Ludzie silnie zmotywowani i bardzo ambitni mogą odnajdywać cel w długich godzinach pracy. Problem pojawia się jednak wtedy, kiedy z powodów ekonomicznych ludzie muszą pracować dużo, żeby wiązać koniec z końcem.
Ostatnimi czasy przez media przetoczyły się co najmniej dwie duże debaty na temat czasu pracy. Pośrednio więc były to dyskusje dotyczące czasu wolnego, ponieważ jedno z drugim w sposób oczywisty jest nierozerwalnie związane.
Pierwsza z nich odnosiła się do eksperymentu ze skróceniem czasu pracy na Islandii. W tym przypadku właściwie mieliśmy do czynienia z dwoma pilotażami: jeden z nich odbywał się pod auspicjami rządu islandzkiego, drugi natomiast organizowało miasto Rejkiawik. W obu badaniach w sumie wzięło udział około 2500 tysiąca pracowników, co stanowiło ponad 1 proc. wszystkich pracujących w tym niewielkim kraju.
Na marginesie warto wspomnieć, że nie były to pilotaże 4-dniowego dnia pracy, o czym pisało wiele mediów. Była to po prostu redukcja godzin pracy przy zachowaniu tego samego wynagrodzenia.
Wyniki eksperymentu były bardzo obiecujące: nie spadła jakość świadczonych usług, poprawił się za to dobrostan osób krócej pracujących, spadł poziom stresu; korzyści były szczególnie widoczne wśród samotnych rodziców.
Efekty były tak pozytywne, że obecnie cała Islandia powoli przeformatowuje swoje podejście do godzin pracy.
Druga dyskusja miała swój silnie lokalny kontekst, acz nawiązywała do islandzkiego badania. Zapewne domyślacie się Państwo, że chodzi o spór prof. Marcina Matczaka z młodą lewicą. Ten pierwszy twierdził, że aby osiągnąć sukces potrzebna jest praca w godzinach nadliczbowych. Lewicowi politycy i aktywiści powołując się na przykład islandzki twierdzili, że powinniśmy iść w stronę lepszego modelu work-life balance z krótszą pracą.
Istnieje pewien punkt nasycenia czasu wolnego
Nie chcę wnikać w niuanse tej dyskusji; napiszę tylko, że na pewnym poziomie i jedna i druga strona miała rację. Prawdą jest, że instytucjonalne skrócenie czasu pracy w wielu zawodach nie pogarsza jakości świadczonych usług, daje za to ludziom więcej wytchnienia i polepsza jakość ich życia.
Z drugiej strony istnieją zawody, w których istnieje premia za długie godziny pracy. Badaczka Dora Gicheva udowadnia, że dla tak zwanych career-jobs, czyli prac w których strukturę wpisana jest dość jasna ścieżka awansu (do takich zawodów można zaliczyć prawników, lekarzy, psychologów, architektów, czy dziennikarzy), po przekroczeniu 47 godzin pracy tygodniowo każde dodatkowe 5 godzin pracy w biurze statystycznie przekłada się na roczną premię w postaci 1 procentowego wzrostu zarobków. Zjawisko to działał zwłaszcza w przypadku osób młodych.
Tymczasem niezwykle ciekawym głosem w tej dyskusji są wyniki badań cytowane na stronie American Psychological Association największej branżowej organizację zrzeszającej psychologów w Stanach Zjednoczonych.
Według szefowej zespołu badaczy zajmujących się tematem, Marissy Sharif z The Wharton School istnieje pewien punkt nasycenia czasu wolnego, po którego przekroczeniu dobrostan badanych… spada.
Aby zbadać te zjawisko naukowcy przeanalizowali dane od ponad 21 tys. Amerykanów, którzy wzięli udział w ankiecie American Time Use Survey w latach 2012-2013. Ankietowani szczegółowo opisywali to, co robili w ostatnich 24 godzinach poprzedzających wypełnienie ankiety (zbliżone badanie na polskim gruncie robi Główny Urząd Statystyczny) oraz raportowali subiektywny dobrostan.
Z badania wynika, że dobre samopoczucie rosło wraz ze wzrostem ilości czasu wolnego. Poziom dobrostanu osiągał maksymalny poziom przy około dwóch godzinach czasu wolnego i takim pozostawał do pięciu godzin wolnego. Później poczucie dobrostanu zaczęło spadać.
Wyżej wymienione źródło danych nie było jedynym, które przeanalizowali badacze. Przejrzeli oni również informacje zawarte w National Study of the Changing Workforce z lat 1992 – 2008. Podobnie i tu zauważyli pewne punkty „nasycenia dobrostanem”, które można było powiązać z czasem wolnym.
Deklarowane dobre samopoczucie rosło wraz ze wzrostem ilości czasu wolnego, ale tylko do pewnego momentu.
Grupa naukowców pod przewodnictwem Sharif przebadała również około 6 tysięcy osób. Grupę podzielili losowo na trzy podgrupy: pierwszą z nich stanowiły osoby, które proszono, aby wyobraziły sobie, że mają jedynie 15 minut wolnego każdego dnia, drugą, że mają 3,5 godziny wolnego, a trzecia miała mieć ponad 7 godzin wolnego.
Następnie naukowcy prosili osoby w grupach, aby wyobraziły sobie jaki cechowałby ich poziom szczęścia. I znów okazało się, że najwyższy dobrostan cechowałby osoby, którym przypisano 3,5 godziny wolnego dziennie. Osoby, które poproszono o wyobrażenie sobie, że będą miały jedynie 15 minut dla siebie twierdziły, że byłyby za bardzo zestresowane. Badani z grupy 7 godzin + uważały natomiast, że ich dzień byłby mało produktywny, „rozwlekły”.
Najlepiej jest nie przesadzać w żadną stronę
Możemy to sobie zresztą wyobrazić, bo prawdopodobnie każdy z nas przecież takie okresy w życiu miewał. Wtedy wyjście do sklepu zajmuje pół dnia. Czy jest to kondycja, o której marzymy? Cóż, być może część z nas tak, natomiast wydaje się, że dla większości tak rozwleczone dni byłyby po prostu męczące.
Sami badacze twierdzą, że znalezienie zajęć które „mają swój cel” mogłoby polepszyć dobrostan psychiczny przynajmniej części osób na emeryturze. To byłoby zresztą całkiem intuicyjne: wydaje się, że większość ludzi potrzebuje jakiejś celowości w życiu. A praca zawodowa, poza pieniędzmi, może taki cel (cynicy mogliby powiedzieć – jego pozór) zaoferować.
Nie pracujemy tylko dla korzyści materialnych. Praca również umiejscawia nas w pewnej strukturze społecznej i czasowej. Nadaje nam poczucie tożsamości i sensu.
Oczywiście o ile dzieje się to na naszych zasadach: ludzie silnie zmotywowani i bardzo ambitni mogą odnajdywać cel w długich godzinach pracy. Problem pojawia się jednak wtedy, kiedy z powodów ekonomicznych ludzie muszą pracować dużo, żeby wiązać koniec z końcem.
Tymczasem, wydaje się, że w przypadku czasu pracy (i czasu wolnego) nie uciekniemy od banalnej konkluzji. Przynajmniej statystycznie najlepiej jest nie przesadzać w żadną stronę. Życie nie jest tylko po to, żeby pracować. Ale z drugiej strony życie wypełnione jedynie czasem wolnym jest po prostu nudne.
Kamil Fejfer – publicysta piszący o pracy, nierównościach społecznych i gospodarce, autor książek: "Zawód. Opowieści o pracy w Polsce" oraz "O kobiecie pracującej". Obecnie pracuje nad książką na temat przejawów zmiany klimatu w Polsce.
Źródło: własna
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.