Dobre prawo dla organizacji. Seminarium z przedwyborczą debatą o wizji III sektora
Czy uda się zwiększyć wpływ organizacji społecznych na stanowienie prawa oraz spowodować, żeby ich udział w gospodarce sięgnął kilkudziesięciu procent? O marzeniach trzeciego sektora, w konfrontacji z zamiarami polityków, dyskutowano tydzień przed wyborami do Sejmu i Senatu.
Gdyby marzenia i obietnice się spełniały, mielibyśmy obywatelski Senat, dwa (a może nawet więcej?) procent zamiast jednego, długie i owocne konsultacje, w których głos organizacji społecznych jest słuchany uważnie i z rozwagą, a następnie uwzględniany w tworzonych aktach prawnych. Ponadto trzeci sektor byłby takim samym graczem w gospodarce, jak sektor firm działających dla zysku.
Na ile realne są to postulaty? Ten problem nie był przedmiotem rozważań podczas opisywanego spotkania. Jego celem było ich zebranie, przypomnienie (część rzeczy wcale nie jest nowa) i skonfrontowanie z nimi polityków.
Seminarium eksperckie Dobre prawo dla organizacji społecznych zorganizowano w ramach projektu „Lex pro bono communi – monitoring prawa regulującego współpracę rządu z organizacjami pozarządowymi na rzecz dobra wspólnego”. Jest to wspólny projekt Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych oraz Fundacji Instytut Myśli Obywatelskiej im. Stańczyka.
Spotkanie Dobre prawo odbyło się 8 października 2019 r.
Konsultacje aktów prawnych w ustawie
Sprawy, o których dyskutowano podczas seminarium ułożone zostały w trzy bloki tematyczne. Pierwszy dotyczył udziału organizacji w procesie legislacyjnym (z natury, głownie rządowym, ale nie tylko) i w ciałach dialogu. Realnych konsultacji i wpływu na kształt przyjmowanych aktów prawnych trzeci sektor domaga się od dawna. Po raz kolejny je przypomina.
Postulat jest twardy i konkretny. Sformułował go Przemysław Żak z Fundacji Instytut Myśli Obywatelskiej im. Stańczyka: uregulujmy konsultacje w ustawie. Czy automatycznie zmieni to dzisiejszą sytuację, kiedy z wpływu organizacji społecznych na akty prawne jesteśmy niezadowoleni? Z pewnością ustawa dawałaby nadzieję, że prawodawca zwiększy uwagę i bardziej otworzy się na głosy organizacji. To jednak nie wystarczy: organizacje muszą mieć możliwość zaangażowania się w konsultacje – ta możliwość zależy od wzmocnienia instytucjonalnego NGO-sów. I tu otwiera się stale aktualna dyskusja o systemie finansowania.
Wpływ organizacji społecznych to również udział w pracach ciał dialogu. Przyzwyczailiśmy się działania w radach pożytku. Postulujemy, żeby zwiększyć ich kompetencje. Rady – również ogólnopolska Rada Działalności Pożytku Publicznego – są ciałami doradczymi. Wyrażają opinie, w które rząd i administracja mogą się wsłuchać, ale nie muszą ich brać pod uwagę. To należy zmienić. Należy dać radom możliwość decydowania. Można zacząć np. od zatwierdzania lub odrzucania programów współpracy czy od rozstrzygania konfliktów organizacji z administracją.
Ekonomia społeczna vs. pożytek publiczny
Ekonomia społeczna i pożytek publiczny startowały niemal w tym samym czasie z niemal tego samego miejsca. Przez długi okres funkcjonowały zgodnie w resorcie pracy. Tam też rodziły się najważniejsze dla tych obszarów regulacje. W tej dziedzinie pożytek zaliczył większy sukces – dedykowaną sobie ustawę. „Dla” ekonomii społecznej powstawały równie ważne, choć jednak nie tak konstytutywne akty: ustawa o zatrudnieniu socjalnym i o spółdzielniach socjalnych. Ekonomia społeczna do dziś bazuje też niemal wyłącznie na środkach europejskich, natomiast zasób, z którego czerpią beneficjenci ustawy o pożytku jest znacznie szerszy.
Długi czas „interesy” obu obszarów udawało się godzić, zarządzając nimi z jednego miejsca. Ich drogi rozeszły się w chwili pojawienia się ustawy o Narodowym Instytucie Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Ustawa ta zabrała pożytek publiczny z jego dotychczasowego miejsca. Ekonomia tam została.
Czy ekonomia społeczna mieści się w pożytku publicznym, czy na odwrót? A może są to obszary rozdzielne? Tomasz Schimanek, animujący część seminarium poświęconą ES, nie odpowiedział na to pytanie. Jednak wyraźnie wybrzmiało, że warto przywrócić stan poprzedni. Formalne rozdzielenie w strukturze rządu ekonomii społecznej od pożytku publicznego było błędem i działa ze szkodą dla obu.
Długa lista problemów prawnych organizacji pozarządowych
Większość postulatów organizacji odnośnie regulacji można streścić w jednym słowie „uprośćmy”. To słowo pojawiało się też jako słowo klucz trzeciej części tematycznej seminarium, prowadzonej i podsumowanej przez Łukasza Gorczyńskiego ze Stowarzyszenia Dialog Społeczny. Ta część mogła przytłoczyć słabiej przygotowanych uczestników – przytłoczyć ilością problemów, jakie stawia prawodawca na drodze niemal każdej organizacji pozarządowej.
Zagadnień czy też postulatów, które przedstawiło Stowarzyszenie Dialog Społeczny (na blogu: trzeci.org) jest blisko 50. Były one punktem wyjścia do dyskusji podczas spotkania. Ich ilość przytłoczyła uczestników, trudno więc wskazać jednoznacznie, które z nich są najbardziej priorytetowe czy dokuczliwe. Debata wykazała zresztą, że w części zagadnień przedstawiciele NGO-sów mieliby trudności z ustaleniem wspólnego frontu.
Dużą bolączką jest oczywiście sprawozdawczość organizacji. Tu naprzeciw wychodzi propozycja przedstawiana od niedawna przez Wojciecha Kaczmarczyka, Dyrektora NIW-CRSO – ujednolicenia sprawozdawczości. Propozycja jest jednak zbyt enigmatyczna i ogólna, żeby ocenić, ile pożytku przyniesie. Realne uproszczenia wiązałyby się np. z likwidacją obowiązku sprawozdawczego fundacji, których sprawozdań nikt w ministerstwach nie czyta. Jednak dotychczasowe działania idą dokładnie w przeciwnym kierunku. Rok temu resort sprawiedliwości skomplikował wzór sprawozdania fundacji i zignorował postulaty sektora sprzeciwiającego się tej zmianie.
Łukasz Gorczyński sporo uwagi skupił na problemach organizacji sportowych. Za ułatwienia na początku (prosta rejestracja u starosty) płacą one kłopotami w dalszej fazie funkcjonowania. Prowadzenie działalności gospodarczej przez te podmioty, rejestracja statutu OPP czy choćby prosta zmiana siedziby, to za każdym razem liczne pułapki, wynikające z funkcjonowania w wielu rejestrach. Podejmowano już kilka prób poprawienia regulacji dotyczących organizacji sportowych, kończyły się one jednak niczym. Ostatnią podjęto niedawno (opisywaliśmy to w informacji: Trzeci.org o oczekiwanej zmianie zasad rejestracji klubów sportowych) jednak znów skończyła się ona niepowodzeniem. Oczekiwane zapisy wyparowały z projektu ustawy i nie ma prostego sposobu na stwierdzenie, dlaczego tak się stało (nie mówiąc o oficjalnym komunikacie).
Co pokazała debata przedwyborcza?
Przede wszystkim to, że jej uczestnicy lokują problemy organizacji na bardzo różnych poziomach. Dyskusja dotyczyła więc bardzo realnych problemów towarzyszących organizacjom w codziennej pracy (dość zbliżonych do problemów omawianych podczas pierwszej części spotkania), zapisów skierowanych do NGO-sów w programach partii politycznych, wreszcie wpływu organizacji społecznych na politykę oraz kształt demokracji.
Do tego uczestnicy musieli się jeszcze zmierzyć z niełatwym pytaniem otwierającym debatę, które zadał prowadzący Łukasz Domagała: czy wyobrażają sobie, że za 30 lat organizacje społeczne mają 30-procentowy udział w gospodarce Polski, i jak do tego doprowadzić.
Co proponują NGO-som poszczególne komitety? O tym można przeczytać w portalu, nie będziemy więc tu tych propozycji powtarzać. A ponieważ solą debaty – szczególnie tej wyborczej – są różnice, skoncentrujmy się właśnie na kilku z nich.
Pierwsza powstała między Agnieszką Ścigaj a Michałem Braunem z KO. Kandydatka KW PSL przedstawiała swoją historię kandydowania do Sejmu obecnej kadencji jako przykład złego prawa, ograniczającego możliwości kandydowania osobom z NGO-sów. Chciałaby prawo zmienić i wprowadzić reprezentantów organizacji do władz. Grzegorz Braun postrzega natomiast „rządy” dla organizacji społecznych przez pryzmat decentralizacji. NGO-sy powinny mieć większy wpływ nie dlatego, że zapewni im się miejsce w Sejmie czy rządzie, ale dlatego, że decyzje będą zapadały z ich udziałem i najniżej jak się da.
Głos Pawła Kasprzaka z Ruchu Obywatele RP korespondował nieco z tym, co proponowała Agnieszka Ścigaj. Chodzi o kształt jednego z organów, do którego będziemy wybierać. Kasprzak proponuje obywatelski Senat. Propozycja ma na celu odróżnienie dwóch izb ustawodawczych. Dziś niemal powielają one swoje składy, jeśli chodzi o podział mandatów na poszczególne siły polityczne. W takim układzie istnienie dwóch izb traci sens.
Michał Braun poróżnił się też z wiceministrem Piotrem Glińskim. Gliński prezentował program PIS oraz tłumaczył, że poprzedni program, zawierający zapowiedzi dla trzeciego sektora został zrealizowany: powstał NIW, Komitet ds. Pożytku, programy grantowe i wsparcie instytucjonalne. Braun oponował – wykazywał, że nie takie były obietnice: przykładowo nie nastąpiła decentralizacja, a skupienie środków dla NGO-sów w jednym miejscu.
Minister kultury starł się również z Pawłem Kasprzakiem. Poszło o barierki. Dla Kasprzaka były one symbolem odgrodzenia się władzy od społeczeństwa obywatelskiego – dla Glińskiego naturalną ochroną posłów, którym zagrażała przemoc fizyczna. Kandydat PIS i Obywateli RP nie mogli się też zgodzić co do pewnych form, w jakich mogłyby się odbywać wybory do ciał dialogu (np. takich jak RDPP). W przekonaniu Przewodniczącego KPP nie ma dobrego sposobu na wyłonienie dobrej reprezentacji do takich ciał. Paweł Kasprzak uważa, że w demokracji taki sposób zawsze się znajdzie.
Chyba z nikim nie udało się pokłócić Paulinie Matusiak z Partii Razem. Mówiła ona o problemach organizacji, bazując na doświadczeniach współpracy NGO-sów i samorządu w małej miejscowości. Zwróciła więc uwagę na inną perspektywę niż perspektywa centralna, rządowa czy sejmowa. Z perspektywy lokalnej organizacje i obywatele mają do dyspozycji więcej narzędzi: inicjatywa lokalna czy budżety obywatelskie to realne możliwości angażowania się. Należy o nich przypominać i je wykorzystywać.
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.