Nasza pomoc będzie indywidualna, a przez to różnorodna. To ma być szycie na miarę
– Chcemy szukać niecodziennych rozwiązań, niezwyczajnych, takich, które złamią paradygmat myślenia o migrantach, uchodźcach – z Angeliką Szkołudą i Pawłem Sielczakiem z Fundacji Stocznia rozmawiamy o programie "Bussines Unusual". Nabór projektów z zakresu ekonomii społecznej, które chciałyby skorzystać z elastycznego i zindywidualizowanego wsparcia trwa do 31 października 2022.
Magda Dobranowska-Wittels, portal ngo.pl: – Rozmawiamy o uruchomionym niedawno przez Fundację Stocznia programie Business Unusual. Domyślam się, że nazwa nie jest przypadkowa i nawiązuje do angielskiego „business as usual”…
Paweł Sielczak: – Mamy nadzieję, że to skojarzenie jest dość oczywiste, a przez to zrozumiałe. Program zaczęliśmy przygotowywać w zeszłym roku. Tworzyliśmy ramy pod program nieco inny niż ostatecznie powstał, bo w między czasie stało się to, co się stało, czyli wojna w Ukrainie. Wszyscy tym żyliśmy i żyjemy. Kiedy przyszedł czas namysłu nad nazwą programu, to trochę w kontrze do wszechobecnych refleksji nad tym, że świat wróci do biznesu jak zwykle – “business as usual” – pojawiła się propozycja, aby użyć nazwy Business Unusual. Nie jest to typowa praktyka w Stoczni, ponieważ raczej nie wykorzystujemy anglojęzycznych nazw. Ta gra słów nie jest taka oczywista w polskich realiach, ale ponieważ program z założenia był skierowany do osób z doświadczeniem uchodźczym i migranckim, uznaliśmy, że spróbujemy wyjść naprzeciw ich potrzebom także w ten sposób. I widzimy, że nasze intencje kryjące się za tą nazwą są dobrze odczytywane: chcemy szukać niecodziennych rozwiązań, niezwyczajnych, takich, które złamią paradygmat myślenia o migrantach, uchodźcach.
Pieniądze na realizację tego programu dostaliście od Google. Ogłoszenie programu było poprzedzone pewnym procesem po stronie Waszej i po stronie Google. Nad czym tak pracowaliście?
Paweł Sielczak: – Google, poza swoją główną działalnością, prowadzi także rozbudowane i systemowe działania filantropijne na całym świecie. Także w Europie. Do tej pory nie pracowaliśmy z tego typu dużymi, prywatnymi donatorami. Odkryliśmy, że ta współpraca jest dość elastyczna i oparta na zaufaniu. Żeby dobrze to opisać posłużę się terminami ze świata sztuki: mamy pełną swobodę artystyczną. Obdarzyli nas dużą dozą zaufania przy tworzeniu założeń programu i jesteśmy im za to bardzo wdzięczni.
Podobne programy są realizowane dzięki Google w kilku jeszcze innych miejscach w Europie. Zawsze są dostosowane do specyfiki miejsca. Google sam wybiera sobie podmiot, z którym chce pracować, uznaje za warty wsparcia i który – ich zdaniem – wymyśli to, co będzie najlepsze dla lokalnych warunków.
Dostaliśmy od nich bardzo ogólne zadanie: chcą wspierać przedsiębiorczość społeczną. Na początek trzeba było ustalić, jak interpretujemy to pojęcie, jak my je rozumiemy w Stoczni, a jak Google. Oni mieli jednak zdecydowanie szersze podejście do tego terminu niż to, które jest w polskiej definicji ekonomii społecznej.
Program Business Unusual jest tylko częścią działań, które realizujemy z Google. Dofinansowanie, które otrzymaliśmy jest przeznaczone na dwie ścieżki. Jedna to program Business Unusual: działania oddolne, bliższe ludzi, ponieważ będziemy wspierać konkretne inicjatywy. W sumie będzie to około 30 przedsięwzięć z całej Polski, które otrzymają wsparcie.
Druga ścieżka będzie bardziej systemowa, bardziej meta. Wspólnie z osobami, które zajmują się ekonomią społeczną, zdefiniujemy jeden, konkretny, w miarę duży i przekrojowy problem, który zostanie rozpisany w formie wyzwania. Każdy będzie mógł w tym wystartować i znaleźć rozwiązanie.
Początkowo mieliśmy właśnie zacząć od tego challengu, ale wojna w Ukrainie przedefiniowała nasze założenia. Mieliśmy plan, aby w pierwszym kroku działać systemowo, a później – wspierać konkretne przedsięwzięcia. Chcieliśmy zacząć od szerszej rozmowy, od zmapowania przestrzeni ekonomii społecznej, od znalezienia białych plamy, w których można by elastycznie zainterweniować. Przyszła wojna i uznaliśmy, że warto to zmienić, że trzeba działać na konkretach. I warto podkreślić, że nasz partner daje taką możliwość i przestrzeń. W programie ministerialnym nie byłoby takiej szansy. Tutaj spotkaliśmy się ze zrozumieniem i zaufaniem.
Do kogo w takim razie jest kierowany ten program? Kto może z niego skorzystać?
Angelika Szkołuda: – Chcemy dać szansę każdemu. Dlatego po pierwsze, maksymalnie ułatwiliśmy sposób zgłoszenia się w naborze do Programu. Formularz to dosłownie kilka pytań i nie ma on nic wspólnego z formularzami, które znamy z wnioskowania o publiczne środki. Zachęcam osoby zainteresowane, aby weszły na naszą stronę i same sprawdziły czy to jest dla nich, czy chcą spróbować i wysłać to zgłoszenie. Obecnie trwa nabór projektów i potrwa on do końca października. Zobaczymy, co się wydarzy w trakcie, jaka będzie odpowiedź na tę rekrutację. Plan jest taki, żeby otworzyć kolejny nabór, ale nie jesteśmy w stanie na razie wskazać tych terminów. Podchodzimy do tego bardzo elastycznie.
Po drugie, poza inicjatywami i organizacjami, które już funkcjonują i mają doświadczenie zapraszamy do programu również takie, które mają dopiero pomysł na działanie wspierające, skierowane do osób z doświadczeniem uchodźstwa i migracji. Dopuszczalnych form działania również jest wiele – można się zgłaszać jako osoby prywatne, grupy nieformalne, organizacje społeczne, firmy, które działają z misją, przedsiębiorstwa społeczne, spółdzielnie socjalne etc.
To, co będziemy brać pod uwagę przy kwalifikowaniu do udziału w programie to m.in. obszar działania – tak, by był ściśle powiązany z tematem, realną potrzebę realizacji tego działania i szansę na efektywność. Ważna będzie również trwałość, czyli perspektywa kontynuacji przedsięwzięcia po zakończeniu programu i w związku z tym wsparcia animacyjnego i merytorycznego.
Paweł Sielczak: – Chcielibyśmy, aby te inicjatywy potem trwale pomagały osobom, dla których zostały stworzone. Warto tu też, w nawiązaniu do planowania programu, dodać kilka słów o tym, co robiliśmy przed otwarciem programu. Bo to też jest dość ciekawe i chyba niestandardowe w programach społecznych. Mieliśmy czas na tworzenie programu i jego założeń, ale mieliśmy też czas na pilotaż. Przed uruchomieniem programu zrobiliśmy celowy nabór i znaleźliśmy dość różnorodne podmioty, z którymi już zaczęliśmy współpracować i testowo patrzeć, jakie realnie oni będą mieć potrzeby.
Mamy założenie, że nasza pomoc będzie bardzo indywidualna, a przez to różnorodna. To ma być szycie na miarę. I zdajemy sobie sprawę, że nie do końca wiemy, co się wydarzy, bo nie wiemy, kto się zgłosi i jakie będzie miał potrzeby.
Na czym polega wasze wsparcie, bo nie przekazujecie pieniędzy?
Angelika Szkołuda: – Nie przekazujemy pieniędzy bezpośrednio, ale finansujemy wsparcie, które indywidualnie dla wszystkich uczestników zaplanujemy w programie. Nie zamykamy się na jeden obszar i nie proponujemy jednego rozwiązania dla wszystkich. Przeciwnie, plan rozwoju będziemy przygotowywać we współpracy z uczestnikami, w odniesieniu do tego, jakie mają potrzeby, zasoby, możliwości zaangażowania.
Plan będzie uwzględniał na przykład wsparcie instytucjonalne, edukacyjne, audyty, warsztaty, wsparcie procesów grupowych, doposażenie. W wypracowaniu ścieżki rozwoju będziemy współpracować też z zewnętrznymi ekspertami. Właśnie po to, aby odpowiedzieć na bardzo zróżnicowane potrzeby. Co za tym idzie, nie jesteśmy w stanie określić, kiedy ta praca animacyjna się skończy. Niektóre organizacje, zespoły będą potrzebowały tylko jakieś małej cegiełki, aby móc iść dalej. I szybko skończą swoją pracę z nami. Ale będą i takie, które będą potrzebowały zaplecza programu przez dłuższy czas. Dlatego nie określamy momentu, w którym skończy się praca w pierwszym etapie, to również dopasujemy indywidualnie.
Paweł Sielczak: – To nie jest typowy program mentoringowy. Natomiast też nie chcemy, żeby było to traktowane jako typowy program grantowy, że ktoś przyjdzie z pomysłem, otrzyma pieniądze i na tym skończy się nasza współpraca. Chcemy pomóc wypracować dobre rozwiązania, a potem pomóc je wdrożyć.
Mówicie o trwałości działań, które chcecie wesprzeć. Mimo różnych narzędzi wsparcia podmioty ekonomii społecznej nie rozwijają się w Polsce tak, jakbyśmy tego chcieli. Dodatkowo mamy teraz ogólnie trudną sytuacje gospodarczą: duża inflacja, koszty rosną, padają firmy, a co dopiero inicjatywy z zakresu przedsiębiorczości społecznej. Czy Waszym zdaniem one mają realną szansę się utrzymać na rynku? Czy osoby, które się w nie zaangażują odnajdą swoje miejsce, poczują bezpieczeństwo?
Angelika Szkołuda: –
Nie patrzymy na ekonomię społeczną tak dokładnie, jak formułuje to ustawa. Dla nas jest to połączenie działań przynoszących korzyści społeczne z narzędziami biznesowymi. Niekoniecznie muszą się jednak wpisywać w takie ramy, jakie zakłada polska ekonomia społeczna, zatem część barier czy wyzwań nas nie dotknie.
Jeśli ktoś będzie chciał działać nie do końca mieszcząc się w formie ekonomii społecznej, ale wykorzystuje narzędzia biznesowe i osiąga zysk społeczny lub ma taki plan, adresuje swoją pracę do odbiorców, na których nam zależy w tym programie – to jest dla nas ok.
Paweł Sielczak: - Nie jesteśmy też zobowiązani do tworzenia nowych miejsc pracy. Mamy nadzieję, że nasz wysiłek będzie służył temu, aby podmioty, które robią dobro i pomagają innym ludziom, mogły funkcjonować trwale. Być może nasze wsparcie sprowadzi się do tego, że pomożemy im poukładać różne sprawy tak, aby łatwiej przeszły czasy kryzysu. Nie mamy założenia, że muszą się trzykrotnie albo dwukrotnie rozwinąć, albo stworzyć pięć nowych miejsc pracy. Dla nas będzie istotne, że one będę trwały i będą realizowały swoją misję w takiej skali, którą wspólnie uznamy za satysfakcjonującą.
Co ważne, stricte biznesowy wymiar tych inicjatyw jest istotny, ale nie najistotniejszy. Przedsiębiorczość rozumiemy jako formę radzenia sobie z otaczającą rzeczywistością i wyzwaniami jakie niesie. Jako umiejętność znajdowania rozwiązań dla tych wyzwań i ich wdrażaniu.
Chcielibyśmy pokazać, że osoby, które uciekają przed wojną, mają też takie zasoby, które po prostu powinny być wykorzystywane. Chcielibyśmy, aby nie były one traktowane tylko jako obciążenie dla systemu, ale raczej jako potencjalne i realne wsparcie dla Polski. Nic tak nie buduje pewności siebie jak radzenie sobie samemu z życiem i rzeczywistością.
Odpowiedzią na to ma być druga część Waszego projektu, ten challenge?
Angelika Szkołuda: – Jeszcze nie mamy zamkniętej, ustalonej formy tej części projektu, ale to fakt, że w naszym społeczeństwie powszechne jest cały czas myślenie, że uchodźcy i migranci to osoby, do których możemy kierować głównie działania pomocowe. Taka postawa nas wzmacnia. Ale nie o to po tej drugiej stronie chodzi. Pomoc to jest rzecz doraźna, a już w dalszej perspektywie trzeba pamiętać, że osoby, które do nas przyjeżdżają, bez względu na kraj, z którego przyjechały i na swoje korzenie, przywożą ze sobą określone zasoby. Gdy tego nie zauważamy, ogromnie dużo tracimy. Wieloma kanałami ucieka nam wartość, z której moglibyśmy korzystać dla wspólnego dobra.
Osoby, które mają doświadczenie uchodźcze, migracyjne nie tracą automatycznie w momencie nabycia tego doświadczenia swoich kwalifikacji, umiejętności. To często osoby przedsiębiorcze, którym poza wskazaniem, że są zaproszone do udziału w rynku pracy w charakterze pracowników, trzeba dawać narzędzia, warunki do sprawczości, samodecydowania.
Dobrze jest wyzbyć się perspektywy wyłącznie "gospodarzy" na rzecz partnerstwa. Jasno komunikować: macie tutaj warunki i przyjazne środowisko, abyście mogli tworzyć przestrzenie zawodowe według własnych kryteriów.
To być może będzie osią drugiej części programu: wzmocnienie myślenia, że jesteśmy równi bez względu na to, co przeszliśmy i w jakim charakterze się tutaj pojawiliśmy. Bardzo ważną przesłanką jest to, że w ciągu ostatnich 10 lat czterokrotnie zwiększyła się u nas liczba cudzoziemców z prawem pobytu. Rzeczywistość, pokazuje, że musimy zacząć myśleć nie tylko w takiej formule, która podkreśla naszą rolę i stawia nas w dobrym świetle, ale rozwijać postawę partnerstwa, by dobrze nam się współistniało i współpracowało.
Paweł Sielczak: – Musimy zacząć o tym realnie myśleć. Za 30 lat miliard ludzi może będzie zmuszonych do migracji z powodu zmian klimatycznych. Jeśli o tym nie będziemy myśleć teraz, to będziemy po raz kolejny działać interwencyjnie. Nie mamy ambicji, aby wszystko już teraz, od razu zmienić. Ale chcemy mniejszymi działaniami pokazywać, że to jest czas na różne zmiany w Polsce w tej kwestii.
Angelika Szkołuda – kulturoznawczyni i magister polityki społecznej, trenerka, specjalistka ds. innowacji społecznych w Fundacji Stocznia. Od ponad 10 lat współpracuje z warszawskimi organizacjami pozarządowymi i instytucjami kultury przy projektach wielokulturowych, równościowych. Jest współautorką publikacji “Pogranicza kulturowe w perspektywie współczesności” Wydawnictwa Naukowego Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Współzałożycielka dwóch polsko-ukraińskich firm o profilu ekologicznym.
Paweł Sielczak – Studiował socjologię na Karowej. Po uzyskaniu absolutorium, porzucił narzędzia badawcze na rzecz narzędzi budowlanych. Od 2012 roku pracował w Stoczni na stanowisku kierownika biura, co w realiach organizacji pozarządowej sprowadzało się do załatwiania spraw wszelakich – jednocześnie będąc zaangażowanym w projekty badawczo-animacyjne, np. Inicjatywy sąsiedzkie. Obecnie zajmuje się programem Business Unusual. Poza tym prowadzi zajęcia techniczne/STEAM dla dzieci oraz stara się działać na rzecz rozwoju Ruchu Wytwórców w Polsce (Maker Movement).
Źródło: inf. własna ngo.pl