Zamrożenie środków na pomoc humanitarną przekazywaną przez USA za pośrednictwem USAID sparaliżowało świat humanitarny. Miliony ludzi na całym świecie zostały nagle bez pomocy. Także w Polsce praktycznie z dnia na dzień organizacje pozarządowe (ale też polskie miasta, nawet ministerstwa, z których wiele miało podpisane umowy o współpracy z międzynarodowymi organizacjami pomocowymi) musiały wstrzymać finansowane przez Amerykanów programy.
To był szok. Wiadomo było, że zmiana prezydenta wielkiego światowego mocarstwa, największej gospodarki świata, przyniesie zmiany. Tempo i sposób wprowadzania zmian nadal jest jednak szokujący.
Bardzo trudno przetrwać taki czas
W mojej organizacji, Fundacji Polskie Forum Migracyjne, doświadczyliśmy zamrożenia dwóch programów pomocowych, o wartości około 11 procent naszego budżetu na bieżący rok. Wstrzymana została pomoc psychiatryczna dla osób dorosłych, program kobiecy włącznie ze szkołami rodzenia i pomocą położnej, pomoc doradców w ośrodkach zakwaterowania dla uchodźców z Ukrainy, położonych poza Warszawą, gdzie w wielu przypadkach byliśmy jedynym dostępnym wsparciem.
Cóż, w pierwszym momencie zagotowała mi się krew. Z dnia na dzień stracić 11 procent budżetu to jest duża rzecz. Zatrudniam 75 osób. 11 procent to 7 pracowników – na których trzeba znaleźć środki z dnia na dzień, z powietrza.
Poratowali przyjaciele, przede wszystkim międzynarodowa organizacja wspierająca dzieci Plan International, której jesteśmy bardzo wdzięczni. Dziękuję też prywatnym osobom, które zasiliły nasze konto. Trzymamy się więc, choć nie wiem, jak poradzą sobie inni – są w Polsce organizacje, którym zamrożono ponad połowę, nawet 70 procent finansowania. Bardzo trudno przetrwać taki czas.
Czy to zdrowe?
Ostatnie godziny przyniosły nową wiadomość: amerykański sąd federalny orzekł, że Prezydent USA nie miał prawa wstrzymać środków humanitarnych, które wspierają cały świat, środki mają zostać odmrożone. Nie wiadomo jeszcze, jak potoczą się losy USAID, czy pomoc zostanie faktycznie przywrócona, kiedy i na jakich warunkach, czy decyzja o rozwiązaniu całej organizacji USAID zostanie podtrzymana – wszystko się wkrótce okaże.
Sytuacja skłania jednak do refleksji: czy to zdrowe, że miliony ludzi na świecie funkcjonują, wręcz pozostają przy życiu na amerykańskiej za przeproszeniem łasce?
Prawicowe media w Polsce podchwyciły mój wpis w mediach społecznościowych informujący o wstrzymaniu amerykańskich środków z widoczną satysfakcją, że oto polskie organizacje zostały wystawione do wiatru.
Dziwię się prawicowcom. Na ich miejscu raczej bym się zmartwiła. Budżet mojej organizacji od początku wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie, za lata 2022-2024, wyniósł łącznie około 34 miliony złotych. To tyle, ile nasze państwo w latach 2022 i 2023 wydało na pomoc rozwojową w ramach programu „Polska Pomoc”. Znakomitą większość tych pieniędzy pozyskaliśmy zza granicy, a istotną część od biznesu w Polsce. Szacuję, że co najmniej 1/3 kwoty zza granicy to środki amerykańskie (choć często pierwotnych źródeł finansowania nawet nie znamy – środki są nam przekazywane przez międzynarodowe organizacje humanitarne, finansowane z kolei przez różne inne fundacje i rządy).
W 2023 roku udział środków od polskiego rządu w naszych wydatkach wynosił około pół procent. Uwzględniając środki od samorządu – nieco ponad 4 procent. Prawica z tego wyniku chyba powinna się cieszyć?
Lewicowe fanaberie
Nieprzychylne nam media zacierają ręce, że wyschły amerykańskie środki na edukację obywatelską, promocję równości, działania strażnicze, kontrolę władzy i wsparcie uchodźców rozumiane jako lewicowa fanaberia.
Nie znam się na polityce i właściwie coraz mniej chcę znać się– ale to, na co w PFM wydawaliśmy przez ten czas zagraniczne pieniądze, bardzo konkretnie odciążało polskich podatników. Na przestrzeni ostatnich lat amerykańskie wsparcie przeznaczone było na bony żywieniowe dla osób starszych z Ukrainy, które na siebie w Polsce nie zarobią. Pomagaliśmy ukraińskim dzieciom dobrze zafunkcjonować w szkole, szkoliliśmy psychologów, żeby pomogli polskim i ukraińskim dzieciom dogadać się w klasie, co bezpośrednio przekładało się na jakość procesu edukacji i wyniki w nauce tych dzieci. Pomagaliśmy uchodźcom i migrantom płacić w Polsce podatki. Pomagaliśmy szukać pracy. Organizowaliśmy szkoły rodzenia i mówiliśmy matkom-migrantkom, jak wygląda polski kalendarz szczepień – dzięki temu ich dzieci były zdrowsze. Pomagaliśmy ludziom nie wpaść w kryzys bezdomności. Pomagaliśmy uczyć się języka polskiego. Finansowaliśmy tłumaczenia, kupowaliśmy okulary, kule, wózek inwalidzki, pieluchy. Niektórym zapewnialiśmy krótkoterminowe mieszkania.
Co w tym jest wywrotowego?
Gdyby nie nasza pomoc, ludzie, których wspieramy, byliby w kryzysie. Niektórzy wylądowaliby na ulicy i kłuli polskich obywateli w oczy jeszcze bardziej, niż to już ma miejsce, albo wymagaliby wsparcia państwa – za pieniądze nas wszystkich.
Chlubimy się przyjęciem kilku milionów uchodźców z Ukrainy, mówimy o polskiej gościnności. Nic nie odbieram ludziom, którzy gościli uchodźców w domach, dyżurowali robiąc kanapki na dworcach, wozili ludzi z granicy, włożyli w pomoc ogrom serca, własnego czasu i pieniędzy – byliście wielcy!
Jeśli chodzi o zorganizowaną pomoc organizacji pozarządowych – rząd nas dostał praktycznie w gratisie. Kilka setek organizacji wspierało i wspiera uchodźców głównie za pieniądze zagraniczne.
Odpowiedź na kryzys humanitarny w Polsce nie byłaby możliwa, nie miałaby miejsca, gdyby nie amerykańskie, europejskie, japońskie pieniądze. Wiele już razy przekonałam się, że polski rząd nie przyjmuje tego do wiadomości. Nie zdaje sobie sprawy, jak ogromne środki świat nam przekazał. W dużej mierze, może nawet przede wszystkim – Ameryka.
Dobrze by było zmienić stan rzeczy
Podzielam zdanie Prezydenta Ugandy, Paula Kagame, który komentując zamrożenie amerykańskiej pomocy stwierdził, że dobrze by było zmienić stan rzeczy. Nie z dnia na dzień, bez przygotowania – na pewno będziemy jeszcze bardziej zabiegać o różnicowanie naszych źródeł finansowania i na pewno amerykańskie wsparcie jest światu potrzebne. Nie jest jednak dobrze, gdy tak wiele – zaczynamy chyba obecnie jasno widzieć, jak wiele – zależy od jednego mocarstwa, jednego człowieka (no, może dwóch). Szczególnie, jeśli to państwo jest jednocześnie największym na świecie producentem broni, z udziałem 42 procent globalnego rynku.
Gospodarka USA jest największa na świecie. USA, z 335 milionami mieszkańców, jest społeczeństwem prawie 9 razy większym niż polskie, z PKB 34,5 razy większym niż nasze (28 bilionów USA, 811 miliardów Polska).
Za pośrednictwem USAID (niejedynym przecież narzędziem pomocowym, rząd wspiera działania humanitarne także innymi drogami), USA przekazywało na działania humanitarne 40 miliardów dolarów rocznie. „Polska Pomoc”, polski mechanizm pomocy światu to w tym roku 48 milionów złotych (szalony skok w stosunku do 13 milionów zł rok temu i 19 milionów zł dwa lata temu, za co chwała ministrowi spraw zagranicznych). To około 10 670 tys. dolarów.
Porównuję dane.
Wartość pomocy USAID wynosi trochę mniej niż 1,5 procent amerykańskiego PKB. W przypadku Polski ten odsetek wynosi 0,0013 procent. Tysiąc razy mniej.
Policzyłam też wartość pomocy na mieszkańca. Przeliczając amerykańskie miliardy pomocy na jednego Amerykanina, uzyskuję kwotę 119,40 USD na osobę rocznie. 537 polskich złotych. Przeliczając kwotę polskiej pomocy na polską głowę, uzyskamy kwotę 0,28 USD – 1 zł 26 groszy rocznie.
Rzecz jasna jestem wściekła na amerykańskie decyzje i rozżalona. Trudno mi jednak odpędzić z głowy myśl, że
prezydent światowego mocarstwa na innym kontynencie nie ma w zasadzie obowiązku myśleć o tym, co się w Polsce dzieje i jak się ma moja organizacja. Powinien o tym za to zdecydowanie więcej myśleć polski prezydent i polski rząd.
Potrzebujemy zmiany zachowań, nie zmiany deklaracji
Nie mam w tej sprawie dużych nadziei, żeby było jasne. Kampania prezydencka budzi we mnie trudny nawet do opisania, głęboki niesmak i nie mam złudzeń, że działalność organizacji takich jak moja kogoś w rządzie obchodzi, nawet gdy uczestniczę w spotkaniu dotyczącym przygotowania kraju na kryzysy. Widzę, jak wartości ludzkiej solidarności, szacunku, zwykłej ludzkiej życzliwości, nawet zdrowego rozsądku idą dziś pod polityczny wyborczy topór.
Jako, że jesteśmy organizacją społeczeństwa obywatelskiego, liczę jednak, że obchodzę choć część tego społeczeństwa. Wpadły mi niedawno w ręce stare notatki ze spotkania Ashoki. „Potrzebujemy zmiany zachowań, nie zmiany deklaracji”, zanotowałam wtedy wypowiedź Raula Krauthausena, niemieckiego aktywisty zabiegającego o prawa osób z niepełnosprawnościami. Tego chyba właśnie nam dziś potrzeba.
Agnieszka Kosowicz - założycielka i prezeska Fundacji Polskie Forum Migracyjne, współtwórczyni Konsorcjum Migracyjnego. Jest inicjatorką różnych działań na rzecz migrantów i migrantek w Polsce, autorką i współautorką publikacji na temat migracji i integracji. Prowadzi zajęcia i warsztaty dotyczące migracji i różnorodności kulturowej dla dzieci, młodzieży i dorosłych. W PFM tworzy projekty, prowadzi działania informacyjne, warsztaty i szkolenia. Z wykształcenia jest dziennikarką. Prywatnie ma trzy pasje: podróżowanie, reportaż i ogród.
Tekst pierwotnie ukazał się na blogu Agnieszki Kosowicz.
Skróty, tytuł, śródtytuły i wyróżnienia pochodzą od redakcji.
Źródło: blog Agnieszki Kosowicz
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.