Uchodźczynie i uchodźcy – głównie, chociaż nie tylko z Ukrainy – mogą dostać w Warszawie dużo wsparcia. Zapewnia je między innymi Punkt „Pod Parasolem”.
– O takim miejscu, do którego mogłabym wysłać swoją mamę, wiedząc, że dostanie odpowiednie wsparcie – marzyliśmy od dawna. Rozmawiałyśmy o tym z Ośrodkiem Pomocy Społecznej, wsparło nas wiele firm, dzięki czemu udało się zrobić remont. A potem zaczęła się pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę, więc szybko okazało się, że będziemy pomagać też osobom, które z niej uciekają – wspomina Magdalena Krajewska, koordynatorka Punktu „Pod Parasolem”, prowadzonego przez Fundację Kuroniówka we współpracy z Bankiem Żywności SOS w Warszawie.
Pomoc dla 360 rodzin
Punkt „Pod Parasolem” mieści się na warszawskiej Woli, gdzie już wcześniej mieszkało dużo Ukrainek i Ukraińców. OPS stanął na wysokości zadania, szybko zatrudnił ukraińskojęzyczne pracownice, rozbudował dział współpracy z cudzoziemcami.
Przez pierwsze pół roku w Punkcie „Pod Parasolem” paczki żywnościowe jednego dnia były wydawane ludziom z Ukrainy, drugiego – z Polski. Potem jednak zdecydowano, że wsparcie będzie kierowane przede wszystkim do uchodźczyń i uchodźców, bo mieszkanki i mieszkańcy Polski mają większy dostęp do zasiłków z pomocy społecznej. Do tego koszty życia osób z Ukrainy, z powodu tego, że startują z innego pułapu finansowego, są dla nich większym obciążeniem. Pojawiły się z tego powodu niechęć i pretensje, że przecież Polki i Polacy też są potrzebujący, ale generalnie Punkt „Pod Parasolem” działa bez większych przeszkód.
Liczba osób, którym udaje się pomóc waha się, chociażby ze względu na to, że – w zależności od tego, co dzieje się w Ukrainie – niektóre kobiety wyjeżdżają, a potem wracają. Ogółem jednak miesięcznie pomoc dostaje 360 rodzin, czyli mniej więcej 860 osób. Bardzo różnych, bo jest dużo mam z dziećmi, są emerytki, są też ci, którzy przyjechali ze Lwowa i innych zachodnich terenów Ukrainy, chcąc rozpocząć w Polsce na nowo swoje życie.
Jaka przyszłość?
– Zastanawiamy się, co będzie w najbliższej przyszłości w związku z kontrofensywą ukraińską, wysadzeniem przez Rosję tamy w Nowej Kachowce, kolejnymi atakami na różne tereny. Nastawiamy się, że ludzi wymagających wsparcia może być więcej. I mocno niepokoimy się tym, jaka panuje narracja – mówi Magdalena Krajewska, odnosząc się do coraz popularniejszych opinii, że po półtora roku każda osoba z Ukrainy powinna już sobie sama dawać radę, świetnie znać język i bez problemu poruszać się po polskiej rzeczywistości prawnej związanej z pracą, edukacją, ochroną zdrowia.
Koordynatorka Punktu „Pod Parasolem” zauważa, że gdy kobieta ma dwójkę dzieci, to w przypadku choroby nawet jednego z nich ma ogromne problemy, bo często nie ma środków na opiekunkę. Do tego dochodzi konieczność wynajmu mieszkania, co jest drogie. Wyzwań dostarczają też szkoły, z którymi często trzeba rozmawiać o tym, co robić. Zdarza się, że nauczycielki i nauczyciele nie radzą sobie z klasami, w których jest kilkoro dzieci z Ukrainy. W zeszłym i obecnym roku szkolnym udało się opanować sytuację, ale kolejny rysuje się w ciemnych barwach.
– Od dzieci ukraińskich wymaga się już tego samego, co od polskich równolatków. Nie mówię o różnicach językowych, ale nawet o tym, jak nauczana jest geografia. Okazało się, że w Ukrainie mówi się na tych lekcjach o innych rzeczach. Dzieci wymagają więc wciąż wsparcia, tak samo, jak i dorośli. Nie wiem, jak można oczekiwać, że będą już samowystarczalni. Gdybym ja nagle przeniosła się na południe Francji, to wątpię, żebym po półtora roku była w stanie ze wszystkim poradzić sobie sama – zauważa Magdalena Krajewska.
Na tym nie koniec, bo niedługo może pojawić się problem z legalnym zatrudnianiem osób z Ukrainy. Problemów i wyzwań jest więc dużo.
Nie tylko Ukraina
Punkt „Pod Parasolem” wspiera jednak nie tylko osoby z Ukrainy. Niekiedy powoduje to konflikty i nieporozumienia. Uchodźczynie i uchodźcy z Syrii, Turkmenistanu, Czeczenii mają poczucie, że pomoc kierowana jest głównie do ludzi, którzy przyjechali z Ukrainy. To oni dostają najwięcej paczek, na nich koncentruje się narracja. Do tego same Ukrainki i Ukraińcy, którzy niewiele wiedzą chociażby o tym, co dzieje się na granicy polsko-białoruskiej, są bardzo zdziwieni tymi informacjami.
– Pojawiają się głosy, że osoby z Ukrainy przyjeżdżają tu dorobić się, chociaż nie mam pojęcia, jak można dorobić się na otrzymywaniu podstawowej pomocy – mówi Magdalena Krajewska. – Nie zmienia to faktu, że – jak słusznie zauważyła jedna z Syryjek – pomagamy Ukrainie, po pierwsze dlatego, że jest blisko, więc mocniej nas to dotyczy, a po drugie – dla wielu osób w naszym społeczeństwie liczy się kolor skóry. Były zresztą przypadki, także u nas, że z Ukrainy uciekał ktoś o czarnym kolorze skóry i nie dostawał takiego samego wsparcia – dodaje.
Do tego dochodzą też różnice kulturowe oraz językowe. O ile osobom z Ukrainy dość łatwo jest pomóc w kwestii porozumiewania się w urzędach, o tyle o wiele trudniejsze jest to w przypadku osób z Konga, czy Trynidadu i Tobago. Były sytuacje, w których nie wiadomo, jak się zachować – gdy kobieta zawsze musi iść do lekarza z mężem, albo ta pierwsza ma siedemnaście lat. Jakby tego było mało, nieoczekiwane wyzwania związane są z… jedzeniem. Ludzie z Ukrainy mają podobną do nas dietę, ale ci, którzy pochodzą z innych krajów już niekoniecznie. Kiedy więc prosi się ludzi dobrej woli o produkty takie, jak bakalie, daktyle, czy określony ryż, to niektórzy traktują to jako fanaberię.
– A to tak, jakby ktoś miał przez dwa lata nie jeść jabłek, czy innej rzeczy, która jest naturalna i codzienna. Poza tym lubimy przekładać wszystko na warunki polskie, ale przecież niektóre produkty, przez nas kojarzone z luksusem, w ojczyznach tych osób są o wiele tańsze i bardziej dostępne. Staramy się więc być uwrażliwione na najróżniejsze potrzeby – zauważa Magdalena Krajewska. – Pomaga w tym siatka wolontariuszek i wolontariuszy, którzy są w stanie wytłumaczyć różne rzeczy i wesprzeć w załatwieniu określonych spraw.
Sprawny zespół polsko-ukraiński
Punkt „Pod Parasolem” daje też zatrudnienie. Jedną z osób, regularnie tu przychodzących jest Agnieszka Deja, której rodzina ma bolesną historię wołyńską. Kiedy tylko Rosja najechała na Ukrainę postanowiła mocno zaangażować się w pomoc dla osób uciekających z Ukrainy.
– Czułam, że nie mogę tego oglądać w telewizji, muszę coś robić. Przez wiele dni byłam na warszawskim Autobusowym Dworcu Zachodnim, który stanowił centrum przyjazdu uchodźczyń i uchodźców. Spotkałam wiele osób, zrozumiałam też, jak ogromna jest skala potrzeb. Postanowiłam więc zmienić pracę i przyjść do Banku Żywności – wspomina Agnieszka Deja.
Dzięki grantowi, który udało się uzyskać od Fondation de France Punkt „Pod Parasolem” zatrudnił też dwie Ukrainki. Innę i jej dzieci Magdalena Krajewska spotkała na dworcu, a jako że miała taką możliwość, udostępniła jej mieszkanie. Okazało się, że Inna jest świetna w liczeniu, więc zajmuje się różnymi sprawami związanymi z dokumentacją i sprawozdawczością.
Mająca dwójkę dzieci Irina została skierowana tu przez OPS, by otrzymać pomoc. Któregoś dnia przyszła jednak i zapytała, czy może zostać na cztery godziny i w czymś pomóc. Ostatecznie spędziła tego dnia więcej czasu, doskonale odnajdując się we wszystkim, co związane z logistyką, cały czas w magazynie przygotowując też kolejne paczki. Irina mówi też już bardzo dobrze po polsku, więc pomaga z wszelkimi tłumaczeniami.
– Myślę, że ważne jest też to, że Inna i Irina zatrudnione są na umowę o pracę, za godne pieniądze, ze wszystkimi składkami. Zespół stworzył się nam zatem niejako sam i wszystko bardzo sprawnie działa – cieszy się Agnieszka Deja.
Dobre warunki do zaspokajania zróżnicowanych potrzeb
Możliwe to jest także dlatego, że Punkt „Pod Parasolem” prowadzi dokładną ewidencję osób potrzebujących wsparcia, więc jest w stanie na wszystko się przygotować. Nie ma sytuacji, że czegoś brakuje, tym bardziej, że dzięki środkom z najróżniejszych instytucji i organizacji obecnie zapasy są całkiem spore, za to kolejki małe. Regularnie wydawane są tu paczki, w których można znaleźć wiele produktów: od mleka i kawy, przez olej, po kaszę gryczaną, ryż i słodycze dla dzieci.
Oprócz tego udziela się tu informacji i porad związanych z różnymi codziennymi problemami, a kiedy coś jest bardziej skomplikowane, można odesłać daną osobę do Polskiego Forum Migracyjnego lub Stowarzyszenia Interwencji Prawnej. Każdy może tu też zrobić ksero dokumentów, wziąć coś z wieszaka z ubraniami, czy otrzymać podstawową pomoc psychologiczną. Porad udziela psycholożka ze Lwowa, Oksana. Początkowo pracowała dwanaście godzin miesięcznie, szybko jednak okazało się, że zainteresowanie jest tak duże, że niekiedy jest zajęta i pięćdziesiąt godzin.
– Wspólnie z Kuroniówką robimy dużo, chociaż naszym podstawowym działaniem jest zaspokajanie potrzeb żywieniowych. Nie chcemy jednak się ograniczać tylko do tego, bo widzimy, z jak wieloma rzeczami ludzie mają problemy. Uważamy, że bardzo ważny jest też aktywny odpoczynek. Były już więc różne wycieczki, w wakacje planujemy kolejne – mówi Agnieszka Deja.
Te z kolei możliwe są również dzięki ciekawości Iriny, która dużą część wolnego czasu przeznacza na eksplorowanie tego, co ma do zaoferowania Warszawa. Odwiedziła już chyba każde mniej lub bardziej turystyczne miejsce, także te, o których istnieniu – jak przyznaje ze śmiechem – Magdalena Krajewska nie miała pojęcia. Przykładem jest Muzeum Pieniądza. Irina skupia się jednak przede wszystkim na pomaganiu swoim rodaczkom i rodakom.
– Punkt „Pod Parasolem” daje mi przestrzeń do wspierania osób z mojego kraju, co jest dla mnie bardzo ważne, bo jestem patriotką. Nie wiem, co przyniesie przyszłość, chcę wrócić do Ukrainy, ale póki co jestem tutaj, więc robię, co mogę, by pomagać. To miejsce stało się dla mnie drugim domem, czuję się tu wspaniale i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa – mówi Irina. Wtóruje jej wizytująca Punkt „Pod Parasolem” żona ambasadora Ukrainy w Polsce, Viktoriia Zvarych. – Przyjeżdżając tu spodziewałam się zwykłego magazynu, a zobaczyłam miejsce pełne ciepła, uczucia i podejścia do ludzi jak do własnej rodziny. Jestem tym bardzo wzruszona.
Źródło: inf. własna warszawa.ngo.pl
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23