– Jeśli niewegetarianin zdecyduje się wybierać posiłki bezmięsne trzy razy w tygodniu, to w ciągu 60 lat będzie miał większy wpływ na ochronę zwierząt niż jarosz, który zrezygnował z mięsa jedynie na pięć lat – mówi Paweł Rawicki, współzałożyciel Otwartych Klatek, które w ciągu pięciu lat istnienia przekształciły się w organizację międzynarodową, uznaną przez Animal Charity Evaluators za jedną z najskuteczniej działających organizacji na świecie.
Wszystko zaczęło się od wrocławskiego „Falansteru” – księgarni, kawiarni i sklepu fair trade. To było miejsce otwarte, koncentrujące wokół siebie wiele organizacji pozarządowych i ruchów miejskich, wszelkich inicjatyw oddolnych o profilu społeczno-politycznym i artystycznym. W „Falansterze” powstawały struktury, tworzone przez aktywistów i podążające za różnorodnymi, zagranicznymi tendencjami społecznymi.
Współprowadzący kawiarnię, Paweł Rawicki, zajmował się organizacją koncertów oraz spotkań z aktywistami (np. Stevenem Bestem). Razem z koleżanką Dobrosławą wyjechał do Oslo na zjazd aktywistów prozwierzęcych.
– Otwarte Klatki to nasz wspólny pomysł. Byliśmy pod wrażeniem tego, co się dzieje za granicą w kwestii ochrony praw zwierząt i postanowiliśmy zacząć działać w Polsce – mówi Dobrosława Gogłoza, współzałożycielka i prezeska organizacji.
Na początku była to kilkuosobowa grupa nieformalna, działająca we Wrocławiu. Później pojawiło się więcej pomysłów i chętnych do działania osób. Na tym etapie dołączyła również Ilona Rabizo, współzałożycielka organizacji i autorka książki „W kieracie ubojni”.
Zagraniczne wizyty studyjne umocniły aktywistów i wkrótce Otwarte Klatki przekształciły się w stowarzyszenie z jasną wizją i sposobem prowadzenia organizacji. Obecnie organizacja skupia wokół siebie 14 grup osób w całej Polsce, kilkuset wolontariuszy oraz dysponuje oddziałami za granicą, m. in. w Wielkiej Brytanii, Litwie, Estonii i Ukrainie.
– Naszym celem jest budowanie silnego ruchu prozwierzęcego w Europie Wschodniej. Chcąc rozwiązywać problemy współczesnego i zglobalizowanego świata, nie możemy zamykać się w obrębie jednego kraju – mówi Dobrosława Gogłoza.
Magda Gessler twarzą kampanii prozwierzęcej
W Polsce w 2012 roku zaczęły powstawać organizacje pozarządowe, które działały na rzecz ochrony praw zwierząt, promowały dietę wegetariańską i wegańską. Toczyło się to jednak na małą skalę.
– Wizyty za granicą pokazały nam nowe sposoby działań, które od razu wdrożyliśmy, na przykład przeprowadzanie śledztw [przyp. red. zbieranie materiałów, które prezentują przykłady cierpienia zwierząt, np. filmy i zdjęcia z ferm] przez organizacje ochrony zwierząt, nowe metody współpracy z mediami, kampanie na rzecz konkretnych celów, tak jak np. „Frankenkurczak” – mówi Paweł Rawicki. – To pokazało nam, że można działać bardzo skutecznie, pragmatycznie i jednocześnie wytyczać nowe ścieżki.
Istnieje dużo organizacji, które koncentrują się głównie na ochronie praw zwierząt domowych, przede wszystkim psów i kotów. Otwarte Klatki chcą zmienić los zwierząt hodowanych w celach przemysłowych, w tym m.in. kur czy zwierząt futerkowych (lisów, norek, królików).
– Tam ilość cierpienia jest największa, ale właśnie w tym obszarze można dokonać zmian na wielką skalę – mówi Dobrosława Gogłoza.
Nowatorskim pomysłem marketingowym w działalności organizacji było zaangażowanie Magdy Gessler do kampanii przeciwko chowowi klatkowemu kur niosek. W środowisku prozwierzęcym było to kontrowersyjne, ponieważ wizerunek Gessler może kojarzyć się z mięsem. Paweł Rawicki mówi, że bolączką aktywistów jest podejście zerojedynkowe na zasadzie: jesteś z nami, albo przeciw nam.
– Z punktu widzenia ochrony zwierząt bardziej istotne jest to, gdy niewegetarianin zdecyduje się zjeść trzy razy w tygodniu posiłek roślinny niż weganin “z krwi i kości”, który jednak zrezygnuje po pięciu latach i wróci do starych nawyków. Bycie wegetarianinem to nie jeden wybór, a szereg decyzji konsumenckich. Nam zależy na otwartości na dialog i szukaniu wspólnego mianownika, dlatego uważam, że Magda Gessler może być bodźcem pozytywnych zmian w zakresie chowu klatkowego kur niosek – tłumaczy.
Zmiany na lepsze przychodzą powoli. Paweł Rawicki podkreśla, że w Otwartych Klatkach ważne są postulaty, które realnie wpływają na życie i zdrowie zwierząt, takie jak skrócenie transportu kur niosek, doprowadzenie do zakazu kastracji małych prosiąt, a nie trzymanie się określonych dogmatów, które wprowadzają podziały między ludźmi.
Świat w kierunku eko
„Prawie dziewięćdziesiąt procent osób jedzących roślinne produkty, to niewegetarianie i nieweganie” – czytamy na stronie internetowej Otwartych Klatek. Globalne tendencje pokazują, że rośnie spożycie produktów roślinnych i zapotrzebowanie na różne zastępniki mięsa.
– Społeczeństwo coraz bardziej otwiera się na diety i opcje roślinne. Te wybory wynikają z zainteresowania ochroną zwierząt, aspektów zdrowotnych czy też ekologicznych – mówi Paweł Rawicki. Pojawiła się tendencja społeczna, która jest podtrzymywana w mediach i coraz bardziej przenika do umysłów ludzi.
Jednym z celów działania Otwartych Klatek są negocjacje ze sklepami, producentami żywności, hotelami i sieciami gastronomicznymi na rzecz wprowadzenia bezmięsnego jedzenia. Wiele z tych podmiotów już zrezygnowało z jajek klatkowych, a część z nich wprowadziło do menu opcje roślinne. To duży sukces, ale też proces długotrwały, ponieważ wiąże się ze zmianą systemu hodowli zwierząt oraz przestawieniem procesu produkcji. Ceną jest czas i wizerunek firmy, odpowiedzialne przedsiębiorstwa nie porzucają swoich dostawców. Konsumenci są teraz bardziej uważni i śledzą poczynania firm.
– W dużej mierze przyczyniły się do tego nasze publikacje, które pokazują to, jak w Polsce hodowane są kury nioski. Pokazujemy cierpienie zwierząt, które żyją w takich fermach przemysłowych. To buduje świadomość społeczną w Polsce i wpływa na wybory konsumenckie – wyjaśnia.
Jakie zatem wybierać jajka? – Liczne badania pokazują, że chów klatkowy to najbardziej okrutna metoda hodowli zwierząt. Jeśli chodzi o jajka z oznaczeniem: “0” i “1”, to kluczowa jest kwestia dobrostanu zwierząt. Wolny wybieg nie musi oznaczać wielkiego podwórka, na którym kury biegają swobodnie, to również mogą być fermy. Numeracja odzwierciedla dobrostan kur (“zerówki” bardziej ekologiczne niż “jedynki”), a jeśli nie ma żadnych oznaczeń, trzeba znaleźć źródło pochodzenia jajek. Zdarzały się doniesienia o usuwaniu numeracji na jajkach przez sprzedawców na małych targach – tłumaczy Paweł Rawicki.
Fermy pod lupą
Otwarte Klatki są pierwszą w Polsce organizacją pozarządową, która postanowiła całkowicie skupić się problemie masowej hodowli zwierząt. Według danych Fur Europe, w całej Unii Europejskiej hoduje się 41 mln zwierząt futerkowych (w tym 17,8 mln w Danii, 7,8 mln w Polsce, 5,5 mln w Holandii). Z raportu Otwartych Klatek pt. „Cena futra” wynika, że już w 2013 roku Polska była odpowiedzialna za więcej niż 15 procent produkcji skór norek. Te liczby cały czas rosną, a na nasz kraj wywierają nacisk zagraniczne domy aukcyjne.
– Jeśli chodzi o kurczaki, liczba ferm w Polsce także rośnie, w ciągu roku pod nóż trafia miliard sto milionów kur. Dzieje się tak, ponieważ szybki przyrost powoduje siedmiokrotną wymianę stada na danej fermie i zwiększenie ostatecznej liczby zwierząt. W tym momencie jest to około 130 – 140 milionów kurczaków – mówi Ilona Rabizo, wiceprezeska Otwartych Klatek. Organizacja chce ograniczyć hodowlę przemysłową zwierząt futerkowych za pomocą innowacyjnych narzędzi, takich jak wspomniane śledztwa, publikowanie raportów i oczywiście zawiadomienie odpowiednich służb.
Otwarte Klatki mają na swoim koncie sukcesy, które w polskich warunkach prawnych i społecznych można uznać za przełomowe.
– W 2012 roku interweniowaliśmy na fermie w Kiełczewie w województwie wielkopolskim i odebraliśmy stamtąd lisie rodzeństwo: Jasia i Małgosię. Nie było to proste, pojawiło się wiele wątpliwości prawnych, ale mieliśmy duże poparcie medialne i akcja powiodła się – opowiada Paweł. – Niestety ferma wciąż istnieje, a zamknięcie takiego miejsca jest trudne. Próbowaliśmy już tego w 2014 roku, kiedy uruchomiliśmy petycję o zamknięcie fermy lisów w Karskach, gdzie również wcześniej odebraliśmy jedno chore zwierzę. Zdarzają się jednak sukcesy: niedawno jeden z hodowców lisów w Wielkopolsce usłyszał wyrok za znęcanie się nad zwierzętami i częścią kary jest zakaz prowadzenia hodowli zwierząt. Mamy nadzieję, że skutecznie doprowadzi to do zamknięcia fermy już w najbliższym czasie – dodaje.
Zmowa milczenia
Problem ekspansji ferm przemysłowych nadal spychany jest na margines, pomimo ogromnego niezadowolenia na wsiach. – Naliczyliśmy ponad 400 protestów w całym kraju przeciwko takiej hodowli. Ta liczba stale rośnie. Brakuje badań dotyczących wpływu takich instalacji na środowisko, na zdrowie ludzi. Musimy zdawać sobie sprawę, że teraz buduje się gigantyczne fermy, nawet na dwa i pół miliona kurczaków, tylko w jednej obsadzie! W tej chwili mówi się tylko o wzroście produkcji, a nie kosztach, jakie ponosimy przez tak dużą ekspansję ferm. Mieszkańcy skarżą się na okropny smród, plagi much, hałas, rozjechane drogi, spadek wartości nieruchomości. Boją się o zdrowie swoich dzieci. Problem jest ogromny i wymaga systemowego rozwiązania – przekonuje Ilona Rabizo.
Akcje ratowania zwierząt futerkowych są skomplikowane ze względu na sformułowanie ustawy o ochronie zwierząt, która została stworzona głównie z myślą o ochronie psów i kotów. To, co mogą zrobić organizacje pozarządowe w tej kwestii, to możliwość interwencyjnego odbioru zwierząt z fermy w przypadku zagrożenia ich życia lub zdrowia.
– Używamy tego prawa w odniesieniu do zwierząt futerkowych. To niestety nie jest łatwe, ponieważ praktyka pokazuje, że prawnie zwierzęta nie są równo traktowane. To, co można uznać za znęcanie się nad psem lub kotem, w przypadku lisów nie jest kwalifikowane w ten sposób – mówi Paweł Rawicki. – Oczywiście zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że hodowca odmówi odbioru zwierząt, dlatego media są naszym ważnym narzędziem działania – mówi Paweł Rawicki. Wiele również zależy od Państwowej Inspekcji Weterynaryjnej i od policji, jeśli jest wzywana.
Sky is the limit
– Paweł jest osobą, do której mam bardzo duże zaufanie. Na co dzień nie mówi dużo, ale gdy już coś powie, ma to bardzo dużo sensu. Potrafi myśleć w perspektywie długofalowej, a to jest bardzo ważne w przypadku bycia w zarządzie organizacji – mówi Dobrosława Gogłoza. Ilona Rabizo dodaje, że jeśli Paweł zobaczy w jakimś działaniu sens, wkłada całą swoją energię w powodzenie tego działania. – Jest bardzo wytrwały, a powiedzenie, które dobrze obrazuje jego sposób działania, to: Sky is the limit – dodaje Ilona.
Jednym z fundamentów sukcesu Otwartych Klatek jest nie tylko zarząd i wolontariusze, ale także przemyślana i nastawiona na współpracę kultura organizacji. Wyraźnym akcentem jest tworzenie przyjaznego miejsca pracy dla współpracowników, opartego o takie wartości, jak decyzyjność i autonomia w działaniu, transparentność, polityka antydyskryminacyjna, anonimowa rekrutacja, motywujący feedback, uczenie się na błędach czy mentoring dla kobiet. Otwarte Klatki w swoim sposobie funkcjonowania inspirowały się startupami, również ze względu na zdalny charakter pracy.
Każdy się liczy i ma rolę do odegrania (Jane Goodall)
Jedną z inspiracji dla Pawła Rawickiego jest Jane Goodall, amerykańska prymatolog i antropolog, prowadząca badania nad szympansami i innymi człekokształtnymi zwierzętami, nawiązując z nimi bliską relację. Inny autorytet to Animal Equality, organizacja ochrony praw zwierząt, która prowadzi swoje działania na całym świecie.
– Cały czas patrzymy na przykłady z zagranicy i szukamy inspiracji, które możemy przenieść na nasze podwórko, bo ciągle jest dużo do zrobienia – mówi Paweł Rawicki.
Otwarte Klatki śledzą poczynania polityków, organizują konferencje w Sejmie dotyczące zakazu hodowli zwierząt na futra. – Wszystkie badania pokazują, że około 55-67 procent społeczeństwa wspiera zakaz hodowli zwierząt na futro – dodaje Paweł Rawicki. – Jeśli nie uda się wprowadzić zakazu w Polsce, to będziemy rozczarowani.
Istnieją jednak szanse na powodzenie, ponieważ wielu polityków deklaruje poparcie dla rozwoju rolnictwa zrównoważonego i małych rodzinnych gospodarstw. – Wszystkie deklaracje są spisane w programie Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi 2015-2019. Trzeba mocniej docierać z naszymi informacjami i nie poddawać się w wywieraniu nacisku na politykach co do realizacji tych założeń – podsumowuje Ilona Rabizo.
Jasna Strona Mocy
Najbliższe plany Otwartych Klatek to poprawienie dobrostanu na fermach kurczaków (kampania „Frankenkurczak”) oraz zakończenie klatkowej hodowli kur niosek. – Stawiamy też na kampanie konsumenckie, jak “Roślinniejemy”, w której współpracujemy z partnerami biznesowymi i wspieramy ich we wprowadzaniu opcji roślinnych oraz “Jasną Stronę Mocy”, przekonującą, że dieta roślinna nie jest żadną przeszkodą w osiąganiu sportowych sukcesów – mówi Dobrosława Gogłoza.
W grudniu 2018 roku Otwarte Klatki przeszły audyt Animal Charity Evaluators i już po raz drugi w swojej działalności zdobyły miano jednej z najskuteczniejszych organizacji na świecie. Jak się okazuje, brak doświadczenia i niewysoki stan konta mogą być atutami i trampoliną w efektywnym działaniu na rzecz zwierząt. – Ta nagroda to wielki wyraz uznania dla pracowników i wolontariuszy Otwartych Klatek, tym bardziej, że dysponujemy znacznie mniejszymi środkami niż organizacje z USA, Anglii czy Niemiec – podsumowuje Dobrosława Gogłoza.
Stowarzyszenie Otwarte Klatki – ogólnopolska organizacja, która powstała w 2012 roku, aby zmienić los zwierząt hodowlanych. Otwarte Klatki założyli: Dobrosława Gogłoza (prezeska), Paweł Rawicki (wiceprezes) oraz Ilona Rabizo (wiceprezeska). Misją organizacji jest zapobieganie cierpieniu zwierząt poprzez wprowadzanie systemowych zmian społecznych, dokumentację warunków chowu przemysłowego oraz edukację konsumentów dotyczącą zmian nawyków i postaw na takie, które sprzyjają zwierzętom. Otwarte Klatki prowadzą również działania jako Open Cages za granicą, m. in. na Litwie, Ukrainie, w Estonii i Wielkiej Brytanii.
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.