Na co dzień w swojej pracy społecznika (celowo używam tego słowa, które ostatnio spychane jest w niebyt i posługiwanie się nim jest passé) zajmuję się między innymi problemami osób wykluczonych społecznie żyjących w patologicznych środowiskach. Zauważyłam, że mechanizmy, którymi kierują się w swoich działaniach ci ludzie są zbliżone, ba, czasami nawet takie same, jak tych, którzy walczą o nasze głosy w wyborach.
Drażnią nas na ulicach osoby zajmujące się żebractwem. Siedzą na ziemi starzy, młodzi, dzieci, czasami są w towarzystwie zwierząt. Mają przed sobą kartki, na których piszą prawdę lub nie, na co zbierają pieniądze. Odwracamy od nich głowę, komentujemy, że to bardzo zły sposób na życie. Jednym słowem, nie akceptujemy takiej postawy. Podobno w dużych miastach działają całe dobrze zorganizowane mafie, które nieźle żyją z tego procederu. Niektóre z metropolii podjęły z nimi walkę, np. Gdańsk czy Warszawa.
A co, jeśli na bilbordach, telebimach kandydat błagalnym tonem prosi, żeby oddać na niego głos. Na portalach internetowych aż gęsto od takich próśb. Wszyscy przekonują nas co dobrego zrobią, obiecują gruszki na wierzbie. Przecież każdy głos to dla nich konkretny i wymierny pieniądz.
Dla mnie żebractwo uliczne nie różni się niczym od tego politycznego. Drobne różnice są tylko w formie i kwotach, o jakie zabiegają, natomiast idea i cel są te same. Jedni i drudzy zniosą wiele, by osiągnąć swój cel.
Żebrak uliczny przeszkadza wielu. Nie podoba się nam jego wygląd, a odręcznie napisana karteczka lub kartonik przegrywa z dużym pięknym, kolorowym plakatem lub bilbordem, za umieszczenie którego miasto pobiera duże opłaty.
Politycy na plakatach są piękni, wyretuszowani, niemalże pachnący. Uliczni siedzą skuleni na ziemi, marzną, mokną i błagalnie patrzą na przechodniów. Ci z bilbordów siedzą na biesiadach w ciepłych i milutkich miejscach, przy suto zastawionych stołach, z nienaturalnymi uśmiechami na twarzy i też z… błagalnymi spojrzeniami w kierunku wyborców.
Wolę tego żebraka z ulicy, bo mam świadomość, że te dwa złote, które mu ofiaruję uchroni go przed kopniakiem od „pracodawcy”, natomiast żebractwo polityczne podszyte jest często obłudą i kłamstwem, bo to walka o naprawdę dużą kasę i wpływy. A na to nie dam się nabrać i mam świadomość, że dla nich moja wartość jako człowieka sprowadza się jedynie do krzyżyka postawionego przy konkretnym nazwisku.
Ci naprawdę dobrzy nie muszą uprawiać politycznego żebractwa, a my i tak odnajdziemy ich na liście i oddamy na nich swój głos pod jakimkolwiek numerem się skrywają.