre z nich. Kryzysy tego typu stają się coraz częstsze i – niestety – coraz bardziej brutalne i groźne, bo – jak w przypadku Indii i Pakistanu – rozgrywają się pomiędzy państwami nie tylko od dawna skonfliktowanymi w kwestiach religijnych, terytorialnych czy ideologicznych, ale także wyposażonymi w broń atomową. I choć żyjemy wiele tysięcy kilometrów od Indusu i czujemy się bezpiecznie, to nie możemy zapominać, że każda eskalacja nieporozumień w tamtym regionie może doprowadzić do globalnej katastrofy.
O tym, jak poważny jest to problem świadczy fakt, że w latach 1961–2015 powierzchnia obszarów suchych zwiększała się o ponad jeden procent rocznie.
W 2015 roku na terenach dotkniętych procesem pustynnienia, do którego doszło w dwóch ostatnich dziesięcioleciach XX wieku, mieszkało ponad 500 milionów ludzi!
Dla wielu nadbrzeżnych miast świata, czy państw położonych na wyspach codziennością staje się import wody przywożonej statkami. I choć susza jest normalnym, naturalnym zjawiskiem, to przyczyn tak gwałtownie pogarszających się stosunków wodnych trzeba szukać w skutkach działalności prowadzonej przez człowieka. Także w stałym zwiększaniu się liczebności populacji naszego gatunku.
Kilka słów o przyczynach
Woda jest nam niezbędna do życia. Aby zachować dobre zdrowie, musimy jej wypić co najmniej dwa litry dziennie, spożywamy ją z pokarmem, z owocami, warzywami, ale też mięsem czy produktami zbożowymi. Potrzebujemy jej do zachowania osobistej higieny i utrzymania czystości otoczenia. Dlatego też nie ma wątpliwości, że wraz ze wzrostem liczby ludzi wzrasta także zapotrzebowanie na nią. Nie tylko na potrzeby indywidualne. Woda jest niezbędna dla produkcji wszystkich wykorzystywanych przez nas produktów i towarów. A przecież potrzebują jej także dziko żyjące rośliny i zwierzęta.
Największym konsumentem wody jest rolnictwo. Ocenia się, że w skali globalnej odpowiedzialne jest ono za 70–80% zużycia słodkiej wody. Co roku wzrasta powierzchnia obszarów, na których uprawa czy hodowla może być prowadzona jedynie jeśli zapewniona jest ich irygacja. Obecnie nawadnianych jest około 17–20% terenów rolniczych. Prowadzi to do wyczerpywania lokalnych źródeł wody. W wielu dawniej żyznych regionach zaczyna jej brakować. Tworzy to niemożliwą do przekroczenia barierę dla utrzymania rolniczego użytkowania gruntów oraz ogranicza możliwość rozwoju innych sektorów gospodarki.
Dla wielkości zużycia wody nie jest obojętne, czy prowadzona jest uprawa roślin, czy hodowla zwierząt. Ślad wodny mięsa – a więc ilość wody niezbędnej dla wyprodukowania danego produktu – jest wielokrotnie większy niż produktów roślinnych.
Aby wyprodukować kilogram wołowiny, trzeba zużyć ponad 15 tysięcy litrów wody, w przypadku mięsa wieprzowego jest to 6 tysięcy litrów. Natomiast produkcja kilograma ziemniaków wymaga 300 litrów wody, a sałaty tylko 200 litrów. Dlatego nie jest obojętne ile, co i jak konsumujemy. Zwłaszcza że woda – rozumiana jako niezbędny surowiec do produkcji – zawarta jest także w ubraniach, które nosimy, w telefonach, z których korzystamy, samochodach, którymi podróżujemy.
Obok zbyt dużego zużycia wody pitnej najpoważniejszym zagrożeniem dla zasobów wody jest spowodowana przez człowieka zmiana klimatu. Powoduje ona zmiany w rozkładzie i intensywności opadów, wzrost parowania z gleby i jej przesuszania. Na przykład w Polsce od kilku dekad wzrasta liczba dni z opadem dobowym o dużym natężeniu. W ostatnich latach co roku występuje co najmniej 4–5 dni z opadem katastrofalnym, większym niż 100 mm/dobę. Powoduje to, że deszcz pada rzadziej, co zwiększa narażenie na suszę. Zjawisku temu sprzyja także wzrost średniej temperatury i ilości dni wietrznych – gdy jest ciepło i wieje wiatr, procesy parowania z gleby zachodzą znacznie szybciej niż przy niższych temperaturach.
Problemem jest nie tylko susza
Drugą stroną wzrastającego zagrożenia suszą i pustynnieniem jest wzrost zagrożenia powodziami, w tym zjawiskiem tzw. błyskawicznej powodzi. Dochodzi do niej wówczas, gdy padają szczególnie intensywne deszcze i w krótkim czasie spada na ziemię duża ilość wody. Niebezpieczne jest to przede wszystkim na obszarach miejskich, gdzie duża ilość utwardzonych (zabetonowanych) gruntów powoduje, że woda nie może wsiąkać w głąb profilu glebowego. Spływając do najniżej położonych stref miasta powoduje lokalne powodzie i podtopienia. Ponieważ jest to proces bardzo szybki, to powoduje znaczące zagrożenie dla bezpieczeństwa ludzi.
Zaburzenie rozkładu opadów jest ryzykowne także dla terenów wiejskich i rolnictwa. Długotrwałe lub intensywne deszcze, powodujące zalewanie pól uprawnych, mogą prowadzić do zniszczenia upraw na dużych obszarach, a tym samym do znacznego spadku wielkości plonu i strat ekonomicznych.
Dlatego spowodowane zmianą klimatu zaburzenia gospodarki wodą należy uznać za jedno z najważniejszych zagrożeń dla bezpieczeństwa żywnościowego świata.
Czy możemy coś zrobić?
Jeśli nie zmienimy naszego podejścia do wykorzystywania zasobów przyrodniczych, jeśli nie podejmiemy rzeczywistych i skutecznych działań na rzecz powstrzymania, spowodowanej naszym postępowaniem zmiany klimatu, to pytaniem nie będzie, czy nam zabraknie wody, ale kiedy jej zabraknie. A zabraknąć jej może już wkrótce.
O tym, że zagrożenie takie jest realne świadczy sytuacja w latach 2018–2019. Z powodu suszy w ponad 350 polskich gminach wprowadzono wówczas różnorodne ograniczenia w korzystaniu z wody, a w liczących ponad 50 tysięcy mieszkańców Skierniewicach przez dwa tygodnie nie było jej w kranach. Pokazuje to, że jest to problem, który nie dotyczy tylko krajów tropikalnych, ale występuje już dziś także w Polsce.
Zbyt mało mówi się o tym, że od 2011 roku mamy w naszym kraju permanentną suszę letnią, a opady nie są wystarczające dla zapewnienia bezpieczeństwa hydrologicznego kraju.
Ma to poważne konsekwencje ekonomiczne. Badania wykonane przez naukowców z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej wskazują, że straty rolników w wyniku suszy dochodzą do 25% ich średnich dochodów. Ma to też wpływ na każdego z nas. Dostrzegamy to wówczas, gdy w sklepie porównujemy ceny żywności, owoców i warzyw z tymi, które płaciliśmy rok wcześniej.
Dlatego, gdy w dniu 17 czerwca, w Światowy Dzień Przeciwdziałania Pustynnieniu i Suszy odkręcać będziemy kran, zastanówmy się, czy możemy ograniczyć zużycie wody. Myślmy o niej i jej zużyciu także robiąc zakupy i kupując kolejny T-shirt, który po jednokrotnym założeniu wyląduje na dnie szafy. I nie bądźmy bezczynni. Domagajmy się od polityków, aby podejmowali działania, które zapewnią redukcję emisji gazów cieplarnianych i przyczynią się do powstrzymania antropogennej zmiany klimatu. Od tego, czy uda nam się powstrzymać negatywne trendy zależy nasze bezpieczeństwo.
dr hab. Zbigniew M. Karaczun – profesor SGGW, Katedra Ochrony Środowiska i Dendrologii SGGW, ekspert Koalicji Klimatycznej.
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.