Znaczna część z tych, którzy mieli szansę korzystać z home office już wróciła do biur. Warto też pamiętać, że „zdalka” to domena tylko niewielkiego fragmentu rynku pracy.
W obliczu wysokiej inflacji wydaje się, że nieco zapomnieliśmy już o pandemii. Koronawirus przestał zbierać tak ponure żniwo, jak miało to miejsce jeszcze kilka, kilkanaście miesięcy temu. Wydaje się, że powoli świat zaczyna wracać do przedcovidowej normalności, choć oczywiste jest, że niektóre jego części nigdy już nie będą takie jak wcześniej.
Pomijam tu oczywistą kategorię oceanu cierpienia, śmierci i pogorszonej jakości zdrowia. Wszystkie te rzeczy dotknęły dziesiątki milionów osób (szacuje się, że z powodu koronawirusa od początku pandemii zmarło ponad 6,5 mln osób na świecie) i bez wątpienia pozostaną one broczącą raną jeszcze przez lata.
Covid był jednak (wciąż jest, ale w lżejszej formie) nie tylko kryzysem zdrowotnym. Swoje piętno odcisnął też na gospodarce. W tym miejscu można choćby wspomnieć o tym, że to właśnie pandemia stanowiła najważniejszą początkową przyczynę inflacji, podbitą później między innymi przez rosyjską agresję na Ukrainę.
Jedną ze sfer dotkniętych przez koronawirusa był rynek pracy. Wskutek lockdownów bardzo wielu z nas przeszło na pracę zdalną. Mało tego, spora część z pracowników, którzy opuścili biura już do nich nie wróciła. A przynajmniej taka wydaje się dominować narracja w głównonurtowych mediach.
Znaczna część z tych, którzy mieli szansę korzystać z home office już wróciła do biur
Tymczasem to nie do końca prawda. Rzeczywiście, pracy zdalnej jest więcej niż było przed pandemią. Jednak znaczna część z tych, którzy mieli szansę korzystać z home office już wróciła do biur. Warto też pamiętać, że „zdalka” to domena tylko niewielkiego fragmentu rynku pracy.
Zgodnie z danymi Głównego Urzędu Statystycznego w czerwcu 2022 w związku z pandemią zdalnie wykonywało swoje obowiązki 3,8 procent wszystkich pracowników. I było to o 3 punkty procentowe mniej niż w czerwcu 2021. Z kolei w grudniu 2021 zdalnie pracowało niemal 7 procent osób, a rok wcześniej było ich o niemal 4 procent więcej. Wniosek jest prosty – wracamy do biur.
Warto jednak zaznaczyć, że według danych GUS w grudniu 2020, w jednym ze szczytowych momentów pandemii, w naszym kraju pracę zdalną wykonywało najwyżej kilkanaście procent osób.
Nie połowa, czy większość z nas, a kilkanaście procent! Warto o tym pamiętać, kiedy myślimy o transformacji całego rynku w kierunku „home office”.
Zobaczmy w jakich branżach „zdalka” jest najbardziej rozpowszechniona.
Większość z nas wciąż będzie musiała chodzić do biur i fabryk
Według GUS największy odsetek osób pracujących spoza biura cechuje – jak nietrudno się domyślić – branżę IT. W drugim kwartale bieżącego roku nieco ponad 40 proc. osób z tego sektora nie musiało pojawiać się w swoich firmach.
Na „zdalkach” pracuje też dużo osób zatrudnionych w sektorze działalności finansowej i ubezpieczeniowej – około 22 procent. Dodatkowo około 18 procent osób parających się nauką, działalnością techniczną i profesjonalną (consulting, analizy) mogło sobie pozwolić na luksus pracy z domu. W przypadku reszty zawodów odsetek pracujących na home office nie przekraczał 5 procent.
A jak wygląda ta sprawa w porównaniu międzynarodowym? Według informacji Eurostatu za rok 2020 (najświeższe dane) średni odsetek osób pracujących głównie z domu w Unii Europejskiej wyniósł 12,3 procent. Według Europejskiego Urzędu Statystycznego w Polsce było to około 9 proc. Na szczycie tabeli znalazły się: Finlandia (ponad 25 procent), Luksemburg (ponad 23 procent), Irlandia (ponad 21 proent.), Austria (prawie 18 procent) i Holandia (prawie 18 procent). Stawkę zamykały takie kraje jak Bułgaria (zaledwie 1 procent), Rumunia (2,5 procent) i Chorwacja (nieco ponad 3 procent) i Węgry (niecałe 4 proc.).
Co wyłania się z tego obrazu? Kraje, w których najwięcej osób pracuje zdalnie to najzamożniejsze państwa Europy (i jednocześnie świata). Kraje, gdzie „zdalką” cieszy się niewielu to kraje biedniejsze, postsowieckie, takie, które weszły do Unii całkiem niedawno.
Pod spodem jest czynnik, który wyjaśnia tę układankę. Pamiętacie państwo, że w Polsce największy odsetek osób pracujących poza biurem jest domeną IT, nauki, finansów i działalności profesjonalnej? Im bardziej rozwinięty kraj, im wyższy ma PKB per capita, tym więcej osób pracuje w tych waśnie sektorach, co wynika z umiejscowienia danego państwa w łańcuchu wartości. Państwa bogate to te, w których dużą część rynku pracy stanowią zajęcia kognitywne, związane z badaniem, rozwojem, marketingiem i optymalizacją. Kraje biedniejsze to „podwykonawcy”, gdzie znacznie więcej osób pracuje w fabrykach lub przy pracach znacznie prostszych wymagających obecności na pracownika na miejscu.
Polski Instytut Ekonomiczny zauważa, że w naszym kraju istnieje duży potencjał do rozwoju prac zdalnych. Wnioskuje to na podstawie średniego unijnego odsetka osób pracujących w ten sposób. I rzeczywiście, prawdopodobnie wraz z bogaceniem się naszego kraju i przesuwaniem się w górę w ramach łańcucha wartości będzie się w Polsce pojawiać coraz więcej prac w branży IT, czy w branży profesjonalnej.
Pomimo tego więc, że spora część z tych, którzy trafili na pracę zdalną podczas lockdownów wraca do pracy, to w przyszłości należy się spodziewać zwiększenia odsetka pracujących z domu. Pamiętajmy jednak, że nawet za kilka – kilkanaście lat będzie to tylko kawałek rynku. Większość z nas wciąż będzie musiała chodzić do biur i fabryk.
I należy to mieć zawsze na uwadze myśląc nie tylko o przyszłości, ale o teraźniejszości – nie wszyscy żyjemy w eksperckiej bańce, gdzie wysokie wynagrodzenia i wygody w stylu home office są oczywistością.
Kamil Fejfer – publicysta piszący o pracy, nierównościach społecznych i gospodarce, autor książek: „Zawód. Opowieści o pracy w Polsce” oraz „O kobiecie pracującej”. Obecnie pracuje nad książką na temat przejawów zmiany klimatu w Polsce.
Źródło: informacja własna
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.