PrAwokacje Izdebskiego. Święto Walki z Korupcją. A korupcja… dalej świętuje
Międzynarodowy Dzień Przeciwdziałania Korupcji, który przypada na 9 grudnia, to w Polsce coś w rodzaju imienin u cioci: wszyscy składają życzenia, następuje zalew informacji „co-u-kogo-słychać”, których szybko nikt nie pamięta, a po trzech dniach życie wraca do normy. Problem polega na tym, że w odróżnieniu od cioci korupcja wcale nie jest sympatyczna, a w dodatku jakoś trudno ją „odwiedzać” tylko raz w roku.
W portalu organizacji pozarządowych ngo.pl można regularnie czytać blog Krzysztofa Izdebskiego – prawnika, aktywisty, członka zarządu Fundacji im. Stefana Batorego i członka Rady Programowej Archiwum Osiatyńskiego. W PrAwokacjach Izdebskiego autor komentuje bieżące wydarzenia, ważne dla organizacji społecznych i praw człowieka.
Polska od lat powtarza sobie, że z korupcją „nie ma żartów”. Tymczasem ranking Transparency International, dokumentujący konsekwentny spadek Polski rok do roku, pokazuje, że korupcja nie tylko ma z nami żarty, ale wręcz śmieje się w głos.
Super kary nie zastąpią zdrowego rozsądku
W polskiej debacie publicznej od lat, szczególnie z ust kiedyś szeryfa, a obecnie uciekiniera Zbigniewa Ziobry, króluje pomysł prosty jak konstrukcja cepa: damy wyższe kary, korupcja się przestraszy, spakuje walizki i wyjedzie. Najlepiej w jedną stronę.
Jak wielokrotnie już wcześniej podkreślałem, kara ma znaczenie, owszem, ale nie wtedy, gdy system kontrolny jest dziurawy jak durszlak.
Jeżeli urzędnik może podejmować decyzje „po uważaniu”, a dokumentacja działań lobbingowych spoczywa w szafkach, do których klucze zaginęły pod koniec poprzedniego stulecia, to żadna surowość prawa nie pomoże.
Korupcja, jak wiemy, lubi ciszę. A polskie państwo od lat jej tę ciszę zapewnia.
Oświadczenia majątkowe: więcej dramatów niż w telenoweli
Kto kiedykolwiek próbował zrozumieć polski system oświadczeń majątkowych, ten wie, że jest to rozrywka dla ludzi o mocnych nerwach i dużej ilości wolnego czasu. Mamy bowiem nie system, lecz archipelag. Wyspę ustaw, zatoczkę formularzy, lagunę wyjątków, ocean niedopowiedzeń i bagna braku konsekwencji. Kolejne wyłączenia zafundowali nam niedawno sędziowie Trybunału Konstytucyjnego. Uznali bowiem, na wniosek Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego, że radni muszą upubliczniać swoje oświadczenia, a sędziów to nie dotyczy. Osoby odpowiedzialne za deformę wymiaru sprawiedliwości, zdeformowały również i tak silnie zniekształcony system antykorupcyjny.
Tymczasem jawność informacji o majątku to świetne narzędzie antykorupcyjne. Problem? W Polsce działa to trochę jak „jawność”, ale tylko wtedy, gdy ktoś przypadkowo znajdzie link, który działa, do PDF-a, który się otwiera, w zestawieniu, które da się porównać z czymkolwiek innym.
W normalnym kraju byłaby jedna baza. Przeszukiwalna. Spójna. Działająca. U nas — sport ekstremalny. Obietnice? Wielkie! Realizacja? Ponoć projekt zmian jest, ale ani Centralne Biuro Antykorupcyjne, które chwali się autorstwem, ani Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, która chwali się tym, że nad tym pracuje, projektu zmian nie pokazują. Bo tajemnica!
Jawność, czyli najtańszy lek, którego nikt nie chce brać
Prawo dostępu do informacji to fundament, bez którego wszystkie inne reformy są jak budowanie domu na piasku. Ale państwo ma z jawnością relację trudną.
Jak z noworocznym postanowieniem korzystania z siłowni i zbilansowanego odżywiania: niby trzeba, niby zdrowe, ale zawsze coś przeszkodzi.
Zamiast usprawniać procedury, część administracji woli bawić się w chowanego — obywatel pyta, urząd milczy, obywatel pyta ponownie, urząd udaje, że nie zrozumiał. I tak w kółko.
Kolejne próby ograniczania prawa do informacji to prosta droga do sytuacji, w której nikt już nie wie, co władza robi — może poza władzą, a i to nie zawsze. Jaskółką nadziei jest „wyszarpany” przez organizacje społeczne system Centralnego Rejestru Umów. Czekaliśmy na niego pięć lat i może wreszcie doczekamy się go w 2026 r.
Organizacje społeczne: potrzebne, ale niewygodne
Tak jak i w innych moich tekstach „PrAwokacji” i tu przewija się ważna myśl. Bez organizacji społecznych państwo nie ogarnie walki z korupcją.
To organizacje strażnicze piszą wnioski o dostęp do informacji, analizują dane, wyciągają afery, szkolą urzędników i pilnują, by procedury miały sens i zabezpieczały interes publiczny. Robią robotę, której administracja często robić nie chce, nie umie albo udaje, że „to nie jej zakres”. Na jej usprawiedliwienie dodam, że w Polsce jest wielu świetnych urzędników i fenomenalnych urzędniczek. Ale zbyt często politycy zarządzający urzędami kierują się polityczną bieżączką i rozwijaniem własnej kariery. To zresztą kolejny dowód, że potrzebujemy niezależnej służby cywilnej.
Ale wróćmy jeszcze do organizacji i ich roli.
Problem w tym, że w Polsce organizacje są często traktowane są jak natrętni kuzyni, którzy przyszli na obiad bez zaproszenia. Trzeba im otworzyć drzwi, ale najlepiej nie podawać deseru. Konsultacje? Owszem, ale krótkie. Wsparcie? Może później. Słuchanie? Tylko wtedy, gdy mówią to, co już wiemy.
Tymczasem bez nich korupcji nie zatrzymamy, bo system sam siebie kontrolować po prostu nie umie.
Strategia zamiast odświętnego moralizowania
To wszystko prowadzi do jednej konkluzji: Polska potrzebuje strategii antykorupcyjnej, która nie zmienia się wraz z polityczną pogodą. Strategii, która opiera się na jawności, porządku w oświadczeniach majątkowych, rzeczywistej ochronie sygnalistów, silnych instytucjach kontrolnych i realnym partnerstwie z organizacjami społecznymi.
Bez tego będziemy wciąż powtarzać coroczną mantrę: „z korupcją trzeba walczyć”, jednocześnie robiąc wszystko, by ta walka nie była zbyt skuteczna.
Międzynarodowy Dzień Przeciwdziałania Korupcji to dobra okazja, by przypomnieć sobie, że korupcja nie boi się ani świąt, ani deklaracji, ani uroczystych apeli. Bo nie musi. Bo wie, że kiedy kończy się konferencja, to często kończą się też działania.
Jeżeli naprawdę chcemy coś zmienić, musimy wzmocnić nie tylko przepisy, ale przede wszystkim tych, którzy patrzą władzy na ręce.
Krzysztof Izdebski – członek zarządu Fundacji im. Stefana Batorego. Członek Rady Programowej Archiwum Osiatyńskiego. Stypendysta Marshall Memorial, Marcin Król i Recharge Advocacy Rights in Europe. Jest prawnikiem, absolwentem Uniwersytetu Warszawskiego i specjalizuje się w dostępie do informacji publicznej, ponownym wykorzystywaniu informacji sektora publicznego oraz wpływie technologii na demokrację. Posiada szerokie doświadczenie w budowaniu relacji pomiędzy administracją publiczną a obywatelami. Jest autorem publikacji z zakresu przejrzystości, technologii, administracji publicznej, korupcji oraz partycypacji społecznej.
Źródło: informacja własna ngo.pl