Ustawa Kamilka – szansa, nie problem [felieton Katarzyny Sadło]
„Uczę w liceum. Bardzo dziękuję, że nagłaśnia Pan problem tych absurdalnych przepisów Lex Kamilek i standardów [ochrony małoletnich]. To sformalizowanie relacji jest absurdalne, głupie, rozwala relacje, jest bardzo niekomfortowe dla nauczycieli. Od razu ustawia nas, nauczycieli, po stronie zła, jakby bez tej durnej ustawy tak nie było. Strach cokolwiek zrobić, bo może to być uznane za podejrzane. Znam zapisy, że już grymas na twarzy nauczyciela jest przemocowy…”
Napisała pewna internautka w komentarzu do publicysty Łukasza Warzechy, który od kilku dni walczy ze swoim rozumieniem obowiązków, jakie tzw. „ustawa Kamilka” nakłada na wszystkie podmioty mające kontakt z małoletnimi, czyli osobami poniżej 18. roku życia. A ponieważ nie jest w tej walce odosobniony, osoba, która o ustawie dowiaduje się z internetowych komentarzy, może odnieść wrażenie, że nowe przepisy to kajdany zespolone i knebel w jednym.
Ostatni raz tyle dezinformacji na temat aktu prawnego czytałam kilka lat temu, gdy wprowadzano RODO. Ono też miało paraliżować każdą „dotkniętą” nim instytucję i uniemożliwiać normalne relacje biznesowe i każde inne. Ile ja się wtedy naczytałam o obowiązku kupienia atestowanych szaf „zgodnych z RODO”, zamówienia kosztujących setki tysięcy złotych audytów, zakazie podpisywania imieniem dziecka kapci w przedszkolu czy – obowiązku wykazania podstawy prawnej do przetwarzania danych i przedstawienia klauzuli informacyjnej osobie, od której się właśnie wzięło jej służbową wizytówkę. Tymczasem po „odarciu” RODO z mitów i dezinformacji, w jakie RODO obrosło, okazało(by) się, że jest to przede wszystkim oddanie obywatelowi kontroli nad jego własnymi danymi osobowymi i wymuszenie na tych, którzy w ramach swojej działalności je przetwarzają zagwarantowania niezbędnego bezpieczeństwa tych danych.
Niestety, jak to w życiu bywa, dezinformacja przyjmuje się zawsze lepiej niż fakty i wiele podmiotów – w tym także organizacji pozarządowych – jest przekonanych, że „rodo-srodo” jest wymierzone przeciwko nim i generalnie nie ma sensu.
Bardzo nad tym ubolewam i boję się, że „ustawa Kamilka” właśnie pada ofiarą podobnej dezinformacji, a sprowadzanie jej do absurdu sprawi, że obowiązek wprowadzenia standardów ochrony małoletnich faktycznie stanie się martwym przepisem zanim będziemy mieć czas się z nim oswoić i zrozumieć, dlaczego to dla nas – organizacji pozarządowych – szczególnie ważne.
A jeśli to zrozumiemy, łatwiej będzie na użytek własnej organizacji wypracować takie standardy, które będą pomocną wskazówką, a nie niewygodnym ograniczeniem.
Jeśli cytowana na wstępie nauczycielka naprawdę jest nauczycielką i rzeczywiście zna placówkę, w której standardy zawierają taki zapis, to wyłącznie dlatego, że ich autor pisał je samodzielnie i nie rozumiał, po co.
Jeśli Twoja organizacja jest dopiero na początku swojej „przygody” z tworzeniem racjonalnych, zrozumiałych i wdrażalnych – a te trzy cechy to absolutny must have dobrych procedur niezależnie od tego, czego dotyczą – warto potraktować je jako szansę, nawet jeśli na początku (a może i w trakcie) będą pewnym wyzwaniem.
„Jest bardzo niekomfortowe dla nauczycieli” – zapewne to prawda, podobnie jak to, że jest też niekomfortowe dla recepcjonisty w hotelu, który musi upewnić się, że dorosły meldujący się z 13-latkiem w jego hotelu jest jego opiekunem prawnym, albo osobą przez takiego opiekuna upoważnioną do wspólnego nocowania. Nie wątpię też, że jest niekomfortowe dla wielu innych osób, które mogą nie rozumieć, dlaczego nagle ich organizacja chce, aby np. rozmowy indywidualne trenera z małoletnią zawodniczką odbywały się w obecności innej osoby lub przynajmniej przy otwartych drzwiach. Pedofile to przecież margines, dlaczego więc wszyscy mają być traktowani jako potencjalni krzywdziciele, gdy prawdziwi pedofile zapewne znajdą jakiś sposób nawet na najlepsze standardy. To zapewne po części prawda, ale chodzi też o to, żeby im to utrudnić tak bardzo, żeby im się odechciało próbować.
Warto też pamiętać, że skuteczniejsza ochrona małoletnich nie jest jedynym pożytkiem z dobrze przemyślanych standardów. Chroni także każdego pracownika i całą organizację przed krzywdzącymi podejrzeniami, o które przecież nietrudno, gdy zbyt wiele rzeczy dzieje się sam na sam za zamkniętymi drzwiami, albo pracujemy z tymi, którzy z różnych powodów nie mogą lub nie umieją wystąpić w obronie swoich własnych granic.
Czy „ustawa Kamilka” jest idealna? Nie jest, w wielu miejscach jest niejasna, w kilku – nie do wdrożenia w praktyce. Tak się dzieje, gdy władza zapomina o solidnych konsultacjach publicznych z interesariuszami, a w momencie uchwalania ustawy była tak silna polityczna presja na tempo uchwalania, że na dogłębny namysł nad wszystkimi jej konsekwencjami nie starczyło czasu, zresztą poprzednia władza słuchać ani nie umiała, ani nie lubiła.
Obecny rząd już zapowiedział nowelizację ustawy, mam nadzieję, że chociaż w tej sprawie zrozumiała frustracja niedoskonałymi rozwiązaniami przełoży się na konstruktywne propozycje zmian. Moim zdaniem bardzo potrzebujemy dyskusji o standardach dotyczących pracy ze wszystkimi słabszymi grupami. Naprawdę jest wiele do zrobienia.
Katarzyna Sadło – trenerka, konsultantka i autorka publikacji poradniczych dla organizacji pozarządowych. Była wieloletnia prezeska Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Związana także z Ogólnopolską Federacją Organizacji Pozarządowych, Funduszem Obywatelskim im. Henryka Wujca i Stowarzyszeniem Dialog Społeczny. Członkini zarządu Fundacji dla Polski.
Źródło: informacja własna ngo.pl