Czy mówiąc „trzeci sektor”, „społeczeństwo obywatelskie”, „organizacje pozarządowe”, myślimy o tym samym? Piotr Frączak polemizuje z niedawnym tekstem Witolda Gawdy „Nie ma trzeciego sektora”.
Opisując debatę o społeczeństwie obywatelskim przed ostatnim OFIP-em (kliknij), sugerowałem, że wielu tzw. działaczy nie wierzy w istnienie „trzeciego sektora”. Teraz ukazał się tekst Witolda Gawdy, pod prowokacyjnym tytułem „Nie ma trzeciego sektora” (kliknij) i wiem, że to – wbrew pozorom – wezwanie do tego, by w trzeci sektor uwierzyć. Co bowiem pisze autor:
Sposób, w jaki mówi się o trzecim sektorze wywodzi się z pewnego wyobrażenia o istocie tej sfery. Ważnym komponentem tego wyobrażenia jest przekonanie o oddolnym, głęboko zanurzonym w lokalności działaniu społeczników. Przedsiębiorstwa pozarządowe takie nie są. I nie ma w tym nic złego. By sprawnie realizować społeczne usługi, trzeba sięgnąć po profesjonalizację. Zwracam jednak uwagę na rozjechanie się słów z czynami. Mówiąc „trzeci sektor”, malujemy przed odbiorcami obraz, którego częścią jest półprawda.
Dodajmy jeszcze, jaki był powód tych rozważań. Oto
Ta myśl zrodziła mi się podczas świetnego spotkania na temat strategii dla NGO, które zorganizowała Fundacja Stocznia (…) zauważyłem, że większość reprezentowanych organizacji ma jeszcze jedną wspólną cechę. To są dobrze zorganizowane, kierujące się szlachetnymi celami… ale profesjonalne podmioty, które funkcjonują jak przedsiębiorstwa.
Ile sektora w sektorze?
Autor dodaje „I była to całkiem dobra reprezentacja sektora, bo prawie połowa NGO zatrudnia jakiś personel”. Tu wydaje mi się pojawia się różnica zdań. To tak, jak z tą przypowieścią o tym, że dla jednych szklanka jest do połowy pełna, dla innych pusta.
Jeśli przyjrzymy się badaniom Klon/Jawor z 2021 to okaże się, że 35% organizacji w ogóle nie płaci za pracę i działa wyłącznie dzięki pracy społecznej, a kolejne 22% nie ma stałego zespołu pracowniczego, zleca płatną pracę sporadycznie. Oznacza to, że 57% nie ma stałego zespołu! Dodajmy do tego, że aż 24% zatrudnia tylko na inne umowy, a tylko 19% zatrudnia na umowę o pracę. Otrzymujemy pełny obraz. Zresztą, z czego miałyby płacić, skoro przeciętne przychody organizacji w 2020 roku wyniosły 26 tysięcy złotych na rok, a aż 35% organizacji miało budżet poniżej 10 tysięcy złotych. Jeśli dodamy, że w przedziale 10–100 tysięcy złotych rocznego budżetu jest kolejne 36% organizacji, to okaże się, że organizacje małe stanowią znaczącą większość sektora.
To oznacza, że autor mówi jednak o znaczącej mniejszości organizacji, tych o sporych budżetach i zatrudniających zespoły osób. Czy to one stanowią o trzecim sektorze? Jeśli chodzi o wizerunek to na pewno tak – duże organizacje są najbardziej rozpoznawalne (dbają zresztą o swój wizerunek), ale czy są najważniejsze?
Słabość sektora
To, że sektor oceniamy po tych dużych organizacjach, to podstawowy problem sektora. A przecież organizacje takie jak fundacja Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy czy stowarzyszenie Wiosna (organizator Szlachetnej Paczki) są wielkie nie ze względu na swoje budżety czy ilość zatrudnionych osób, ale ze względu na liczbę osób angażujących się społecznie w ich działania.
Dlatego patrzenie na sektor z perspektywy profesjonalnych organizacji, to widzenie tylko czubka góry lodowej, a przecież ważne jest to, co niewidoczne, co pod wodą. Bez tego czegoś nie byłoby i tej widocznej części.
To, że do świadomości ludzi (i decydentów) przebijają się głównie te profesjonalnie organizacje i ich potrzeby, to największa słabość naszego sektora. Na początku budowania społeczeństwa obywatelskiego w Polsce po 1989 roku ukazała się książka pod doskonałym tytułem „Małe jest piękne, duże… dotowane” (Steven Gorelick, Bielsko-Biała 1999). Dotyczyła ona firm i korporacji, ale tytuł pasuje do sytuacji dzisiejszych polskich organizacji.
W Sejmie, w rządzie dziękuje się małym organizacjom, które w swej masie potrafią zrobić tak wiele dobrego. Jednak prawo i system finansowania, albo preferuje duże organizacje, albo wymusza profesjonalizację.
Z punktu widzenia administracji to wygląda super. Profesjonalne organizacje przejmą część zadań państwa. Jednak z punktu widzenia społeczeństwa obywatelskiego to drenowanie społecznych zasobów (tak ludzi, jak i środków). W efekcie osłabianie sektora trzeciego, obywatelskiego – jak go zwał, tak zwał.
Nazwa czy desygnat?
I tu dochodzimy do istoty problemu. Czy spieramy się o słowa czy fakty? Autor twierdzi „Mówiąc »trzeci sektor«, malujemy przed odbiorcami obraz, którego częścią jest półprawda”. To prawda, ale chyba nie to jest najgorsze. Najgorsze jest to, że mówiąc »trzeci sektor« wielu działaczy myśli – miejsca pracy, projekty, profesjonalne zarządzanie, dobry marketing… A to znaczy, że w imieniu i o trzecim sektorze wypowiadają się ci, którzy w niego nie wierzą. A to już poważny problem.
Dlatego zgadzając się z autorem co do diagnozy sytuacji, nie zgadzam się z wnioskami. Autor pisze:
Bez przesunięcia radarów na oddolną tkankę społeczną, nie posuniemy się do przodu w budowie społeczeństwa obywatelskiego. A to oznacza, że możemy się znaleźć w państwie, które nie tylko nie będzie chętne do finansowania profesjonalnych usług społecznych, ale także do innych progresywnych działań. Zapowiedzi takich społeczeństw zaczynają się pojawiać w wynikach wyborów parlamentarnych w kolejnych krajach. Nie jest to perspektywa, której byśmy sobie życzyli.
Bezsprzecznie, bez przesunięcia radarów na oddolną tkankę społeczną nie posuniemy się do przodu w budowie społeczeństwa obywatelskiego. Ale to przesunięcie radarów nie powinno być nastawione na finansowania przez państwo (w tym samorząd) „profesjonalnych usług społecznych”, ale także „innych progresywnych działań”. Działania finansowane z publicznych pieniędzy powinny być jedynie ważnym, ale zawsze, marginesem.
Profesjonalne organizacje są potrzebne, ale będą spełniać swoją rolę tylko zanurzone w morzu nieprofesjonalnej, nieuzależnionej od administracji i biznesu, aktywności. W innym przypadku nadal będziemy mieli jakiś trzeci sektor, ale… do niczego. I to dopiero jest krok w kierunku tych społeczeństw, których obawia się autor.
Ale tego za nas państwo nie zrobi. Muszą to robić sami obywatele, czasem nawet wbrew – jak to na przykład widać w kwestiach migracyjnych – polityce państwa.
Artykuł opublikowany został pierwotnie na stronie #prosteNGO, zob. Nie czy jest, tylko jaki? Rzecz o kondycji trzeciego sektora
Źródło: #proste.ngo
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.