Agnieszka Kosowicz: Ustawa o czasowym zawieszeniu prawa do azylu to błąd
W polskim Sejmie procedowana jest ustawa, która przewiduje czasowe zawieszenie prawa do azylu. 4 lutego 2025 r. w Sejmie odbyło się wysłuchanie publiczne, podczas którego specjaliści i aktywiści, politycy i zwykli ludzie wypowiadali się przed przedstawicielami rządu na temat tej ustawy, którą rząd już przyjął (czeka na głosowanie w Sejmie i Senacie) .
Złożenie wniosku o status uchodźcy na polsko-białoruskim pograniczu ma nie być możliwe. Ustawa daje za to możliwość rozdzielania rodzin (na przykład wpuszczania do Polski dziecka, niewpuszczania rodzica). Nie przewiduje humanitarnego traktowania osób torturowanych czy po doświadczeniu przemocy. Strażnikom daje boskie prawa: bez wystarczających instrukcji będą de facto decydować o ludzkim życiu: wpuścić – nie wpuścić. W sumie, ustawa sankcjonuje status quo. Prawo do wnioskowania o ochronę międzynarodową od dawna nie jest na Podlasiu w pełni respektowane.
Śmierć i cierpienie
Od lata 2021 roku polskie służby wyrzucają za graniczny płot osoby, które deklarują potrzebę ochrony międzynarodowej. Trudno ocenić skalę zjawiska, osoby są często wyrzucane wielokrotnie. Państwo nie zbiera solidnych danych. Kolejne decyzje komplikują tylko sytuację, a ich efektem jest śmierć i cierpienie, także polskich obywateli.
Dużo w mediach mówiło się o śmierci żołnierza, Mateusza, który zginął dźgnięty nożem przez płot. Mniej mówi się o innych polskich śmierciach. Od 2021 roku, gdy rozpoczął się kryzys na pograniczu polsko-białoruskim, zginęło już pięciu przedstawicieli polskich służb. Dwóch na skutek samo-postrzału, nie jest jasne, czy były to przypadki samobójstwa, czy braku umiejętności posługiwania się bronią. W listopadzie 2024 r. żołnierz upił się i udusił własnymi wymiocinami. 40-latek miał 3,61 promila alkoholu we krwi, jak powiadomiła lubelska prokuratura. Googluję sobie, ile trzeba wypić, żeby osiągnąć taki wynik. “Trzeba się mocno natrudzić”, czytam. Trzeba wypić mianowicie ponad 9 piw albo 0,7 litra wódki. Na służbie.
Na początku stycznia tego roku kolejny żołnierz zginął śmiercią samobójczą w okolicy Hajnówki. Trwa procedura wyjaśniająca.
Służba na pograniczu zmusza ludzi do stosowania przemocy i okrucieństwa.
Tworząc warunki do pozbawionego kontroli decydowania o życiu innych ludzi, rząd zapewne wyobraża sobie, że powierza zadania wyćwiczonym profesjonalistom.
Obserwuję decyzje rządu w obszarze migracji dość uważnie i niestety nie pierwszy raz widzę, że rząd podejmuje te decyzje nie biorąc pod uwagę naszych, jako kraju, zasobów do wykonania zadania.
Realia są takie, że służba na pograniczu zmusza ludzi do stosowania przemocy i okrucieństwa. Ludzie nie wytrzymują tego nerwowo. Tworząc warunki do pozbawiania ludzi podstawowych praw człowieka (prawo do azylu do nich należy), ograniczając narzędzia zewnętrznej kontroli (choćby ustanawiając zamkniętą strefę wzdłuż granicy) rząd degeneruje nasze służby. Sprawia, że jesteśmy chronieni gorzej, nie lepiej. Nowe prawo zmierza do pogłębiania się, sankcjonowania bezprawia.
W Straży Granicznej pracuje wielu porządnych ludzi (aktywiści humanitarni i sami uchodźcy o nich mówią). Ale jest tam też wiele osób z przypadku, niewystarczająco wyszkolonych. Są też ludzie okrutni i podli, są na to liczne relacje świadków. Od rozpoczęcia kryzysu latem 2021 roku na stronie Straży Granicznej bez przerwy miga na czerwono informacja o rekrutacji – chętnych do pracy jest notorycznie za mało. Część osób odeszła z pracy, bo nie chciała wykonywać jej w obecnych warunkach (film “Zielona granica” przybliża realia). W rezultacie, duża część kadry to osoby niedawno zatrudnione, niedoświadczone i nieznające lokalnego środowiska, oderwane od realiów własnego cywilnego życia, także niewystarczająco wyszkolone.
Nie wszyscy świeżo zatrudnieni wytrzymują presję. Organizacje pozarządowe i lokalni mieszkańcy od dawna zwracają uwagę na narastającą agresję przedstawicieli służb mundurowych, a powtarzające się incydenty to potwierdzają. Jest tajemnicą poliszynela, że problemem służb na granicy jest alkohol. Niedawno, pijany żołnierz oddał ponad 65 strzałów, w tym co najmniej jeden do cywilnego samochodu, po tym, jak wbrew zasadom wyniósł z jednostki broń. Trafił w siedzenie, z którego moment wcześniej uciekła nastoletnia dziewczyna. Jedna z relacji w mediach donosiła, że fotel pasażera, na którym siedziała, był podziurawiony jak sito. 25-letniemu żołnierzowi prokuratura postawiła zarzut usiłowania zabójstwa. W sądzie tłumaczył, że alkohol “spożył w celu zredukowania stresu związanego ze służbą”. Młody chłopak. Nie pamięta, co się stało.
Jak z Tołstoja
Czytam “Zegar piaskowy” Ryszarda Kapuścińskiego. Autor cytuje Lwa Tołstoja (“Zmartwychwstanie”). Tołstoj, bazując na doświadczeniu życia w carskiej Rosji XIX wieku, pisze, co zrobić, żeby porządni, dobrzy ludzie dopuszczali się łajdactwa. “Jest jedno rozwiązanie, pisze Tołstoj: wystarczy, aby ci ludzie byli przekonani, że istnieje taka instytucja, zwana służbą państwową, która pozwala obchodzić się z człowiekiem jak z rzeczą, bez ludzkiego, braterskiego stosunku do niego, a po drugie, żeby organizacja tej służby państwowej była tak pomyślana, że odpowiedzialność za skutki ich postępowania z ludźmi nie spada osobiście na nikogo. Są to jedyne warunki, w których możliwe jest w naszych czasach dopuszczenie się […] okrucieństw.”
Cytat Tołstoja u Kapuścińskiego pasuje mi do polsko-białoruskiego pogranicza.
Dyskurs polityczny o migracji od lat z premedytacją i systematycznie zabija w Polkach i Polakach “braterski stosunek” do innych. Przyjęcie ustawy, która de facto niweluje odpowiedzialność za nieuzasadnione posługiwanie się bronią przez służby na granicy (“ustawa strzelankowa”) daje im poczucie bezkarności.
Tworzenie kolejnych już “zamkniętych stref” wzmaga w służbach poczucie nietykalności i wyjęcia spod prawa, ograniczając też faktycznie dostęp opinii publicznej do wiedzy o tym, co władza robi ludziom w tym regionie. Obecnie dyskutowana ustawa odbiera ludziom jedno z podstawowych praw człowieka.
Nie jest dobrze.
Po co wylewać zapas wody?
Stowarzyszenie “We are monitoring” monitoruje przypadki przemocy na pograniczu polsko-białoruskim. W niedawnym raporcie “Mamy tu tylko jedną wojnę: imigrację, ciebie. Polityka pushbacków i przemocy służba na granicy polsko-białoruskiej” z 2024 roku autorzy przytaczają wiele przypadków zgłaszanej przemocy ze strony strażników, można powiedzieć, “niekoniecznej”. W wykonywaniu obowiązku chronienia granicy służby posuwają się do zachowań daleko wykraczających poza niezbędne minimum bezpośredniego przymusu, kreatywnie dotkliwych dla osób w drodze.
Wiadomo, że osoba wyrzucana z kraju przez zaporę broni się i w procesie dochodzi do szarpaniny. Po co jednak kazać migrantom ściągać buty albo ciąć im buty nożem? Po co kazać im się rozbierać albo rekwirować suche ubrania? Po co wylewać ich zapas wody? Po co rozbijać telefon, uszkadzać ładowarki, tłuc termosy?
Z relacji uchodźców nie wyłania się obraz służb, które są profesjonalne. Tak zachowują się chuligani. Opisywane zachowania są okrutne, złośliwe i podłe.
Kapuściński w “Zegarze piaskowym” cytuje też profesora Henryka Wereszyckiego: “Kiedy się z kimś walczy, przejmuje się od niego bardzo wiele”.
Od początku “wojny hybrydowej” na polsko-białoruskim pograniczu polskie władze mówią o potrzebie radykalnych środków, żeby obronić się przed perfidią wschodnich sąsiadów. Od początku organizacje pozarządowe postulują, aby w poszukiwaniu rozwiązania nie grać z Białorusią w tę grę. Nie traktować ludzi jak piłeczek pingpongowych, które Polska i Białoruś przerzucają sobie przez siatkę. Nie budować rozwiązań kosztem ludzi. Refleksja Kapuścińskiego brzmi gorzko i prawdziwie w tym kontekście.
Ludzie, którzy dotarli do Polski umarli już po drodze kilka razy
Rozmyślając o emocjonalnych, psychologicznych kosztach decyzji polskiego rządu dla Polek i Polaków w ogóle, mam też w głowie niedawną rozmowę z jednym z moich współpracowników, Fawadem, który wspiera także osoby, które przeszły polsko-białoruską granicę i na przestrzeni ostatnich lat skutecznie złożyły wnioski o ochronę w Polsce.
“Dla tych, którzy ją przeżyli, wojna nie kończy się nigdy”, pisze Kapuściński w “Zegarze piaskowym”.
“Ludzie, którzy dotarli do Polski umarli już po drodze kilka razy”, mówi Fawad, gdy rozmawiamy o tym, że najbardziej ze wszystkiego ludzie szukający w Polsce ochrony potrzebują nadziei, perspektywy na to, że ich życie jeszcze może być dobre, a sytuacja nie jest beznadziejna.
Decyzja rządu o zawieszeniu możliwości wnioskowania o ochronę niweczy tę nadzieję. Odziera zdesperowanych ludzi poszukujących bezpiecznego kąta dla siebie na świecie z szansy na to, że znajdą ten kąt.
Znów wyobraźnia rządu i moja wyobraźnia malują inne obrazy. Rząd zapewne wyobraża sobie, że nowa ustawa sprawi, że tych ludzi nie będzie. Znikną. Granicy nie przekroczą. Rozpłyną się gdzieś po białoruskiej stronie puszczy.
Wiem z niemieckich danych, że mimo wszystkich polskich wysiłków więcej osób skutecznie przekracza nie tylko granicę, ale całą Polskę i dociera do Niemiec, niż polskie służby identyfikują i odsyłają na Białoruś.
Dlatego moja wyobraźnia inaczej działa niż rządowa.
Myślę, że swoją decyzją rząd pogłębia ludzką desperację. Odbierając możliwość legalnej ochrony, wzmacnia rynek przemytu ludzi, łapówkarstwa, przemocy i nadużyć.
Okazuje brak litości i brak człowieczeństwa dla ludzi, którzy – z papierami czy bez, z ochroną czy bez – istnieją i będą istnieć. Moim zdaniem, deklarując zamiar zapewnienia nam bezpieczeństwa, rząd osiąga skutek wręcz przeciwny.
Za jakiś czas, część z tych osób znajdzie dla siebie gdzieś w świecie miejsce. Polski rząd robi z nich nieprzyjaciół. Sprawia, że ci ludzie – a są ich setki – będą myśleć o Polsce jako kraju piekła, nieprawości, zła, podłości.
Opinia w oczach uchodźców i migrantów z pogranicza naszego rządu oczywiście nie obchodzi. Autorzy prawa zapewne kalkulują, że przysparza nam ona przyjaciół wśród innych rządów, które myślą podobnie.
Warto jednak pamiętać, że obojętność i pogarda wobec innych dotykają też tych, którzy je czują. Przemoc, upokorzenie, które doświadczają ludzie na granicy, będą z nimi do końca ich dni. Takich rzeczy nie da się zapomnieć. Dopuszczając się rzeczy nieludzkich, samym sobie robimy krzywdę. Rośnie grupa ludzi, których ranimy, którzy z powodu tych przepisów cierpią. Efektem tej ustawy jest niesprawiedliwość, rozpacz i ból.
Dlatego myślę, że nowa ustawa rządu to błąd.
Agnieszka Kosowicz - założycielka i prezeska Fundacji Polskie Forum Migracyjne, współtwórczyni Konsorcjum Migracyjnego. Jest inicjatorką różnych działań na rzecz migrantów i migrantek w Polsce, autorką i współautorką publikacji na temat migracji i integracji. Prowadzi zajęcia i warsztaty dotyczące migracji i różnorodności kulturowej dla dzieci, młodzieży i dorosłych. W PFM tworzy projekty, prowadzi działania informacyjne, warsztaty i szkolenia. Z wykształcenia jest dziennikarką. Prywatnie ma trzy pasje: podróżowanie, reportaż i ogród.
Tekst pierwotnie ukazał się na blogu Agnieszki Kosowicz.
Tytuł, śródtytuły i wyróżnienia pochodzą od redakcji.
Źródło: blog Agnieszki Kosowicz
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.