Pod lupą: Jak osiągnąć dziś zmianę? O rzecznictwie NGO. Z rzecznictwem za pan brat
W raporcie zespołu badawczego Stowarzyszenia Klon/Jawor pt. „Efekt mrożący. O kondycji rzecznictwa organizacji pozarządowych” przyjrzeliśmy się temu, jak w ostatnich latach wyglądają starania NGO o zmianę prawa w najróżniejszych aspektach. Teraz przybliżamy kilka tego typu inicjatyw.
POD LUPĄ to cykl portalu ngo.pl i Badań Klon/Jawor, w którym bierzemy na warsztat wybrane zagadnienie dotyczące życia organizacji społecznych. Zapraszamy na jego dziesiątą odsłonę: Jak osiągnąć dziś zmianę? O rzecznictwie NGO.
W imieniu uczennic i uczniów
Mimo skomplikowanej sytuacji w systemie edukacji, działania Stowarzyszenia Umarłych Statutów dość często przynoszą sukcesy.
Główna działalność stowarzyszenia to interwencje w kuratoriach oświaty w sprawie statutów szkół. Niektóre przepisy udaje się usunąć, bo kuratorzy przyznają rację, że są one niezgodne z prawem. Nie zawsze jednak tak jest, chociażby w przypadku zapisów dotyczących wyglądu uczennic i uczniów w publicznych szkołach katolickich. W sprawie tej pojawiła się odrębna opinia, przygotowana przez Ordo Iuris, na którą powołują się kuratoria.
Stowarzyszenie zabiega również o kontrolę statutów przez sądy administracyjne. Obecnie zdarza się to bardzo rzadko i trwa długo. Dość powiedzieć, że pierwsza sprawa zainicjowana przez organizację została rozstrzygnięta po dwóch latach, do tego na niekorzyść stowarzyszenia. Czasem udaje się uzyskać wyrok nakazujący kuratorium zajęcie się jakąś sprawą, ale nie są to orzeczenia merytoryczne.
W ostatnim czasie sukcesem zakończyła się interwencja w sprawie szkół artystycznych, które przejmowały na własność prace plastyczne przygotowywane przez uczennice i uczniów, a następnie je sprzedawały, często nawet bez podpisu autora lub autorki. Dzięki działaniom stowarzyszenia na problem zwróciło uwagę Centrum Edukacji Artystycznej, które wystosowało do szkół pismo, że nie wolno tak robić i wszczęło postępowania administracyjne.
Udało się też doprowadzić do tego, że usprawiedliwienia nieobecności pełnoletnich uczennic i uczniów nie muszą być pisane tylko przez rodziców.
– Próbujemy różnymi, miękkimi środkami wpływać na to, aby zmieniło się prawo, jak również rozmawiać i pokazywać różne rzeczy na niższych szczeblach, na przykład samorządowych.
Ostatnio mieliśmy spotkanie w Urzędzie m.st. Warszawy w sprawie powołania Rzecznika Praw Ucznia, przekazaliśmy nasze uwagi. Bierzemy też udział w procesie legislacyjnym, by zabezpieczać interesy uczennic i uczniów, którym trudno samodzielnie o to zawalczyć – tłumaczy Łukasz Korzeniowski, prezes Stowarzyszenia Umarłych Statutów. – Tym bardziej, że świadomość ich praw jest wciąż dość niska, także wśród osób pracujących w szkołach. Nauczycielki i nauczyciele niekiedy mówią, że przecież coś zawsze funkcjonowało w taki sposób, więc po co to zmieniać. Jednocześnie też coraz więcej placówek zgłasza, że chce z nami współpracować – dodaje.
1,5 podatku dla OPP. Rewolucja dzięki działaniom oddolnym
2022 rok upłynął między innymi pod znakiem zmian w podatkach, co wielu osobom spędzało sen z powiek. Już pod koniec 2021 roku Fundacja Avalon zorientowała się, że Polski Ład może być bardzo niebezpieczny dla tych, którym pomagają – rodzin dzieci z niepełnosprawnościami i osób przewlekle chorych. Wszystko przez to, że wprowadzenie wyższej kwoty wolnej od podatku zachwiałoby mechanizmem przekazywania 1%, z którego korzystają nie tylko organizacje pożytku publicznego (OPP), ale właśnie też ludzie potrzebujący wsparcia. Zbierane w ten sposób środki byłyby o wiele niższe.
Wczesną wiosną ubiegłego roku Fundacja Avalon włączyła się zatem mocno w dyskusję na ten temat, pokazując, że to, co dla jednych jest obniżką podatków, dla innych może być przyczyną drastycznego pogorszenia i tak niełatwej sytuacji materialnej. Różnymi kanałami docierano do społeczeństwa, jednocześnie szukano sojuszników i udało się poruszyć wiele środowisk, a oddolny głos był zarówno silny, jak i spójny.
– Problem był sygnalizowany wcześniej, wiadomo było, że poprawek w Polskim Ładzie będzie zresztą znacznie więcej. Chcieliśmy koniecznie dotrzeć do rządu. Chociaż nie dostaliśmy zaproszenia na konsultacje społeczne, to wiedzieliśmy, że się odbywają i po prostu włączyliśmy się w nie. Nasze stanowisko do dziś widnieje na stronach rządowych – wspomina Krzysztof Dobies, dyrektor Fundacji Avalon.
Rząd zdawał sobie sprawę, że zmiany są konieczne, że trzeba zaproponować mechanizm rekompensaty strat, by OPP mogły pomagać z taką samą skutecznością, jak wcześniej. Strona społeczna – duże OPP, jak Fundacja Avalon, ale też Ogólnopolska Federacja Organizacji Pozarządowych, czy Forum Darczyńców – nie odpuszczały. Największe organizacje pożytku publicznego uzgodniły treść listu otwartego, w którym wprost apelowały do premiera Morawieckiego o to, by zamiast 1% ludzie mogli przekazywać 1,5% podatku.
Była to odpowiedź na pomysły rządowe, które zresztą dość często i mocno się zmieniały. Jedną z takich propozycji było proporcjonalne rozdzielanie rekompensaty na podstawie tego, jakie wyniki ze zbiórek osiągnęły poszczególne organizacje. Inna polegała na tym, aby poprzez Radę Działalności Pożytku Publicznego przeprowadzić konkurs.
– Generalnie zmierzało to do tego, aby urzędnicy państwowi wpływali na dzielenie środków. Uznaliśmy, że to żadne rozwiązanie, bo za chwilę okaże się, że niektóre OPP „zasługują” bardziej. Wiadomo, jak obecnie wygląda przyznawanie środków organizacjom. Zależało nam, by nie było w tym uznaniowości, by to podatnicy decydowali, komu chcą przekazać pieniądze ze swojego podatku, tak jak do tej pory – tłumaczy Krzysztof Dobies.
W Sejmie pomysł podniesienia mechanizmu do 1,5% skazany był na porażkę. Wielu polityków – w tym Artur Soboń i Piotr Gliński – było temu przeciwnych. Podobnie Narodowy Instytut Wolności. Zmiany udało się ostatecznie wprowadzić w Senacie, z którego ustawa wróciła do Sejmu, a tam koalicji rządowej zabrakło dwóch głosów do odrzucenia poprawki. Krzysztof Dobies podkreśla, że to efekt szukania sojuszników we wszystkich środowiskach politycznych. Listy zostały wysłane do wszystkich osób zasiadających w parlamencie. Chodziło zarówno o argumenty, jak i zbudowanie modelu działania ponad podziałami.
– Udała nam się zmiana rewolucyjna. W perspektywie długofalowej będzie to wielki zastrzyk finansowy dla rozwoju organizacji społecznych, jak również dla osób potrzebujących wsparcia. Oczywiście w najbliższym czasie zobaczymy, jak wygląda kwestia wysokości środków, bo dużo zależy od struktury osób przekazujących odpis podatku. Jeśli ktoś korzystał z pomocy wielu ludzi zarabiających mało, to po zmianach w Polskim Ładzie może zebrać mniej środków. Teraz jest więc jeszcze czas, by starać się o dotarcie do jak największej liczby osób. Cieszymy się jednak, że udało się doprowadzić do zwiększenia odpisu do 1,5% i twardego zapisania tego w prawie.
Sojusz organizacji i nasz sposób działania pokazał niezależność III sektora – podsumowuje Krzysztof Dobies.
Zmiana definicji gwałtu. Wieloletnia walka na rzecz zmiany
Trafił do zamrażarki – tak mówi się o projektach ustaw, które nie są dalej procedowane. Przykładem jest projekt, który przewiduje zmianę definicji gwałtu. W Sejmie został złożony przez klub Lewicy we współpracy z Fundacją Feminoteka. Mimo ciągłych prób i zaangażowania m.in. posłanki Anity Kucharskiej-Dziedzic wciąż nie udaje się rozpocząć procesu legislacyjnego. Jak przyznaje prezeska Feminoteki Joanna Piotrowska, nie ma mowy o odpuszczeniu, bo rzecz całościowo związana jest ze wszystkim, co w kwestii gwałtu robi fundacja.
O tym, jak zła jest sytuacja kobiet zgłaszających gwałt, Feminoteka alarmowała już w 2010 roku, kiedy przygotowała raport na ten temat. Wynikało z niego, że policja namawia pokrzywdzone do wycofania zeznań, twierdząc, że procedura jest skomplikowana, mało dowodów i nic nie uda się zrobić. Trzy lata później, kiedy trwał proces związany z podpisaniem Konwencji Stambulskiej, Feminoteka mocno zaangażowała się w przekonywanie posłanek i posłów do jej ratyfikacji.
– Udało się nie tylko to, ale też wprowadzić zmianę trybu ścigania gwałtów. Jednocześnie członkowie komisji kodyfikacyjnej wyrażali rzekomą troskę o to, że kobiety będą zmuszane do różnych działań na policji i jeśli zostaną powtórnie zwiktymizowane, będzie to nasza wina. Doskonale zdawali sobie zatem sprawę, że system jest zły i próbowali zrzucić z siebie odpowiedzialność – opowiada Joanna Piotrowska. – W 2015 roku w życie weszły przygotowane przez naszą fundację procedury postępowania z ofiarami przestępstwa zgwałcenia dla policji. Oczywiście na papierze, bo realna sytuacja nie uległa zmianie. Dodatkowo nie udało się takich procedur wprowadzić dla służb medycznych, ze względu na międzyresortowe spory – dodaje.
To był pierwszy krok ku zmianie prawa dotyczącego gwałtów. Wtedy też pojawiło się przekonanie, że z samą definicją gwałtu jest coś nie tak. Aktywistki fundacji powołały się wówczas na Konwencję Stambulską, w której jest zapis podkreślający kwestię zgody na kontakt intymny.
Od kilku już lat Feminoteka, podczas koordynowanej przez nią w Polsce ogólnoświatowej akcji przeciwprzemocowej w formie tańca „Nazywam się Miliard/One Billion Rising”, domaga się – poprzez edukację, akcje oddolne, w końcu złożenie projektu ustawy – zmiany definicji gwałtu.
– Tłumaczymy, czym jest zgoda na kontakty intymne, dlaczego to takie ważne i że chroni granice osób oraz poprawia relacje międzyludzkie. Nie chcę się nawet odnosić do „argumentów” przeciwko, bo nie są one w żaden sposób merytoryczne. Na razie nie udało nam się doprowadzić do zmiany w prawie, ale sam fakt, że trwa na ten temat debata jest ważny. Zmienia się świadomość społeczna, udaje się dotrzeć do kolejnych grup ze szkoleniami. Wydałyśmy poradniki, co robić, by nie krzywdzić wtórnie osób, które doświadczyły gwałtu. Mamy fundusz pomocy dla ofiar gwałtu. Niedługo uruchomimy pierwsze w Polsce Centrum wsparcia dla kobiet po gwałcie.
Społeczeństwo jest o wiele bardziej przygotowane na taką zmianę niż politycy, którzy są bardziej konserwatywni. Wierzę jednak, że w końcu uda nam się doprowadzić do zmiany – mówi Joanna Piotrowska.
Jest obowiązek. Powinny być sankcje
– Lokalnie doszłyśmy do ściany – mówią Elżbieta Wąs i Anna Gryta z Fundacji Miasto Obywatelskie Lubartów. Uważają, że branie pieniędzy na działania, które nie przynoszą rezultatu, na aktywizację wciąż tych samych mieszkanek i mieszkańców nie tylko nie ma sensu, ale jest nieetyczne. Jak przyznają, mają kilkunastoletnie doświadczenie, zależy im na realnej zmianie, a nie na działaniach pozorowanych. Głównym obszarem ich zainteresowania jest dostęp do informacji publicznej.
– Dla mnie to nie jest tylko patrzenie władzy na ręce i chodzenie do sądów, gdy ta nie chce czegoś upublicznić. W ten sposób zresztą zniechęca się ludzi do informacji publicznej. A ta jest podstawą działania nie tylko samorządu, ale w ogóle społeczeństwa. Ma to ogromne, wciąż niedoceniane znaczenie – uważa Elżbieta Wąs.
Informacje publiczne powinni rozpowszechniać radne i radni, którzy owszem, korzystają z niej, ale tylko w okresie wyborczym, by przy jej pomocy skrytykować przeciwników. Według Elżbiety Wąs i Anny Gryty powinno to wyglądać inaczej: na regularnie organizowanych spotkaniach z mieszkańcami i mieszkankami przedstawia się i omawia poszczególne projekty i działania władz samorządowych. W ten sposób można zaktywizować ludzi i zachęcić ich do włączenia się w tworzenie polityk publicznych.
Problem w tym, że nawet kiedy coś uda się wywalczyć na poziomie lokalnym, władza zgodzi się na transparentność, to po kolejnych wyborach, gdy przychodzi ktoś nowy, wszystko może się zmienić. Tak już bywało w Lubartowie. Dlatego Fundacja Miasto Obywatelskie Lubartów zdecydowało się działać na poziomie parlamentarnym, bo tylko tutaj można wprowadzić rzeczywistą zmianę. Stąd inicjatywa „Nasz rzecznik”, w ramach której przygotowane zostało wystąpienie do Rzecznika Praw Obywatelskich.
– Jeżeli w artykule 23. ustawy o samorządzie gminnym jest zapis, że radne i radni mają obowiązek utrzymywać więź z ludźmi, to nie może być tak, że będą to robić tylko wtedy, gdy im się podoba i nikt nie może ich do niczego zmusić. Dlatego trzeba dodać do tego sankcje za niewypełnianie tego obowiązku. Postulujemy też obligatoryjne przygotowywanie sprawozdań ze swoich działań, na podobieństwo tych majątkowych. Dodatkowo poznanie osób zasiadających w radzie miasta czy gminy nie zależałoby od mediów, ludzie sami mogliby to robić. Ale trudno się przebić z tymi pomysłami – przykładowo burmistrz miasta stwierdził, że od kontroli są instytucje, a nie mieszkanki i mieszkańcy. Wprost odmówił im tego prawa. Owszem, mamy demokrację przedstawicielską, ale to nie znaczy, że ma być ona ślepa i głucha – wyjaśnia Anna Gryta.
RPO wystąpił do sejmowej komisji samorządu terytorialnego z postulatem dotyczącym sankcji, bo uznał, że to leży w zakresie jego kompetencji. Póki co sprawa utknęła, ale Elżbieta Wąs i Anna Gryta nie odpuszczają: wysłały wniosek z pytaniem, co się dzieje, spotkały się też z dwoma senatorami, rozmawiają z posłankami i posłami. Szukają poparcia dla wszystkich swoich pomysłów. Głęboko wierzą, że bez informacji nie może być mowy o podejmowaniu świadomych decyzji.
Polacy nie mają żelaznych płuc
Działania rzecznicze Krakowskiego Alarmu Smogowego zaczęły się z pobudek osobistych. Grupie osób po prostu nie podobało się, jak wygląda w ich mieście kwestia jakości powietrza – zagrażająca zdrowiu i życiu. Jednym z problemów było to, że nie działał system informacji: ludzie nie wiedzieli, że nawet przez pół roku oddychają mocno zanieczyszczonym powietrzem. Brakowało też komunikatów, w jaki sposób się chronić.
– Stężenia niebezpiecznych pyłów zawieszonych (m.in. PM10) dochodziły do 300 mikrogramów na metr sześcienny (średniodobowo). I nic się nie działo! W innych krajach to było nie do pomyślenia. Dowiadywaliśmy się z mediów, jak władze innych miast, w przypadku ogłaszania alarmów smogowych, jednocześnie ograniczają wjazd samochodów do centrum, zakazują używania kominków. W Polsce przy dużo wyższych przekroczeniach nie podejmowano żadnych działań – opowiada Ewa Lutomska z Krakowskiego Alarmu Smogowego.
W związku z tym powstała kampania „Żelazne płuca Polaków”, która miała pokazywać skalę problemu i edukować. A ostatecznie przyczyniła się do tego, że ministerstwo środowiska w końcu zmieniło przepisy i poziom alarmowy jest ogłaszany, gdy stężenia PM10 przekroczą 150 µg/m3. Pojawiły się też aplikacje do samodzielnego sprawdzania jakości powietrza. Wszystko to razem zwiększyło świadomość społeczną oraz sprawiło, że nie da się już dłużej udawać, że problemu nie ma.
To był jeden obszar działań Krakowskiego Alarmu Smogowego. Innym były starania o zmiany prawne. Głównie w zakresie norm jakości węgla, standardów emisyjnych dla kotłów, ale także wdrażania uchwał antysmogowych w województwach (nakładają ograniczenia na mieszkanki i mieszkańców dotyczące urządzeń grzewczych oraz rodzaju wykorzystywanych paliw – węgla i drewna). Problem polegał na tym, że w Polsce sprzedawano odpady węglowe indywidualnym odbiorcom, a ci nawet nie wiedzieli, jakie parametry ma zakupiony węgiel (np. kaloryczność, wilgotność, zawartość siarki czy popiołu). Dzięki działaniom Krakowskiego Alarmu Smogowego wprowadzone zostały normy jakości paliw oraz obowiązek podawania świadectw jakości węgla przez sprzedawców.
– Świadomość była bardzo nikła. Obecnie wiadomo, że główną przyczyną zanieczyszczenia powietrza jest spalanie węgla i drewna w domowych kotłach i dlatego należy je wymienić.
W Krakowie już w 2019 roku zaczął obowiązywać całkowity zakaz spalania paliw stałych, a władze miasta znalazły środki na likwidację około 30 tysięcy kotłów i pieców. Dzięki temu jakość powietrza znacznie się poprawiła.
Nie we wszystkich województwach uchwały antysmogowe są skutecznie wdrażane, mimo że w ramach programu „Czyste powietrze” można uzyskać wysokie dotacje na wymianę źródła ciepła i termomodernizację budynku. Będziemy więc dalej walczyć, bo wciąż jest sporo do zrobienia w kwestii czystego powietrza – podsumowuje Ewa Lutomska.
Poznaj wcześniejsze odsłony cyklu „Pod lupą”:
· Pod lupą ngo.pl: Czy tu zaszła zmiana? Sektor społeczny w XXI wieku
· Pod lupą ngo.pl: Jacy jesteśmy? Kondycja III sektora
· Pod lupą ngo.pl: Postfilantropia? Jak pomagamy w XXI wieku
· Pod lupą ngo.pl: Wieś, obywatele, działanie
· Pod lupą ngo.pl: Rok w pandemii
· Pod lupą ngo.pl: Jak Polki i Polacy widzą organizacje społeczne?
· Pod lupą ngo.pl: Praca wzbogaca? O pracy w NGO
· Pod lupą ngo.pl: Organizacje wobec pandemii
· Pod lupą ngo.pl: Style zarządzania
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.