Przywiązanie organizacji do systemu grantów zaczęło odbierać im rolę merytoryczną, jaką pełniły.
Moje pierwsze doświadczenia działalności w sektorze pozarządowym ukształtowały się wiele lat temu, w oparciu o definiowanie NGO jako tych, które pełnią rolę uzupełniającą wobec zadań państwa, wytyczają nowe obszary przestrzeni obywatelskiej, reagują szybko i skutecznie na problemy i kwestie społeczne, umiejętnie transferują rozwiązania z zagranicy oraz wypracowują własne.
Zmiana
Pierwsza perspektywa unijna zaczęła wprowadzać regulacje formalne do grantów, z którymi sektor do tej pory się nie mierzył. Zaczęła rozrastać się biurokracja w obszarze rozliczeń i sprawozdawczości z podejmowanych działań. Regulacje, które obowiązywały w finansach publicznych i ograniczały nie tylko technicznie, ale często logicznie działalność objętych nimi podmiotów, krok po kroku zaczęły być stosowane także w obszarze dotacji dla organizacji.
Rewolta
Prawdziwy przełom nastąpił jednak w obecnej perspektywie unijnej. Konkursy – poza restrykcyjnymi obwarowaniami w zakresie wydatkowania i rozliczenia środków – zaczęły mieć coraz bardziej domknięte wymogi merytoryczne i zakresy zadań, które mogły być realizowane w ramach dotacji. Tym samym to, co było do tej pory właściwością zamówień publicznych – precyzyjnie opisany przedmiot zamówienia – zostało przeniesione na grunt dotacji.
Paradoksy
W efekcie organizacje będące ekspertami od tematu nie mogły proponować własnych pomysłów na działania! Pomysły zostały narzucane przez przekazujących środki.
Wytyczne merytoryczne konkursów i narzucone wskaźniki bardzo często mijały się z faktycznym zapotrzebowaniem w danej dziedzinie, często były odpowiedzią na potrzeby i problemy, które już nie były aktualne, bądź nie były adekwatne, gdyż pomysłodawcy konkursów nie posiadali doświadczania, faktycznej diagnozy potrzeb i znajomości tematu.
Sytuacja ta wprowadziła na ogromną skalę mechanizm grantozy, czyli skupienia na technicznym pozyskiwaniu, realizowaniu i rozliczaniu dotacji.
Mechanizm ten jest udziałem nie tylko sektora pozarządowego, ale często dotacji dla biznesu czy osób fizycznych. Mechanizm ten właściwie nie wymaga posiadania wiedzy eksperckiej z danej dziedziny, gdyż ocenie konkursowej nie podlegają pomysły i rozwiązania dostarczane przez wyspecjalizowane podmioty.
Faktycznie konkurs polega na zlecaniu mniej lub bardziej ogólnie opisanego gotowego pomysłu.
Dodatkowo stosowanie kryteriów dostępu w wielu konkursach spowodowało sztuczną selekcję potencjalnych organizacji, które mogą aplikować o środki, i paradoksalnie nie wpływa to w żaden sposób na utrzymanie standardów realizacyjnych.
Zamiast tego, kryteria spowodowały konstruowanie sztucznych partnerstw na potrzeby pozyskania dotacji.
Tym samym system grantowy wypaczył ideę partnerstwa, które do tej pory zawiązywało się organicznie, w oparciu o wspólne cele działania, potrzebę wymiany doświadczeń i rozwoju.
Zmiana myślenia nastąpiła też w aspekcie celowości podejmowany działań.
Ich skuteczność zaczęła być mierzona miarą, jaką są wskaźniki techniczne w projektach oraz wydatkowanie i rozliczenie środków, nie zaś faktyczna zmiana społeczna.
Przywiązanie organizacji do systemu grantów programowanych merytorycznie faktycznie zaczęło odbierać im rolę merytoryczną, jaką pełniły.
Projekt pozwala na realizację zadań w zamkniętej perspektywie czasowej i dla organizacji nieposiadających własnego kapitału działanie zamyka się wraz z tego projektu końcem. Tym samym niemożliwe staje się dla większość z nich prowadzenie programów wieloletnich, pozwalających na bycie rzecznikami, ekspertami danej kwestii społecznej czy tematu.
Mozaika grantowa kładzie szczególny nacisk na doświadczenie organizacji. Powszechne jest więc zjawisko wykluczania małych podmioty, nawet z doświadczonym zapleczem eksperckim, i preferowanie pozarządowych gigantów, wykazujących doświadczenie i pracę specjalistów, którzy od dawna nie są u nich zatrudnieni.
Coraz mniej potrzebne staje się zaplecze ekspertów. Nie jest ono wymagane na etapie dokumentowania doświadczenia. Formuła dotacji (poza zatrudnieniem etatowym) wymusza zlecanie usług na zewnątrz. Tym samym ponownie mamy do czynienia z przypisaniem doświadczenia do podmiotu, któremu zlecamy, a nie do osoby czy grupy osób, które chcemy faktycznie zaangażować w działania.
Coraz szczegółowiej opisane treści i sposoby realizacji zadań nie tylko wykluczają z rynku potrzebę posiadania zaplecza ekspertów i pomysłodawców tematów, ale także sprowadzają aplikowanie do technicznej łamigłówki słownej.
W trakcie badań przeprowadzonych przez Fundusz Partnerstwa z Krakowa w 2018 roku na temat potrzeb i ograniczeń NGO zajmujących się zrównoważonym rozwojem w Polsce respondenci podkreślili mocny deficyt w zakresie możliwości aplikowania o środki na badania, wydawanie książek czy działania oparte o akcje i doraźne interwencje.
Ze środków unijnych praktycznie nie można sfinansować nic autorskiego, co nie jest zawarte w sztywnych ramach badawczych, przeznaczonych dla badaczy.
Czy uratuje nas Facebook?
Pewna nadzieja pojawiła się w zbiórkach internetowych i akcjach crowdfundingowych. Niemniej na ten moment – w kontekście potrzeb sektora – przynoszą one marginalny przychód, a wiele tematów nie jest atrakcyjnych z punktu widzenia tej formuły pozyskiwania środków.
Nina Gałuszka – antropolożka kultury, wieloletnia działaczka pozarządowa, zawodowo związana z biznesem.
Głos nadesłany przez Czytelniczkę. Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.