Rusłan Kulevich: Bardzo dobrze rozumiemy Ukraińców, bo oni walczą z Putinem, a my z Łukaszenką [wywiad]
– Kiedy mnie zatrzymali, mój kolega Andrzej Poczobut napisał o tym w sieci. Jestem wdzięczny, bo mimo złamania rąk, wypuścili mnie stamtąd. Mój przyjaciel do tej pory znajduje się w areszcie – mówi Rusłan Kulevich.
Przywraca zapomnianą historię Grodna, budując pomosty pomiędzy przeszłością a teraźniejszością. Pisze, fotografuje, a prawda jest dla niego wartością nadrzędną. Uchodźca, zaangażowany w pomoc Białorusi oraz Ukrainie. W wolnych chwilach biega maratony. Mówi, że jeśli to tylko będzie możliwe, wróci do Grodna choćby pieszo. Rozmawiam z Rusłanem Kulevichem, białoruskim dziennikarzem, autorem kanału na YouTubie “My wrócimy”.
Ewa Adamska-Cieśla: Jest Pan Białorusinem, ale ma również Kartę Polaka. Czuje się Pan Polakiem?
Rusłan Kulevich: Jestem z Grodna, ale mam korzenie polskie, ponieważ do 1939 roku Grodno było polskim miastem. Podczas II wojny światowej, kiedy Niemcy oraz Związek Radziecki napadli na Polskę, Grodno znalazło się po stronie radzieckiej. Moja rodzina mieszkała cały czas w tym mieście i w okolicach. Dziadek i babcia ze strony obojga rodziców mówili o sobie, że są Polakami. Obecnie Grodno to białoruskie miasto, ale można w nim znaleźć wpływy polskie i rosyjskie.
Napisał Pan już dwie książki o historii Grodna oparte na wspomnieniach polskich mieszkańców. Teraz przygotowuje Pan trzecią.
– Planuję ją wydać na przełomie lipca i sierpnia tego roku. To będzie książka o mieszkańcach Grodna i ich doświadczeniach sprzed kilkudziesięciu lat. Ostatni świadkowie starego Grodna, którzy pamiętają czasy, kiedy to było polskie miasto, wciąż mają w pamięci, że komuniści weszli do miasta w 1939 roku, a potem przyszli Rosjanie. Nikt wcześniej nie przekazywał tej historii.
Skąd takie zainteresowania?
– Myślę, że to bardzo ważne mówić o tym, jak było naprawdę w Grodnie. W Białorusi panowała propaganda, fałszowano historię. Mówiono na przykład, że w Armii Krajowej walczyli zabójcy itd. Ale kto szedł do Armii Krajowej? To “nasi ludzie”, którzy nie mieli wyboru – inaczej nie mogliby wrócić do domu. Moi bohaterowie mówią, jak komuniści wywozili z Grodna ludzi w 1939 roku i dlaczego to robili. Opowiadają również, dlaczego towarzyszyli Niemcom i jak to przebiegało. Takich wątków jest wiele.
Jak wygląda praca nad książką i rozmowy z Grodzieńcami?
– Zbieranie takich historii i wspomnień to moje hobby. W Polsce szukam Grodniaków, przyjeżdżam do nich i mówię: “jestem dziennikarzem z Grodna”. A oni na to: “ty jesteś z Grodna i nas szukasz?”
Dla nich jestem młodym chłopcem, są zdziwieni, że mnie to interesuje. A mnie ciekawi ich życie, jak ono wyglądało w Grodnie, jak mieszkali, co ich spotkało.
Robiliśmy sobie zdjęcia i oni opowiadali: “To moja rodzina z Grodna, tutaj widać zamek Batorego” itd. Dla takich ludzi ja jestem jak sąsiad lub dobry kolega. Wreszcie mają z kim porozmawiać o tym, jak to było w Grodnie. Rodzina ani sąsiedzi raczej o to nie pytają. Grodzieńcy często mi mówią: “Przyjechałeś, słuchasz nas i dzięki temu lepiej opiszesz, jak wyglądało nasze życie. Dajesz nam nadzieję”. Te historie nie są łatwe, ponieważ zdarzało im się słyszeć na przykład rozkazy użycia broni. Opisuję losy moich bohaterów sprzed wojny, w czasie jej trwania oraz po powrocie do Polski.
Polacy są mocno związani z Kresami.
– Tak. Nagrywałem historie mieszkańców Grodna, również tych, którzy przyjechali po wojnie jako repatrianci. Oni mieszkali na Pomorzu, Gdańsku, Elblągu, w Warszawie. To było w 1946, 1947 roku, a potem oni nie wracali już do Białorusi. Oprócz rozmów, nagrywałem ich opowieści w formie wideo. Na bazie materiałów planuję przygotować film dokumentalny o losach Grodzieńców. To są nieznane i nieopowiedziane historie. Kocham swoją pracę i lubię dzielić się swoimi odkryciami również na Instagramie, Facebooku czy na YouTubie.
W 2020 roku musiał Pan uciekać z Grodna za dokumentowanie akcji służb białoruskich w trakcie spotkania przedwyborczego Siergieja Cichanouskiego, demokratycznego kandydat na prezydenta Białorusi w 2020 roku.
– Zatrzymano mnie w sklepie. To była operacja milicji [OMON – od red.], która obrazuje, jak to działa w Białorusi. Byłem jednym z tzw. “szybkich dziennikarzy”, reporterów, którzy jeżdżą na rowerze i robią zdjęcia aparatem cyfrowym. Potem siadają przed komputerem i publikują newsy. Kiedy mnie zatrzymali, mój kolega Andrzej Poczobut [dziennikarz, Członek Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi – od red.] napisał w sieci, że mnie zatrzymano.
Jestem wdzięczny, bo mimo złamania rąk, wypuścili mnie stamtąd. Mój przyjaciel do tej pory znajduje się w areszcie.
Czy Pan aktywnie protestował przeciwko Łukaszence?
– Nie, byłem dziennikarzem i blogerem. Moją rolą było pisanie tekstów i przekazywanie prawdy o tym, co się dzieje. Trzeba przyznać, że pracowałem jako niezależny reporter, nie chciałem stać po żadnej stronie. Nie byłem nigdy zatrzymany przez policję ani pobity do momentu, aż zmieniło się prawo w Grodnie. Wtedy zostali zatrzymani wszyscy, którzy w jakikolwiek sposób dokumentowali sytuację społeczno-polityczną w Białorusi. Byłem wtedy dość rozpoznawalny jako grodzieński reporter, pracowałem przez 8 lat w portalu Hrodna.life. Musiałem uciekać z Białorusi, pojechałem do Łotwy i stamtąd do Polski, do Białegostoku.
Chciałby Pan wrócić do Grodna?
Oczywiście, ale na razie to jest niemożliwe. Wylądowałbym od razu w więzieniu. Teraz Białystok to nasz dom, czujemy się tutaj dobrze. To jedynie 70 km do Białorusi, a Polacy są dla nas bardzo przychylni.
W Białymstoku działa Pan równie prężnie jako dziennikarz.
– Razem z innymi reporterami założyliśmy w Białymstoku nowe media, które działają pod adresem: mostmedia.io To portal przeznaczony dla Białorusinów, a ze względu na rosnącą liczbę czytelników, wkrótce możemy stać się medium dla wszystkich Białorusinów w Polsce. Jest nas sporo w Gdańsku, Krakowie, Warszawie i innych, polskich miejscowościach. Obecnie newsy ukazują się w języku białoruskim i rosyjskim, ale w ciągu roku planujemy utworzyć też polską wersję strony. Prowadzenie portalu jest możliwe dzięki pomocy Urzędu Miasta w Białymstoku, który udostępnił białoruskim dziennikarzom miejsce w samym centrum miasta. Pracujemy na zasadzie coworkingu, publikując wszelkie potrzebne informacje dla krajanów, ponieważ nie możemy tego robić u siebie w kraju. Łukaszenka blokuje wszelkie informacje, które nie są reżimową propagandą.
Jakie informacje można przeczytać na mostmedia?
– Podajemy wiadomości o tym, co dzieje się w Białymstoku, począwszy od podstawowych informacji, na przykład jak odnaleźć się w Polsce, jakie są potrzebne dokumenty, jak ubiegać się o pracę, z jakich usług można skorzystać, poruszamy kwestie mieszkalne aż po ofertę kulturalną miasta. W Białymstoku brakuje afiszy w naszym języku, dlatego wszystkiego można się dowiedzieć z naszego portalu. Piszemy także o sytuacji w Białorusi oraz informujemy na bieżąco, co dzieje się na granicy polsko-białoruskiej, również o kryzysie związanym z migrantami. Kiedy rozpoczęła się wojna w Ukrainie, pojawiły się informacje, że z Białorusi leciały rakiety do Ukrainy. W wyniku takich działań Łukaszenki, kumulowały się nieprzyjazne nastroje między Polakami a Białorusinami, szczególnie w większych miastach jak Warszawa, Łódź. Ci pierwsi mogli na przykład przebijać nam opony w samochodzie. W Białymstoku jest jednak trochę inne nastawienie do nas. Tak naprawdę my jako naród, nie mamy przecież wpływu na to, co robi Łukaszenka.
Nikt nie może nic zrobić – nawet za publikowanie zdjęć czy pisanie nieprzychylnych Łukaszence komentarzy na Facebooku czy Instagramie, można iść do więzienia na 3 lata.
Jak wygląda sytuacja na granicy polsko-białoruskiej?
– To, co się dzieje, to realizacja planu Łukaszenki. Migranci z Syrii, Afganistanu, Afryki, a nawet Kuby, byli zakładnikami sytuacji stworzonej przez dyktatora. Zostali omamieni tym, że mogą wjechać nielegalnie do Europy. Ten plan jest potrzebny Łukaszence, żeby wywrzeć nacisk na Polskę i osłabić morale Polaków. Na granicy są setki migrantów, a w interesie polskiej Straży Granicznej jest przecież ochrona granic państwa. Nie wiem, co teraz planuje Łukaszenka, ale zapewne chce postawić mur na granicy.
Czy pomagacie uchodźcom z Ukrainy?
– Oczywiście. Dużo piszemy o wojnie i jej konsekwencjach oraz chętnie pomagamy Ukraińcom. Białorusini, jeśli tylko mają możliwość, również zabierają uchodźców do siebie do domu. Chłopcy z Białorusi jeżdżą na wojnę z Ukrainą – w Warszawie jest taki punkt, w którym można zaciągnąć się do wojska. Tam się przychodzi i mówi: “Jestem tutaj, żeby bronić Ukrainy i iść do batalionu”.
Bardzo dobrze rozumiemy Ukraińców, bo oni walczą z Putinem, a my z Łukaszenką.
A ten drugi jest uzależniony od pierwszego. Trzeba się wspierać, bo tylko razem możemy zrobić więcej.
Co będzie dalej? Czy można przewidywać koniec wojny w Ukrainie? Co z sytuacją na Białorusi?
– Ciężko powiedzieć, bo działań Putina nikt nie jest w stanie przewidzieć. Cały świat prosi go o zaprzestanie walki i pokój. Mam nadzieję, że Zełeński dojdzie do porozumienia z prezydentem Rosji. My, Białorusini, nie sądziliśmy, że wybuchnie wojna, że zginie tak wielka liczba ludzi. Ale niestety to trwa. Moja główna myśl jest taka, że najważniejsze jest współdziałanie. Białorusini pomagają, jak mogą, jesteśmy życzliwi wobec Ukraińców i gotowi do pójścia na wojnę.
Myślę, że możemy być dumni, że Polacy, Ukraińcy i Białorusini jednoczą się i pomagają sobie. Reżim chyba tego nie przewidział, że w Ukraińcach drzemie ogromny duch walki oraz że kraj otrzyma takie wsparcie. Jak to wpływa na sytuację w Białorusi?
– Mimo tragedii róbmy swoje i bądźmy dobrej myśli. My, Białorusini, jeszcze miesiąc temu mówiliśmy, że wrócimy do Grodna za jakieś 10 lat. Kiedy zaczęła się wojna, poczuliśmy, że to koniec dla Łukaszenki, uzależnionego od Putina. Może nasz powrót to kwestia 1-2 lat lub nawet miesięcy. Na pewno nie będziemy czekali przez kilka lat.
Zauważyłam, że w mostmedia.io jest również ścianka w języku polskim, która pokazuje Wasze działania.
– W naszym portalu zrobiliśmy media type dla Polaków, żeby wiedzieli, co aktualnie robimy i jak pomagamy Ukraińcom. Na zewnątrz naszej siedziby, w oknie, przygotowaliśmy rodzaj wystawki. Są tam zdjęcia, które pokazują, w jaki sposób białoruscy wolontariusze pomagają ukraińskim uchodźcom w Polsce oraz fotografie z akcji w Białymstoku, z Warszawy itd. Inne zdjęcia przedstawiają Białorusinów walczących za Ukrainę. Można też zobaczyć więźniów politycznych czy też Białorusinów na meczach piłki nożnej.
Jakie ma Pan plany na przyszłość?
– Odkąd powstało mostmedia.io, chcemy, żeby wiadomości docierały do jeszcze większej liczby czytelników. Dziennikarzy jest coraz więcej – do czasu wybuchu wojny było nas około 20 reporterów, potem przyjechali wszyscy dziennikarze z Białorusi i teraz jesteśmy pokaźnym gronem, które wciąż się powiększa. Wiemy, że w Polsce jest teraz wielu uchodźców, ale prosimy o wyrozumiałość, nie jest łatwo uciec z reżimu Łukaszenki i odnaleźć się na co dzień. Przewiduję, że Białorusinów w Polsce może przybyć jeszcze 50 tysięcy, a może 100 tysięcy.
Będziemy potrzebowali dodatkowego miejsca na działania dziennikarskie. Dalej nagrywam historie w formie audio i wideo, piszę teksty. Chcę wydać książkę i opublikować wspomniany film dokumentalny o historiach Grodzieńców.
Życzę spełnienia planów, dużo zdrowia i energii do działania.
Ruslan Kulevich – dziennikarz pochodzący z Grodna w Białorusi, gdzie pracował w portalu Hrodna.life. Popularyzator zapomnianej polskiej historii Grodna, autor książek. Aktualnie przygotowuje się do wydania trzeciej książki: “Ostatni świadkowie starego Grodna”. Uchodźca. Jest autorem nagrania akcji prowokacyjnej służb w Grodnie w trakcie spotkania przedwyborczego Siergieja Cichanouskiego, demaskującego całą akcję nieumundurowanych funkcjonariuszy. Po wyborach prezydenckich został zatrzymany przez policję i pobity. W 2020 roku razem z żoną musiał wyjechać z Grodna, ukrywał się w Łotwie. Obecnie mieszka i pracuje w Polsce, w Białymstoku, gdzie jest współzałożycielem niezależnego portalu mostmedia.io oraz autorem kanału na YT “My wrócimy”, na którym przedstawia historie Białorusinów, zmuszonych do ucieczki z Białorusi po prześladowaniach politycznych.
Źródło: własna
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.