Informacje ZUS-u o „lewych zwolnieniach” wywołały lawinę narzekania na nieuczciwych pracowników nadużywających socjalu, mimo że przypadki plażowania na chorobowym stanowiły margines przeprowadzonych kontroli. Tymczasem powszechne zjawisko przychodzenia do pracy mimo choroby, nie spotyka się już z takim oburzeniem, choć stwarza ryzyka dla chorego, jego zespołu, a także obniża produktywność.
Narzucanie wzorca „wypluwam płuca nad Excelem” to jeden z najbardziej spektakularnych przejawów polskiego folwarcznego stylu zarządzania.
ZUS poinformował także o rosnącej liczbie zwolnień z powodu zaburzeń zdrowia psychicznego. Może gdyby ktoś połączyłby tu kropki, wnioskiem byłoby wzmocnienie Państwowej Inspekcji Pracy, a nie – kontroli chorych?
„Kontrolerzy ZUS tropią lewe L4”. „Zamiast zdrowieć – imprezują”. „Niesłychane, jak oszukują Polacy”. Takie nagłówki zalały media, gdy kilka dni temu Zakład Ubezpieczeń Społecznych przedstawił statystyki dotyczące zwolnień chorobowych w ubiegłym roku.
Klikalność gwarantowana, gdyż sam ZUS nie ograniczył się do suchych liczb i informacje o kontroli zasadności zwolnień lekarskich okrasił barwnymi przykładami osób, które potraktowały je jako dodatkowe dni urlopu. Miłośnik sportu na zwolnieniu biegł maraton, myśliwy poszedł na polowanie, a amator alkoholu wziął opiekę na żonę, by pić z kolegami.
Niemal komediowy charakter tych doniesień, które, jak dydaktyczna fraszka, kończą się zasłużoną karą dla sprytnych, lecz nieuczciwych pracowników, przesłania wymowę samych statystyk: większość z kontroli kończy się wszak weryfikacją na korzyść pracownika: z 460 tysięcy kontroli 28,9 tysięcy zakończyło się zakwestionowaniem świadczenia chorobowego.
Nadużywanie prawa do chorobowego jest rzecz jasna zjawiskiem niekorzystnym, ale warto zachować właściwą perspektywę i wyczucie proporcji – mówimy o circa sześciu procent skontrolowanych przypadków. Sformułowanie „Polacy oszukują” wydaje się więc mocno na wyrost.
Tym bardziej, że badania prowadzone na przestrzeni ostatnich 20 lat systematycznie ukazują masową skalę zjawiska wręcz przeciwnego, tzw. prezenteizmu, czyli obecności w pracy mimo ewidentnej niedyspozycji spowodowanej chorobą. W różnych badaniach ankietowych odsetek pracowników, którzy odbijają kartę czy podpisują listę obecności pomimo objawów poważnej infekcji lub innych objawów wymagających pilnej pomocy medycznej uparcie przekracza 50 proc.
Głównym powodem, dla których wybierają cierpienie w pracy, zamiast wizyty u lekarza, są obawy finansowe. Może to wskazywać, że wielu gorączkujących przy maszynie czy za biurkiem to osoby uboższe, dla których czasowe obniżenie wynagrodzenia stanowi cios dla budżetu domowego. Co ważne, przeczekujący zły stan zdrowia na stanowisku pracy deklarują też często obawę przez nawarstwianiem się zaległości, które i tak będą musieli odrobić po powrocie z chorobowego. Wielu obawia się, że zwolnienie będzie źle widziane i skończy się dla nich problemami z przełożonymi.
Szkoda, że taka atmosfera wytwarzana przez pracodawców nie spotyka się z podobną dezaprobatą, co „lewe zwolnienia” pracowników. A przecież kształtowanie postawy „pracuję z gorączką i bólem” nie jest szczególnie mądre nawet z punktu widzenia zimnej kalkulacji przedsiębiorcy, bo chory pracownik jest mniej wydajny, zaś w sezonie infekcji górnych dróg oddechowych obecność osoby aktywnie zarażającej innych prowadzi do kaskady kolejnych zachorowań w zespole.
Mamy tu więc bardziej do czynienia bardziej z folwarcznym stylem zarządzania, aniżeli nawet wyrachowanym wzorcem eksploatacji podwładnych dla własnej korzyści.
Kontrolować i karać, nawet szkodząc własnej firmie czy instytucji, to głęboko uwewnętrzniony model nowoczesnego menedżera nad Wisłą.
Tymczasem stereotyp, wedle którego dobry pracownik to ten, co nigdy nie wziął dnia zwolnienia (tak, takie osoby i dziś bywają specjalnie wyróżniane i nagradzane!), jest szkodliwy na wielu poziomach, prowadzi m.in. do dyskryminacji osób przewlekle chorych, kobiet w ciąży, młodych matek i bliskich osób niesamodzielnych.
Informacja ZUS o zwolnieniach przyciągnęła uwagę jeszcze z jednego powodu. Otóż wzrasta liczba osób, których absencja wynika z powodu zaburzeń zdrowia psychicznego. W zeszłym roku ponad 1,4 mln zwolnień, jakie wpłynęły do ZUS, związanych było właśnie z zaburzeniami zdrowia psychicznego i zaburzeniami zachowania. Może ktoś połączy te kropki, zestawiając te statystyki z badaniami na temat stresu w pracy? Bo np. globalny raport „People at Work 2022: A Global Workforce View”, wskazuje, że co piąty Polak codziennie doświadcza stresu w pracy.
Zamiast szukać w statystykach ZUS bicza na pracownika, poszukajmy w nich wskazówek do zmiany kultury zarządzania. Może pracownik, który bez poczucia winy zostanie z gorączką w domu, nie będzie musiał brać zwolnienia z powodu zaburzeń lękowych?
Dr n.med. i n. o zdr. Maria Libura – kierowniczka Zakładu Dydaktyki i Symulacji Medycznej Collegium Medicum Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, wiceprezeska Polskiego Towarzystwa Komunikacji Medycznej, członek Rady Ekspertów przy Rzeczniku Praw Pacjenta, przewodnicząca Zespołu Studiów Strategicznych Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie, ekspertka Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego ds. zdrowia, współpracowniczka Nowej Konfederacji.
Źródło: informacja własna ngo.pl