Jak działać w duopolu? Dowiedliśmy, że reprywatyzacja to wspólny problem
Nie wpisywaliśmy się w narracje partyjne, wskazując, że odpowiedzialność za problem reprywatyzacji spoczywa na całej polskiej klasie politycznej, która przez swoją krótkowzroczność nie była w stanie wypracować przepisów wygaszających roszczenia do zwrotu nieruchomości. W ten sposób udało nam się utrzymać niezależność od jednej i drugiej strony konfliktu politycznego.
Czy jedynym przejawem partyjnego duopolu w Polsce są wysokie wyniki wyborcze PiS i PO w kolejnych wyborach od 2005 roku w górę? Niestety nie. Dwupartyjność jest aktualnie nie tylko cechą polskiego systemu politycznego, ale również sposobem myślenia i ustawiania debaty publicznej przez bardzo dużą część polskich dziennikarzy, którzy każdy temat (jak złożony by nie był) starają się sprowadzić do prostych, znanych od lat schematów, wpisujących się w linię podziałów między „liberałami” i „patriotami”, „establishmentem” i „ludem”, etc.
Reprywatyzacja ponad podziałami
Jako członkowie Stowarzyszenia Miasto Jest Nasze, wielokrotnie mogliśmy doświadczyć na własnej skórze, jak działa ten mechanizm. Ciekawym jego przykładem był sposób, w jaki media sprzyjające dzisiejszej opcji opozycyjnej opisały zorganizowany na sesji Rady Warszawy oddolny protest przeciwko zwrotom miejskich nieruchomości i antylokatorskiej polityce Ratusza. Obecni na sesji członkowie organizacji lokatorskich i MJN zostali opisani w mediach sprzyjających Platformie jako „działacze PiS”.
Również dzisiaj problem reprywatyzacji, z którym od trzech dekad nie potrafią sobie poradzić władze na poziomie warszawskiego Ratusza i państwa, jest często opisywany jako „afera PO” albo „afera PiS”.
Z tego wzajemnego przerzucania się odpowiedzialnością między dwiema stronami konfliktu politycznego oczywiście nie wynika zbyt wiele, ale zauważmy, że jeszcze kilka lat temu w mediach nie było przecież mowy o żadnej „aferze reprywatyzacyjnej”. Nie był to przypadek – cały proceder dobrze wpisywał się w agendę jednej i drugiej dużej partii – dla PO korzyści związane z reprywatyzacją polegały między innymi na redukcji kosztów związanych z zarządzaniem miejskim zasobem lokalowym (zamieszkanym w większości przez wyborców mocno sceptycznych wobec programu Platformy nastawionego przede wszystkim na uwzględnianie interesów klasy średniej). Z drugiej strony, dla dużej części PiS reprywatyzacja była przede wszystkim naprawianiem krzywd wyrządzonych przez reżim komunistyczny.
Wspólna odpowiedzialność, wspólny problem
Jak więc udało się przełamać duopolową zmowę milczenia dotyczącą reprywatyzacji? Dlaczego media w większym stopniu zwróciły uwagę na to, co w tej sprawie miała do powiedzenia organizacja taka jak MJN, niż na postulaty działaczy lokatorskich, którzy już wiele lat wcześniej wskazywali na liczne nieprawidłowości i ogromne koszty społeczne związane z reprywatyzacją?
Po pierwsze, udało nam się przekonać opinię publiczną do tego, że problem dotyczył wszystkich mieszkańców Warszawy, a nie tylko lokatorów miejskich kamienic – utrata szkoły, skweru czy cennego zabytku jest odczuwalna przez wszystkie klasy społeczne.
Wydaje się, że przy dosyć niskim poziomie empatii w polskim społeczeństwie jest to warunek absolutnie konieczny do tego, by nagłośnić jakikolwiek problem. Zwrócenie uwagę na powszechność konkretnego problemu dało również bardzo dobry efekt przy pracy nad innymi tematami, które udało nam się dorzucić do agendy politycznej, takimi jak zanieczyszczenie powietrza, masowa wycinka drzew na skutek wprowadzenia tak zwanego Lex Szyszko czy nadmierne uprzywilejowywanie przez kolejne władze państwowe i samorządowe deweloperów (co wynika z braku dobrze organizujących przestrzeń publiczną planów miejscowych i przyjmowania regulacji takich jak Lex Deweloper).
Po drugie, udało nam się zbudować i konsekwentnie przekazywać spójną narrację, w której pokazywaliśmy, że 70 lat po II wojnie światowej trudno mówić, by reprywatyzacja naprawiała czyjeś rzeczywiste krzywdy, natomiast generuje ogromne straty w przestrzeni publicznej miasta i jego tkance społecznej. Co gorsza, cały proceder często odbywał się z rażącym naruszeniem prawa. W końcu, nie wpisywaliśmy się w narracje partyjne, wskazując, że odpowiedzialność za problem reprywatyzacji spoczywa na całej polskiej klasie politycznej, która przez swoją krótkowzroczność nie była w stanie wypracować przepisów wygaszających roszczenia do zwrotu nieruchomości.
W ten sposób udało nam się utrzymać niezależność od jednej i drugiej strony konfliktu politycznego.
Co się dzieje, gdy jakiś problem udaje się już skutecznie nagłośnić? Z naszego doświadczenia wynika, że duże partie starają się wtedy taki temat przejąć i wprowadzić go do własnej agendy.
Czy zawsze dzieje się to ze szkodą dla sprawy albo kończy w sferze obietnic wyborczych? Wydaje się, że nie – pozostając przy temacie reprywatyzacji, żeby tak stwierdzić, musielibyśmy zignorować fakt, że warszawski Ratusz wstrzymał zwroty budynków z lokatorami, a członkowie PiS przygotowali projekt ustawy dającej podstawę prawną do takiego ruchu. Nie jest to pełen sukces (takim byłoby przyjęcie ustawy reprywatyzacyjnej i zapewnienie zadośćuczynienia poszkodowanym lokatorom), ale jak na trudne, duopolowe warunki to wciąż niezły rezultat.
Mikołaj Paja – członek Stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. W swojej działalności społecznej skupia się na problemach polityki mieszkaniowej i pomocy lokatorom, poprzez między innymi nagłaśnianie istotnych problemów społecznych takich jak antylokatorskie zmiany w prawie czy skutki zwracania przez miasta budynków z lokatorami.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.