Marcin Wolny: Pandemia pogłębiła kryzys praworządności [Wywiad]
– Za jedno z najgroźniejszych zjawisk 2020 roku uważam to, że wybory prezydenckie nie odbyły się w wyznaczonym terminie. To znak, że przekroczyliśmy kolejną barierę, której nie powinniśmy przekraczać – mówi Marcin Wolny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, współautor przygotowanego przez nią raportu "2020 Pandemia, kryzys praworządności, wyzwania dla praw człowieka".
Aleksandra Kozłowska: Raport to przygniatająca kronika najważniejszych wydarzeń ubiegłego roku. Do nowego dla nas, niezwykle trudnego doświadczenia, jakim jest pandemia dołączyło łamanie praw człowieka i niekonstytucyjne działania rządu. Które z nich pana zdaniem są najbardziej niebezpieczne dla naszej wolności?
Marcin Wolny, Helsińska Fundacja Praw Człowieka: – Spojrzałbym na to inaczej – to nie łamanie praw człowieka dołączyło do pandemii, tylko na odwrót. Pandemia tylko pogłębiła stan kryzysu praworządności, który mamy od 2015 roku. Jeszcze wyraźniej zarysowała problemy, które do tej pory obserwowaliśmy: brak poszanowania prawa, osłabianie niezależności sądownictwa, dyskryminację mniejszości. Dołożyła też kolejne pogarszając sytuację społeczeństwa w nowych obszarach. Wśród nich wymieniłbym wolność zgromadzeń czy wolność działalności gospodarczej.
Oprócz tego, za jedno z najgroźniejszych zjawisk uznałbym to, że wybory prezydenckie po prostu się nie odbyły w pierwotnym terminie. Bez wyraźnej podstawy prawnej, bez wprowadzenia stanu nadzwyczajnego, na podstawie oświadczenia liderów partii politycznych i wątpliwej prawnie uchwały PKW.
Te wybory były jednym wielkim maratonem nieprawidłowości. Zacytuję raport: „Uchwalona 2 czerwca 2020 r. ustawa o szczególnych zasadach organizacji wyborów powszechnych na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej zarządzonych w 2020 r. z możliwością głosowania korespondencyjnego wprowadziła rozwiązania faworyzujące już zgłoszonych kandydatów, naruszając zasadę równości wyborów. Osłabiła także możliwość społecznej kontroli wyborów przez zawężenie terminu do wniesienia protestu wyborczego (…) W trakcie kampanii wyborczej rządząca większość parlamentarna wykorzystała zasoby państwa do wspierania popieranego przez siebie kandydata. Stronniczość części mediów publicznych, w tym przede wszystkim Telewizji Publicznej, a także brak realnej debaty pomiędzy kandydatami pozbawiły wyborców realnego dostępu do wyczerpujących i rzetelnych informacji na temat kandydatów…” Do tego „Sąd Najwyższy nie nadał biegu 88 proc. z 5847 protestów wyborczych wniesionych w następstwie wyborów z 28 czerwca 2020 r.”
– Jeśli chodzi o termin wyborów, rząd chyba miał poczucie, że jeżeli nie przeprowadzi ich w maju czy czerwcu, to później wraz z rozwijającą się pandemią szanse wspieranego przez władze kandydata będą malały. Postanowił więc zrobić je za każdą cenę, kompletnie lekceważąc zagrożenie. Zupełnie przy tym nie miał pomysłu, jak do tego celu dojść, co chwila zmieniał założenia jak ten proces wyborczy powinien wyglądać. Efektem tego były liczne nieprawidłowości, w tym ta, że głosowaliśmy na kartach wyborczych, których wzór był sprzeczny z prawem. Brakowało na nich oznaczenia, które pozwalałoby komisjom wyborczym kwalifikować karty jako ważne lub nie. A to dość kluczowe.
Na ten proces wyborczy dodatkowo bardzo mocno nałożyły się zagrożenia dla praw człowieka, o których wspominałem. Ograniczenia wolności zgromadzeń oraz dyskryminacja osób nieheteronormatywnych, również rzutowała na to, jak te wybory wyglądały. Kandydaci i wyborcy przez długi czas nie mogli spotkać się razem.
W zakresie mniejszości zostały zaś przekroczone granice w zakresie języka; był on absolutnie dehumanizujący, pozbawiający godności, traktujący tę społeczność jako drugą kategorię obywateli. To bardzo groźne i pokazujące po raz kolejny, że dla niektórych w realizacji celów politycznych nie ma żadnych granic.
Mowa nienawiści wobec LGBTQ stała się specjalnością PIS-owskich rządów. W 2020 roku władze najwyraźniej uznały, że osoby nieheteronormatywne stanowią większe niebezpieczeństwo niż koronawirus. W czasie, gdy związki między ludźmi, wzajemne wsparcie i zaufanie mają kluczowe znaczenie, społeczeństwo jest coraz bardziej antagonizowane. Czy nagonka na LGBTQ oraz zamach na prawa kobiet to próba odwrócenia uwagi od problemów ekonomicznych, zdrowotnych, od łamania prawa?
– Przy LGBT bym się z tym zgodził. Myślę, że miał to być wróg bieżący, użyty do polaryzowania społeczeństwa, a także do wzmocnienia wszystkich tych, którzy wahali się czy iść na wybory. Postawiono więc chochoł w postaci LGBT, by te niezdecydowane osoby zmobilizować i by zagłosowały na kandydata obozu rządzącego. Przy kobietach jednak działania władzy wymykają się prawidłom logiki. Bo o ile Trybunał Konstytucyjny nie jest już ciałem niezależnym i spokojnie możemy powiedzieć, że wyrok w sprawie aborcji celowo był wstrzymywany do zakończenia wyborów prezydenckich (co wynika z informacji udostępnionych przez prof. Jarosława Wyrembaka, jedną z osób zasiadających w Trybunale), to rozstrzygnięcie tej sytuacji już po wyborach, podczas drugiej fali pandemii było nieracjonalne. Było oczywiste, że wzbudzi to olbrzymie protesty, że ludzie wyjdą na ulice. Choć demonstracje ostatnio przycichły, to jestem pewien, że temat będzie wracał. Ingeruje przecież w najbardziej imtymne kwestie każdego z nas, każdej z nas.
Także działania antypandemiczne polskiego rządu od początku mają charakter chaotyczny, niespójny, niekonsekwentny, nierzadko absurdalny, a przy tym nielegalny, bo do dziś nie ogłoszono stanu klęski żywiołowej, który pozwala na karanie za nieprzestrzeganie obostrzeń. Najpierw trzy miesiące beztroski i przekonywania, że nic nam nie grozi, a maseczki to bzdura, potem seria zakazów, a w konsekwencji doprowadzenie ogromnej części społeczeństwa na skraj bankructwa. Nie mówiąc o dramatycznych problemach ze zdrowiem.
– Bezpieczeństwo jest bardzo dobrym wytrychem dla wszystkich zmian wprowadzanych przez rządzących. Łatwo uzasadnia każdą zmianę ingerującą w prawa człowieka. Niezależnie od tego, czy będzie to bezpieczeństwo od aktów terroru, czy też bezpieczeństwo zdrowotne.
Nie jestem przeciwnikiem wprowadzania obostrzeń. Muszą być one jednak wprowadzone zgodnie z prawem, racjonalne, uzasadnione naukowo, weryfikowalne pod względem skuteczności, a także obudowane w mechanizmy osłonowe, osłabiające ich ekonomiczne skutki. To droga, aby społeczeństwo mogło je zaakceptować.
Tymczasem już po opublikowaniu tego raportu uzyskaliśmy z rządowego centrum zarządzania kryzysowego protokoły z jego posiedzeń. Bardzo mnie zdziwił fakt, że zespół, który zgodnie z założeniami ma przewidywać zagrożenie, dostosowywać do nich działania państwa i przejmować nad nimi kontrolę, zebrał się dopiero w połowie marca 2020. A przecież WHO już w styczniu i lutym wskazywało na wysokie ryzyko rozwoju pandemii, w lutym wirus był już w Europie. W tym czasie, wszystko na to wskazuje, nasze państwo zachowywało się absolutnie biernie, czekało jak się sytuacja rozwinie. Dopiero w marcu dowiedzieliśmy się, że trzeba utworzyć rozlewnię środków do dezynfekcji, bo nie ma alkoholu. Co więcej – całe miesiące zajęło rządzącym uświadomienie sobie, że w Głównym Inspektoracie Sanitarnym potrzebne są komputery i telefony, zespół zarządzania kryzysowego zajął się tym dopiero we sierpniu. To przerażające jak nasze państwo nie zdało tego egzaminu. Ten brak przygotowania objawił się potem przypadkowymi działaniami mającymi hamować pandemię. A przy tym dopiero w okolicach lipca ministerstwo zdrowia powołało zespół, który miałby się zastanowić nad rozrostem pandemii i tym jak temu przeciwdziałać. Do tamtej pory nie było struktury, która analizowałaby zjawisko rozprzestrzeniania się wirusa.
Lista przekroczeń jest zatrważająca. Ale może też my, jako społeczeństwo, jako organizacje pozarządowe czegoś nie dopilnowaliśmy? Pozwoliliśmy, by łamano kolejne nasze prawa?
– Myślę, że przegraliśmy to już w 2015 r., kiedy przyjmowano ustawę o prokuraturze i kolejne ustawy dotyczące Trybunału Konstytucyjnego. Owszem, były wtedy protesty, ale nie dość silne biorąc pod uwagę skalę zagrożenia.
To też prztyczek w nos dla organizacji pozarządowych – zawsze przecież mogliśmy zrobić więcej, działać wcześniej uświadamiając obywateli na temat tego jaka jest rola Trybunału.
Tamten zamach przyspieszył tylko bieg rzeczy i dzisiaj zbieramy tego negatywne owoce. To kluczowe z punktu widzenia praw i wolności człowieka jeśli do Trybunału Konstytucyjnego wybierane są osoby, które nie widzą tego, że władza ogranicza swobody obywatelskie, które nie chcą jej kontrolować. I to niestety kończy się tak, jak teraz – orzeczeniami, które głęboko ingerują w nasze prawa w bardzo podstawowych kwestiach.
Oczywiście żadna konstytucja nie byłaby gotowa na to, co się teraz dzieje, na to, co prof. Mirosław Wyrzykowski określa, jako wojnę przeciw konstytucji. W dalszym ciągu pozostały nam jeszcze niezawisłe sądy (choć w coraz mniejszym stopniu), mamy też Trybunał Sprawiedliwości, Trybunał Praw Człowieka i tam musimy szukać ochrony.
Raport kończy się stwierdzeniem, że ten regres w zakresie ochrony praw człowieka, do którego doszło w 2020 r. będzie miał w najbliższych latach definiujący wpływ na funkcjonowanie całego systemu ochrony naszych wolności.
– Wiele zależy od realiów politycznych. Koalicja rządząca trzeszczy. Jeśli nastąpi pewne przesilenie, to ryzyko pogorszenia się stanu przestrzegania praw człowieka osłabnie. Natomiast jeśli panowie się dogadają i w dalszym ciągu będą realizować swoje plany, to zgodnie z taktyką salami będziemy odkrajać kolejne fragmenty naszej demokracji, stopniowo zbliżając się w kierunku autorytaryzmu. Jego granice są płynne, więc może już jesteśmy w takim momencie? Niedawne użycie policji przeciw pokojowo protestującym osobom bardzo źle świadczy o policji, politykach i w ogóle o kondycji naszego państwa.
Czy w tym ciężkim czasie widzi pan choćby małe światełko w tunelu?
– Na pewno wskazałbym na to, że taka sytuacja konsoliduje środowisko społeczeństwa obywatelskiego.
Współpracujemy mocniej, włączają się coraz to nowe osoby.
Ważna jest też rosnąca rola Trybunału Sprawiedliwości UE. Ta sytuacja motywuje go do rozwijania swego orzecznictwa w zakresie praw człowieka i niezależności sądownictwa, co wyjdzie i Polsce, i Europie na dobre. Wzrosła też społeczna świadomość roli Trybunalu Konstytucyjnego i wolnych sądów.
Warto przy tym dodać, że w swej XX-wiecznej historii w sporach z władzą skupialiśmy się przede wszystkim na kwestiach socjalnych, bytowych. Dopiero potem do postulatów dołączano prawa człowieka, wolność wypowiedzi, wolność zgromadzeń. Walki o swobody obywatelskie cały czas się uczymy.
Marcin Wolny – adwokat, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka od 2010 r., początkowo jako wolontariusz, a następnie prawnik w Klinice Prawa „Niewinność”, Programie Spraw Precedensowych oraz Programie Interwencji Prawnej; od 2019 r. odpowiedzialny za monitorowanie procesu legislacyjnego w obszarze praw człowieka, autor opinii prawnych dotyczących rozpatrywanych przez Sejm projektów ustaw, a także raportów nt. przestrzegania praw człowieka oraz zasady praworządności.
Źródło: własna
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.