Trudne czasy dla organizacji migranckich. „Musimy się wspierać”
– Ostatecznym celem naszych spotkań jest to, byśmy lepiej wspierali naszych klientów. Zaczęliśmy jednak od wsparcia siebie nawzajem. Bardzo tego potrzebujemy – mówią członkowie i członkinie Konsorcjum organizacji migranckich, którzy wspierają się w niełatwej rzeczywistości.
Zaczęło się od wyjazdu do Bratysławy na konferencję dla organizacji zajmujących się pomocą migrantom i migrantkom w państwach Grupy Wyszehradzkiej. 18 i 19 maja 2017 roku spędzili na niej czas również działacze i działaczki z Polski. Wspólna podróż oraz wiele rozmów zapoczątkowały współpracę, która trwa do dziś.
– Mocno wstrząsnęły nami opowieści kobiet pracujących w węgierskich organizacjach. Czuć było unoszący się nad salą strach – wspomina Anna Dąbrowska z lubelskiej organizacji Homo Faber.
– W Polsce wtedy jeszcze było lepiej niż obecnie. Mieliśmy jakieś granty, prowadziliśmy działania, nasz głos jakkolwiek się liczył – wspomina. Działacze i działaczki uznali jednak, że warto zacząć się wspierać. A żeby to robić, potrzebne są regularne spotkania. Rozpoczęły się w lipcu 2017 roku. Od tego czasu osoby działające w dziewięciu organizacjach widzą się co miesiąc. Tak powstało Konsorcjum.
„Przyjaciele, do których zawsze mogę zadzwonić”
– Ostatecznym celem naszych spotkań jest to, byśmy lepiej wspierali naszych klientów. Zaczęliśmy jednak od wsparcia siebie nawzajem. Okazało się, że bardzo tego potrzebujemy – mówi Witold Klaus ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej.
Dziś osoby zaangażowane w Konsorcjum wymieniają wiele korzyści płynących z obecności w nim. Mówią o wspólnocie wartości, wymianie informacji, wspólnym ustalaniu, jak najlepiej korzystać z ograniczonych zasobów, świadomości, co robią inni. – Konsorcjum ma też znaczenie emocjonalne. To rodzaj grupy wsparcia w trudnych sytuacjach – mówi Klaus, przypominając, że organizacje działające na rzecz uchodźców i uchodźczyń oraz migrantów i migrantek są obecnie w trudnej sytuacji finansowej, odcięte od grantów europejskich, a także znajdują się pod presją polityczną. – To, że możemy nawzajem ze sobą o tym rozmawiać w otwarty sposób, że jest miejsce, w którym ludzie nie boją się mówić o swoich problemach i emocjach oraz w którym mogą uzyskać pomoc, radę i wsparcie, jest unikalne. I fantastyczne – dodaje.
Zgadza się z nim Dąbrowska: – To praca wykańczająca psychicznie. Jestem wojowniczką, wierzę, że sobie poradzę i ogarnę wszystkie sytuacje, ale odkąd działa Konsorcjum, mam poczucie, że za moimi plecami stoi ileś osób, do których mogę zawsze zadzwonić. To przyjaciele, do których mogę się odezwać w każdej trudnej sytuacji – mówi. Szczególnie istotne jest to w obliczu konieczności mierzenia się z atakami na organizację oraz wyjątkowo trudnymi przypadkami, których w Homo Faber jest w ostatnich miesiącach więcej. – Jesteśmy postrzegani jako organizacja od spraw beznadziejnych. Trafiają do nas ludzie po pobiciach, gwałtach lub ich usiłowaniu – dodaje. – Mierzymy się z tym jako nieduża, lokalna organizacja. Wsparcie innych bardzo wiele nam daje.
„Czasami wystarczy się wyżalić”
Obecnie w Konsorcjum działają organizacje z Warszawy, Lublina, Poznania i Wrocławia. Są to: Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Amnesty International, Stowarzyszenie Interwencji Prawnej, Nasz Wybór, Polskie Forum Migracyjne, Homo Faber, Migrant Info Point, Nomada oraz Chlebem i Solą. Spotkania odbywają się w Warszawie, ale działaczom i działaczkom spoza stolicy zwracane są koszty podróży. – Wiemy, że dla osób spoza Warszawy wyrwanie raz w miesiącu całego dnia na spotkanie jest wyzwaniem, ale to, że spotykamy się fizycznie, jest kluczowe – mówi Klaus.
– Siedzenie przy wspólnym stole buduje zaufanie bardziej niż wymiana maili.
– Zaczęliśmy się spotykać w sposób nieprzypadkowy. Dotąd przez lata spotykaliśmy się na konferencjach, zjazdach, ale tylko w przelocie wymienialiśmy się informacjami o tym, co u nas. Teraz jest inaczej – dodaje Dąbrowska.
Dotyczy to szczególnie liderów i liderek organizacji, którzy korzystają ze swojej wiedzy oraz podobnej perspektywy. – Dla mnie jako dla lidera organizacji szalenie ważne jest porozmawianie z innymi liderami i liderkami na tematy, które nie zawsze mogę podjąć u siebie w organizacji – mówi Klaus. – Lider bywa często osamotniony. Muszę motywować swój zespół, zwłaszcza w trudnych czasach, więc nie zawsze chcę mówić o swoich bolączkach. A w zaufanym gronie innych osób kierujących organizacjami możemy porozmawiać o naszych problemach, bo wiemy, że one są lub były na podobnym poziomie rozwoju liderskiego i mierzyły się z podobnymi wyzwaniami. Czasami wystarczy się wyżalić. To też ma wartość.
To, że w ramach działań Konsorcjum spotykają się ciągle te same osoby, na ogół właśnie liderzy i liderki, ma też znaczenie praktyczne. Decyzje podejmowane w tym gronie mają bowiem proste przełożenie na działalność zaangażowanych organizacji.
„Odpowiadamy na potrzeby wszystkich”
Gdy pytam o konkretne efekty spotkań i rozmów, działacze i działaczki mówią o kilku kwestiach. Po pierwsze, o powstaniu funduszu solidarnościowego, który pozwala reagować w sytuacjach kryzysowych – na przykład gdy do organizacji trafia osoba pobita bez ubezpieczenia zdrowotnego. Po drugie, o wspólnych działaniach medialnych, których kolejna odsłona odbędzie się przy okazji obchodzonego w najbliższą środę Międzynarodowego Dnia Migranta. Po trzecie, o próbie „uwspólnienia” informacji o wolontariuszkach i wolontariuszach działających w tych organizacjach oraz o pracy nad wspólną bazą, która pozwoli lepiej wykorzystać potencjał osób chcących pracować na rzecz migrantek i migrantów, a także lepiej dopasować oferty różnych organizacji do różnych osób. I po czwarte, być może najważniejsze, o wspólny projekt finansowany z pieniędzy Open Society Foundations. Gdy OSF zgłosiło się do paru z organizacji tworzących Konsorcjum, te zaproponowały, by środki wsparły wszystkie dziewięć podmiotów. Wspólne działania są więc skierowane nie tylko do wewnątrz, ale także na zewnątrz. – Różne organizacje mają różny dostęp do finansów, niektóre mają większe, inne mniejsze możliwości. Dzięki wspólnemu projektowi odpowiadamy na najbardziej palące potrzeby wszystkich organizacji, zwłaszcza tych w trudniejszej sytuacji finansowej – mówi Klaus.
Czy tego typu współpraca jest przede wszystkim efektem trudnych czasów? Witold Klaus problematyzuje temat. – W tym środowisku zawsze znaliśmy się bardzo dobrze i współpracowaliśmy ze sobą, zwłaszcza gdy trzeba było tupnąć nogą, wspólnie zadziałać w ministerstwie i tak dalej. Nie było między nami ostrej konkurencji, nawet jeśli organizacji było coraz więcej, a środki były ograniczone. To były dobre fundamenty dla Konsorcjum – mówi.
„Dzięki współpracy byliśmy gotowi na gorsze czasy”
Niemniej trudne czasy na pewno także pomogły zacieśnieniu współpracy, która odpowiada na potrzebę solidarności. – Dobrze, że współpracowaliśmy także wcześniej, bo dzięki temu byliśmy na te gorsze czasy gotowi – mówi Dąbrowska. Co oznaczają te gorsze czasy? W odpowiedziach działaczy i działaczek wyróżnić można kilka elementów. Po pierwsze, działania różnych urzędników i polityków, takich jak były wojewoda lubelski, Przemysław Czarnek, znany z wypowiedzi uderzających na przykład w mniejszość ukraińską czy – ostatnio – mniejszości seksualne. – To on na Lubelszczyźnie rozdał karty przy podziale pieniędzy z unijnego Funduszu Azylu, Migracji i Integracji. Partnerów dobierał według klucza politycznego – twierdzi Dąbrowska. Po drugie, wycofanie się innych polityków, także lokalnych, ze wspierania cudzoziemców i cudzoziemek, które skutkuje poczuciem osamotnienia. Po trzecie, zwiększenie liczby przypadków szczególnie trudnych, w których pomoc potrzebującym wsparcia migrantów i migrantek wymaga szczególnie dużych nakładów sił i działań. Po czwarte, efekty antyuchodźczej i antyukraińskiej narracji. Po piąte wreszcie, brak rozwiązań na poziomie krajowym w wyniku wycofania Polskiej Polityki Migracyjnej oraz przedstawienia propozycji nowej, która traktuje obcokrajowców jako zagrożenie.
– Nie chcemy rosnąć – odpowiada Klaus zapytany, czy Konsorcjum będzie się rozszerzać. – Nie mamy ambicji, by być głosem organizacji migranckich. Wiemy, że jest ich znacznie więcej. Ale abyśmy rzeczywiście mogli się wspierać, nie może to być duża grupa. Nie chcemy się formalizować, nie budujemy organizacji parasolowej – dodaje. Dlaczego członkowie i członkinie Konsorcjum nie chcą formalizacji? – Ważne jest, żebyśmy uczestniczyli w tym projekcie, bo widzimy taką potrzebę. Ta wola musi być cały czas potwierdzana. Nie bez znaczenia są też kwestie formalne i biurokracja – mówi Klaus.
– W nieformalnym gremium każdy bierze na siebie część odpowiedzialności, bo nie ma „czapki”, która zwalnia z niej innych.
Na inny element zwraca jeszcze uwagę Dąbrowska: – W dużych inicjatywach trudniej się spotkać, a przepływ informacji jest znikomy. Te dziewięć organizacji to idealna liczba.
Choć spotkania odbywają się co miesiąc od ponad dwóch lat, żadna organizacja się z Konsorcjum nie wycofała. Jego członkowie i członkinie deklarują również, że gdyby ktoś chciał wzorować się na modelu wypracowanym przez to grono, chętnie wesprą podobne inicjatywy także w innych branżach, dzieląc się swoimi doświadczeniami i przemyśleniami.
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.