W Środowiskowych Domach Samopomocy osoby potrzebujące mogą dostać takie wsparcie, jakiego naprawdę potrzebują
– Jesteśmy dużą szansą dla systemu wsparcia i kierunku polityki społecznej, jakim jest deinstytucjonalizacja. Środowiskowe Domy Samopomocy mogą być fantastycznym i skutecznym rozwiązaniem, które pozwoli na to, by ludzie jak najdłużej zostawali w swoim środowisku lokalnym, zamiast trafiać do Domów Pomocy Społecznej – o Środowiskowych Domach Samopomocy opowiadają ich dyrektorki.
Chociaż mogą pełnić bardzo ważną rolę, o Środowiskowych Domach Samopomocy nie mówi się zbyt wiele. To o tyle dziwne, że w samej Warszawie jest piętnaście takich placówek, zapewniających miejsca łącznie dla 644 osób. W przypadku całego kraju mowa więc o ofercie dla tysięcy ludzi potrzebujących wsparcia.
Kogo wspierają Środowiskowe Domy Samopomocy?
Czym są Środowiskowe Domy Samopomocy? To instytucje – prowadzone przez samorząd albo na jego zlecenie przez organizacje pozarządowe – które świadczą usługi polegające na nauce i rozwijaniu umiejętności związanych z codziennymi czynnościami, co pozwala osobom starszym, chorym lub z niepełnosprawnościami jak najdłużej funkcjonować w swoim środowisku.
Osoby znajdujące się pod opieką ŚDS uczą się na przykład, jak przygotować herbatę, obrać warzywa, zrobić kanapki (trening kulinarny). Jednym trzeba przypominać o myciu, innym pomóc z pampersem (trening higieniczny), a są i tacy, u których trzeba wyrobić nawyk utrzymywania czystości i porządku (trening gospodarczy).
Podczas treningu umiejętności społecznych podopieczni i i podopieczne pracują nad nawykami, które pomagają w budowaniu relacji międzyludzkich i odnajdywaniu się w społeczeństwie. Wspiera to trening komunikacyjny, czyli sztuka dogadywania się, ale też wprowadzanie alternatywnych i wspomagających metod porozumiewania się AAC.
– Pracujemy często z ludźmi, którzy potrzebują właśnie ćwiczenia bardzo podstawowych czynności, dzięki którym możliwa jest zarówno ich socjalizacja, jak i aktywizacja – mówi Anna Zając, kierowniczka Środowiskowego Domu Samopomocy „Chata z pomysłami”, prowadzonego przez Stowarzyszenie Rodzin i Przyjaciół Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną „Chata z pomysłami” w Warszawie.
– ŚDS-y są różne, podzielone na cztery typy. W jednym będą osoby z zaburzeniami psychicznymi, w innym z niepełnosprawnościami sprzężonymi. Przez to inny jest nakład pracy i inny zakres wsparcia, które jest oferowane – dodaje Marta Szumiło, kierowniczka Środowiskowego Domu Samopomocy „KROK DALEJ” Białobrzegi, które prowadzi Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom Niepełnosprawnym Krok za krokiem w Zamościu.
Cztery typy ŚDS-ów to: A – dla osób przewlekle psychicznie chorych, B – dla osób z niepełnosprawnością intelektualną, C – dla osób wykazujących inne przewlekłe zaburzenia czynności psychicznych oraz D – dla osób w spektrum autyzmu lub niepełnosprawnościami sprzężonymi. Jednocześnie sporo placówek łączy w sobie różne typy, przykładowo w Warszawie najwięcej miejsc jest w ŚDS-ach typu A+B.
Kto i jak korzysta z ŚDS-ów?
Do Środowiskowego Domu Samopomocy trafia się poprzez skierowanie z MOPS-u lub GOPS-u. Bywa, że są to osoby znane organizacji już wcześniej.
Elbląskie Koło Polskiego Stowarzyszenia na rzecz Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną prowadzi kilka różnych placówek, w tym edukacyjnych. Niekiedy ich absolwenci trafiają do ŚDS-u, by otrzymać innego rodzaju wsparcie, które pozwoli im z czasem na usamodzielnienie się. Są też oczywiście ludzie, którzy długo mieszkali z zajmującymi się nimi rodzicami, ale uznano, że jest szansa, by mogli zacząć wieść bardziej niezależne życie. Innymi beneficjentami są natomiast osoby starsze, których zdolności funkcjonalne po przejściu na emeryturę zaczynają się obniżać. Otrzymują więc pomoc, by jak najdłużej móc być w swoim miejscu zamieszkania, zamiast trafić do DPS-u. ŚDS-y mają obowiązek zapewnić minimum sześć – obecnie całkowicie bezpłatnych – godzin zajęć, od poniedziałku do piątku. Jak to jednak często bywa, zwłaszcza w przypadku miejsc prowadzonych przez NGO, praca zaczyna się trochę wcześniej i kończy później.
– Mamy w sobie zapał i chęci, które powodują, że przychodzimy także w soboty, by np. zorganizować kiermasz czy piknik. Miewamy też spotkania późniejszym popołudniem, jak ostatnio, w Zaduszki – opowiada Aleksandra Kojtych, kierowniczka Środowiskowego Domu Samopomocy w Elblągu, prowadzonego przez Elbląskie Koło Polskiego Stowarzyszenia na rzecz Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną.
Bardzo ważne jest to, że w ŚDS-ach osoby mogą dostać takie wsparcie, jakiego realnie potrzebują.
Niektórzy zatem nie przychodzą na zajęcia codziennie, tylko trzy dni w tygodniu. Duży jest nacisk na to, by każdy człowiek podejmował decyzje samodzielnie. ŚDS-y, zgodnie z przepisami, mogą też czasem przyjąć nieco więcej osób niż wynosi limit w danej placówce. Wszystko po to, by pomocą objąć jak największą grupę. To ważne zwłaszcza dla osób z niepełnosprawnościami, którym system po skończeniu obowiązkowej edukacji zwykle nie ma za wiele do zaoferowania.
– Nie każdy jednak dostanie się do nas od razu. Są listy oczekujących. Staramy się, jak możemy, by coś dla nich robić. Zapraszamy na przykład na zajęcia klubowe. Kiedy zwolni się miejsce, będą już czuć się w ŚDS pewniej – mówi Aleksandra Kojtych. – Na te dodatkowe osoby nie jest przyznawana dotacja, więc koszty są już wtedy całkowicie po naszej stronie. Zależy nam jednak, żeby dawać wsparcie. Pracujemy więc też tak długo, aż ostatni uczestnik wróci do domu – opowiada Marta Szumiło.
– A potrzeby są naprawdę duże. Dość powiedzieć, że w moim ŚDS jest 25 miejsc, a 18 czeka na możliwość przyjęcia. Są to osoby z niepełnosprawnościami sprzężonymi, potrzebują więc sporej pomocy. W tym momencie mamy informację, że dostaniemy środki na działanie w przyszłym roku, ale umowę podpiszemy dopiero pod koniec stycznia. W jaki sposób mamy wcześniej finansować to, co robimy, nie wiemy – dodaje Anna Zając.
ŚDS-y wspierają poszczególne osoby, ale także ich rodziny w opiece nad nimi. Niektórym towarzyszą do końca życia, dbając jednak o to, by mogły cały czas funkcjonować w swoim środowisku lokalnym. Inne, dzięki warsztatom, aktywizacji zawodowej, współdziałaniu z firmami, zyskują możliwość stopniowego usamodzielniania się. Chociaż o pełną niezależność jest trudno, to każdy krok w jej kierunku jest czymś znaczącym.
Współpraca z samorządami
Środowiskowe Domy Samopomocy bardzo pomagają samorządom w realizacji ich zadań. Kiedy więc prowadzone są przez organizacje pozarządowe, ważne jest to, jak się układa współpraca między obiema stronami.
Jak przyznają dyrektorki ŚDS-ów, relacje układają się różnie. Przykładowo do ŚDS-u w Białobrzegach przyjeżdżają osoby z całego powiatu, często mają więc do pokonania 30-40 kilometrów. Marcie Szumiło nie udało się niestety przekonać urzędników, by wsparli transport uczestników zajęć.
– Nie mają takiego obowiązku, bo on się kończy w momencie, gdy dana osoba przestaje chodzić do szkoły. Brakuje niestety czasem zrozumienia, że dojazd do nas może być bardzo utrudniony – mówi Marta Szumiło.
– Przy czym jest to bardzo indywidualne, bo znam przykłady samorządów, które przejęły na siebie kwestie związane z transportem uczestników zajęć w ŚDS – podkreśla Aleksandra Kojtych. – Nam akurat współpraca z Departamentem Zdrowia i Spraw Społecznych, który bezpośrednio nadzoruje ŚDS i odpowiada za politykę społeczną w mieście oraz z ECUS, który musi wystawić skierowanie do ŚDS-u, układa się bardzo dobrze. Jesteśmy w trakcie dyskusji nad tym, jak pozyskiwać kolejne środki, także z Unii Europejskiej, by móc świadczyć jak najlepsze usługi. Na pewno jest zrozumienie, że stanowimy dobrą odpowiedź na potrzeby osób z niepełnosprawnościami w środowisku lokalnym i tym samym odciążamy jednostki samorządowe w tym zakresie – dodaje.
W Warszawie z kolei sytuacja, jak się okazuje, jest dość skomplikowana. O ile bowiem kontakty z Urzędem Dzielnicy, czy z Wojewodą Mazowieckim są naprawdę dobre, o tyle często brakuje porozumienia z administracją stolicy na wyższym poziomie. Niech świadczy o tym to, że dwóm warszawskim ŚDS-om, prowadzonym przez organizacje pozarządowe, nie udało się przedłużyć umów na kolejny rok.
– Słyszymy, że skoro jesteśmy organizacją pozarządową, to przecież możemy napisać gdzieś wniosek i postarać się o dodatkowe środki. Dodatki motywacyjne początkowo dostali ludzie wyłącznie w ŚDS-ach prowadzonych przez samorząd. Uznano, że przecież bardzo dobrze zarabiamy, przy czym prawda jest taka, że pensje to najniższa krajowa. Nie rozumiem tego, bo jesteśmy najtańszymi placówkami całej pomocy społecznej, a robimy ważne rzeczy, więc przydałoby się nam trochę pomóc. Po pierwsze, łatwiej byłoby nam wtedy zatrudnić odpowiednie osoby – psychologów, fizjoterapeutów, rehabilitantów – a po drugie chcemy, by ich wynagrodzenia były godne. To smutne, że ludzie zatrudnieni u nas musieli tak długo czekać na decyzję o przyznaniu dodatków motywacyjnych – mówi Anna Zając.
Od razu przyznaje jednak, że z Urzędem Dzielnicy Wawer oraz tutejszym Ośrodkiem Pomocy Społecznej współpraca układa się doskonale. Dzięki niej udało się między innymi uruchomić grupy wsparcia dla rodzeństwa osób z niepełnosprawnościami, pojawiły się też środki zarówno na dodatkowe zajęcia popołudniowe, jak i wycieczki. Wszystko to sprawia, że udaje się osiągnąć naprawdę dobre efekty dla całej społeczności lokalnej, nie tylko ludzi potrzebujących bezpośredniego wsparcia.
Duże wyzwania, innowacyjne rozwiązania
Jak łatwo można się domyślić, właśnie finanse są zwykle największym wyzwaniem, przed którym stoją Środowiskowe Domy Samopomocy. Dotacja na jednego uczestnika jest o kilka tysięcy złotych niższa w porównaniu do Domu Pomocy Społecznej, wyższe dostają również warsztaty terapii zajęciowej, ośrodki wsparcia, szkoły specjalne. A to w ŚDS-ach oferta jest bardziej zindywidualizowana. Dyrektorki robią, co mogą, ale jednocześnie nie dziwią się, że wiele osób nie chce przyjść do nich do pracy. W innych miejscach zarobią o wiele więcej.
– Ratujemy się pisaniem dodatkowych projektów, chociażby do PFRON-u, ale to naprawdę nie powinno tak wyglądać – mówi Marta Szumiło.
– Oczekuje się od nas, że skoro jesteśmy organizacją pozarządową, to będziemy działać w oparciu o misję. Mam w sobie dużą niezgodę i złość na to, że muszę wieczorami pisać kolejne wnioski, bo państwo zleca zadania, ale przeznacza na ich realizację za mało środków – dodaje Anna Zając.
Mimo tych wyzwań Środowiskowe Domy Samopomocy – przynajmniej te prowadzone przez Annę Zając, Martę Szumiło i Aleksandrę Kojtych – starają się podchodzić do świadczenia usług innowacyjnie. Jednym ze sposobów na to są tzw. kręgi wsparcia. To model mocno wpisujący się w deinstytucjonalizację, mający swoim działaniem obejmować wszystkich: jednostki, ich bliskich, ale też społeczność lokalną.
– Organizujemy dni sąsiada, pikniki zapoznawcze, staramy się angażować w zajęcia nie tylko rodziny osób, które do nas przychodzą, ale też wychodzimy na zewnątrz, do społeczności lokalnej. Każda osoba z niepełnosprawnością, która dostaje od nas wsparcie, opowiada, z kim czuje się najlepiej, na czym jej najbardziej zależy i na tej podstawie tworzymy indywidualny portret relacji. Spotykamy się wtedy w większym gronie i wspólnie omawiamy cele. Są na przykład sąsiadki czy sprzedawczynie, które chcą się w to wszystko włączyć. Wtedy dany człowiek może trenować swoje umiejętności ekonomiczne, wybierając się do zaprzyjaźnionego sklepu, w którym będzie czuć się pewnie – opowiada Aleksandra Kojtych.
– Rozmawiamy też o przyszłości, o tym, co będzie, kiedy zabraknie najbliższej rodziny. Chodzi o to, by osoby z niepełnosprawnościami nie zostały wtedy same. Po to są właśnie te kręgi, które pozwalają mocniej zakorzenić się w środowisku.
Na razie tylko kilkanaście (na prawie dziewięćset) ŚDS-ów w Polsce działa w ten sposób, ale mamy nadzieję, że coraz więcej placówek będzie widzieć w ludziach, którzy do nich przychodzą potencjał i będą szukać sposobów, by zapewnić jak najbardziej indywidualną pomoc. Do każdego trzeba pochodzić w taki sposób, by dbać o autonomię i możliwą samodzielność – dodaje Anna Zając.
O tym, że to działa może świadczyć także to, że – jeśli tylko są w stanie – sporo osób korzystających z oferty ŚDS-ów zaczyna się angażować w różne społeczne aktywności. Zostają wolontariuszami, pomagają w sadzeniu drzew w okolicy, organizowaniu zbiórek. Innymi słowy starają się coś dać swojemu najbliższemu otoczeniu, dzięki czemu są nie tylko dumne z siebie, ale też rośnie ich poczucie sprawczości. Zmienia to też postrzeganie ich przez innych: pokazuje, że osoby z niepełnosprawnością, w kryzysach psychicznych nie są jedynie kosztem, ale mają swój potencjał.
– To nie następuje oczywiście natychmiastowo. Wciąż wiele osób, także pracujących jako opiekunowie, skupia się tylko na zaspokojeniu podstawowych potrzeb ludzi, którzy do nas przychodzą. Nie widzą, jakie mają oni możliwości, że mogą podejmować decyzje, mówić o swoich potrzebach. Zmiana tego podejścia, położenie większego nacisku na niezależność, podmiotowość osób, które potrzebują wsparcia jest jednak możliwa. Środowiskowe Domy Samopomocy – zwłaszcza te prowadzone przez organizacje pozarządowe – mogą się mocno do tego przyczynić. Trzeba więc zrobić wszystko, by nie tylko przetrwały, ale mogły się rozwijać i zapewniać jeszcze więcej wsparcia – podsumowuje Marta Szumiło.
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.