Piotr Łój założył Fundację „Virtual Dream", w której z pomocą wirtualnej rzeczywistości spełnia marzenia chorych dzieci. Wystarczy, że założą specjalne gogle i mogą przenieść się daleko od cierpienia lub zmotywować do walki z chorobą. W czasie epidemii, kiedy pomoc podopiecznym nie jest możliwa, Piotr ze swoimi darczyńcami rozpoczął produkcję realnych gogli – przyłbic dla służb medycznych. Do szpitali dostarczył już trzysta sztuk, a to dopiero początek.
Michał Serwiński, Sektor 3.0: – Mówisz, że spełniasz marzenia, których nie da się zrealizować w rzeczywistości. Dla wielu ludzi to z pewnością brzmi intrygująco. Opowiedz, czym się zajmujesz?
Piotr Łój: – Przenoszę świat zewnętrzny do osób, które nie mogą do niego wyjść. W tym zawiera się wszystko to, co niesie w sobie wirtualna rzeczywistość. Oczywiście, marzenia nie zawsze są oparte na doświadczaniu. Czasem chcemy coś po prostu mieć. Tu VR nie pomoże. Kiedy ktoś mi powie, że pragnie być bogatym człowiekiem, to trudno będzie mi spełnić jego marzenie, ale jeśli dowiem się, co by z tym bogactwem robił, wtedy jestem w stanie przekuć je w konkretne, wirtualne doświadczenia.
Swoje działania oparłem o dwa filary. Po pierwsze postanowiłem wykorzystywać potencjał nowych technologii do wyrównywania szans i wspierania ludzi chorych i z niepełnosprawnościami. Z drugiej strony staram się poszukiwać granic ryzyka wykorzystywania narzędzi audiowizualnych, takich jak wirtualna rzeczywistość. Sedno sprawy, to pomóc najlepiej jak to możliwe, jednocześnie nie szkodząc.
Nadal brzmi jak magia. Jak się tego nauczyłeś?
– Wszystko zaczęło się od fascynacji technologią i sztukami wizualnymi. Jestem w zasadzie złożony z hardware’u, czyli technikum elektronicznego i software’u, czyli sztuk wizualnych i wzornictwa na ASP. Te dwa światy połączyły się w wirtualnej rzeczywistości idealnie.
Bardzo ważnym doświadczeniem, które wpłynęło na mnie i moją dzisiejszą pracę była także choroba mojej mamy, która przegrała walkę z nowotworem. Opieka nad Nią to były lata spędzone na doświadczaniu bezsilności, chęci walki i rollercoastera emocji, których nie dało się przerwać.
Kiedy poznałem, czym jest VR, od razu zdałem sobie sprawę z tego, że znam miejsce i czas, kiedy istnieje ogromna potrzeba takiej nagłej ulgi i oderwania się od świata rzeczywistego. Potem poszło już naturalnie. Odbyłem wiele konsultacji i rozmów z onkologami. Dowiedziałem się, że inne grupy wykluczone, takie jak osoby z niepełnosprawnością ruchową, również mogą skorzystać z tej technologii. I to był moment, w którym zacząłem odrywać ludzi od świata rzeczywistego, by przynosić im ulgę lub rozszerzać rzeczywistość dla tych, którym tego typu doznania przynoszą motywację do walki z chorobą czy niepełnosprawnością.
Taki hardware i software w jednej osobie, to świetny materiał na społecznika.
– Do niedawna moja wiedza na temat trzeciego sektora była naprawdę niewielka. Nie wiedziałem, że nazwaliśmy już „bycie człowiekiem” jakąś cyferką. ;-) Dziś wiem, że wszystkie moje dotychczasowe doświadczenia, umiejętności i zasady moralne przybrały kształt typowy dla społecznika. Głupio by było tego nie wykorzystać dla ludzi.
Rzeczywistością, o której opowiadasz, można się zachłysnąć. Trudno wyobrazić sobie, by mogła zrobić coś złego. Ty jednak wspomniałeś, że starasz się nie szkodzić.
– Kiedy do regulowania napięcia, czy zmian emocji, zaczynamy używać łatwego, dostępnego, szybkiego i krótkoterminowego sposobu, po pewnym czasie chcemy mieć tego coraz więcej. To scenariusz, który w prosty sposób może prowadzić do uzależnienia behawioralnego. W takiej sytuacji będziemy podświadomie uznawać, że rozwiązaniem na doświadczenie danej emocji jest zanurzenie się np. w świecie pornografii lub grze, która odłącza nas od świata rzeczywistego i sprawia, że czujemy się wartościowymi ludźmi choć na chwilę. Każdy człowiek wyciąga z VR-u coś dla siebie, ale wszyscy się do niego łatwo przyzwyczajamy i budujemy tolerancję.
Realizujesz mnóstwo niesamowitych projektów, przynosząc nadzieję i motywację. Czy możesz opowiedzieć choćby o jednym z przedsięwzięć, które nauczyło Cię najwięcej?
– Każdy z projektów jest absolutnie unikalny, tak samo jak unikalny jest sposób patrzenia każdego z nas na świat. Przygotowujemy je dla konkretnych osób, które znajdują się na różnych etapach walki z chorobą i wymagają zupełnie innego podejścia, jeśli chodzi o bezpieczeństwo korzystania z narzędzia.
Trzeba na przykład bardzo uważać na stan mentalny dzieciaków znajdujących się w izolacji. Ważny jest tutaj wybór momentu, w którym użyjemy wirtualnej rzeczywistości. Istnieje bowiem ryzyko, że jeśli w złym czasie pokażemy piękny świat, to może być on przez nie odebrany jako coś, czego nigdy nie osiągną. W chwili, kiedy mały pacjent nastawiony jest na walkę z chorobą, piękny świat będzie natomiast motywacją, żeby pokonać chorobę i do niego dotrzeć.
Dziś emocjonalnie najbliżej jest mi do projektu, który przygotowałem kilka tygodni temu, tuż przed wybuchem epidemii Covid-19, dla 104-letniej babci Weroniki. Leżąc unieruchomiona w szpitalach i łóżkach, tęskniła za Warszawą. Śpiewała o niej piosenki z lat swojej przedwojennej młodości. Zmontowaliśmy materiał, który przeniósł ją w przeróżne miejsca stolicy. Kamienicę, w której wychowała się prawie sto lat temu, bazylikę, w której brała ślub, a przede wszystkim na odbudowane mosty i do centrum. Nagraliśmy kilka krótszych filmów, żeby nie zmęczyć pani Weroniki i móc dopytywać w trakcie, czy wszystko jest w porządku. Jak się okazało, wróciło do niej mnóstwo pozytywnych i zaskakujących wspomnień z lat młodości, ale i kilka trudnych i smutnych przeżyć.
W związku z epidemią koronawirusa postanowiłeś zamienić gogle VR na przyłbice dla służb medycznych. Już dwieście sztuk służy w szpitalach w Sosnowcu i Katowicach. Będą kolejne? 😉
– O! Dostałem właśnie e-mail od mechanicznych rękawic! Są tylko dwie firmy na świecie, które produkują urządzenia rehabilitacyjne sterujące palcami. Podpytuję ich o możliwość współpracy.
Zadzwonić za chwilę?
– Nie, nie! Wracając do twojego pytania, już trzysta sztuk przyłbic działa w szpitalach. Tuż przed naszą rozmową przyjechał kurier i przyniósł dwa tysiące zestawów śrubek do tysiąca nowych gogli. Sto arkuszy folii wystarczy na osiemset kolejnych frontów. Myślę, że w kwietniu zrobimy ok. 1200 sztuk. Skręcamy przyłbice, których projekt skonsultowałem z lekarzami. Mamy zwrotki od dyrektorów, pielęgniarek i chirurgów, że pasują im idealnie. Cieszą się, że dzięki śrubkom mogą zmieniać kąt nachylenia frontu. Ale to są już niuanse. Ważne, że ludzie wzięli się do pracy i używają tego, co mają pod ręką, żeby wesprzeć naszych bohaterów na froncie. To jest niesamowite.
Nagrałem też instrukcję. Jest dostępna na YouTubie. Każdy, kto chciałby pomóc medykom, może znaleźć w niej szczegółowe informacje na temat konstrukcji przyłbic, która opiera się goglach BHP, do których dokręcamy wysokoprzezroczystą folię PCV. Cieszę się, że ludzie reagują jako grupa i adekwatnie do potrzeb. Te moje tysiąc przyłbic to kropla w morzu, ale to maks na moje możliwości. W ostatnich tygodniach z wielkim uznaniem obserwuję warszawski Hackerspace, który również produkuje gogle. Zareagowali na aktualną sytuację bardzo profesjonalnie. W ostatnich 24 godzinach zrobili ponad 5600 sztuk przyłbic. Być może w przyszłości po konsultacji z patronami zostawię u siebie produkcję tylko specjalistycznych gogli, a resztę środków przekażę właśnie Hackerspace.
Razem z Twoim tatą, z którym skręcasz przyłbice w domu, rozpoczęliście cały łańcuch pomocy.
– Tak. W odpowiedzi na każdy film ludzie piszą i kontaktują mnie z kolejnymi osobami. Niektórzy rozpoczynają samodzielnie tworzyć przyłbice na bazie mojej instrukcji. Wiadomości jest tak dużo, że nie jestem w stanie ich wszystkich odczytać. Gdybym postanowił to zrobić, produkcja gogli by stanęła. Dlatego sytuacja, w której ktoś bierze sprawy we własne ręce i wykonuje gogle samodzielnie, to czyste złoto.
Za dobrymi ludźmi do działania dołączają i firmy, które dysponują potrzebnym sprzętem, np. ploterem do wycinania w folii. I tak firma Shogum skierowała mnie do firmy Kragum i na bazie pliku do plotera, który przygotowałem, powstanie lada dzień osiemset foliowych frontów.
Kiedy firma Lean-Plast z Sosnowca, w której kupowałem pierwsze folie, dowiedziała się z Facebooka, że chodziło o przyłbice, zadzwonili do mnie z pytaniem, czy zapłaciłem już za fakturę? Chcemy, żeby to był prezent i nasz wkład w sprawę – powiedzieli. Na koniec dołożyli jeszcze sto kolejnych arkuszy, żeby domknąć w ten sposób pierwszy tysiąc.
To jest niesamowite. No i śrubki! Tuż przed naszą rozmową dostałem zamówienie z 50-procentową zniżką.
Jeszcze kilka tygodni temu wirtualna rzeczywistość. Dziś, w związku z nadzwyczajną sytuacją, produkcja przyłbic dla służb medycznych, a za tym wszystkim Ty i Twoi ufni patroni. Musicie mieć niesamowitą relację. Jak to się stało, że poprosiłeś o pomoc?
– To jedna z najtrudniejszych rzeczy, na jaką odważyłem się w życiu. Zawsze wolałem zrobić coś sam, nawet na mniejszą skalę, niż wyciągnąć rękę po pomoc. Moja blokada mentalna sprawiała, że zaharowywałem się w projektach komercyjnych po to, żeby mieć pieniądze na działania mojej Fundacji Virtual Dream. I tak w kółko przez kilka lat. Dziś, po roku pracy z patronami już nie wyobrażam sobie innej rzeczywistości.
Osobą, która ostatecznie przekonała mnie do zwrócenie się o wsparcie społeczności był Michał Szafrański, człowiek od finansów. To on pokazał mi perspektywę osób, które chcą przekierowywać swoje pieniądze na wsparcie innych, nie oczekując niczego w zamian. Michał razem z Mateuszem z Patronite pomogli mi stworzyć moją podstronę w serwisie. Okazało się, że ten model zbierania funduszy świetnie wpasował się w charakter moich działań. A potem, z każdym dniem ludzi było więcej, więcej i więcej.
A teraz?
– Teraz wstyd się trochę przyznać, ale byłem przygotowany, że patroni odejdą. Wszyscy znaleźliśmy się w niepewnej sytuacji. W takich momentach całkowicie zrozumiałe jest dla mnie obcinanie dodatkowych niekoniecznych wydatków. Okazało się jednak, że nadal są ze mną. To jest dla mnie super zaskoczenie i wzruszenie. Zmiana kierunku, wyjście naprzeciw najważniejszym potrzebom i wykorzystanie kontaktów znalazło uznanie w oczach ludzi.
Zacząłeś od trójskoku (Piotrek nazwał tak serię filmów informacyjnych na temat epidemii), a potem już poszło?
– A, właśnie! To chyba u Was przeczytałem, że organizacje społeczne wzywa się do przyjęcia obywatelskiej postawy. Poczułem wtedy, że jako jednostka i instytucja społeczna, powinienem pomóc tak jak potrafię i przede wszystkim wesprzeć ludzi, którzy wspierają mnie. Mogę przeciwdziałać panice, korzystając z wiedzy, analizy naukowych faktów i odpowiedzi od sieci moich medycznych kontaktów. Dopytując lekarzy o najważniejsze potrzeby w aktualnej sytuacji, pomiędzy maseczkami pojawił się pomysł na przyłbice. W tym momencie kończę też montować film z osobistymi podziękowaniami dla moich patronów. W materiale chcę przekazać im także, że jestem otwarty na personalne wsparcie każdego z nich, jeśli będzie taka potrzeba.
Każdy powinien zobaczyć raport, który przygotowałeś po roku pracy ze swoimi patronami. Mówisz tam m.in., że razem przemieniliście każdą złotówkę na cztery minuty uśmiechu. Wiemy już, kto przekazuje złotówki. Kto dostarcza wspomniane uśmiechy? Jaka jest struktura Twojej organizacji?
– Tak to jest, że działającymi rękami w Fundacji Virtual Dream jestem ja… I koniec struktury (śmiech).
A jak z tymi czterema minutami?
– Głównym działaniem mojej fundacji jest zaopatrywanie szpitali i ludzi w sprzęt do wirtualnej rzeczywistości. Do dziś rozdysponowaliśmy piętnaście par gogli, którymi zarządzają wolontariusze, lekarze lub rodzice poszczególnych ambasadorów. Razem oszacowaliśmy, jak długo sprzęt służy średnio każdego dnia. To przemnożyłem przez ilość gogli, podzieliłem przez ilość zebranych środków i tak mi wyszło. Za każdą wpłaconą przez patronów złotówkę, jeden dzieciak mógł spędzić cztery minuty w świecie wirtualnym, czyli przeżyć średnio jeden film.
Takich uśmiechniętych wskaźników życzyłbym każdej polskiej organizacji społecznej.
– Im więcej będzie gogli, tym więcej minut będzie warta złotówka. Trzeba też wspomnieć, że czasami robimy razem z patronami dodatkowe akcje. To przedsięwzięcia, na które to oni samodzielnie zdobywają pieniądze, a ja jestem wykonawcą. Potrafię wymyślać, pomagać i składać ze sobą puzzle, ale jak “puzzle” kupić, nie mam zielonego pojęcia.
Jestem przekonany, że wielu czytelników zainspirowanych tym co robisz, z chęcią dołączyłoby do grona Twoich darczyńców. Jak można wspierać Twoje działania?
– Patronite jest dla mnie idealną formą wsparcia. Dlatego wszystkich, którzy chcieliby się włączyć, zapraszam na stronę patronite.pl/VirtualDream. Z patronami kontaktuję się na bieżąco w zamkniętej grupie na Facebooku i na profilu Patronite.
Przekazywać pojedyncze darowizny można także na stronie fundacji, gdzie podaję numer konta. Czasami firmy pytają także o 1 procent podatku. W tym roku jeszcze nie posiadam statusu OPP, w przyszłym powinno się to zmienić.
Empatia to słowo klucz i wspólny mianownik dla Twojej niesamowitej pracy i technologii, jaką jest VR. Wydaje się, że dzisiejszy czas stawia nas i nasze współodczuwanie przed ogromną próbą. Czy tej empatii zostanie nam jeszcze na przyszłe czasy? Wygramy?
– Nie jestem pewien, czy w obecnej sytuacji możemy mówić o empatii rozumianej jako umiejętności współodczuwania i spoglądania na świat z perspektywy innego człowieka. Dziś współodczuwamy wszyscy, ponieważ wszyscy znaleźliśmy się w bardzo zbliżonej sytuacji. Doznajemy podobnych skutków epidemii, musimy przestrzegać tych samych zakazów i ponosimy podobne ryzyko związane z codziennością, czy niepewną przyszłością. Tutaj nie trzeba empatii, żeby zrozumieć drugiego człowieka. Teraz tak naprawdę ludzie empatyczni mogą „przywitać" wszystkich innych w swoim codziennym świecie.
A co potem? Potem każdy rozejdzie się do swojego kąta, ze swoją unikalną definicją złotówki, minuty i wieku. Prawdopodobnie skończy się masowe wsparcie grup o mniejszych szansach i przy tym wsparciu zostaną odpowiednie organizacje znów wspierane przez ludzi z tych innych „kątów”.
Ale na pewno w każdym zostanie coś unikalnego, czego bez epidemii nie moglibyśmy doznać. Myślę tu o smaku podarowanej pomocy, poczuciu wspólnoty, wsparcia i pewności, że możemy na siebie liczyć. Myślę o wyjątkowym poczuciu, kiedy wszyscy bez wyjątku, gramy w tej samej drużynie. Ten smak nie kupionego człowieczeństwa to pewny fundament i płodny grunt do codziennej życzliwości i mocniejszego rozwoju nowych grup wolontariatu, czy działaczy podejmujących decyzję bazujące na doświadczeniu, a nie na suchej edukacji.
Piotr Łój – założyciel i prezes fundacji Virtual Dream oraz Lojke.pl. Specjalista VR, producent filmów VR360. Promotor i poszukiwacz potencjału nowych technologii i ich użyteczności dla człowieka. Swoją misję rozłożył na dwie strony medalu rozwoju technologicznego. Bada – jak najlepiej wykorzystać wirtualne światy, ale również – jakie ryzyko czai się za zbyt daleką ucieczką od realnego świata.
Współpracował, wykładał i szkolił: ONZ, Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża, Lekarze Bez Granic. Sheba Medical Center – Tel Aviv. Prelegent konferencji technologicznych, psychologicznych i medycznych m.in. w Hong Kongu, Waszyngtonie, Izraelu, Francji, Szwajcarii, Czechach i Chinach.
Przeczytaj także
- Wirtualny sen, który pomaga leczyć
- VR w edukacji czy edukacja w VR?
- Jak technologie mogą wspierać innowacyjne pomysły, projekty i zespoły. Relacja z Festiwalu Sektor 3.0
Interesujesz się nowymi technologiami i chcesz w oparciu o nie rozwijać swoją organizację? Zajrzyj również na blog Sektora 3.0 i dołącz do naszego newslettera, by nie przegapić kolejnych przydatnych tekstów. Zapraszamy! 🙂
Źródło: Sektor 3.0