– Podczas ostatniego naszego spotkania dyrektor Kaczmarczyk namawiał nas do odważnego działania. Zaproponował, by Rozdział 2 Ustawy, dotyczący zlecania organizacjom realizacji zadań publicznych, napisać od nowa. Członkom zespołu spodobała się ta koncepcja – mówi Michał Guć, wiceprezydent Gdyni, który przewodniczy zespołowi pracującemu nad propozycjami zmian w Ustawie o Pożytku.
Ignacy Dudkiewicz: – Wiesz, że urzędy centralne, przy kolejnych decyzjach i projektach, regularnie się tobą zasłaniają?
Michał Guć, wiceprezydent Gdyni ds. Innowacji: – Wiem, że na etapie tworzenia i ogłaszania rozporządzenia na temat nowych wzorów oferty, umowy i sprawozdania przy zlecaniu zadań publicznych byłem wskazywany jako osoba, która przewodniczyła zespołowi, który nad nimi pracował. Jest w tym lekka przesada…
To znaczy?
– Jako zespół wypracowaliśmy założenia do rozporządzenia. Nie pracowaliśmy jednak nad ostatecznym jego brzmieniem. Jeżeli więc ktoś stawia zarzuty dotyczące samej filozofii rozporządzenia, to jestem w stanie – wspólnie z kolegami – brać je na siebie. Jeżeli jednak pojawiają się zastrzeżenia czy uwagi do szczegółowych zapisów, to zdecydowanie nie mogę się do nich przyznać, bo nie brałem udziału w ich formułowaniu. A z tego, co widzę, wątpliwości dotyczą przede wszystkim konkretnych zapisów, które są niedoprecyzowane czy niefortunne. Nie słyszałem natomiast zarzutu, że cała filozofia myślenia o rozporządzeniu była zła.
A jednak o co byś nie zapytał w Narodowym Instytucie Wolności – w sprawie wprowadzonych lub planowanych zmian w systemie zlecania organizacjom realizacji zadań publicznych – zawsze usłyszysz: „pracuje nad tym zespół prezydenta Gucia”.
– Jeżeli ktoś mówi, że w paragrafie trzecim rozporządzenia jest zapis, o którym nie wiadomo, jak powinien być interpretowany, a pan dyrektor Wojciech Kaczmarczyk lub inny urzędnik NIW-u powiedziałby, że „ten zapis wypracował zespół prezydenta Gucia”, to byłaby to nieprawda. Nad tym pracowała administracja rządowa.
Powtarzam: przyznaję się do filozofii i kierunku. Uważam, że nie ma się czego wstydzić.
Czemu zmiany rozpoczęto od rozporządzeń, a nie od samej Ustawy o Pożytku?
– Przede wszystkim dlatego, że był krótki termin. Rząd wpisał sobie termin przyjęcia nowych rozporządzeń w ustawę – z tego, co wiem, sam potem tego żałował. Niestety, trzeba było to robić „na szybko”. Dlatego też doszło do tych niefortunnych konsultacji społecznych, które musiały być zorganizowane podczas wakacji.
I do przesuwania terminu wejścia w życie nowych wzorów, którymi organizacje czuły się zaskoczone…
– Tak. Niemniej – umówiliśmy się, że zaczynamy od rozporządzenia, poprawiamy w nim, co się da, a później myślimy o zmianach w Ustawie o Pożytku.
W sprawie nowelizacji ustawy zespół już pracuje. Cieszy mnie fakt, że jest on obecnie większy, niż grupa, z którą pracowaliśmy nad założeniami nowelizacji rozporządzeń. Odbyły się cztery spotkania – podczas ostatniego z nich uzgodniliśmy, że protokoły z posiedzeń będą dostępne w najbliższym czasie na stronie KPRM. Obecnie nasze propozycje i ustalenia mają być przedmiotem prac prawników – tak, byśmy po wakacjach mogli już dyskutować o konkretnych zapisach napisanego od nowa Rozdziału 2 Ustawy.
Niemało osób ze środowiska pozarządowego i samorządowego oceniało, że ta kolejność działań jest błędna.
– Przypomnę, że nasz zespół nie ma władztwa, żeby decydować o kolejności podjętych działań.
Mogliśmy powiedzieć: „uważamy, że kolejność jest zła, róbcie to sobie sami”. Ale mam doświadczenie tworzenia kilku wersji rozporządzeń. Również takie, gdy w ostatniej chwili pisaliśmy je od nowa, bo projekt stworzony przez MPiPS był fatalny. I za pięć dwunasta proponowaliśmy ministrowi podpisanie naszej wersji.
Nie warto było tego powtarzać. Dlatego lepiej, żeby w pracach nad rozporządzeniem brały udział osoby, które mają pojęcie o tej materii, najlepiej z obu stron – zarówno organów ogłaszających konkursy, jak i organizacji pozarządowych. To daje szansę na wypracowanie rozsądnych i praktycznych zapisów.
Można było przyjąć rozporządzenie w tym samym kształcie, jak dotychczas. Ustawa nie wymuszała reformy.
– Myślę, że taki scenariusz byłby bardzo politycznie krytykowany pod hasłem: „miały być nowe rozporządzenia, a nic nie zrobiono”. Rozumiem, dlaczego NIW chciał tego uniknąć.
Jednocześnie poprzednie wzory obowiązywały krótko, choć były długo wypracowywane i szeroko konsultowane. Słychać skargi, że praca poszła w piach, bo nawet nie zdążyliśmy ich porządnie przetestować w praktyce.
– Są okoliczności, na które nie mamy wpływu. Pracowałem też nad poprzednimi wzorami. Zarówno wtedy, jak i teraz, uznałem, że jestem gotów służyć swoim doświadczeniem i pomysłami, jeśli taka jest wola administracji rządowej. Powtórzę: lepiej, by uczestniczyli w tym ludzie, którzy się na tym znają. Myślę, że podobnie podeszli do tego pozostali członkowie zespołu.
Mówiłeś, że przyznajesz się do filozofii i kierunku zmian. Jaka to filozofia i jaki kierunek?
– Po pierwsze, uproszczenie trybu z artykułu 19a, czyli tak zwanych „małych grantów”. Po drugie, na tyle, na ile jest to możliwe, rozluźnienie rygorów zawartych w umowie dotyczących przesuwania środków na różne cele – pod warunkiem, że rezultaty są spełniane. Jeżeli rezultat przedsięwzięcia został osiągnięty, to administracji publicznej powinno być wszystko jedno, czy na daną pozycję kosztorysu zostało wydanych 5 czy 10 tysięcy mniej lub więcej. Staraliśmy się wprowadzić do rozporządzenia tyle tej logiki, ile było możliwe bez zmiany ustawy.
Niemniej, od samego początku nie zawężaliśmy naszych prac tylko do rozporządzenia. Stworzyliśmy katalog propozycji zmian, które są potrzebne w całym systemie.
W którym kierunku mają zatem iść zmiany ustawowe?
– Najdalej idącą propozycją był pomysł rozdzielenia ustaw i stworzenie osobnego aktu prawnego, który regulowałby para-przetargowe zlecanie zadań, w ramach którego organ administracji mówi: „chcemy zakontraktować 5 tysięcy godzin usług opiekuńczych” albo „chcemy zakontraktować 70 miejsc w schronisku dla bezdomnych”. Byłoby to takie prawo zamówień publicznych dla NGO, z osobną pulą środków. Druga pula dotyczyłaby wspierania działań miękkich: „robicie festyn, to my wam pomożemy”.
Przedyskutowaliśmy tę propozycję i wiemy już, że nikt z członków zespołu jej nie popiera.
Ty również?
– Od początku byłem przeciwny temu pomysłowi, ale nie jestem alfą i omegą. Dlatego się spotykamy i dyskutujemy. Brak poparcia dla tej propozycji oznacza jednak, że dalej pracujemy w ramach Ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie.
Należy spodziewać się małych korekt czy fundamentalnych zmian?
– Pytanie, gdzie kończy się istotna, ale jeszcze korekta, a gdzie zaczyna się duża zmiana? Nie wiem.
Podczas ostatniego naszego spotkania, 19 czerwca, dyrektor Wojciech Kaczmarczyk namawiał nas do odważnego działania. Zaproponował, by Rozdział 2 Ustawy, dotyczący zlecania organizacjom realizacji zadań publicznych, napisać od nowa. Członkom zespołu spodobała się ta koncepcja. Liczba i zakres zmian jest na tyle duży, że łatwiej będzie spisać je od nowa niż poprawiać akt z 2003 roku.
Co planujecie zmienić?
– Po pierwsze, można wprowadzić specjalny tryb powierzania zadań objętych prawami autorskimi – w analogii do Prawa Zamówień Publicznych. Jeżeli ktoś – jako prywatna firma – robi festiwal muzyczny, możemy jako samorząd otworzyć postępowanie o udzielenie zamówienia z wolnej ręki, uzasadniając to tym, że konkretni ludzie czy podmioty mają prawa do tej imprezy. Gdy jednak mówimy o organizacji pozarządowej, musimy ogłosić konkurs, który może wygrać ktoś inny, zupełnie dotąd niezwiązany z daną inicjatywą. Skoro w Prawie Zamówień Publicznych istnieje taka możliwość w przypadku firm, to chciałbym, żeby wprowadzono analogiczną zasadę w przypadku organizacji.
Po drugie, musimy przyjrzeć się zadaniom szczególnie wrażliwym społecznie. Obecnie jeżeli placówkę opiekuńczo-wychowawczą, czyli dom dziecka, prowadzi organizacja pozarządowa, to istnieje ryzyko, że po trzech latach – w trakcie których dzieciaki przyzwyczają się do wychowawców, warunków, stylu pracy – konkurs wygrywa ktoś inny. Bo złożył lepszą, tańszą ofertę albo ładniej opowiada o swoich działaniach. W efekcie mówimy dzieciakom: „wszyscy wychowawcy wypadają, przychodzą nowi, zmieniają się zasady, zmienia się wszystko”. Nie wolno tak robić. A dotyczy to nie tylko domów dziecka, ale też wielu innych placówek.
Musimy porozmawiać o rozwiązaniach tego problemu – na przykład o możliwości niekonkursowego przedłużania umowy z organizacją, która dobrze wywiązuje się ze swoich zadań przy prowadzeniu danego ośrodka.
Co jeszcze? Rozliczanie za rezultaty?
– To dla mnie jedna z najbardziej palących kwestii. Warto iść w tym kierunku. Trzeba do tego zbudować ustawową ramę dla rozliczania w oparciu o wskaźniki, zapewne w oparciu o tryb powierzania. Jednocześnie chcielibyśmy zostawić organom zlecającym i organizującym konkursy możliwość rozliczania się według dotychczasowych zasad – nie chcemy demolować systemu.
To najpilniejsze wątki na dzisiaj. Tematów można byłoby znaleźć więcej, ale musimy skupić się na priorytetach.
Czujesz, że istnieje wola polityczna, by przeprowadzić te zmiany? I to sprawnie?
– Pierwszy materiał, w którym pokazywałem absurdalność systemu, w którym wbrew zasadzie subsydiarności organizacje pozarządowe mają zdecydowanie gorszą pozycję, wykonując usługę publiczną, niż prywatna firma wyłoniona w przetargu, napisałem jeszcze w swojej pierwszej kadencji w Radzie Działalności Pożytku Publicznego, w 2013 roku. Od tamtego czasu nic się nie wydarzyło. Wszyscy kiwali głowami, mówili, że racja, że trzeba to zmienić. Odbywały się spotkania, rozmowy, ale nic z nich ostatecznie nie wynikało. Mam wrażenie, że wtedy brakowało woli politycznej, by to uczynić.
To, co obecnie cenię sobie we współpracy z NIW-em i KPRM, to fakt, że nasz głos jest wysłuchiwany.
Może się niektórym narażę, ale na podstawie moich wieloletnich kontaktów z różnymi instytucjami odpowiedzialnymi w rządzie za współpracę z organizacjami pozarządowymi ostatnie dwa lata oceniam najwyżej.
Widzę otwartość na argumenty, na perspektywę inną niż rządowa, na uwagi naszego zespołu. Czytając kolejne wersje dokumentów przez nas opiniowanych, mogłem powiedzieć: „wszystko, co zgłosiliśmy, zostało wzięte pod uwagę”. Moje wcześniejsze doświadczenia były takie, iż większość propozycji była ignorowana albo zbywana stwierdzeniem, że się nie da.
Odpowiadając zatem na twoje pytanie: na podstawie doświadczenia dotychczasowej współpracy z dyrektorem Wojciechem Kaczmarczykiem i dyrektor Agnieszką Rymszą oraz ich zespołami, oceniam, że ta wola jest. Jest chęć wypracowania rozwiązań, które będą satysfakcjonujące dla wszystkich.
Powstanie Narodowego Instytutu Wolności przyczyniło się do poprawy jakości tej współpracy?
– Nie stawiałbym takiej tezy, bo ona idzie za daleko. Mówię o tym, jak współpracuje się z konkretnymi ludźmi, którzy odpowiadają za zmiany w prawie dotyczącym realizacji zadań publicznych przez III sektor. Nie stawiam tezy, że jest lepiej akurat z powodu powstania Instytutu. Nie łączę tych dwóch spraw.
O jakim horyzoncie czasowym mówimy w kontekście wprowadzania zmian?
– Plan jest taki, by pod koniec roku mieć materiał, który będzie skierowany do prac legislacyjnych.
Czyli mówimy o nowej kadencji?
– Tak, zdecydowanie. Nie ma innej opcji.
Nikt nie będzie zajmował się tą ustawą miesiąc przed wyborami. Chcemy to zrobić porządnie. Pracujemy nad tym, by w kolejnej kadencji, jeśli wciąż będzie wola polityczna do wprowadzenia zmian, mieć dojrzałe propozycje nowelizacji.
Wróćmy do rozliczanie za rezultaty. Czy w Gdyni będziecie je stosować?
– Większość konkursów robimy w październiku i listopadzie. Będziemy oczywiście stosować nowe przepisy. Warto je przetestować. Oczywiście zakres innowacji w tym zakresie musi być adekwatny do rodzaju zlecanego zadania.
Pytam, bo idea jest obecna w rozporządzeniu, ale w sposób dosyć enigmatyczny…
– Pewnych rzeczy nie da się zrobić bez zmiany ustawy. Rozliczanie za rezultaty zostało opisane w rozporządzeniu tak szeroko, jak to było możliwe. Nie ma co jednak ukrywać tego, że dopiero zmiana ustawy i wbudowanie tego rozwiązania w system pozwoli na realną zmianę.
Nie ma obaw, że będzie to póki co martwy zapis?
– Nie. Choć prawdą jest, że jego stosowanie będzie się wiązało z pewnymi trudnościami i nie jest – by tak rzec – „user friendly”.
Przygotowaliśmy wraz z Ogólnopolską Federacją Organizacji Pozarządowych oraz Związkiem Miast Polskich materiał, który pokazuje, że już w tych realiach prawnych można jednak rozliczanie za rezultaty w pewnym zakresie stosować. Wymaga to wysiłku, przygotowania, bardzo dużego namysłu i odpowiednich zapisów w regulaminie konkursu, ale jest możliwe. Docelowo ma to być rozwiązanie przyjazne dla użytkowników – zarówno dla organów ogłaszających konkursy, jak i dla tych, którzy w tych konkursach startują.
Może zatem to zmiana nieprzygotowana? Jej stosowanie wymaga ekwilibrystyki, NIW nie informuje, jak to robić…
– Wierzę, że doświadczenie najbliższego roku i konkursów, które będą się odbywały w oparciu o nowe rozporządzenie, pomoże nam pracować nad przepisami Ustawy. Będzie to czas nauki i przyzwyczajania się do nowej filozofii myślenia po obu stronach – administracji i organizacji. W nowych wzorach pojawiło się parę korzystnych elementów. Coś udoskonaliliśmy, a coś wprowadzamy póki co przez uchylone drzwi, ale idziemy w dobrym kierunku.
Organizacje się tych niejasności związanych z mechanizmem rozliczania za rezultaty obawiają.
– Śledzę historię rozporządzeń wykonawczych do Ustawy od samego początku. Większość z nich współtworzyłem. Nie pamiętam sytuacji, w której organizacje i samorządy nie mówiłyby, że mają wątpliwości i że się obawiają.
Może jednak administracja rządowa powinna w większym stopniu zadbać o poczucie bezpieczeństwa organizacji i samorządów? Chociażby poprzez jasne wytyczne?
– Tak rozumiem rolę Instytutu. Przypomnę tylko, że jeżeli piszemy do dowolnego Ministerstwa z prośbą o interpretację przepisów, to – jeżeli w ogóle dostaniemy odpowiedź – i tak zawsze kończy się ona zapisem, że interpretacja nie jest wiążąca, należy stosować przepisy prawa i wszystko robimy na własną odpowiedzialność.
Niemniej jednak przewodnik, który pomógłby zrozumieć nowe przepisy, byłby bardzo przydatny.
Michał Guć – aktywność obywatelską zaczynał w ruchach niezależnych w latach 80. W latach 90. pracował jako trener i konsultant na rzecz organizacji pozarządowych i samorządów. Jest inicjatorem i autorem uchwalonego przez Radę Miasta Gdyni w 1995 roku, pierwszego w Polsce programu współpracy samorządu z organizacjami pozarządowymi, tak zwanego „modelu gdyńskiego”. Od 1995 roku był pierwszym w Polsce pełnomocnikiem Prezydenta Miasta ds. organizacji pozarządowych. W 1988 roku został wybrany radnym miasta Gdyni, zaś w 1999 roku członkiem Zarządu Miasta. Od 2002 roku jest wiceprezydentem Gdyni, obecnie odpowiedzialnym m.in. za innowacje. Przewodniczy działającemu przy Kancelarii Premiera zespołowi zajmującemu się reformą w zakresie zasad finansowania sektora pozarządowego ze środków publicznych.
Masz zdanie? Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.