Donat Kuczewski: Nie ma wyjścia z nałogu bez wyposażenia w umiejętności [wywiad]
Organizacja stworzona, by wspierać osoby uzależnione od narkotyków ma ogromne sukcesy w walce o… różnorodność biologiczną. O tym w wywiadzie mówi Donat Kuczewski, Przewodniczący Zarządu Głównego Stowarzyszenia Solidarni "Plus", które prowadzi m.in. Ośrodek Readaptacji EKO "Szkoła życia" w Wandzinie.
Mateusz Różański: – Jak w obecnej sytuacji wygląda wspieranie przez organizacje pozarządowe takie jak Wasza osób uzależnionych od narkotyków?
Donat Kuczewski: – Niewiele to różni się od czasów przedpandemicznych. Sama pandemia na naszą pracę miała wpływ przede wszystkim na początku w zeszłym roku. Mieliśmy sporo zakażeń, przeprowadzaliśmy testy na własną rękę, ale poradziliśmy sobie z tamtymi wyzwaniami. Gorzej jest z młodzieżą, która do nas trafia. Ci młodzi ludzie mają szereg problemów wynikających właśnie z pandemii. Na przykład, na skutek przymusowej izolacji pojawił się u tych młodych ludzi szereg uzależnień behawioralnych. Bardzo dużo czasu spędzali oni przed ekranem komputera. Pojawił się też szereg nowych środków psychoaktywnych, które sprawiają nawet kłopoty laboratoriom chemicznym. Zawierają one różne substancje, w tym na przykład trutkę na szczury. Dlatego też coraz trudniej jest dzielić pacjentów na uzależnionych od narkotyków i tych uzależnionych od alkoholu. Jedynym sensownym podziałem wydaje się ten na grupy wiekowe. Zresztą według mojej wiedzy Polska Agencja Przeciwdziałania Problemom Alkoholowym ma się połączyć Krajowym Biurem Przeciwdziałania Narkomanii. Jest to według mnie sensowne rozwiązanie.
Czyli zanika różnica między uzależnionymi od alkoholu i narkotyków?
– Tak. Bo te substancje nowego typu są bardzo wymieszane. Do tego dochodzi szereg uzależnień behawioralnych: od hazardu, gier, zakupów. Zaznaczę też, że zanika też kategoria pacjentów posiadających podwójną diagnozę, bo dziś tak naprawdę wszyscy mają podwójną lub wielokrotną diagnozę.
Co to znaczy?
– Jest to połączenie kilku problemów. Dzisiaj praktycznie wszyscy młodzi ludzie przychodzący leczyć się z uzależnienia od narkotyków ma szereg różnych zaburzeń psychosomatycznych.
Jaką pomoc człowiekowi zmagającemu się z takimi problemami mogą zaoferować organizacje takie, jak Wasza? Przyznam, że w głowie mam stereotypowy obraz zamkniętego ośrodka daleko od cywilizacji z gospodarstwem i płotem dookoła.
– Co do tego gospodarstwa, to my na przykład prowadzimy certyfikowany ośrodek ekologiczny, bo w tym kierunku działamy od 30 lat. I prowadzimy na własne potrzeby gospodarstwo ekologiczne. Przebywający na leczeniu mają 2-3 godziny kontaktu ze zwierzętami, pracują przy uprawie warzyw. Oczywiście pod nadzorem specjalistów. Dzięki temu nabywają też nowych umiejętności. I to właśnie jest nasz główny kierunek.
To już nie te czasy, gdy ludzie po trzy lata siedzieli w ośrodkach i kopali doły a potem wychodzili za bramę i nie mieli żadnych narzędzi do odnalezienia się w świecie. Dlatego ja od lat podkreślałem, że połowę sukcesu terapeutycznego stanowi danie człowiekowi umiejętności potrzebnych na rynku pracy. Bo bez tego ci ludzie zaraz wracali do nałogu.
Jak to robicie?
– U nas w Wandzinie w ciągu ostatnich trzydziestu lat lat pomogliśmy ponad stu osobom uzyskać tytuł magistra różnych uczelni. A były to osoby, które trafiły do nas wcześniej z wykształceniem podstawowym, a nawet bez niego. Do tego cała masa ludzi, która zdobyła wykształcenie średnie, zawodowe, skończyła różnego rodzaju kursy i szkolenia. Pracujemy na wielu polach po to, by zapewnić ludziom, którzy do nas trafiają wejście na rynek pracy. Badamy zapotrzebowanie na konkretnych fachowców i pomagamy zdobywać wykształcenie adekwatne do potrzeb na przykład okolicznych przedsiębiorców. Jest to szczególnie ważne w wypadku młodych osób, które przed wpadnięciem w nałóg nie miały doświadczenia i umiejętności – także tych społecznych. Dzięki temu dużo łatwiej wychodzi się z nałogu.
A praca nad społeczeństwem – profilaktyka narkomanii, ale też przeciwdziałanie stereotypom na temat osób uzależnionych?
W tej chwili nie mamy na przykład problemu z tym, żeby ludziom, którzy odbyli u nas terapię znajdować pracę. Na to trzeba było pracować wiele lat. A jeszcze kilka lat temu podejście osób uzależnionych było zupełnie inne.
"Narkoman" to był ktoś, kogo lepiej omijać, bo może być niebezpieczny a na pewno nieprzewidywalny. Choć przyznam, że niestety nowe substancje często mają bardzo wyniszczający wpływ na organizm i przede wszystkim na psychikę, co może skutkować tym, że uzależniony od nich człowiek może zachowywać się w sposób groźny dla otoczenia.
Jak to wszystko zmieniło się od czasów Marka Kotańskiego…
– Zmieniło się bardzo wiele. Także w bardzo złym kierunku. Podam taki przykład. Marek miał żelazną zasadę – jak ktoś chciał się leczyć z uzależnienia, to musiał być czysty. Żadnych narkotyków, alkoholu ale też leków zmieniających psychikę. Z drugiej strony inni terapeuci byli zwolennikami stosowania różnego rodzaju farmaceutyków. Zdaniem marka Kotańskiego nie da się wyleczyć kogoś, jeśli będzie się go wspomagać jakimiś substancjami, które często inicjują chorobę. Bo często jest tak, że po zażyciu leku przepisanego im przez lekarza następuje nawrót do nałogu. Marek mówił, że w gdy uzależniony od narkotyków zażywa leki zmieniające świadomość, to jego miejsce jest w szpitalu psychiatrycznym. Moim zdaniem wspomaganie lekami jest zasadne tylko w okresie detoksykacji i gdy jest diagnoza chorób neurologicznych np. epilepsji. Praktyka pokazuje, że podejście Marka było słuszne.
W sferze politycznej, w stosunku instytucji publicznych do problemu uzależnień?
– Jest kilka zmian w dobrym kierunku. Na przykład to połączenie problemu uzależnienia od alkoholu i od narkotyków. Takie podejście jest m.in. na zachodzie, w krajach skandynawskich. Zmiany dotyczą też finansowania leczenia uzależnień, które od lat wzrastają. Brakuje mi tylko jednej rzeczy. Tym, co bardzo przeszkadza w leczeniu uzależnień, to brak ogólnopolskiego rejestru osób odbywających terapię. Potrzebny byłby system taki, jak funkcjonuje m.in. w Danii. W Polsce częste jest tak, że osoba podejmuje leczenie w ośrodku, potem je przerywa, a po dniach czy tygodniach zażywania narkotyków, zgłasza się do następnego ośrodka. To duży problem i należy z tym walczyć.
Problemem wielu organizacji jest tzw. grantoza, czyli uzależnienie od zdobywanych w konkursach i przez to niepewnych środków publicznych, co wpływa m.in. na stałość świadczonych usług. Jak to wygląda w waszym wypadku.
– Ten problem dotyczy nie działalności leczniczo-terapeutycznej, bo ona jest finansowana z NFZ, ale działań w obszarze społecznym.
Dlatego tak ważne jest zdobywanie sponsorów, przyjaciół i sojuszników pomagających w różnych trudnych sytuacjach. My dzięki takiej właśnie pomocy wyremontowaliśmy nasz zabytkowy pałacyk myśliwski, w którym przebywa młodzież uzależniona od narkotyków.
Nie dostaliśmy pieniędzy od państwa na ten cel. Trzeba dbać o różne źródła finansowania. My tak zaczynaliśmy jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy powstawały nasze ośrodki i trzeba było rozwiązywać różne poważne problemy społeczne m.in. te związane z HIV i AIDS.
Jako dziecko lat dziewięćdziesiątych dobrze pamiętam czas powszechnego strachu przed AIDS i opowieści o zarażaniu się przez dotknięcie leżącej na ziemi strzykawki. Czy i pod tym względem zaszły zmiany?
– Oczywiście! Przez te 30 lat, gdy prowadziłem m.in. program dla matek w ciąży z obojga zarażonych rodziców zmieniło się bardzo wiele na plus. Tutaj mogę wskazać naszych 120 pracowników, którzy zdobyli kompetencje do pracy z osobami chorymi na AIDS. Do przodu poszła też medycyna. Dziś nawet osoby objawowe z AIDS otrzymują bezpłatnie nowoczesne leki, a po życiu w w warunkach ekologicznych takich, jak w naszym ośrodku w Wandzinie są w tak dobrym stanie, że nawet nie zarażają. Choroba jest u nich utajniona.
Niedawno wasze stowarzyszenie otrzymało pierwszą nagrodę w konkursie "Lodołamacze 2021" dla pracodawców osób z niepełnosprawnościami. Jest pan też jednym ze stypendystów Ashoki, czyli organizacji wspierającej m.in. ekonomię społeczną. Proszę opowiedzieć o tej części aktywności stowarzyszenia.
– W Wandzinie zrealizowaliśmy setki projektów. W tym tych realizowanych ze wsparciem ONZ w ramach programów wspierających społeczności lokalne. Dzięki temu mieliśmy różne profity. Udało nam się zdobyć ciągnik, zakładać ogrody, hodowle. W tej chwili prowadzimy trzy programy zachowania różnorodności biologicznej. Mamy hodowlę polskiej krowy czerwonej, starych wysokopiennych mrozoodpornych polskich odmian drzew owocowych i kury zielononóżki. To dzięki nam ta polska odmiana kury się rozpowszechniła m.in. na Kurpiach, gdzie kilkanaście lat temu przekazaliśmy 25 tysięcy wyhodowanych przez nas kur miejscowym rolniczkom. A dzięki współpracy z nadleśnictwami z województwa Pomorskiego posadziliśmy około dwustu sadów wśródleśnych. Na czym korzystają m.in. ptaki ucztujące na rosnących w nich owocach. Widać, że nasz model działania działa.
Donat Kuczewski – pedagog, specjalista Psychoterapii Uzależnień, terapeuta BSFT, stypendysta i członek Fundacji "Ashoka – Innowatorzy dla dobra publicznego". Pomysłodawca i twórca Ośrodka Readaptacji EKO "Szkoła Życia"w Wandzinie. Członek parlamentarnego zespołu i wojewódzkich rad eksperckich ds. przeciwdziałania uzależnieniom i HIV/AIDS. Autor i realizator licznych projektów proekologicznych oraz programów rozwiązujących problemy lokalnych społeczności. Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi na rzecz budowania społeczeństwa obywatelskiego. Wyróżniony odznaczeniem Paula Harrisa Fellow. W tym roku otrzymał nagrodę Srebrne drzewko przyznawanej przez Marszałka Województwa Pomorskiego osobom szczególnie zaangażowanym w obszarze pomocy i integracji społecznej. Kierowane przez niego stowarzyszenie zajęło I w ogólnopolskim konkursie "Lodołamacze 2021" w kategorii Instytucja.
Źródło: własna
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.