Disco polo a sprawa polska. Nieco polemicznie z Magdaleną Okraską
Sprawa wydaje się prosta: nikt nie zmusza nikogo do słuchania i oglądania, a na drugi dzień po „Sylwestrze Marzeń” Telewizja Publiczna na drugim kanale – jak zawsze – transmitowała przecież noworoczny koncert filharmoników wiedeńskich. Z akcentem na „wydaje”.
Dwa tygodnie temu opublikowaliśmy felieton Magdaleny Okraski „Z kamerą wśród zwierząt, czyli klasa średnia patrzy na wieś”. Wywołał żywą dyskusję w mediach społecznościowych, choćby pod postem, który, zgadzając się z autorką, opublikował na Facebooku Szczepan Twardoch.
To dobry moment, by przypomnieć, że w każdy czwartek publikujemy komentarze o szerokiej tematyce i ciekawi Waszego zdania, jesteśmy otwarci na polemikę. I ja – po części podzielając zdanie Magdaleny Okraski, a wobec innych jej tez pozostając nieprzekonaną – dziś nieco polemicznie.
Sprawa wydaje się prosta, ale...
31 grudnia na Twitterze wybuchł gorący spór o „Sylwestra marzeń”. A nawet histeria, bo jak inaczej nazwać np. wpis Hanny Lis? Telewizyjną imprezę w rytmach disco polo komentowała w stylu typowym dla polskiej debaty publicznej, a więc nadużywając analogii historycznych, kreśląc je bez żadnego uzasadnienia: „Sowieci i hitlerowcy wymordowali lwią cześć polskiej inteligencji. Ciąg dalszy nastąpił za komuny. Dzieło domyka towarzysz Kurski. Bez jednego wystrzału”.
Magdalena Okraska ma rację pisząc, że w ocenach środowisk, które nazwiemy tu szeroko liberalnymi, są całe pokłady pogardy wobec słuchaczy tego gatunku muzycznego. Tej samej, którą okazują wykluczonym ekonomicznie po 1989 roku Polkom i Polakom czy rodzinom korzystającym z programu 500 plus. Co więcej, przeważnie towarzyszy temu założenie, że tylko elektorat jednej określonej partii dobrze się przy disco polo bawi, a to i powyższe tylko umacniają jej władze.
Sprawa wydaje się prosta: nikt nie zmusza nikogo do słuchania i oglądania, a na drugi dzień po „Sylwestrze Marzeń” Telewizja Publiczna na drugim kanale – jak zawsze – transmitowała przecież noworoczny koncert filharmoników wiedeńskich. Z akcentem na „wydaje”. Bo – przechodząc do sedna – problemy są dwa: 1. Disco polo jest służącym realizacji doraźnych celów politycznych narzędziem w rękach PiS. 2. Nabierająca się na haczyk Jacka Kurskiego pogardzająca, a nie merytoryczna opozycyjna ryba.
Magdalena Okraska ma po części rację pisząc, że obecna władza mówi społeczeństwu „Jesteście w porządku tacy, jacy jesteście”. Nazywam to inaczej: schyliła się po latami pogardzanych.
Ale melodie disco polo nuci, kierując się prostym rachunkiem politycznym – znów antagonizuje społeczeństwo, w co opozycja i otaczający ją komentariat wchodzą jak w masło. Jest jeszcze coś: jedna z fundamentalnych cech prawicy, a więc dążenie do zawłaszczenia przestrzeni symbolicznej (vide polityka historyczna). Więcej w tym wszystkim jednak populizmu niż szczerej akceptacji.
A czy można disco polo nie lubić tak po prostu?
I nie miałabym zupełnie żadnego problemu z tym, że TVP transmituje koncert Zenka Martyniuka, gdyby nie mocno zaburzone z wymienionych wcześniej powodów proporcje: czy dzień w dzień widzowie „Wiadomości” muszą oglądać kolejne materiały – często więcej niż jeden w bieżącym wydaniu – o jego występach czy premierze wyprodukowanego nomen omen przez Telewizję Publiczną filmie, poświęconym jego życiu?
Czy tak ma wyglądać główne wydanie programu informacyjnego w państwowej telewizji? Przecież cała towarzysząca temu otoczka, którą buduje Jacek Kurski, jest groteskowa. Nie rozmawiamy o jego prywatnym kanale, ale opłacanej z abonamentów Polek i Polaków stacji.
Czy choćby połowę tego czasu antenowego, co poświęca się disco polo, dedykowano Oldze Tokarczuk?
Powoli kończąc – Magdalena Okraska stwierdza: „Nie wolno za to disco polo po prostu, nieironicznie lubić”. Odwrócę to, stawiając pytanie, nie tylko do autorki, ale również do tych, o których pisała: a czy można disco polo nie lubić tak po prostu?
I już zupełnie stawiając kropkę, coś, z czym zakładam, że autorka felietonu się zgodzi, bo sama dotknęła tego problemu: nie słychać z szeregów opozycji (a przynajmniej jej liberalnej części, bo sprawa, o której w tym miejscu piszę jest obecna w lewicowej agendzie) żadnych propozycji alternatywnych, nie mówi się o takich konsekwencjach likwidacji połączeń autobusowych i kolejowych w latach 90., jak utrudniony dostęp do kultury wysokiej czy wreszcie kosztach – jestem w stanie wyobrazić sobie, że niektórzy mogli z niej skorzystać po raz pierwszy dzięki programowi 500 plus.
Estera Flieger – redaktorka naczelna publicystyki w portalu organizacji pozarządowych ngo.pl, dziennikarka, przez blisko cztery lata związana z „Gazetą Wyborczą”, współpracuje z Oko.press, gdzie pisze o polityce historycznej, publikowała w „The Guardian”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, „Newsweeku Historii” i serwisie Notes From Poland.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.