Mikita Bubashkin i Anastasiya Valasevich: „Ciągle musisz biec, by móc tutaj zostać” [wywiad]
Z Nastią i Mikitą znamy się od kilku miesięcy. Połączył nas program Hello Enterpreneurship Ashoki i Citi Foundation, którego są laureatami. Zgłosili w nim pomysł rozwoju muzycznego Labelu MY. O klubokawiarni, którą prowadzą, słyszałem od kilku osób z Ukrainy, ale przez remont poznańskiego śródmieścia nie miałem ochoty się tam pojawić wcześniej. Spotkaliśmy się wieczorną porą, kilku gości jeszcze się pojawiło, by wypić kawę czy zjeść placki ziemniaczane. Moją uwagę przykuły niebanalne elementy wystroju, od razu poczułem się tu dobrze.
Andrzej Grupa, Ashoka: – Siedzimy w Kawiarni MY. My, czyli właściwie kto?
Anastasiya Valasevich: – To miejsce stworzyłyśmy jako Białorusinki – ja i Olga. To jest przestrzeń kulturowa, coś więcej niż zwykły bar czy kawiarnia. MY to klubokawiarnia, w której odbywają się różne spotkania z artystami, wystawy, stand-upy. Prowadzimy również warsztaty dla dzieci i dla dorosłych – w języku białoruskim. Oferta jest bardzo szeroka. Ale przede wszystkim jest to miejsce spotkań.
Mikita Bubashkin: – Jeżeli ty przyszedłeś tutaj, to już jesteś razem z nami. U nas nie ma ograniczeń. Jesteś z Białorusi, Ukrainy, Polski czy z Ameryki. To nie jest ważne. Dołączasz do ekipy.
Przy wejściu do Kawiarni MY dzisiaj powiewa białoruska flaga. To jasny sygnał. Ale ta przestrzeń jest otwarta na polskich sąsiadów, czy chociażby na młodych ludzi z Ukrainy, którzy znaleźli się tu w takim samym położeniu, jak wy. Chociaż przez sytuację polityczną i wojska na granicy był moment napięcia…
Mikita: – To było i nadal jest trudne i skomplikowane, i dla nich, i dla nas. Ale kiedy żyjesz tutaj, obserwujesz i lepiej rozumiesz, jak to wygląda, możesz spojrzeć inaczej. Będąc w Białorusi robiłem, co mogłem. Ciągłe życie w cieniu Rosji to jeden z powodów, przez które wyjechałem. Wcale nie chciałem mieszkać w Polsce i uciekać z domu. Teraz nie mam już innej możliwości. Nie mogę nawet pojechać, by zobaczyć swoją babcię.
Jesteśmy tutaj razem i po prostu musimy współpracować. Musimy zawalczyć o swoją godność, niezależność.
Ukraińcy już pokazali, jacy są i trwa teraz prawdziwa walka, by do końca odzyskać tę niezależność. Białoruś jest jeszcze krok do tyłu.
Jesteście w Polsce aktywni, tworzycie centrum spotkań towarzyskich i artystycznych. Wspominaliście o stand-upach. Czy to jest coś, co zamyka Wam drogę powrotu do ojczyzny?
Anastasiya: – Myślę, że to zamknęło nam i innym ludziom drogę do domu. Nawet już o tym nie myślimy.
Mikita: – Nastia wyjechała wiele lat temu, dużo innych osób też. Ja w pewnym momencie poczułem, że już nie mogę dłużej zostać. Po prostu czekasz, aż po ciebie przyjdą. I żyjesz tym. Tydzień, miesiąc, dwa miesiące, pół roku – widzisz, jak wokoło co rusz wsadzają kogoś do więzienia. Tak się nie da funkcjonować. Żyjesz w strachu, ale nic nie możesz z tym zrobić.
Kiedy decydujesz się na wyjazd, to – jak większość Białorusinów, którzy tutaj są – wiesz, że nie ma powrotu.
Wasze losy przypominają w pewnym stopniu kolejne fale emigracji w czasie komunizmu w Polsce. Nastia, Ty przyjechałaś do Poznania wcześniej. Czy czułaś, że stworzenie takiej przestrzeni daje szansę kolejnym osobom, które tu przyjadą?
Anastasiya: – Przyjechałam tutaj jedenaście lat temu i teraz mogę powiedzieć, że bardzo mi brakowało właśnie takiego miejsca, przez co odczuwałam duży strach, bo wszystko było dla mnie nowe, nieznane. Nie znałam dobrze języka, nie znałam ludzi. Czasami bałam iść do sklepu, żeby coś kupić, bo trzeba było mówić, po polsku…
MY to przestrzeń, która może pomóc odnaleźć się na samym początku emigracji.
Swoboda, przestrzeń wyrażenia siebie. To jest to, co robicie w klubokawiarni, i co planujecie też jako Label MY?
Mikita: – Tak, chcemy poszukiwać swobody. Nawet stand-upy po białorusku to przykład czegoś nowego – w Białorusi tego nie ma. W Labelu MY chodzi także o to, żeby tworzyć w osadzeniu w białoruskiej kulturze, żeby ona żyła, żebyśmy jej poszukiwali. Straciliśmy dom, przyjechaliśmy tutaj.
Wiele osób, które przyjeżdżają do Polski, dopiero tutaj zaczyna mówić po białorusku, uczyć się tego języka i interesować się kulturą białoruską. To poszukiwanie tego, kim jesteśmy, skąd jesteśmy i jaki jest nasz los.
Czy jesteśmy pierwszymi, którzy to przeżyją, czy może był już ktoś przed nami? My te poszukiwania prowadzimy przez muzykę.
Myśląc o tym, jak wygląda kultura w czasach dyktatury, głębokiej cenzury, to trudno się z nią utożsamiać, szczególnie młodym. Metaforycznie wyobrażam sobie, jak siedzicie nad rzeką, wydobywacie z wody muł, przesiewacie w poszukiwaniu perełek, ziaren złota.
Mikita: – To jest poszukiwanie prawdy.
Czy to pole do manifestów politycznych?
Mikita: – Często nawet nie chodzi o politykę, nikt przecież nie gada o niej bez przerwy. Po prostu szukasz siebie w tym, co jest obecnie i chcesz odkryć, jaki byłeś tam. Jak to było? Jak to wyglądało? Uwalniasz się spod reżimu i kiedy przyjeżdżasz, to odczuwasz wreszcie swobodę. I co robisz z tą swobodą? To jest istotne pytanie. Ludzie idą różnymi ścieżkami. Dla kogoś to może być bardzo ciężka praca – odnaleźć swoje miejsce. Chcemy w tym pomóc przez twórczość, przez muzykę.
Pamiętam refren wspólnego utworu Maleo, Kayah i Vavamuffin: „Łuka, czego tu szukasz!? Twoje panowanie to jedna wielka muka!”. Utwór promował koncert solidarności z Białorusią. 2007 rok. Ile to już lat mija?
Anastasiya: – 29 lat, nic się nie zmienia.
Mikita: – Wyrosło już niejedno pokolenie osób, które nie znają innej rzeczywistości. I to siedzi w głowie. Po roku w Polsce to rozumiem. Zobaczyłem, w jakim stresie i napięciu zawsze żyłem. Od dzieciństwa wiedziałem, co się dzieje, byłem otoczony świadomymi ludźmi. Chodziłem na różne spotkania, a potem, gdy widziałem jakiś wóz wyjeżdżający z bocznej uliczki myślałem: kto to? Co to za samochód? I to w tobie siedzi. Po roku tutaj już mi minęło, nie boję się, kiedy widzę policjantów. W Mińsku ciężko patrzeć im w twarz, są agresywni, pod mundurem nie ma człowieka.
Nastia, pamiętasz sierpień i wrzesień 2020 roku? Nadzieja na przesilenie, zmianę? Jak to było z Twojej perspektywy?
Anastasiya: – Siedzieliśmy i płakaliśmy i absolutnie nie wiedzieliśmy, co robić. Miałyśmy z Olgą właśnie otworzyć bar. Pamiętam protesty. W Białorusi odcięto Internet i tylko dzięki Telegramowi wiedzieliśmy, gdzie i co się odbywa. Cały czas pilnowałam, co tam się dzieje. Pisałam wiadomości do brata, by go ostrzec. To było straszne i dziwne. A później bardzo dużo osób się tutaj przeprowadziło. I wszystko, w zasadzie całe życie tutaj, w Poznaniu, też się zmieniło. Odkąd mieszkam w Polsce, widziałam różne fale migracji. Wcześniej był Majdan, a później pojawienie się Białorusinów.
Obserwowanie wydarzeń na Majdanie było fascynujące. Stanowcza walka ludzi młodych o wolność, własną przyszłość. Towarzyszyła temu taka świeżość. Podobnie z młodym białoruskim pokoleniem. To jest dostrzegalne i doceniane. Przykłady pierwsze z brzegu, w samym Poznaniu dwa ostatnie festiwale – Malta i Ethno Port – tworzą przestrzeń dla artystów z Białorusi czy Ukrainy.
Anastasiya:
– Dla mnie MY to okazja, by Polakom pokazać i opowiedzieć, co się dzieje w Białorusi, bo dużo osób o tym nie wie.
Młodzież nie ma pojęcia, co znaczy takie ograniczenie swobody, jakie my mieliśmy. W tej kwestii łatwiej mi było znaleźć zrozumienie u osób dużo starszych, bo w przeszłości też mieli podobne doświadczenia.
Czym się zajmują młodzi, którzy tu przyjechali z Białorusi?
Mikita: – Wiele osób studiuje, ale są też osoby, które zostawiły w Białorusi własny biznes. Mają za sobą trudne decyzje. Uciekasz i wiesz, że straciłeś wszystko, dorobek życia. Mają czterdzieści lat i nagle zostają z niczym. Przyjeżdżasz i nie wiesz, co robić, dokąd iść. Idziesz do pracy, często ciężkiej, fizycznej. U mnie też tak się stało. Masz zawód, ale nie możesz znaleźć sobie żadnej pracy w tym zawodzie, bo nikt nie potrzebuje pracownika bez języka. Białoruskie wykształcenie jest inne niż to, którego tutaj oczekują. I zaczynasz biegać, by się utrzymać na powierzchni. Ciągle musisz biec, żeby móc tutaj zostać.
Anastasiya: – Nie wspominając już o tych wszystkich problemach z papierami i życiu w ciągłym oczekiwaniu. To jest duży stres. Nie wiesz, czy dostaniesz kartę pobytu, czy nie. A zanim dostaniesz, to ile jeszcze dokumentów musisz tam wysłać? To trwa tak długo, że nie masz możliwości, żeby gdzieś wyjechać, jesteś zamknięty tutaj w Polsce.
Zdany na łaskę i niełaskę urzędu, który może tego dnia zadzwonić, napisać pismo, ale może nie napisać… Ma na to pół roku, a czasem dwa…
Anastasiya: – Dokładnie. To bywa też przeszkodą dla artystów. Mikita dostał propozycję wyjazdu za granicę z białoruskim spektaklem, ale nie mógł tego zrobić przez brak karty pobytu.
Czy to, co ludzi wypchnęło z Białorusi, to taki dojmujący brak sprawstwa? Brak kontroli nad swoim losem? Bo nawet prowadzący biznes decydują się go zostawić i zacząć od nowa…
Mikita: – Wtedy musisz zdać sobie sprawę, że to, co masz, to twoje doświadczenie i wiesz, jak zrobić to od nowa, w innych warunkach. Trzeba wykonać ciężką pracę w głąb siebie. Musisz sobie powiedzieć, że musisz iść, że nie możesz załamywać rąk.
Myślę, że w Polsce jest bardzo dużo możliwości, by działać. Ale Polacy też muszą wykonać pracę i zrozumieć, że migranci nie chcą nic nikomu niszczyć czy zabierać.
Anastasiya: – Staramy się wspierać sprawczość, łącząc ludzi. Mogą u nas nawiązać kontakty i zacząć działać razem, to zawsze jest łatwiejsze. Także Label MY, który teraz rozwija Mikita, łączy artystów – każdy sam może by się bał coś robić. Teraz mogą to robić razem i to już jest siła i wiara, wiara w siebie.
Jakie plany przed Labelem MY?
Mikita: – Bardzo ambitne! Mamy już dużą ekipę, około dziesięciu osób. Pracę podzieliliśmy na sektory, wiemy, kto za co odpowiada. I myślę, że to będzie rosnąć dalej. Przynajmniej raz w miesiącu będziemy coś publikować. A wszystko zaczęło się ponad rok temu od warsztatów muzycznych, które prowadziłem w Kawiarni MY. Okazało się, że jest dużo ludzi, którzy potrafią grać, śpiewać, tworzyć muzykę. Powstał pomysł, żeby zrobić składankę nagraną przez osoby z Białorusi, które teraz żyją w Poznaniu. Oni wszyscy tutaj się spotykają.
Słyszę od Was, że nie tracicie nadziei.
Anastasiya: – Ten czas może straszny, ale może akurat dla młodzieży to jest dobry etap. Z własnego doświadczenia wiem, że czasami lepiej wyjechać, niż żyć cały czas w dyktaturze i nie móc w ogóle wziąć swobodnego oddechu.
Anastasiya Valasevich – właścicielka klubokawiarni MY, zajmuje się kulturą oraz społecznym biznesem.
Mikita Bubashkin – muzyk, realizator dźwięku, założyciel muzycznego Labelu MY.
Rozmawiał Andrzej Grupa – członek zespołu Ashoki w Polsce. Łączy ludzi i stara się zrobić coś dobrego dla dobra wszystkich. Poznaniak, mąż i ojciec dwójki dzieci.