PrAwokacje Izdebskiego. Kosmiczne konsekwencje braku jawności
Kiedy piszę ten felieton, czekam już czwarty tydzień na odpowiedź na bardzo proste pytanie: kiedy w 2023 roku przebywał na urlopie, bardzo aktywny w promowaniu swojej kandydatury na posła, szef Rządowego Centrum Legislacji. Muszę się też liczyć z tym, że tej informacji w ogóle nie uzyskam. Wtedy jest szansa, że nakaże to zrobić sąd. Ale to dopiero za jakieś trzy do czterech lat. Taki to mamy obraz przejrzystości życia publicznego w okolicach Międzynarodowego Dnia Prawa do Informacji.
W portalu organizacji pozarządowych ngo.pl regularnie czytać można blog Krzysztofa Izdebskiego – prawnika, aktywisty, eksperta Fundacji im. Stefana Batorego oraz Open Spending EU Coalition. W PrAwokacjach Izdebskiego Krzysztof komentuje bieżące wydarzenia, ważne dla organizacji społecznych i praw człowieka.
Nie chcę wyłącznie narzekać. Dostępem do informacji publicznej zajmuję się od 2007 r., kiedy to dołączyłem na kilka lat do znakomitej ekipy Watchdog Polska. Od tego czasu bardzo wiele się zmieniło. Dużo informacji jest udostępnianych proaktywnie, tzn. urzędy z mocy prawa lub dobrej woli publikują je w internecie. Większość wniosków, które składają obywatele, organizacje czy dziennikarze doczekuje się odpowiedzi w terminie.
Ale niewiele się zmieniło, jeśli chodzi o dostęp do informacji, które z różnych powodów są ocenianie przez władze jako polityczne czy takie, których ujawnienie może nieść za sobą negatywne dla nich konsekwencje.
Było źle, ale jest gorzej
Nie mogę sobie odmówić przyjemności bycia symetrystą. Przed 2015 rokiem nie było łatwo. Wielomiesięczne oczekiwanie na informacje dotyczące powołanej przez Donalda Tuska tarczy antykorupcyjnej, kwestia umów zawartych przez ówczesną Prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz, która trafiła aż do Sądu Najwyższego, czy tzw. poprawka senatora Rockiego, ograniczająca dostęp do informacji z uwagi „politykę wewnętrzną”. Ale chyba nigdy nie było aż tak bezczelnie, jak jest teraz.
Każdy, kto miał do czynienia z zatrudnianiem osób wie, że ustalenie, kiedy pracownik (w tym samym roku) przebywał na urlopie, to jedno do dwóch kliknięć myszką. Rządowemu Centrum Legislacji zajmuje to tygodnie.
Dziennikarze czekają, również tygodniami, na informacje o kosztach pojedynczego pikniku 800+, który władze potraktowały jako wiec wyborczy. Resort edukacji czy Trybunał Konstytucyjny miesiącami ignorują pytania dziennikarzy, a na odpowiedzi na interpelacje część posłów czeka latami.
W próżni braku informacji
A czekamy głównie dlatego, że mamy nieefektywny system egzekwowania prawa dostępu do informacji. Sankcje – w tym zapisana w ustawie kara aż do roku więzienia – są iluzoryczne, a kontrola sądowa trwa latami, a i tak nie daje gwarancji, że wnioskodawca otrzyma mocno już spóźnioną odpowiedź. Urzędnicy i politycy wiedzą, że jeśli jest tak im wygodniej, mogą zasadę jawności życia publicznego po prostu ignorować. Kto będzie pamiętał za cztery lata o jakimś urlopie, wydatku czy decyzji.
Tymczasem jawność jest fundamentem demokracji oraz tego, co nazywamy dobrem wspólnym. Jeśli mamy mieć zaufanie do władz, to oczekujemy, że nie będą się one od nas odwracać i działać za kotarą.
Jeśli władze tego nie rozumieją, to jest to również sygnał tego, że nie mają zaufania do swoich obywateli. Państwo staje się kosmosem niewidzących się nawzajem galaktyk.
Możemy sobie gdybać, czy w innych układach planetarnych tli się życie. Mamy jednak pewność, że żyjemy na jednej planecie i w jednym kraju. Obieg informacji między władzami a obywatelami to krwiobieg państwa, który, by działało ono sprawnie, musi być nasycane świeżym tlenem. Próżnia to państwo poddusza.
Nowy wspaniały świat
Dlatego, obok złożenia Wam najlepszych życzeń z okazji Międzynarodowego Dnia Prawa do Informacji, zachęcam was do otwierania, często zbyt ciężkich, okiennic na urzędniczych korytarzach. Wasza determinacja i konsekwencja też bardzo dużo może zmienić. Ale nie oznacza to, że nie potrzebujemy rozwiązań systemowych. Wręcz przeciwnie, obywatele, organizacje muszą mieć poczucie, że prawo i sądy podadzą im pomocną dłoń w rzucaniu światła na działanie urzędników i polityków.
By tak się stało, potrzebujemy nowej ustawy. Po dwudziestu dwóch latach jej obowiązywania wiemy, co nie działa. Zaniechaniem władz jest to, że nic z tym do tej pory nie zrobiły. Może będzie ku temu okazja po wyborach. Udział w nich to kolejne prawo, z którego warto korzystać.
Wybierajmy świadomie. A to możemy robić tylko, gdy państwo nie ukrywa przed nami informacji o swoich działaniach.
Krzysztof Izdebski – ekspert Fundacji im. Stefana Batorego oraz Open Spending EU Coalition. Członek Rady Programowej Archiwum Osiatyńskiego. Stypendysta Marshall Memorial, Marcin Król i Recharge Advocacy Rights in Europe. Jest prawnikiem, absolwentem Uniwersytetu Warszawskiego i specjalizuje się w dostępie do informacji publicznej, ponownym wykorzystywaniu informacji sektora publicznego oraz wpływie technologii na demokrację. Posiada szerokie doświadczenie w budowaniu relacji pomiędzy administracją publiczną a obywatelami. Jest autorem publikacji z zakresu przejrzystości, technologii, administracji publicznej, korupcji oraz partycypacji społecznej.
Źródło: informacja własna ngo.pl