Maciej Kuziemski: „Chcemy, by filantropia stała się w Polsce taką codziennością, jak mycie zębów” [wywiad]
Polska filantropia wchodzi w nowy etap. Zamiast „spray and pray” (rozpylania środków), pojawia się strategiczne myślenie i innowacyjne podejście. Maciej Kuziemski, szef Fundacji PKO Banku Polskiego, tłumaczy, jak jego organizacja i nowe pokolenie darczyńców zmieniają zasady gry, stawiając na długofalowe wsparcie i budowanie odporności społeczeństwa.
Nowe czasy dla filantropii
Magda Dobranowska-Wittels, portal.ngo.pl: – Jesienią zeszłego roku Igor Czernecki, prezes Fundacji EFC powiedział nam w wywiadzie, że rolą fundacji finansowanych z prywatnych pieniędzy nie jest wyręczanie państwa tam, gdzie ono zawodzi, a raczej finansowanie społeczeństwa obywatelskiego w obszarach, w których nie chcemy państwa. Oprócz sprawowania funkcji prezesa Fundacji PKO Banku Polskiego, jest pan także współzałożycielem Philantropy for Impact, która ma właśnie zachęcać filantropów do realizowania swojej misji w nowoczesny sposób, skłaniać do uaktualnienia wyobrażeń o swoim zaangażowaniu. Czy filantropi w Polsce to rozumieją?
Maciej Kuziemski, prezes Fundacji PKO Banku Polskiego: – Warunki uprawiania filantropii na całym świecie kompletnie się zmieniają. Od kilku lat obserwujemy wycofywanie się z Europy Środowej i Wschodniej dużych donorów, na przykład amerykańskich fundacji, takich jak Open Society Foundations.
Mam taką obawę, że jeśli chodzi o zachodnie zaangażowanie, to nie widzieliśmy jeszcze wszystkiego. Prywatni donorzy, tacy, którzy mają interesy w Stanach Zjednoczonych, zmieniają swoje podejście do finansowania zagranicznego, albo mogą to zrobić pod wpływem amerykańskiej administracji. Ma to ogromny wpływ na społeczeństwa obywatelskie w krajach takich jak Polska, które nieproporcjonalnie mocno polegały na środkach zagranicznych.
Według różnych szacunków ta dziura po amerykańskich środkach w samej Polsce wynosi od kilkunastu do kilkuset milionów dolarów.
Na pewno jest to moment, który powinien obudzić nasz filantropijny ekosystem. Zbiega się to w czasie z nowym etapem rozwoju polskiej filantropii. Pojawiają się nowi aktorzy, interesujący się tematami wykraczającymi poza tradycyjnie dotąd preferowane, czyli kulturę, sport i wąsko rozumianą edukację. W 2025 roku mamy w Polsce własnych donorów, którzy interesują się odpornością i spójnością społeczną, technologią i mediami, zmianami klimatu, postawami obywatelskimi. To jest jakościowa zmiana.
Jest ona pokłosiem trzech dekad fenomenalnego rozwoju Polski i dojrzałości rynku, ale także jest konsekwencją mobilizacji tego sektora. Organizacje takie jak Fundacja Batorego, Polska Rada Biznesu, czy właśnie Philanthropy for Impact od kilku lat starają się do takich działań mobilizować zarówno przedsiębiorców, osoby zamożne, jak i powstające organizacje, fundacje. To na pewno jasny punkt obecnego krajobrazu.
Niemniej, to trudny moment dla społeczeństwa obywatelskiego. Moment refleksji, również na temat źródeł finansowania. Czy w tak dynamicznie zmieniającej się sytuacji geopolitycznej, powinniśmy się opierać na prywatnych i rządowych środkach zagranicznych? Jestem przekonany, że tego rodzaju dyskusja będzie wkrótce dotyczyła również np. niemieckich fundacji politycznych, które są zaangażowane w Polsce. Jesteśmy na początku debaty o tym, jak budować własne, autonomiczne mechanizmy finansowania społeczeństwa obywatelskiego z udziałem środków unijnych, publicznych, ale też z udziałem kapitału prywatnego.
Z jednej strony mamy ESG, firmy powołują fundacje korporacyjne, zaczynają działać w sposób bardziej systemowy, mniej ad hoc, poszukują swojej niszy. Z drugiej, mamy sukcesję w polskim biznesie. Pierwszą tego typu w kontekście demokratycznego państwa od dwustu lat. I to właśnie tu upatruję źródło potencjalnej zmiany.
Młodsze pokolenia sukcesorów mają zupełnie inne wyobrażenie o tym, jak funkcjonować w biznesie w ogóle, a w świecie filantropijnym w szczególe.
To są osoby wyedukowane w systemie zachodnim, mają dużo większą wrażliwość na sprawy społeczne, środowiskowe, work-life balance, myślą o zdrowiu psychicznym.
Powiedział Pan, że donorzy zaczynają się interesować obszarami, wykraczającymi poza tradycyjnie przyjęte. Czy to się przekłada na coś konkretnego? Dyskusja jest oczywiście bardzo cenna i potrzebna, ale potrzebne są też konkretne ruchy. Wielu organizacjom trzeciego sektora po prostu brakuje pieniędzy i zaczynają się zastanawiać nad – jeżeli nie likwidacją – to w najlepszym razie ograniczeniem swojej działalności. A tam jest know-how i doświadczenie, których najbardziej teraz potrzebujemy.
– Widzę dużo aktywności związanej z organizacjami prodemokratycznymi. Warto wspomnieć o środowisku przedsiębiorców, którzy mają już dużo większą świadomość złożoności procesów, których jesteśmy częścią. Rozumieją, jak ważne jest, żeby Polska posiadała możliwie niezależne, autonomiczne i silne społeczeństwo obywatelskie.
Jako Fundacja PKO Banku Polskiego wsparliśmy interwencyjnie kilka podmiotów, które dotkliwie ucierpiały w wyniku amerykańskich decyzji, a jednocześnie wykonują absolutnie niezbędną pracę na przykład w kontekście mitygowania efektów powodzi na Dolnym Śląsku w ubiegłym roku.
Właśnie z myślą o wzmocnieniu polskiego trzeciego sektora, 15 września uruchamiamy konkurs grantowy „Korzenie jutra” na wsparcie instytucjonalne organizacji pozarządowych. To wyjście poza myślenie projektowe i związaną z nim niepewność. Te pieniądze mają trafić do NGO-sów nie na projekty, tylko na wzmocnienie ich stabilności, odporności i długowieczności – na rozbudowę zespołu, wzmocnienie kompetencji, stworzenie i wdrożenie nowych strategii. Przeznaczymy na ten program 15 milionów złotych. Chcemy w ten sposób wesprzeć ponad 30 organizacji. A to dopiero pierwszy z wielu naszych konkursów. O jego szczegółach można przeczytać na naszej stronie internetowej i w mediach społecznościowych.
A jaki jest, szczególnie w tym wymiarze finansowym, wpływ Philanthropy for Impact? Jakim Państwo dysponujecie zasobem?
– Philanthropy for Impact to jest po pierwsze społeczność. To projekt, który zaczął się od diagnozy, że dużo filantropii prywatnej dzieje się w sposób silosowy, ludzie ze sobą nie rozmawiają i nie współpracują, pomimo że mają zbieżne zainteresowania. Przez ostatnie trzy lata prowadziliśmy program edukacyjny dla osób, które chciały rozwinąć swoją działalność filantropijną. We współpracy z siecią innowatorów społecznych Ashoka oraz z wykładowcami z Harvard Kennedy School stworzyliśmy coroczny, trzymiesięczny program, który dziś ma już kilkudziesięciu alumnów z całego regionu. Ta społeczność jest największą wartością tej organizacji. Dzięki alumnom w polskim ekosystemie filantropijnym wiele się dzieje. Na przykład rozpoczęły się regularne spotkania polskich i czeskich filantropów, którzy dwa razy w roku wymieniają się doświadczeniami i decydują, w jakie działania się angażować, jakie działania finansować. Problemy naszego regionu nie zatrzymują się na granicach, są dla nas wspólne.
Nasi absolwenci założyli albo mieli udział w założeniu kilku fundacji grantodawczych lub operacyjnych. Myślę, że za sukces naszej społeczności można po części uznać ewolucję, którą przeszła Fundacja EFC Igora Czernickiego. Igor jest jednym z inspiratorów Philanthropy for Impact. W ciągu ostatnich lat Fundacja EFC przeszła od działalności operacyjnej do działalności grantodawczej w obszarach związanych z demokracją i z edukacją.
Naszą rolą jako Philanthropy for Impact jest facylitowanie takich zmian i doprowadzenie do tego, żeby odpowiednie osoby w odpowiednim momencie znalazły siebie nawzajem i mogły skutecznie działać. Jesteśmy zadowoleni z efektów tej pracy.
➡️Przeczytaj artykuły z cyklu „Filantropia na każdą kieszeń”
Myślenie strategiczne zamiast „spray and pray”
W wywiadzie dla Rzeczpospolitej mówił Pan m.in. o trendach, z którymi mamy do czynienia obecnie w filantropii, np. o współpracy między darczyńcami, ale też o włączaniu beneficjentów w cały proces grantodawczy. Przykłady jednego i drugiego mamy już na rynku polskim, bo z jednej strony jest Fundusz Polskich Organizacji Pozarządowych, z drugiej strony – Fundusz Feministyczny, który włącza swoich beneficjentów w proces grantodawczy. Fundacja Banku PKO przeszła w tym roku restrukturyzację. Czy te zmiany podążają za trendami?
– Trendy, które Pani wymieniła są dość awangardowe i rzadkie na polskim rynku. Szczególnie ten dotyczący włączania, dzielenia się władzą, wpływem na sposób alokowania środków pomiędzy grantodawcami a grantobiorcami.
Na pewno coraz ważniejsze jest wsłuchiwania się w potrzeby grantobiorców. Te relacje stają się dużo głębsze. Pamiętam, że jeszcze kilka lat temu standardem było, że relacja grantobiorca – grantodawca mogła w ogóle nie wyjść poza formularz papierowy wniosku, a później rozliczenia.
Teraz standardem jest poznać się, spotkać, lepiej zrozumieć, a w przyszłości może zapytać o zdanie w kontekście przyszłych grantów i dotacji, więc te relacje są coraz głębsze i wręcz familiarne. To oczywiście łatwiejsze w przypadku organizacji, które mają stosunkowo mało grantobiorców albo działają w trybie wieloletnim. Dla dużych grantodawców, jak Narodowy Instytut Wolności czy operatorzy funduszy norweskich, to jest szalenie trudne, a może wręcz nieosiągalne.
Widzę tu natomiast szansę dla prywatnych fundacji filantropijnych, dla indywidualnych filantropów i filantropek, którzy mogą działać w trochę innej skali, mogą znaleźć sobie jakąś niszę i kultywować te relacje. Jesteśmy na takiej drodze, ale ten punkt startu, zwłaszcza w kontekście fundacji korporacyjnych, jest wyzwaniem.
Czy to znaczy, że w Fundacji PKO BP zmiany nie idą aż tak daleko?
– Krok po kroku. Zaczynamy od przyjęcia nowej strategii, w myśl nowoczesnego modelu filantropii. Odchodzimy od modelu spray and pray w stronę jasnego określenia tego, czym się będziemy zajmować. Po pierwsze, chcemy wyjść naprzeciw wyzwaniom cywilizacyjnym, stojącym przed Polską. Po drugie, działać na rzecz precyzyjnie wyznaczonych grup docelowych. Po trzecie, powiązać działalność fundacji z rolą, jaką mamy do odegrania w ramach największego banku w Polsce, który jest naszym fundatorem.
Myślę o fundacji jako o „rozsadniku” zmiany wewnątrz całej grupy kapitałowej PKO Banku Polskiego.
To więc także myślenie o wpływie społecznym banku i o naszej odpowiedzialności.
Skąd potrzeba stworzenia nowej strategii?
– To element porządkowania i dopasowywania naszej organizacji do wyzwań współczesności. Stworzyliśmy ramy organizacyjne, żeby móc efektywniej wyznaczyć cele i planować ich realizację.
Natomiast w takim czysto praktycznym sensie to też był dla mnie pretekst, żeby poznać całą organizację, czyli cały bank, grupę kapitałową. Sposób realizacji tej strategii, czy jej sformułowania opierał się o głębokie konsultacje. Odbyliśmy ponad 30 spotkań z głównymi interesariuszami, żeby zrozumieć, jak ta instytucja w ogóle myśli o swojej roli w świecie, o działaniach społecznych, o filantropii. Chciałem, aby to, co będziemy robić nie było zawieszone w próżni, tylko osadzone w kulturze organizacji.
Jaka jest ta wartość dodana?
– PKO Bank Polski to dość wyjątkowa instytucja, ponieważ to jest największy polski bank na świecie. Nazwa jest zobowiązaniem. Jesteśmy obecni w każdym powiecie. Bank ma ponad 800 oddziałów. Badania pokazują, że każde gospodarstwo domowe ma placówkę banku w promieniu pięciu kilometrów. Dla mnie to jest wskazówka, że jesteśmy być może jedną z niewielu instytucji w Polsce, która może dotrzeć do społeczności lokalnych. Mówię o takich miejscach, w których jeszcze nie otworzyła się Żabka, a już nie dojeżdża PKS. To jest zobowiązanie, żeby myśląc o fundacji, uciekać od warszawocentryzmu i działać na rzecz zmiany w całej Polsce.
Kolejny atut to ludzie, którzy są naszym ogromnym zasobem. W PKO Banku Polskim jest prawie 26 tysięcy pracowników i pracowniczek, nierzadko pracujących w banku większość swojej kariery. To osoby, które dogłębnie znają potrzeby Polek i Polaków. Jednym z naszych zobowiązań jest więc myślenie o tym, jak ten zasób uruchomić. Nie tylko w kontekście wolontariatu korporacyjnego, ale też w kontekście realizacji strategii w partnerstwie z regionami, z biurami, oddziałami, etc.
Stawiać na lokalność, a nie na wspieranie systemowych zmian?
– Kawa nie wyklucza herbaty. Skala naszej organizacji pozwala nam być jednocześnie głównym kredytodawcą dla gospodarstw domowych, jak i jednym z największych podmiotów w private bankingu. Będziemy starać się robić różne rzeczy, eksperymentować, patrzeć, co działa i być organizacją uczącą się.
Kluczowe jest dla mnie, żeby myśleć o tym, gdzie nasze zasoby – finansowe, relacyjne, czy infrastrukturalne – mogą pomóc organizacjom osiągnąć skalę działań, której dotychczas nie miały.
Mamy możliwość dotarcia do ponad 12 milionów osób w Polsce – naszych klientów. Jesteśmy z nimi w codziennym kontakcie. Już w pierwszych działaniach, które realizowaliśmy w związku z zeszłoroczną powodzią na Dolnym Śląsku, okazało się, że są oni bardzo chętni, aby współdziałać.
Podjęliśmy na przykład bardzo prostą i bezpośrednią interwencję. Poprzez jedną z naszych aplikacji bankowych skierowaliśmy do klientów zapytania, czy chcieliby się włączyć w pomaganie powodzianom. W ciągu tygodnia otrzymaliśmy 40 tys. wpłat na ponad sześć milionów złotych. Jako fundacja zadeklarowaliśmy, że podwoimy tę kwotę, co sprawiło, że mamy obecnie jeden z największych i najdłużej działających polskich programów odpowiadających na skutki powodzi na Śląsku. Chcę bardzo mocno podkreślić, że my cały czas tam jesteśmy obecni. Gdy uwaga społeczna, publiczna jest gdzie indziej, bo cykl medialny ruszył dalej, potrzeby tam się nie kończą.
Bardzo ważne jest mieć cierpliwość do wspierania celów społecznych również wtedy, gdy nie ma już świateł fleszy.
Rozumiem, że to są metody na pobudzanie filantropii indywidualnej, nie tej wielomilionowej, tylko drobnej, ale regularnej. Czy to też jest w Waszej strategii?
– Tak, to jest jedna z moich największych nadziei. Chcemy dołożyć cegiełkę do zmiany kultury filantropijnej w Polsce. To jest oczywiście ciągły dialog. Wszyscy obywatele, konsumenci, czy klienci mają swoje zmartwienia, więc musimy myśleć o nieinwazyjnych sposobach dotarcia do nich.
Bardzo mi zależy na tym, żebyśmy używali naszych bankowych kanałów do promowania mądrej filantropii i tworzyli przestrzeń dla naszych klientów, żeby w prosty sposób mogli codziennie angażować się w ten sposób. Jesteśmy na etapie prac nad włączeniem różnych mechanizmów codziennego zaangażowania filantropijnego do centrum naszych produktów bankowych. Jestem dobrej myśli.
Od filantropii „insurekcyjnej” do codziennej rutyny
Wrócę jeszcze na chwilę do powodzi sprzed roku. Przypuszczam, że gdy te wydarzenia były nagłaśniane medialnie, to łatwiej było zachęcić klientów do wpłat na rzecz zalanych terenów. A jak to wyglądało później? Czy ta chęć długo się utrzymała?
– Doświadczenie powodziowe było szalenie pozytywne. Byłem zaskoczony tym, ile naszych klientów i klientek tak szczodrze reagowało na nasze pomysły. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że klęski żywiołowe, kataklizmy to momenty, w których polskie społeczeństwo wielokrotnie udowodniło, że potrafi się angażować.
Wyzwaniem jest doprowadzenie do tego, żebyśmy odchodzili od insurekcyjnego modelu dobroczynności na rzecz wprowadzania takich zachowań do naszej codziennej rutyny, żeby to było tak oczywiste, jak mycie zębów.
Jeżeli dobrze sobie radzę i zarabiam, to moim obowiązkiem jest dzielić się. A jak to robić? Może właśnie przy użyciu tych samych aplikacji bankowych, których używam do codziennych transakcji, do kupowania biletów transportu miejskiego, do płacenia za parking itd.
Jako Fundacja mamy tutaj dwie role. Z jednej strony, to promowanie filantropii, pokazywanie, jak uprawiać ją mądrze i że może ona mieć różne odcienie – to domena nie tylko osób wyjątkowo zamożnych. Z drugiej strony, to doprowadzenie do tego, żeby dzielenie się było możliwie łatwe, bezwysiłkowe.
To przy tej okazji zapytam o Waszą współprace z innymi organizacjami, także tymi lokalnymi. Na promocji postaw filantropijnych mogą oczywiście skorzystać wszyscy, ale – jak sam Pan zauważył – chodzi też o to, żeby było to łatwe. Łatwiej zatem będzie wpłacić na dużą fundację, jak Fundacja PKO Banku Polskiego niż szukać lokalnej organizacji. Mogą się pojawić zarzuty o drenaż tych filantropijnych zasobów. Klienci, do których trafiacie, będą wpłacali na Waszą fundację, która i tak jest duża.
– My nie zbieramy pieniędzy na siebie.
Zachęcacie do tego, żeby szukać organizacji gdzieś wokół siebie i je wspierać?
– Nie chcemy być organizacją, która przechwytuje fundusze, które mogłyby wspomóc mniejsze instytucje. Myślę o nas jako o pośredniku, który stara się, by ten filantropijny tort był większy. Żeby deszcz docierał tam, gdzie dotychczas nie docierał i pobudzał wzrost całego trzeciego sektora.
Dam przykład. Jesteśmy jako bank zaangażowani w wiele imprez biegowych, które sponsorujemy. To jest promocja zdrowego stylu życia. Jako fundacja przy tych imprezach biegowych organizujemy akcję charytatywną „Biegnę dla zdrowej głowy”, związaną z kryzysem zdrowia psychicznego. Myślimy o tym jako o komponencie budowania odporności społecznej. Moglibyśmy oczywiście zbierać środki na jedną, bardzo dużą organizację. Poszliśmy jednak inną drogą. Biorąc pod uwagę, że tych imprez biegowych jest kilkadziesiąt i dzieją się w całej Polsce, wspieramy niewielkie instytucje w regionach, żeby środki trafiały tam, gdzie inaczej mogłyby nie trafić.
I tak będziemy też działać w kontekście promowania codziennej filantropii. Będziemy zachęcali naszych klientów i klientki do zastanowienia się nad tym, co ich porusza i co ich interesuje. I będziemy, w porozumieniu z ekspertami, rekomendować organizacje społeczne, które tego wsparcia potrzebują, a mają dobrą reputację i mogą zyskać na relacji z naszymi klientami.
Planujecie w ten sposób wspierać konkretne projekty, czy też działalność statutową? Z punktu widzenia organizacji społecznych bardziej jest potrzebne to drugie.
– To jest wyzwanie. Logika filantropii korporacyjnej jest taka, żeby przede wszystkim wspierać projekty. Świat biznesu jest przyzwyczajony do projektów, które są opisane: mają początek, koniec, cele, rezultaty, można je rozliczyć. Skupienie się na wspieraniu działalności statutowej wymaga wyjścia poza tę logikę. W Polsce niestety nadal jest niewiele podmiotów filantropijnych, które są gotowe na przyznawanie prawdziwego core fundingu. Dlatego tym bardziej się cieszę, że zaczynamy nabór do „Korzeni Jutra”, a więc właśnie konkursu opartego o wsparcie instytucjonalne, core funding.
Na jakich obszarach chcecie się skupić?
– Mamy zidentyfikowane trzy obszary. Celowo są dość szerokie i pojemne. Pierwszy z nich to kompetencje przyszłości. Myślimy o przygotowaniu Polek i Polaków do mądrego funkcjonowania w XXI wieku we wspólnocie i na rynku pracy. To nauka krytycznego myślenia i podejmowania decyzji w sposób autonomiczny, oparty o wiarygodne źródła. To także edukacja finansowa, medialna, obywatelska, europejska, czyli próba sprawienia, żebyśmy jako społeczeństwo byli możliwie sprawczy i niezależni w tych setkach wyborów, które musimy podejmować każdego dnia.
Drugi obszar to odporność społeczna. To jest szeroka rama, w której zaczynamy od jednostki i zajmujemy się zdrowiem psychicznym. Trzeba dbać o siebie, żeby móc dbać o innych. Obszar ten dotyczy także zagęszczania relacji społecznych, budowania zaufania między jednostkami, zaufania do państwa, służby publicznej. Zrozumienia, dlaczego w ogóle potrzebujemy dóbr publicznych i osób, które będą o nie dbały. Aż po, z angielska mówiąc, preparedness, czyli przygotowanie na różne negatywne scenariusze i kryzysy. To ważne i oczywiste w kontekście sytuacji geopolitycznej, kryzysu klimatycznego, suszy, powodzi i innych wyzwań, które przed nami stoją.
Trzeci filar to inkluzywny rozwój, związany z tym, jakiego rodzaju instytucją jesteśmy – jak dużą i jak obecną w całej Polsce. To lokalność, spójność społeczna, wyrównywanie szans, tak żebyśmy jako kraj równomiernie się rozwijali. To też próba wzięcia udziału w debacie o modelach rozwoju. O tym, w jaką stronę zmierzamy jako państwo i jako społeczeństwo.
Jednym z wymienionych przez Pana obszarów jest budowanie odporności. W tym kontekście wsparcie instytucjonalne wydaje się dość kluczowe…
– Tak, zgadzam się. Przyglądamy się, jak możemy mobilizować różnorakie zasoby jako grupa kapitałowa, żeby być tym partnerem dla organizacji pozarządowych. Zaczynamy też wchodzić w partnerstwa, które wzmocnią społeczeństwo obywatelskie. Wspieramy na przykład POP Fund, organizowany przez Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej. W nowej odsłonie fundusz skupia się właśnie na odporności, budowaniu zasobności organizacji społecznych i ich gotowości na różne scenariusze.
Przeprowadziliśmy badania, jak wyglądała reakcja społeczeństwa obywatelskiego na powódź na Śląsku. Badanie to przygotował dla nas Kuba Wygnański z Fundacji Stocznia. Wyniki wskazują, jak ważne jest zaufanie, sąsiedzkość, znajomość siebie nawzajem, własnych zasobów, a także elastyczność. Okazało się na przykład, że najlepiej przygotowani do działania byli organizatorzy festiwali muzycznych, organizacje kulturalne. Dom Kultury, który w dobrych czasach jest miejscem spotkań i organizacji wydarzeń, w złych czasach zmienia się w noclegownię, punkt wydawania jedzenia, paczek, planowania logistyki etc, bo po prostu ma do tego zaplecze. Bardzo zależy mi na tym, żebyśmy pamiętali, że instytucje społeczne i instytucje kultury mają szalenie ważną rolę w budowaniu zbiorowej odporności.
Czy macie jakieś sposoby, żeby zainteresować rządzących wynikami tych badań?
– Jestem generalnie optymistą. Widzę otwartość na te tematy. W programie polskiej prezydencji w UE bezpieczeństwo i odporność grały ważną rolę i to właśnie w sposób, który włącza organizacje społeczne. Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach. Myślę, że rolą naszej organizacji i innych, podobnych, jest zbierać tę wiedzę, dobre praktyki, a później starać się je wzmacniać i sprawić, aby przerodziły się w stałą praktykę.
Maciej Kuziemski – prezes Fundacji PKO Banku Polskiego. Ekspert w dziedzinie filantropii i polityk publicznych. Absolwent Uniwersytetu Oksfordzkiego (public policy) oraz Uniwersytetu Warszawskiego. Był stypendystą programu Fulbrighta oraz Fundacji Obamy. Jest współzałożycielem organizacji Philanthropy for Impact, której celem jest promowanie nowoczesnej, strategicznej filantropii w Europie Środkowej. Zasiada w radach organizacji pozarządowych, takich jak Aspen Institute Central Europe, Harvard Club of Poland czy Koalicja na rzecz Polskich Innowacji.
Źródło: informacja własna ngo.pl