Pozwalamy sobie na krytykę Unii Europejskiej bez kwestionowania członkostwa w niej [film]
Jak i do kogo mówić o polityce migracyjnej? Dlaczego Zielony Ład to przede wszystkim katastrofa komunikacyjna? Jak się czujemy po 20 latach członkostwa w Unii Europejskiej i za co ją cenimy – rozmawiamy z Adamem Traczykiem z Fundacji More in Common Polska, współautorem raportu „Dojrzali i asertywni. Polki i Polacy o Unii”.
Czego dowiesz się z rozmowy?
- za co cenimy członkostwo w UE?
- czy chcemy budować mury i zamykać granice?
- dlaczego protestujemy przeciw Zielonemu Ładowi?
- do kogo i jak mówić, aby zyskać zrozumienie polityk unijnych?
Przejdź do wybranego fragmentu
00:00 - 00:12 Powitanie i przedstawienie gościa
00:43 - 02:58 Dojrzali i asertywni. Polki i Polacy o Unii. W czym przejawia się nasza dojrzałość, a w czym asertywność?
02:58 - 04:59 Za co cenimy nasze członkostwo w Unii Europejskiej?
05:01 - 07:52 Czy jesteśmy dumni z europejskości?
07:53 - 13:07 Popieramy większą integrację z Unią, chociaż nie wszyscy…
13:09 - 19:08 W polityce migracyjnej Unia wprowadza chaos
19:08 - 23:07 Jaka rola dla organizacji?
23:08 - 34:09 W polityce klimatycznej Unia źle się komunikuje
34:09 - 38:31 Co organizacje mogą w tej sprawie zrobić?
38:32 - 43:26 Wybory do Europarlamentu. Jak zachęcić młodych do głosowania?
Przeczytaj
Magda Dobranowska-Wittels, ngo.pl: – Spotykamy się w szczególnym czasie, tuż po 20. rocznicy wstąpienia Polski do Unii Europejskiej, w trakcie kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego i przy okazji Dnia Europy, obchodzonego 9 maja. W tym kontekście rozmawiać będziemy o raporcie z badań Fundacji More in Common Polska, poświęconych naszemu, czyli Polaków i Polek postrzeganiu Unii. Zaczniemy od tytułu Waszego raportu, który brzmi „Dojrzali i asertywni. Polki i Polacy o Unii”. W czym przejawia się nasza dojrzałość, a w czym asertywność?
Adam Traczyk, Fundacja More in Common Polska: – Dojrzałość przejawia się w tym, że pozwalamy sobie na asertywność wobec Unii Europejskiej bez jednoczesnego kwestionowania członkostwa, a asertywność w tym, że mimo tego pozytywnego nastawienia do integracji, nie odwracamy wzroku od problemów. Pozwalamy sobie na krytykę Unii Europejskiej bez kwestionowania członkostwa w niej. Interpretujemy to jako dojrzałe podejście do integracji europejskiej.
Wydaje się, że po 20 latach w Unii Europejskiej nasz euroentuzjazm nie jest już taki młodzieńczy, pełen energii. Nie jest to już też zachłyśnięcie się samą ideą integracji europejskiej. Jest to bardziej dojrzała relacja, jak w starym dobrym małżeństwie, gdzie nawet jak się pojawiają jakieś problemy, to potrafimy o nich dyskutować, nazwać je, ale nie kwestionujemy faktu bycia we wspólnocie europejskiej.
Jednocześnie nasze pozytywne nastawienie do Unii Europejskiej nie przesłania nam różnych mankamentów, nie powstrzymuje nas przed krytyczną, asertywną oceną polityk europejskich. Analizujemy je w oderwaniu od samej idei Unii Europejskiej, którą uznajemy za wartościową, za godną poparcia i chcemy, w zdecydowanej większości, po prostu być w Unii Europejskiej. Chcemy także, żeby Unia nam dobrze służyła. Służyła Polsce, Polakom i Polkom, ale też całej Europie, całej wspólnocie. Stąd głosy krytycyzmu, które odnotowujemy, mają często u swoich podstaw troskę o Unię, a nie chęć jej odrzucenia.
To może zacznijmy od tych pozytywów, które widzimy w Unii. Za co cenimy nasze członkostwo, co widzimy wartościowego?
– Przede wszystkim doceniamy, że Unia Europejska jest źródłem bezpieczeństwa i dobrobytu gospodarczego. Można powiedzieć, że to jest pakiet podstawowy członkostwa w niespokojnych czasach. Wojna za naszą wschodnią granicą, ale też multum kryzysów, które się na siebie nałożyły w ostatnim czasie. Będąc częścią większej wspólnoty czujemy się lepiej, bezpieczniej. We wspólnocie jest siła.
Zależy nam także na zachowaniu unijnej jedności. Nie chcemy, żeby Unia była skłócona, żeby się pogrążała w wewnętrznych sporach. Chcemy, żeby była skutecznym narzędziem, bo potrzebujemy jej jako dostarczyciela bezpieczeństwa.
Doceniamy także to, że Unia Europejska jest filarem naszej gospodarki, rozwoju gospodarczego. Co więcej, nie interpretujemy członkostwa tylko przez pryzmat transferów, które otrzymujemy w ramach chociażby polityki spójności czy innych programów unijnych, ale doceniamy sam fakt, że jesteśmy częścią europejskiego wspólnego rynku. To daje nam poczucie, że możemy więcej, także ekonomicznie. I że dzięki Unii Europejskiej wzmacniamy pozycję Polski na arenie międzynarodowej: i politycznie, i gospodarczo, ponieważ jako Europa konkurujemy z wielkimi globalnymi graczami, z Chinami, ze Stanami Zjednoczonymi. Bez tego turbo doładowania, które nam daje Unia, czulibyśmy się słabsi.
Oprócz bezpieczeństwa i sytuacji gospodarczej, jaki jest nasz stosunek do innych wartości, które Unia za sobą niesie, chociażby tych zapisanych w Karcie Praw Podstawowych? Czy coś z tego jest dla nas ważne?
– Zapytaliśmy w naszym badaniu o dwie rzeczy, które wydają nam się bardzo ważne.
Zapytaliśmy o to, czy czujemy dumę z europejskości, żeby zbadać jak odczuwamy przynależność do wspólnoty niekoniecznie interpretowanej tylko jako Unia Europejska. Z naszych wcześniejszych badań wiemy, że za pojęciem europejskości idzie pewien pakiet wartości, cywilizacyjny. I 60% Polaków potwierdza, że czuje dumę z europejskości. To jest tylko nieznacznie mniej niż odczuwa dumę z polskości. To jest wysoki wynik, pokazujący, że europejskość jest dla nas ważnym elementem naszej tożsamości. Identyfikujemy się przez ten pryzmat, jako członkowie większej wspólnoty, kręgu cywilizacyjnego za którym stoją określone wartości.
Zapytaliśmy także o wpływ Unii Europejskiej na prawa kobiet. Uznaliśmy, że prawa kobiet są awatarem, zamiennikiem dla pakietu aksjologicznego, dla wartości, które idą za Unią Europejską. Także w tym wypadku większość Polaków odnotowuje pozytywny wpływ Unii Europejskiej na prawa kobiet.
Widzimy więc, że Unia Europejska jest bardzo ważna i godna członkostwa na trzy sposoby. Daje nam większe bezpieczeństwo i poczucie stabilności w niespokojnych czasach. Daje nam dobrobyt, czyli jest filarem rozwoju gospodarczego. I jest dla nas atrakcyjna, jeżeli chodzi o warstwę aksjologiczną, o wartości.
Ten „pakiet podstawowy” członkostwa w Unii Europejskiej jest dla nas niezwykle cenny i wartościowy, a jednocześnie też zapuścił już korzenie. Stąd też w tytule naszego opracowania owa „dojrzałość”, ponieważ to są wartości, które w prawie dwóch trzecich polskiego społeczeństwa są głęboko zakorzenione.
Porozmawiajmy zatem o różnicach. W przestrzeni medialnej, w dyskursie publicznym, przynajmniej w ostatnich latach, częściej słyszało się o możliwościach Polexitu niż o pogłębianiu integracji. Tymczasem wasze badania pokazują, że ponad połowa badanych opowiada się za pogłębieniem integracji z Unią, chociaż w większości nie są to wyborcy Prawa i Sprawiedliwości ani Konfederacji. Ale chciałam zapytać, jak ten stosunek do integracji rozkłada się w podziale na segmenty, według których opisujecie nasze społeczeństwo?
– Widzimy pewne naturalne podziały. Osoby o poglądach bardziej konserwatywnych, w uproszczeniu nazwijmy je prawicowe, suwerenistyczne, są bardziej sceptycznie nastawione do idei integracji europejskiej jako takiej, ale także bardziej krytyczne wobec bieżących polityk Unii Europejskiej. Jednocześnie widzimy też, że Prawo i Sprawiedliwość ewidentnie przesunęło część swojego elektoratu na pozycje bardziej eurosceptyczne, niż było to jeszcze kilka lat temu. Jeżeli przypomnimy sobie kampanię do Parlamentu Europejskiego w 2019 roku, 5 lat temu, to jej głównym motywem przewodnim po stronie PiS-u było to, że Polska jest w sercu Europy. Teraz mamy dużo bardziej eurosceptyczne tony, przynajmniej narracyjnie.
Elektorat Prawa i Sprawiedliwości jest w zasadzie rozbity na pół, jeżeli chodzi o stosunek do Unii Europejskiej, o to czy ona nam dobrze służy, czy sobie poradzimy poza Unią lepiej niż aktualnie.
I tu nawiążę do naszego podziału na segmenty. Podzieliliśmy polskie społeczeństwo na siedem segmentów, które nie do końca układają się na tej osi od lewa do prawa, czy od liberalizmu do konserwatyzmu. One są bardziej zniuansowane.
Na jakie segmenty podzielone jest polskie społeczeństwo? Przeczytaj w wywiadzie >
Widzimy obecnie, że najbardziej krytycznie nastawiony do bieżących polityk Unii Europejskiej, najbardziej obawiający się negatywnych skutków polityk unijnych – poza segmentem konserwatywnym, suwerennościowym – jest segment osób, które ideologicznie wcale nie są negatywnie nastawione do integracji europejskiej. Światopoglądowo nie są konserwatywne, a na pewno nie bardziej niż polska średnia, ale są to osoby, które obawiają się o swój byt z punktu widzenia socjalnego. To są osoby, które widzą siebie na dole drabiny społecznej, czują się zagrożone zmieniającym się światem. Są nieufne wobec polityki, ponieważ nie czują, że polityka działa w ich interesie. To nie są ideologiczni przeciwnicy Unii, ale osoby, które z uzasadnionych względów mają obawy co do kierunku polityk unijnych.
Widzieliśmy to kilka lat temu we Francji, podczas protestów „żółtych kamizelek”. Wielu członków tego ruchu, czy osób protestujących, wcale nie miało konserwatywnych poglądów. To nie byli suwerenniści, ale osoby, które obawiały się, że zmiany, które są wprowadzane na poziomie europejskim, których Unia Europejska jest inicjatorem, utrudnią im życie. W pewnym momencie nałożą na ich barki dodatkowe ciężary, których oni już teraz nie mają sił nosić.
To jest wyraźny sygnał, także dla polityków proeuropejskich, także dla decydentów na poziomie europejskim, że o te osoby trzeba zadbać w sposób wyjątkowy. Trzeba zadbać o ich poparcie, a można to zrobić tylko dobrymi politykami i dobrą komunikacją tych polityk.
To przejdźmy teraz do tych polityk, czy też działań podejmowanych przez Unię Europejską, które są postrzegane jako zagrożenie, wyzwanie. W waszym raporcie pojawiają się dwa takie obszary: polityka migracyjna i ceny energii w połączeniu z polityką klimatyczną. To są także tematy ważne dla organizacji pozarządowych, dlatego chciałabym się dowiedzieć, jakie wnioski, Twoim zdaniem, płyną z tych wyników dla organizacji. Najpierw jednak powiedzmy trochę więcej o tych wyzwaniach. Jak czytam Wasz raport, to widzę, że te dwa tematy są trochę inaczej postrzegane. Jeżeli chodzi o politykę migracyjną, to uważamy, że Unia jest za słaba i nasz rząd być może lepiej by sobie poradził z tym problemem. Natomiast jeżeli chodzi o ceny energii i politykę klimatyczną, to z kolei Unia jest za bardzo roszczeniowa, za dużo chce od nas i nam coś narzuca. Czy ja to dobrze interpretuję?
– Tak, to jest słuszna interpretacja. Zacznijmy może od polityki migracyjnej. Tutaj faktycznie
Polacy uważają, że Unia Europejska nie radzi sobie z kwestiami migracyjnymi, jest w jakiś sposób źródłem chaosu, nieporządku. Ale jednocześnie wcale nie uważamy, że trzeba wokół granic Unii czy Polski zbudować mur i odgrodzić się od wszystkich innych, od obcych i nikogo nie przyjmować.
Tego nie widzimy w naszych badaniach. Widzimy raczej pewną sprzeczność: z jednej strony jesteśmy gotowi na pewną kontrybucję do wspólnej polityki migracyjnej, ale z drugiej strony widzimy, że ona po prostu nie działa dobrze. Uważamy także, że nasz rząd z kwestią migracji za dobrze sobie nie radzi, ale troszeczkę lepiej niż Unia Europejska, więc lepiej, żebyśmy sprawy migracyjne we własnym zakresie rozwiązywali, we własnym kraju je załatwiali.
Kwestie polityki migracyjnej są o tyle istotne, że niespecjalnie jesteśmy przygotowani na zmianę, która zachodzi w naszym społeczeństwie. Przez dekady byliśmy państwem, z którego się migrowało, a nie do którego się migrowało.
Jakiś czas temu zapytaliśmy, jakie odczucia towarzyszą Polakom z racji tego, że coraz więcej osób wybiera właśnie Polskę jako swój nowy dom, jako miejsce pracy i życia. Nasi respondenci wskazywali najczęściej „zaskoczenie”. To pokazuje też skalę tego wyzwania. Możemy budować na doświadczeniach Europy Zachodniej, jeżeli chodzi o kwestie migracyjne, ale póki co tego nie robimy.
To jest wielka odpowiedzialność władz, żeby sterować tym procesem w taki sposób, który nie będzie wzbudzał lęków i negatywnych emocji. Gdy spojrzymy na poziom osobisty, prywatny wręcz, jak Polacy reagują na sąsiada o innym kolorze skóry, o innej religii, innej narodowości, to nie widzimy dużej wrogości. W większości nie przeszkadza nam sąsiad z Ukrainy, z Bliskiego Wschodu, sąsiad muzułmanin.
To, na czym nam zależy w kwestiach migracji, to jest poczucie kontroli. Nie chodzi o to, aby się odgradzać od innych, ale chodzi o poczucie kontroli, że faktycznie wiemy, kto do Polski przyjeżdża, na jakich zasadach i mamy wpływ bezpośredni na formułowanie tych zasad. To nie znaczy, że nie chcemy nikogo przyjmować, że chcemy zbudować mur, ale chcemy mieć pewną kontrolę nad tym procesem. To jest emocja bardzo podobna do tej, która towarzyszyła kampanii wokół Brexitu.
A widziałbyś tutaj jakąś szczególną rolę dla organizacji?
– Na pewno. Widzimy, że w Polsce jest duża baza ludzkiej empatii. Odwołanie się do tej empatii jest na pewno kluczowe. W raporcie zresztą piszemy, że jest przestrzeń na budowanie polityki migracyjnej w oparciu o empatię i poczucie kontroli. To nie musi być oparte na ksenofobicznych nutach, ponieważ Polacy w większości wypadków wcale nie są ksenofobiczni – wbrew temu, co często można usłyszeć w przestrzeni publicznej.
Warto dbać o to poczucie empatii, ale też uszanować głosy, które wzywają do zapewnienia kontroli. To jest istotne, ponieważ ta kontrola nie jest autorytarna, ona daje nam pewność siebie w procesach, które powodują istotne zmiany społeczne. Bo to są istotne zmiany. Przestajemy być społeczeństwem, z którego się wyjeżdża, a stajemy się społeczeństwem, do którego się przyjeżdża. To jest zmiana, z którą musimy się oswoić. Poczucie, że mamy kontrolę nad tym procesem jest więc bardzo istotne.
Widzimy to także w naszych segmentach. Jednym z nich są spełnieni lokaliści, czyli osoby o raczej konserwatywnych poglądach, przywiązane silniej niż średnia do religii. Wydawałoby się, że oni powinni mieć raczej negatywne nastawienie do migracji, a wcale tak nie jest. Czują się pewnie ze sobą i ze swoim życiem, są spełnieni, czują życiową stabilność. Czują, że mają kontrolę nad swoim życiem, mają sukces zawodowy i szacunek swojego otoczenia. Można ich nazwać liderami swoich społeczności. Oni nigdy nie będą forpocztą nowych polityk, ponieważ cenią sobie status quo, ale to są osoby gotowe na pewne wyzwania, ponieważ nie czują się nimi bezpośrednio zagrożone. Odwołanie się przez organizacje pozarządowe do takich osób i ich doświadczeń, szukanie tych osób jako swoich ambasadorów w społecznościach lokalnych ma ogromną wartość. Przy czym, gdy mówię o nich „liderzy społeczności” nie mam na myśli radnego, wójta czy lidera organizacji pozarządowej. Moim ulubionym przykładem z badań była pani, która opowiadała, że była taką drugą mamą dla koleżanek swojej córki. Po szkole wszyscy przychodzili do nich, na obiad. Ona jest liderką lokalnej społeczności, nawet jeżeli jest poniżej radaru tego, co rozumiemy, jako społeczeństwo obywatelskie.
Jeżeli organizacje pozarządowe potrafiły by się odwołać do takich osób, ich poczucia empatii, ale także nie być źródłem niepokoju dla osób, które nie są forpocztą zmian, ale nie są też nimi przerażone, to pewnie byłoby właściwe podejście.
A co z klimatem?
– Kwestie związane z unijną polityką klimatyczną zakamuflowaliśmy w tym badaniu jako ceny energii. Podobnie jak w kwestiach polityki migracyjnej widzimy, że dominują tu negatywne oceny.
Ale jest tu bardzo ciekawy fenomen, bo o ile widzimy silny opór wobec unijnej polityki klimatycznej, wokół Zielonego Ładu, Fit for 55, to nie widzimy odwrotu od polityki klimatycznej jako takiej.
Regularnie o to pytamy, żeby monitorować te nastroje. W ciągu ostatniego roku odsetek osób, które uważają, że unijna polityka klimatyczna negatywnie wpłynie na ceny energii, czyli że te ceny po prostu wzrosną, powiększył się o 10 punktów procentowych. W tym momencie dwie trzecie Polaków jest o tym przekonanych. Ale nie zauważyliśmy żadnego spadku w odpowiedziach na pytanie, czy ochrona klimatu, czy polityka klimatyczna jako taka jest dobrą inwestycją środków publicznych. Nie odwracamy się od ochrony klimatu, od troski o środowisko naturalne, o przyrodę, ale widzimy, że Unia Europejska w tych tematach nie dowozi i nie bierze pod uwagę pewnych kluczowych dla nas rzeczy. A to ceny energii są dla nas kluczowe. Borykaliśmy się przez długi okres z wysoką inflacją. Jeżeli przypomnimy sobie nastroje przed poprzednią zimą, to wielu Polaków było przekonanych, że będzie dochodziło do blackoutów, że będziemy mieli potężny kryzys energetyczny. Oczami wyobraźni ludzie widzieli koksowniki na ulicach. Pamiętamy też ówczesną atmosferę polityczną. Te najczarniejsze scenariusze się nie zmaterializowały, ale poczucie zagrożenia było bardzo wysokie. W tym aspekcie Unia Europejska nie odpowiada na te potrzeby.
Unia w swojej komunikacji mocno postawiła na realizację celów klimatycznych, ale w bardzo ograniczonym stopniu wytłumaczyła, jak polityka klimatyczna wpłynie na nasze życie, życie naszych społeczeństw w Europie, na życie zwykłego człowieka.
Polacy i w ogóle Europejczycy nie mają nic przeciwko ochronie klimatu, ale nie może być tak, że zwykli ludzie będą się poświęcać na rzecz celów klimatycznych – jednak dość abstrakcyjnych. Musimy wiedzieć, po co jest ta polityka klimatyczna. Musimy czuć, że ona nam służy, poczuć tę korzyść.
Popatrzymy, jak brzmią hasła, wokół których buduje się europejską politykę klimatyczną. Mamy dość enigmatycznie brzmiący Zielony Ład. Co to jest Zielony Ład? Dlaczego jest lepszy od jakiegokolwiek innego ładu? Dlaczego zielone miejsce pracy ma być lepsze od jakiegokolwiek innego miejsca pracy? Nie czujemy tutaj pozytywnego, namacalnego przekazu, czy korzyści. Czym jest Fit for 55? Eksperci, politycy pewnie to wiedzą, ale dla zwykłego człowieka jest to zupełnie niezrozumiała zbitka słów. Jeszcze w obcym języku. O czym to jest? To jest coś, czego się raczej boimy, bo tego nie rozumiemy. Nie wiemy, co się kryje pod tymi hasłami. W Stanach Zjednoczonych administracja Joe Bidena nazwała swoją politykę klimatyczną Ustawą na rzecz redukcji inflacji. To jest ustawa, która jasno sygnalizuje każdemu obywatelowi, że w tej polityce chodzi o to, żeby płacili niższe rachunki, żeby ceny nie rosły, żeby ulżyć obywatelom finansowo. Tego w komunikacji Unii Europejskiej w kontekście Zielonego Ładu zabrakło.
A jednocześnie widzimy, że Polacy mocno sympatyzują praktycznie ze wszystkimi częściami składowymi Zielonego Ładu. Nie zawsze uważamy, że tempo jest odpowiednie. Czasami jest za szybkie, czasami za wolne, czasami priorytety są może nie tak rozłożone, ale co do zasady mamy ogromne, powszechne poparcie dla rozwijania zielonej energetyki, odnawialnych źródeł energii. Jednak, gdy nałożymy na to unijną flagę, od razu nabieramy wątpliwości. Chcemy mieszkać w dobrze ocieplonych budynkach, które są efektywne energetycznie. Chcemy taniej, zielonej, czystej energii. A jednak jest ogromny opór wobec Zielonego Ładu.
To pokazuje, że w przypadku polityki klimatycznej na poziomie unijnym, mamy do czynienia z katastrofą komunikacyjną. Szyld unijny jest wrogiem polityki, którą chcemy wdrażać na poziomie unijnym.
W naszej interpretacji jest to przede wszystkim problem komunikacyjny, a niekoniecznie problem samych polityk i konkretnych rozwiązań.
Czy ta komunikacja jest tak zła na poziomie unijnym, czy naszym, krajowym? Czy w innych państwach też są takie problemy z pozytywnym przekazem dotyczącym Zielonego Ładu, czy w ogóle polityki klimatycznej?
– Naszą specyfiką wśród państw, które badaliśmy jest to, że Zielony Ład istnieje jako temat. Wprost nazwany. W innych państwach, chociażby w Niemczech, Zielony Ład jako taki nie funkcjonuje w debacie publicznej, nie jest punktem odniesienia. Polityka klimatyczna tak, ale też w innych krajach niekoniecznie Unia Europejska jest tym kluczowym graczem jeśli chodzi o polityki klimatyczne. U nas jednak to, co się dzieje w kwestiach klimatycznych, jest przede wszystkim formułowane na poziomie unijnym, a później wyrażane na poziomie krajowym.
Komunikacja na poziomie unijnym jest niezrozumiała, nie trafia do człowieka, nie adresuje jego potrzeb, nadziei. Jest gdzieś obok tego, co jest najważniejsze w tym momencie dla obywateli europejskich, w tym także Polek i Polaków. I to musi się jak najszybciej zmienić, bo inaczej ryzykujemy, że to, czego chcemy się nie uda. A chcemy aktywnej polityki klimatycznej.
Do tego Zielony Ład to przecież ogromny pakiet przemysłowy, modernizacyjny, który ma zapewnić Unii Europejskiej konkurencyjność na globalnych rynkach. Chiny i Stany Zjednoczone rozwijają zielone technologie, więc my także musimy je rozwijać, jeżeli nie chcemy żyć w skansenie w perspektywie kilku dekad. O tym też za mało się mówi.
Co dalej z Zielonym Ładem? Oczekiwania Polek i Polaków względem polityki klimatycznej. Raport >
Sami propagatorzy zielonych polityk zastawili na siebie pułapki. Być może jest to też problem pewnego podejścia i nastawienia elit europejskich, zamknięcia w bańce, czy pewnej arogancji, ale spójrzmy choćby na temat elektromobilności. Osią debaty jest zakaz sprzedaży samochodów z silnikami spalinowymi po 2035 roku. A przecież clue debaty powinny być miliardowe inwestycje w zieloną elektromobilność, w silniki elektryczne, w modernizacje infrastruktury, która się z tym wiąże. Postawiono na język nakazów, wychowania społeczeństwa do podejmowania „właściwych” kroków, a nie zachęcania do tych kroków i pokazania korzyści. To będzie ogromne wyzwanie w kolejnej kadencji i Parlamentu Europejskiego i dla przyszłej Komisji Europejskiej. I najlepiej, żeby rewizja tego podejścia zaczęła się już teraz, w tej kampanii do eurparlamentu.
Czy organizacje pozarządowe mogą tutaj coś zmienić? Bo mam wrażenie, że akurat jeżeli chodzi o Zielony Ład i politykę klimatyczną, to ze strony NGO-sów ten przekaz bezpośredni, pokazujący korzyści i tłumaczący o co chodzi – jest. Czy to jest za mało, czy trzeba inaczej?
– Też jestem zdania, że
polski sektor NGO-sów w kwestiach energetyki, zielonej transformacji robi fenomenalną robotę.
Widzimy mocne sprężenie organizacji, które są bardziej po stronie eksperckiej z jednej i aktywistycznej czy rzeczniczej z drugiej. Te pierwsze w dużej mierze przejęły komunikację, która powinna iść ze strony władz, właśnie tłumacząc korzyści, wyzwania, z którymi musimy się mierzyć, bo nie zawsze wszystko jest takie proste. A jak się okazało, Unię Europejską także trzeba w tym wyręczać. Spędziłem długie godziny, żeby na stronach Unii Europejskiej w dostępnych materiałach znaleźć informacje, co w zasadzie dla rolnictwa oznacza Zielony Ład. Mieliśmy falę protestów i w sumie nie bardzo wiedzieliśmy przeciwko czemu rolnicy protestują. Enigmatyczny Zielony Ład, ale co to znaczy? Przeciwko czemu konkretnie są te protesty?
Po części biorę udział w tych dyskusjach, więc widzę to głębokie zrozumienie wyzwania przed jakim stoimy i poczucie odpowiedzialności, aby ten proces się powiódł. To nie jest podejście na zasadzie „my mamy rację, więc tak trzeba to zrobić”, tylko jest tam poszukiwanie korzyści dla całego społeczeństwa i poczucie, że trzeba pełnić rolę adwokata całego społeczeństwa lub pewnych grup społecznych w tych procesach. To jest niezwykle ważne, żeby nie uważać siebie za proroka, który stoi na górze i tylko pokrzykuje na innych: „Musicie posiąść tę wiedzę, którą ja już posiadłem. Jak dostąpicie tego olśnienia, to wszystko będzie dobrze”. To tak nie działa.
Rolą lidera społeczeństwa obywatelskiego jest zejść z góry, porozmawiać w dolinie ze wszystkimi ludźmi, którzy tam się zebrali i razem, pod rękę, wejść na tę górę. Nie pokrzykiwać, stawiać zarzuty, czy mieć pretensje do społeczeństwa, że ono jeszcze nie dorosło do pewnych rozwiązań.
Jeżeli chodzi o klimatyczno-energetyczną część środowiska obywatelskiego, to widzę tu ogromną pracę i wydaje mi się, że to jest w dużej mierze zasługa NGO-sów, że poparcie dla polityki klimatycznej nie słabnie, mimo krytycznej oceny polityki unijnej. Ponieważ są komunikowane zalety tej polityki, bezpośrednie korzyści. To jest z pewnością właściwa ścieżka. Oczywiście można robić wszystkiego więcej. Ale dziś to NGO-sy pokazują władzom, jak robić to dobrze.
Jesteśmy w trakcie kampanii wyborczej do Europarlamentu. W Waszym badaniu pytaliście o gotowość do udziału w wyborach. Wygląda na to, że najmniej zainteresowani są młodzi. Jakie byś miał wskazówki, do kogo i o czym należy mówić, żeby ta frekwencja była chociaż przyzwoita…
– Ona na pewno nie będzie taka jak 15 października, ale też zapewne nie będzie tak niska, jak w naszych pierwszych wyborach do Parlamentu Europejskiego, kiedy przekraczała ledwo 20%.
Faktycznie widzimy, że młodzi, a w szczególności młode kobiety są znowu najbardziej zdemobilizowaną grupą wyborczą. Co wynika z pewnej specyfiki młodości. Młodzi mają inne rzeczy na głowie. 21-latek nie siedzi cały dzień oglądając TVN24 czy TVP Info i chłonąc wszystkie newsy. Młodzi, szczególnie ci, którzy wchodzili w tę wczesną dorosłość w okresie pandemii, wojny i kryzysu energetycznego, chcą po prostu normalnie pożyć. I należy im się to. Ledwo wyszli z zamknięcia domowego, z ograniczonego kontaktu z rówieśnikami, a teraz znowu starsi mają do nich pretensje, czemu nie głosują i nie wybierają tak, jak my byśmy sobie życzyli. To nie jest ta ścieżka. Młodzi po prostu muszą zobaczyć, że coś jest na szali. To jest zadanie dla polityków na dobrą sprawę.
Oczywiście społeczeństwo obywatelskie może pomóc w pewnym uświadamianiu wagi tych wyborów. Szczególnie w kwestiach europejskich jest to istotne. Na początku naszej drogi w Unii Europejskiej nie docenialiśmy wyborów do Parlamentu Europejskiego. Wydawało nam się, że referendum i samym wstąpieniem załatwiliśmy już pewne rzeczy, a Unia Europejska jest samograjem i nie ma znaczenia, kogo tam wyślemy. Jednolity rynek i tak mamy, otworzyły się granice, weszliśmy do strefy Schengen. Jakiś premier pojedzie raz na kilka lat ponegocjować i wtedy pieniądze płyną. W sumie więc wszystko jedno, co się w tym Parlamencie Europejskim dzieje.
Ale w ostatnim czasie chyba wreszcie dostrzegliśmy, że kwestie europejskie mają ogromny wpływ na to, co się dzieje w naszym kraju. Dostrzegliśmy, że na poziomie europejskim podejmowane są ważne decyzje, przy naszym współudziale. One nie są narzucane, my także je kreujemy, więc musimy mieć w Brukseli i Strasburgu silną reprezentację.
Potrzebujemy tutaj szerokiej, holistycznej, ambitnej wizji lepszej Polski. Dla wielu młodych ważne są kwestie równości płci, prawa kobiet i kwestia aborcji. Ale to nie wszystko. Młodzi chcą też po prostu dobrego, wysokiej jakości życia. A to wiąże się z kwestią czystej i wydajnej energetyki czy wysokiej jakości usług publicznych. Młodzi w żadnym stopniu nie czują się gorsi od swoich rówieśników w Europie. Tym bardziej, że byli już w pełni socjalizowani w Polsce, która była członkiem Unii Europejskiej. Nie mają żadnych kompleksów względem Zachodu, który poznali w trakcie stypendiów na studiach, ale także podróżując po Europie.. Nie czują też dlaczego mieliby się godzić na cokolwiek, co jest gorsze, ale też mają już inne priorytety niż starsze pokolenie, choćby w kwestiach work-life balance Politycy muszą znaleźć tutaj odpowiedź na zaspokojenie tych ambicji i aspiracji młodego pokolenia.
Dziękuję Ci za rozmowę.
Adam Traczyk – politolog, dyrektor More in Common Polska, fundacji należącej do międzynarodowej sieci badawczej, której misją jest wzmacnianie demokracji i przeciwdziałanie polaryzacji politycznej.
Ten artykuł ukazał się w cyklu „UE – Polska – organizacje”.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.