NGO-sy i samorządy nadal łatają dziury w systemie pomocy uchodźcom z Ukrainy
Ostatnie lata to czas nie tylko dyskutowania o migracjach i polityce wobec nich, ale także konkretnych działań. Do Europy, przez Polskę, próbuje przedostać się bardzo dużo osób z najróżniejszych zakątków świata. Po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę, do naszego kraju przyjechały setki tysięcy osób. Organizacje pozarządowe odpowiedziały na ich potrzeby. I robią to nadal.
W Lublinie przestrzeń służąca integracji była czymś, co aktywistom i aktywistkom ze Stowarzyszenia Homo Faber od dawna chodziło po głowie. Obserwowali tego typu miejsca w innych krajach, chcieli mocniej wyjść naprzeciw nowym mieszkankom i mieszkańcom miasta. Kiedy do Polski zaczęli przybywać ludzie z Ukrainy, Homo Faber wyciągnęło z szuflady gotowy projekt i dostosowano go do bieżącej sytuacji.
Zadbać o potrzeby nowych osób w mieście
– Uznaliśmy, że musimy działać wielowymiarowo. Z jednej strony staramy się przekonywać instytucje, by zauważały nowe osoby mieszkające w Lublinie. Z drugiej konieczna była przestrzeń, która nie tylko oferowałaby pomoc dla osób z migracyjnym lub uchodźczym doświadczeniem, ale też wspierała ich w wymiarze rzeczniczym – tłumaczy Anna Dąbrowska, prezeska Homo Faber.
Tak powstał Baobab. Tutaj uchodźczynie i uchodźcy – co ważne, nie tylko z Ukrainy – mogą dostać konkretne rady i rozwiązania na sytuacje, z którymi się mierzą. Pracujący tu ludzie starają się też konsultować z nimi systemową ofertę, która odpowiada na konkretne problemy.
Aby mogli samodzielnie o sobie mówić
Osoby uchodźcze mają tu też możliwość realizować swoje inicjatywy. By było ich więcej powstała Międzykulturowa Szkoła Liderek i Liderów, sześciomiesięczny kurs, w trakcie którego można nauczyć się, jak działać dla społeczności i zrealizować swoje pierwsze działania. Po jego skończeniu o wiele łatwiej jest też zakładać grupy nieformalne lub organizacje, w których to osoby z doświadczeniem uchodźczym same będą mogły zabierać głos w swoich sprawach.
Twórcom i twórczyniom Baobabu zależy na tym, by wzmacniać uchodźczynie i uchodźców. Nie wiadomo, jak duża część z nich będzie chciała zostać w Lublinie, ale póki tu są, istotne jest, by mieli okazję do zrobienia lub nauczenia się czegoś konkretnego, co może się okazać przydatne także wtedy, kiedy zdecydują się wrócić do Ukrainy.
Miasto się zmienia
Miejsce to służy także konstruowaniu opowieści o mieście, które zmienia się pod wpływem mieszkających w nim ludzi.
– Rozmawiamy o tym cały czas, także dzięki temu, że istnieje – oparta o wzajemne zaufanie – dobra współpraca międzysektorowa. W tym momencie pracujemy wraz z władzami samorządowymi nad lokalną polityką integracji. Mamy nadzieję, że będzie gotowa na początku przyszłego roku. To ważny dokument, bo wyzwań jest dużo. I nie jest tak, że wszystko robimy idealnie. Ciągle powtarzam zespołowi, że tworzymy pewien prototyp, będziemy popełniać błędy, ale musimy być na to otwarci. Szkoda, że przez ostatnie 10-12 lat nie budowaliśmy systemów służących recepcji, a potem integracji osób z doświadczeniem migranckim i uchodźczym. Teraz więc, na szybko łatamy różne dziury – mówi Anna Dąbrowska.
Brak systemowego myślenia
Tych trochę jest. Także przez to, jak jest skonstruowane prawo. Nie wiadomo chociażby, co zrobić w kwestii mieszkalnictwa. Punkty zbiorowego zakwaterowania są tylko doraźnym środkiem wspierającym. Do tego, po marcowej nowelizacji ustawy o pomocy uchodźcom z Ukrainy, przebywające tam osoby muszą częściowo płacić za swój pobyt. Osoby z Ukrainy o różnym statusie mają różne prawa i możliwości, co – według Anny Dąbrowskiej – może w przyszłości rodzić konflikty społeczne. Także między uchodźcami i uchodźczyniami z Ukrainy i tymi przybywającymi z innych krajów.
– Najgorsze w tym jest jednak to, że całość utrzymana jest w atmosferze tymczasowości. Prawo jest zmieniane i rozpisywane na kilka miesięcy, co negatywnie wpływa na możliwość podejmowania decyzji. Nie wiadomo, co będzie za jakiś czas, więc trudno sensownie myśleć o przyszłości. Cierpią na tym chociażby dzieci, z których duża część wypadła z systemu edukacji i brakuje im relacji rówieśniczych. Zdecydowanie są to sprawy, o których powinniśmy myśleć systemowo i kompleksowo. A mało kto chce to robić – martwi się Anna Dąbrowska.
Tysiąc wolontariuszy
Działający w Przemyślu Dom Ukraiński nie miał problemu z szybką odpowiedzią na przyjazd osób z Ukrainy, chociaż 24 lutego miał zaledwie dwoje pracowników i liczącą kilkadziesiąt nazwisk bazę wolontariuszek i wolontariuszy. Tych ostatnich jednak w szybkim tempie przybyło. Obecnie jest ich około tysiąca.
– Wiele osób na pewien czas zrezygnowało z pracy, byle tylko móc pomagać. A było to bardzo potrzebne, bo do Przemyśla, który był podstawowym miejscem recepcyjnym oraz węzłem przesiadkowym, dziennie przyjeżdżało ponad 15 tysięcy ludzi – wspomina Katarzyna Komar-Macyńska, sekretarzyni Przemyskiego Oddziału Związku Ukraińców w Polsce. – Potem, we współpracy z dużymi organizacjami pozarządowymi, udało nam się stworzyć profesjonalną siatkę pomocy.
Wiele osób z Ukrainy zostawało w Przemyślu i często też zaczynało zajmować się wolontariatem. Są tu do dziś. O ile na granicy nie ma już punktów informacyjnych, duże NGO przestały prowadzić działalność, o tyle Dom Ukraiński otwarty jest do dziś. Początkowo funkcjonował na zasadach społecznych, potem pojawiły się środki od różnych organizacji, więc można było nie tylko zachować ciągłość, ale też dać niektórym osobom pracę.
Kompleksowa pomoc na granicy
Pozwala to na zapewnianie różnorakiego wsparcia. W hali głównej dworca kolejowego wciąż są osoby, które zajmują się tłumaczeniem i udzielaniem informacji. Jest też specjalna strefa, punkt Matki i Dziecka, w której pomoc dostają wszyscy mający specjalne potrzeby. Wolontariusze są także cały czas obecni przy samym peronie 5., gdzie ludzie długo czekają na odprawę paszportową.
– Nasza oferta jest kompleksowa. Po przyjeździe od razu można dowiedzieć się, jakie są możliwości. Pracownice i pracownicy ZUwP mogą też pokierować do hostelu krótkoterminowego pobytu przy ulicy Basztowej, gdzie jest 50 miejsc. Można tam otrzymać wsparcie medyczne, psychologiczne oraz prawne, jak również pomoc w znalezieniu zakwaterowania na dłuższy czas, czy pracy – opowiada Katarzyna Komar-Macyńska.
Integracja nie jest procesem jednostronnym
A to nie wszystko, bo Dom Ukraiński w Przemyślu prowadzi szereg działań integracyjnych dla dzieci i dorosłych. Od warsztatów rękodzieła i teatralnych, po kursy językowe i rozbudowaną ofertę edukacyjną.
Ta ostatnia skierowana jest głównie do osób dorosłych, zarówno przybywających z Ukrainy, jak i już mieszkających w Przemyślu. Jak podkreśla Katarzyna Komar-Macyńska, integracja nie jest procesem jednostronnym, polskie społeczeństwo też musi wykonać pewien wysiłek, by lepiej poznać nasze sąsiadki i sąsiadów. Stąd okazja do nauki ukraińskiego oraz wydarzenia nakierowane na dialog międzykulturowy.
NGO-sy nadal łatają luki
Dom Ukraiński to też kolejny przykład tego, że organizacje pozarządowe łatają luki systemowe i pomagają w tym, z czym państwo często sobie nie radzi. Według Katarzyny Komar-Macyńskiej specustawa jest dobrze skonstruowana, ale jej wdrożenie w wielu obszarach spoczywa na barkach społeczeństwa obywatelskiego. To do Domu Ukraińskiego kieruje się osoby, które mają problem z założeniem profilu Mój Obywatel czy uzyskaniem numeru PESEL.
– Zdarza się też, że np. po przekroczeniu granicy dana osoba traci prawo do pobierania świadczenia. Wtedy to my konsultujemy, z czego to wynika i staramy się rozwiązać problem. Do wielu osób mających specjalne potrzeby – chorych, z niepełnosprawnościami – trzeba podchodzić indywidualnie, a systemowo nie zawsze się to udaje. Przy czym nam też nie chodzi o to, by cały czas prowadzić je za rękę, tylko wesprzeć w usamodzielnieniu się – przyznaje Katarzyna Komar-Macyńska.
Obecnie Dom Ukraiński jako jedyny w Przemyślu trwa na posterunku. Współpraca z lokalnym samorządem układa się dobrze, ale póki co nie otworzył on jeszcze drugiego miejsca, w którym osoby przybywające z Ukrainy będą mogły dostać wsparcie. A niewykluczone, że w związku z wysadzeniem tamy w Nowej Kachowce i trwającą kontrofensywą armii ukraińskiej, niedługo będzie ono bardzo potrzebne.
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.