Wszak wakacje to czas pląsów i zabawy. Zabawy za wszelką cenę. I to niemałą. Wybrani demokratycznie włodarze gmin sięgają po coraz większe kredyty, zadłużają niczego nieświadomych mieszkańców.
Co roku organizują wyczekiwane przez nich „dni gmin” z udziałem krajowych gwiazd estrady – tych zapomnianych lub tych całkiem na topie. Nabijają im kabzę, płacąc kilkadziesiąt tysięcy złotych za parę godzin podrygów na wynajętej scenie.
Co tam strategie naszej gminy w obszarze polityki senioralnej, co tam organizacja czasu wolnego dzieci i młodzieży, co tam zagospodarowanie ziejących pustką domów ludowych wybudowanych społeczną pracą naszych dziadków i rodziców.
Od czasu do czasu w tych domach ludowych organizuje się wesela lub spotkania z posłem, który przed wyborami snuje plany o tym, co zrobi dla nas – dyskretnie pomijając kwestię tego, co zrobił do tej pory. Tak na marginesie: opłaty za wesela trafiają do kasy gmin, a nie do kasy sołectwa.
Łatwiej przepędzić, niż działać
Co do seniorów pozamykanych w domach – mają przecież telewizory. A jak chcą pogadać, to drepczą raz w tygodniu do lekarza i tam, w poczekalni, mogą pogadać do woli. Dzieci i młodzież i tak wyjadą do internatu, a potem uciekną, gdzie pieprz rośnie. Wracając jeszcze do domów ludowych, to lepiej, żeby były pozamykane, bo tylko generują koszty. Niech stoją puste, a klucze do nich niech dalej będą atrybutem władzy sołtysów. Pustkę, a wręcz ogromną dziurę kulturalno-edukacyjną, wypełniają wiejskie sklepiki spożywcze, wokół których gromadzą się miejscowi panowie spożywający na oczach dzieci wysokoprocentowe napoje. Nikomu to nie przeszkadza, bo przecież podatki ze sprzedaży alkoholu wędrują do kasy gminy. To nic, że potrzeby fizjologiczne załatwiają za sklepem, choć nie są bezdomni.
Łatwiej przepędzić dzieciaki ze szkolnego boiska niż wezwać na sąsiada miejscowych policjantów. To się może dla nas bardzo źle skończyć – kto nam skosi działkę, w zimie odśnieży lub przy wyborach na sołtysa odda na nas głos, wcześniej przekupiony kilkoma piwami zakupionymi w miejscowym sklepiku…
Organizacje działają mimo wszystko
Ale jest ktoś, kto myśli o potrzebach miejscowych seniorów, dzieci i młodzieży. To są organizacje pozarządowe, które piszą projekty i ściągają do gmin środki liczone w milionach złotych.
Organizują przez cały rok zajęcia dla osób starszych i młodego pokolenia. Co z tego mają?
Satysfakcję, że choć trochę przeciwdziałają wykluczeniu społecznemu i ciężko pracują na rzecz wyrównywania szans w dziedzinie kultury, edukacji i materii społecznej między wsią a miastem. Bardzo często nikt im nawet nie podziękuje, nie pochwali, ba!, nawet nie odwiedzi na warsztatach czy zajęciach.
O, przepraszam! Jeżeli jest to czas przedwyborczy, to drzwi się nie zamykają!
Nowo wybudowane, często z projektów unijnych, hale sportowe i boiska typu orlików wynajmuje się młodzieży, pobierając od rodziców opłaty. Oficjalnie ustalając stawki, czasami sprytnie omijając przepisy.
Podczas „dni gmin” nie pobieramy opłat za wstęp, bo przecież za występ zapłaci się z pieniędzy gminy pochodzących z wynajmu wspomnianej hali i boiska. A jak zabraknie, to podwyższymy opłatę za śmieci, wodę lub podatek gruntowy. Jak ludziska chcą mieć w domu wodę i kanalizację – to niech płacą za ich doprowadzenie, bo przecież gmina jest biedna i na wszystko jej nie stać. Przecież ostatnio zatrudniono w gminie kilka nowych osób, a żonę nowego, młodego radnego awansowano na kierownicze stanowisko. „Bo my generalnie dbamy o naszych mieszkańców, znamy ich potrzeby i wychodzimy im naprzeciw”.
Wielu woli nawet nie wąchać biedy
Bezdomnych przepędzajmy, bo to przecież „brzydki widok”. Nie ma biedy i ubóstwa. Dookoła są jedynie ładnie ubrani ludzie, którzy pachną drogimi wodami toaletowymi. Nasze dzieci nastawione tylko na sukces nie mogą oglądać takich widoków, no, chyba że przez przypadek w Internecie.
Na wiejskich przystankach autobusowych zawieśmy tabliczki z napisem: „świetlica dla dzieci i młodzieży”. Ale tylko na tych odnowionych, bo na odnowienie wszystkich nie wystarczy gminom środków. Gdy znudzone dzieciaki pojawią się na placu zabaw przed szkołą, to natychmiast trzeba powiadomić gminny komisariat policji, bo ta „banda” 8-12-latków może coś zmajstrować. Policja tego zgłoszenia nie może zlekceważyć, ponieważ pochodzi ono od miejscowego radnego. Tego samego, który rytmicznie kołysze się przy dźwiękach muzyki na „dniach gminy”.
Kiedy już tak się pobawimy, to zapraszam na spacer po centrum stolicy. A tam – obok blichtru i bogactwa – na ławeczkach siedzą osoby po siedemdziesiątce ściskające w ręku sznurek od tobołka, skromnie ubrane, niepachnące drogimi perfumami, z beznadzieją w oczach i poczuciem, że są nikomu niepotrzebne. Gdy wejdą do autobusu czy tramwaju, to wielu woli wysiąść i poczekać na następny, żeby tylko nie oglądać i nie wąchać biedy.
Ludzie wybiorą igrzyska?
My się jednak bawmy i już teraz myślmy, jaką gwiazdę estrady zaprosić w przyszłym roku. Jak wydać pieniądze z następnego kredytu, by móc pobujać się wraz z mieszkańcami przy zimnym piwku, w rytmie miłej muzyczki (i to niekoniecznie disco polo – wszak trzeba wyrównywać dysproporcje w dziedzinie kultury między wsią i miastem).
Ten chocholi taniec trwa. Czas obudzić się z letargu i zacząć decydować, na co chcemy wydawać nasz budżet.
Czas szybko płynie i za parę lat następne wybory. Szukajmy ludzi, którzy będą nas traktować poważnie, a nie tylko tych, którzy chcą być.
I żeby nie było tak, jak u Wyspiańskiego w „Weselu”, nie obrażając nikogo, bo to cytat i przenośnia: „Miałeś, chamie, złoty róg, miałeś, chamie, czapkę z piór: czapkę wicher niesie, róg huka po lesie, ostał ci się ino sznur…” Gadu, gadu, a ludzie i tak głosami radnych wybiorą igrzyska, „bo przecież coś się ludziom od życia należy”. „Bo przecież nawet małe gminy z niskim budżetem uległy temu wakacyjnemu szaleństwu, dlaczego te duże mają z tego zrezygnować?”.
Na tym właśnie dla niektórych polega niezależność – na wydawaniu nie swoich pieniędzy. Na decydowaniu za mnie, co dla mnie jest dobre. A ja tak nie chcę i póki co mam do tego jeszcze prawo, choć w tym zadufaniu i pysze, nikt mnie o zdanie nie pyta. Głośno mówię „nie!” takiemu marnowaniu publicznych pieniędzy.
Mirosława Widurek – Prezes Stowarzyszenia „Dla Równości”. Członek Krajowej Rady Działalności Pożytku Publicznego, Przewodnicząca Zespołu do spraw Partycypacji Społecznej Osób Starszych KRDPP, Członek Rady Działalności Pożytku Publicznego Województwa Podkarpackiego.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.