Dyskurs oparty na strachu sprawia, że kwestie LGBT+ były, są i będą papierkiem lakmusowym jakości przywództwa, debaty publicznej oraz dojrzałości sceny politycznej w Polsce. Solidarność, odwaga i zwykła ludzka empatia – czyli wartości stanowiące fundament działania organizacji społecznych – są najlepszą receptą na rzeczywistą zmianę.
Organizacje społeczne reprezentujące społeczność LGBT+ już wiele lat temu przekonały się, że linie „ideologicznego podziału”, tak skutecznie rozpalającego wyobraźnię mediów i sporej części społeczeństwa, nie są wcale tak jasne, jak mogłoby się wydawać. Historia kolejnych projektów ustaw, które mogłyby rozwiązać najbardziej elementarne problemy i zapewnić minimum bezpieczeństwa osobom LGBT+, jasno wskazuje, że bez względu na rozłożenie mandatów w sejmowych ławach, sprawy takie jak rozpoznanie przez polskie prawo rodzin gejów, lesbijek i wychowywanych przez nie dzieci, uregulowanie procesu uzgodnienia płci osób transpłciowych, zaadresowanie problemu samobójstw i depresji młodych osób LGBT+, czy nawet ochrony przed przestępstwami motywowanymi uprzedzeniami nie mieści się w wizji Polski dwóch głównych ugrupowań.
Uprzedzenia ponad podziałami
Warto przypomnieć, że podczas gdy kolejne kraje Unii Europejskiej wprowadzały do swojego ustawodawstwa związki partnerskie i równość małżeńską, w Polsce kolejne rządy albo unikały tematu jak ognia, albo wykorzystywały go jako straszak, snując wizje utraty tożsamości i powtarzając refren o tym, że społeczeństwo nie jest gotowe. Jeszcze przed nastaniem epoki duopolu pierwszy projekt ustawy o związkach partnerskich w sejmowej zamrażarce skutecznie zamknął marszałek Cimoszewicz, co wskazywałoby na głębsze korzenie problemu. Brak wizji, odwagi i przywództwa polskiej klasy politycznej uwydatnia porównanie do brytyjskich torysów i niemieckich chadeków. Pomimo dyskusji miejscami bardzo przypominających tę z naszego podwórka, partie te wprowadziły równość małżeńską w swoich krajach. To nie tylko wynik bardziej otwartych społeczeństw, lecz przede wszystkim jakości przywództwa i debaty publicznej.
Jednak zamiast szukać źródła różnic między zachodnimi i polskimi konserwatystami w bliżej nieokreślonej „odmiennej mentalności” i „różnicach cywilizacyjnych”, warto pochylić się nad rosnącym rozdźwiękiem pomiędzy stanowiskiem polityków i polityczek a nastrojami społecznymi.
Podczas gdy badania społeczne wskazują na rosnące poparcie Polek i Polaków dla związków partnerskich i równości małżeńskiej (odpowiednio 56 i 41%, IPSOS dla Oko.press), również w elektoratach partii duopolu, stanowisko PO i PiS w obu tych kwestiach pozostaje niezmienne. Co więcej, język, jakim posługują się obie – rzekomo tak skrajnie różne – strony politycznej barykady, gdy mowa o osobach LGBT+, nieustannie stanowi zlepek uprzedzeń, plotek i mądrości wyniesionych ze szkolnego boiska. Partie nie potrafią i nie chcą przyswajać wiedzy, ponieważ wiedza nie jest dla nich wartością. Stwierdzenie, że brak wiedzy wzmacnia uprzedzenia, jest tutaj równie trafne, co banalne.
Jedność, czyli jednolitość
Dobrym przykładem tego zjawiska są protesty w obronie niezależności sądów, na których pojawiały się tęczowe flagi. Ten prosty gest wsparcia społeczności LGBT+ dla idei praworządności i szacunku do Konstytucji (tak często mylnie przytaczanej jako wymówka dla braku równości małżeńskiej) nieraz budził niechęć obrońców demokracji. Powracały zarzuty o „obnoszenie się” i „tworzeniu niepotrzebnych podziałów”, które osoby LGBT+ znają już jak zły szeląg.
Po raz kolejny doświadczaliśmy efektów nieodrobionej lekcji z różnorodności i nieprzyswojenia kilku prostych zasad: 1) to, że się różnimy, nie znaczy, że nie możemy współpracować, 2) prawo do godnego i bezpiecznego życia nie jest kwestią światopoglądu, lecz podstawą praw człowieka, 3) demokracja to rządy większości z poszanowaniem praw mniejszości.
Tymczasem już sama obecność osób LGBT+ JAKO LGBT+ (a nie domyślnie heteroseksualnych, „normalnych” prodemokratycznych Polek i Polaków) okazała się wyzwaniem dla mozolnie budowanej jedności.
Co gorsza, tak pojęta jedność prodemokratycznych sił była lustrzanym obliczem lęków o jedność narodu (a raczej Narodu) napędzanych przez PiS i ugrupowania skrajnie prawicowe. W obu tych wizjach osoby LGBT+ należało zepchnąć na margines widoczności tak, aby albo zaczekały na jakieś kolejne „później”, albo zniknęły w ogóle.
Jak widać świadomość tego, że kwestie orientacji i tożsamości nie redukują się do tego, „co kto robi w łóżku”, lecz dotyczą podstaw funkcjonowania w życiu społecznym – od szpitala, przez urzędy, po szkoły i przedszkola – przebija się skutecznej do Polek i Polaków, niż do partyjnych działaczy.
Jedną z cech duopolu jest właśnie niemożność dostrzeżenia charakterystycznej dla obu stron awersji do tego, co (ich zdaniem) inne. Zasklepianie się w iluzorycznej wizji jedności jako kompletnego braku różnic oraz – co chyba najbardziej dotkliwe – odrzucenie wartości takich jak empatia, wrażliwość na krzywdę i solidarność, w imię zwierania szyków i egzekwowania bezwzględnej lojalności to zjawiska, które szkodzą wszystkim. Nie tylko naszej społeczności.
Zmiana, w którą nikt nie wierzy
Change we can believe in – kampanijne hasło Baracka Obamy, odwołujące się z jednej strony do kreującej wspólnotę pozytywnej wizji, a z drugiej do ideału zmiany na lepsze, skupia jak w soczewce problem wpływu polityki na świadomość i nastroje społeczne. Slogan Obamy porwał tłumy, bo był obietnicą czegoś więcej, wezwaniem do wyjścia poza status quo i wykonania skoku wiary. Był zatem również wezwaniem do podjęcia pewnego ryzyka.
Wbrew temu, co lubią powtarzać partyjni działacze i działaczki, ich słowa nie tyle oddają to, co myślą ich wyborczynie i wyborcy, lecz raczej kreują sposób myślenia elektoratu. Jakże często przekazy dnia wskazują na wrogów, wyznaczając granice narodowej/prodemokratycznej wspólnoty i stygmatyzując tych, którzy do niej nie mogą należeć.
Być poza wspólnotą to tyle, co być poza prawem, poza dyskursem, poza obszarem widoczności. Głos spoza granicy wspólnoty jest odbierany jak atak, a postulat równości jest postrzegany jako żądanie nienależnego przywileju.
Logika duopolu zakłada, że każdy ruch w kierunku bardziej progresywnej polityki równościowej musi rozbijać się o mur lęków, stojący na wytyczonych w ten sposób granicach „naszej” wspólnoty. Głos innego wywołuje poczucie zagrożenia, bo kwestionuje wyimaginowaną Jedność, nieważne czy Narodu (PiS), czy opozycji (PO). Na tak zaaranżowanej szachownicy rzeczywiście nie ma miejsca na żadne nowe posunięcie. Możliwe są wyłącznie lustrzane roszady.
Jak uwierzyć w zmianę, która znajduje się poza granicami tego, co w ogóle możliwe? Trudno mi wyobrazić sobie lepszych adresatów i adresatki tego pytania niż osoby z organizacji społecznych. Ludzi niemal z definicji zajmujących się sprawami beznadziejnymi lub przynajmniej niezmiernie trudnymi.
Aktywistki i aktywistów przyzwyczajonych do tego, że zmiana wychodzi od nas, a konkretniej z naszej pracy i uporu, którymi reagujemy na niesprawiedliwość i znieczulicę. Organizacje społeczne wierzą w zmianę, nawet najtrudniejszą, przede wszystkim dostrzegają problem i nie boją się z nim konfrontować, chcą się uczyć i poszerzać granice tego, co możliwe.
Warszawska Deklaracja LGBT+ między młotem a kowadłem
Jako organizacja rzecznicza od 10 lat działająca na rzecz społeczności LGBT+ niejednokrotnie przekonywaliśmy się w Miłość Nie Wyklucza, że jedyną obroną przed plemienną narracją jest rzeczywista apartyjność, niezależność od finansowania publicznego i kontakt z naszą społecznością. Jednocześnie kierując się zasadą „rozmawiamy ze wszystkimi, którzy chcą rozmawiać z nami” oraz upierając się przy przejrzystości w kontaktach z politykami i polityczkami (rozmowy zakulisowe zbyt często wypaliły nam w twarz), wiemy, że nie jesteśmy wygodnym partnerem do rozmowy dla nikogo.
Nie powinno zatem dziwić, że byliśmy już uznani za „przybudówki” kolejno SLD, Partii Zielonych, Ruchu Palikota, PO, a ostatnimi czasy nawet za piątą kolumnę PiS-u – przecież tak działa plemienna logika, dyktująca zasady funkcjonowania debaty publicznej i sceny politycznej. Nie jest to efekt duopolu. To duopol jest konsekwencją spolaryzowanego, niemerytorycznego, lękowego, a miejscami obskuranckiego języka i zwykłego nieuctwa.
Podpisanie Warszawskiej Deklaracji LGBT+ przez prezydenta Trzaskowskiego po prawie ośmiu miesiącach koordynowanych przez nasze stowarzyszenie rozmów pokazuje, że wyjście z tego impasu jest jednak możliwe. Trudno powiedzieć, czy kunktatorstwo i strach Platformy Obywatelskiej tym razem ustąpiły liderskiej wizji, „świeżej krwi”, czy zwykłej przedwyborczej kalkulacji. Jednak jako strona społeczna mamy pewność, że filozofia pracy rzeczniczej oparta na transparentności, kontakcie i komunikacji ze społecznością LGBT+, dla której staramy się pracować, oraz asertywnym, rzeczowym i merytorycznym (nie bojaźliwym, emocjonalnym i ideologicznym) formułowaniu naszych propozycji doprowadziła do sukcesu.
Nienawistna i kłamliwa nagonka na Deklarację i całą społeczność LGBT+, której jesteśmy teraz świadkami i świadkiniami, jest też dla nas ważnym sygnałem – trafiliśmy w czuły punkt. Przez chwilę ktoś w Polsce mógł usłyszeć, że warszawski dokument to odpowiedź na lata zaniedbań, które odbijają się życiu dużej grupy obywateli i obywatelek.
Ktoś mógł dowiedzieć się, że dzieci chorują i są prześladowane w szkołach i domach rodzinnych z powodu swojej tożsamości lub orientacji. Ktoś mógł usłyszeć, że sprawy LGBT+ to nie są przywileje, lecz równe prawa do bezpiecznego życia, które dla większości z nas są tak oczywiste, że nawet ich nie zauważamy.
Czy podobnie, jak w przypadku migrantów i uchodźców, uda się zdehumanizować całą rzeszę ludzi, którzy po prostu chcą bezpiecznie i godnie żyć? Tylko od nas i naszej umiejętności wyjścia poza koleiny przekazów dnia zależy, czy trwająca kampania nienawiści okaże się skuteczna.
W końcu odwaga, solidarność i empatia to nie są cechy jakiejś partii, lecz każdego i każdej z nas. I tylko na nie – tylko na nas i na Was – możemy dziś liczyć.
Hubert Sobecki – współprzewodniczący Stowarzyszenia Miłość Nie Wyklucza (MNW). Odpowiada za realizację „Strategii wprowadzenia równości małżeńskiej w Polsce”.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Źródło: inf. własna
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.