Sierpień 2021 roku. Grupa kilkudziesięciu migrantów utknęła na pograniczu polsko-białoruskim w okolicach Usnarza Górnego. Straż Graniczna nie chciała wpuścić ich do Polski, a Białoruś przyjąć z powrotem. Tak zaczął się kryzys na granicy.
Jak dotąd problem uchodźców dryfował gdzieś na łodziach egzotycznych mórz. Polska nie angażowała się w narastający w Europie problem migrantów. Temat był marginalizowany. Nadszedł czas na odrobienie zaległości. Trzeba było połapać się, skąd ci ludzie idą, dokąd i dlaczego. Należało przypomnieć sobie o procedurach i prawach człowieka. Później nauczyć się, co to jest push-back. Wkrótce także powtórzyć sobie, że kobiety nie powinny rodzić w lesie, ani w nim umierać. Ale to lekcje tylko dla chętnych.
Samorząd podlaskiego Michałowa odrobił je jako pierwsza gmina w Polsce. Na początku października Rada Miasta jednogłośnie przyjęła uchwałę o utworzeniu punktu pomocy w miejscowej remizie. Działalność tę rozszerzono wkrótce o dwie kolejne lokalizacje, w Jałówce i Szymkach.
Do Michałowa popłynęła pomoc z całej Polski.
– Żeby pani widziała, co się tam działo – opowiada Nina Bielenia, sołtyska od szesnastu lat i radna michałowska.
Październik i listopad to ogrom pracy. Bielenia pracowała w remizie codziennie, razem z Elżbietą Oczko, prywatnie żoną komendanta OSP, Krzysztofa Oczko i strażakami.
– Jak zaczęły przyjeżdżać transporty, to wszyscy płakali, i ci, co je przywozili, i my razem z nimi. Dusiło człowieka w gardle. To było cudne, i godne podziwu, jak Polacy mają otwarte serca, jak chcą pomagać ludziom, którzy chcą tylko żyć, byle tam, gdzie jest bezpiecznie.
Od razu zgłosiła się jako wolontariuszka w punkcie pomocy. – To, co się wydarzyło na naszej granicy, to jest koszmar – mówi. – Nie mogłam inaczej. Tym bardziej, że to przecież teren mojego sołectwa.
Z całej Polski przyjeżdżały samochody z rzeczami, które mogły być potrzebne ludziom w lesie. W remizie wszystko było segregowane: jedzenie i woda w jednym pomieszczeniu, ubrania, buty i środki higieniczne w innych.
Punkt współpracował zarówno z lokalną strażą pożarną, Grupą Granica, działającą tuż przy samym pasie granicznym i Strażą Graniczną. – W Grupie Granica są młodzi ludzie, bardzo operatywni. Oferowali nam pomoc, ale dawałyśmy sobie radę. Zarówno Granica, jak i Straż zabierały od nas posegregowane rzeczy – mówi. – Nasi strażacy zawieszali też torby z jedzeniem i ubraniami w miejscach, gdzie spodziewaliśmy, że będą przechodzić uchodźcy.
Nina Bielenia chwali wszystkie te współprace.
– Są różne zdania o tym, jak się zachowuje się Straż Graniczna, ale nasza współpraca z SG była bardzo dobra i jest nadal.
– Czy mi się to śniło po nocach? Niech pani lepiej nic nie mówi… przychodziłam do domu o dwudziestej pierwszej jak wrak i padałam jak zabita, byle wstać o piątej następnego dnia. I tak przez dwa i pół miesiąca.
„Gdzie są dzieci z Michałowa?”
Wielu ludziom w Polsce Michałowo kojarzy się z czymś jeszcze.
Koniec września 2021 roku. W ogólnopolskich mediach ukazały się zdjęcia dzieci przed budynkiem Straży Granicznej w Michałowie. To akurat iraccy Jazydzi, jedni z tysięcy, którzy do Europy uciekają przed głodem, wojną i prześladowaniem. Białoruś, w odpowiedzi na sankcje organizuje stały przerzut imigrantów do Unii. Ludzie wierzą, że trafiają na łatwy szlak na Zachód. Lądują w puszczy i wpadają w pułapkę. Służby obu krajów przepychają ich przez ogrodzenie. To samo spotkało grupę Kurdów. Przed wypchnięciem na Białoruś trafili z lasu do placówki Straży Granicznej w Michałowie, a razem z nimi ogólnopolskie media. Zdjęcia uchodźców pojawiły się w gazetach i na portalach. Wszyscy pytali: „Gdzie są dzieci z Michałowa?”.
Pod koniec października pod siedzibą Straży Granicznej odbył się ogólnopolski protest pod hasłem „Matki na granicę”. Przyjechały byłe prezydentowe, apelowały o utworzenie korytarzy humanitarnych, a media z całej Polski zaczęły mocniej nagłaśniać sprawę katastrofy humanitarnej.
– Dlaczego nikt nie mówi o tym, że Podlasie przeżywa dramat – mówiła mi w czasie protestu Anna Chomczuk, nauczycielka z Hajnówki. – Za naszymi płotami umierają ludzie, a my nic nie możemy zrobić. Wy wrócicie do domów, my tu zostajemy i musimy jakoś żyć. Mówcie wszędzie, gdzie się da, o tym, co się tu dzieje.
Siła autorytetu
Styczeń 2022 roku. Nina Bielenia dochodzi do siebie po wyczerpujących miesiącach. Jest ciągle pod telefonem, w kontakcie z kolegami z remizy. Michałowo wydaje się spokojniejsze.
– Tylko pozornie – prostuje od razu. – Przecież w lesie ciągle są ludzie. Teraz to jeszcze bardziej drastycznie wygląda, bo jest mróz. To niezrozumiałe, jak można kobietę i dziecko traktować jak rzecz, i przerzucać tam i z powrotem.
– My, którzy nie chodzimy do lasu, mamy dług, by jasno nazywać rzeczy po imieniu – mówi mi teraz Anna Chomczuk.
Niedawno Ninie Bieleni znowu chce się płakać ze wzruszenia. W nocy z 9 na 10 stycznia Maria Ancipiuk, razem z grupą wolontariuszy i prawników, wzięła udział w akcji ratowania rodziny z czwórką dzieci. W okolicach Jałówki lokalni aktywiści znaleźli w lesie zrozpaczone małżeństwo z maleńkim dzieckiem. Zgubiła się trójka ich starszych dzieci. Udało się je znaleźć i przyprowadzić do rodziców. Było zbyt zimno, żeby czekać do poniedziałku na wszczęcie procedury Interim Measure (wniosek do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka o zastosowanie środków tymczasowych – red.). Maria Anciupiuk zaangażowała się w procedurę przekazania rodziny Straży Granicznej.
– Organizacje Grupy Granica szukają sposobów, by uchronić cudzoziemców przed wywózką i umożliwić im skuteczne złożenie wniosku o ochronę międzynarodową – mówi Karolina Czerwińska z Polskiego Forum Migracyjnego, które jest częścią Grupy Granica.
Wyjaśnia: – Ta sama Straż Graniczna realizuje push-backi, jak i przyjmuje wnioski o azyl. Żeby zapobiec wywózkom, współpracujemy z Biurem Rzecznika Praw Obywatelskich, mediami, aktorami wolontariuszami, a także z lokalnymi działaczami, takimi jak pani Maria Ancipiuk, którzy nagłaśniają historie cudzoziemców i swoim autorytetem skłaniają Straż Graniczną do realizowania praw cudzoziemców. Ogromne osobiste zaangażowanie pani Marii sprawiło, że Straż Graniczna przyjęła od rodziny wnioski o ochronę międzynarodową.
W relacji Piotra Czabana opublikowanej w mediach społecznościowych wzruszona Maria Ancipiuk dziękuje wszystkim tym, którzy uratowali rodzinę, ale nie mogą się ujawnić. – Jedziemy teraz odpoczywać – mówi, uśmiechając się do dwóch kobiet.
Dzięki Fundacji Mała Ojczyzna, którą założyła, w pobliskich Bondarach wynajęła dwa mieszkania. Jedno z nich zajęli czterej młodzi Syryjczycy, dwaj prawnicy, dziennikarz i student, w drugim zamieszkała uratowana rodzina, która czeka na rozpatrzenie wniosku o ochronę.
– Apeluję do wszystkich, żeby się ich nie bać, to tacy sami ludzie, jak my – zwraca się do widzów wideo reportażu w portalu bia24.pl. – Wszystkim też mówię, że pomoc jest legalna. Ci cudzoziemcy są do nas pozytywnie nastawieni. Czekają na dokumenty, na azyl. Proszę, żeby nikt na terenie naszej gminy nie pozostawał obojętny na los innego człowieka, który może zamarznąć, umrzeć z głodu. Tych osób wymagających wsparcia jest mnóstwo – dodaje.
Nina Bielenia na co dzień nie słyszała narzekania na uchodźców. – Byłam tak zarobiona, że w ogóle tego nie odczułam, wręcz odwrotnie. My jesteśmy dobrzy, mamy wielkie serca i potrafimy się zjednoczyć – opowiada. – Ubolewaliśmy tu nad tym, że media niezależne nie zostały dopuszczone do strefy, bo mieliśmy tylko jednostronną opinię ze strony Straży Granicznej, co się dzieje. A różne rzeczy do nas docierały. Nie mieliśmy dostępu do wiarygodnych informacji.
Pani sołtys już za chwilę odwiedzi każdy z czterystu domów w Michałowie. Osobiście rozniesie sądowe decyzje dotyczące podatku od nieruchomości. – Oczywiście, że ludzie będą chcieli rozmawiać o tym, co się dzieje na granicy. Zainteresowanie tematem było ogromne. Martwimy się, co będzie z tymi, którzy zostali w lesie.
Michałowo nagrodzone
Za swoją postawę i działania społeczność Michałowa została uhonorowana nagrodą RPO im. Pawła Włodkowica. Każdego roku trafia ona do „osób broniących podstawowych wartości i prawd, nawet wbrew zdaniu i poglądom większości”. To, co po przecinku jest szczególnie ważne. Przede wszystkim z powodu polityki polskiego rządu i nieprzychylnej opinii dużej części społeczeństwa wobec kwestii uchodźców.
Kapituła złożona z dotychczasowych rzeczników oraz laureatów nagrody obradowała na początku listopada. Na skutek działań białoruskich władz kryzys na granicy przybrał już wtedy rozmiary katastrofy humanitarnej. Pierwszej w powojennej Polsce.
Nagrodę odebrali przedstawiciele samorządu Michałowa: burmistrz Marek Nazarko, przewodnicząca Rady Miasta, Maria Ancipiuk i prezes lokalnej OSP, Bartosz Nos.
– Ta nagroda jest dla organizacji i indywidualnych osób działających w strefie stanu wyjątkowego i poza nią – podkreśla Ancipiuk. – Jest u nas bardzo dużo osób, które pomagają bezinteresownie, chcąc pozostać anonimowymi.
Wypowiedzi Marii Ancipiuk pochodzą z następujących źródeł:
- Profil FB „Czaban robi raban” link: https://fb.watch/aE-ljl7XxC/
- Materiał video Patryka Śledzia „Mała ojczyzna migrantów w Bondarach” w serwisie bia.24.pl
Źródło: informacja własna ngo.pl