Dlaczego nie będę świętował Dnia Uchodźcy? [felieton Wilczyńskiego]
Pandemiczny rok był chyba najtrudniejszym dla ofiar wojen i konfliktów w ciągu ostatnich lat, jeśli nie dekad. Dane UNHCR z końca 2020 roku przerażają: na świecie żyje 80 milionów osób (niemal połowa to nieletni), które zostały zmuszone do opuszczenia domów, z czego 46 milionów to osoby wewnętrznie przesiedlone. Pozostałe osoby to ci, którzy nadal szukają schronienia poza granicami kraju lub je otrzymały (czyli formalnie rzecz biorąc: osoby ubiegające się o azyl oraz uchodźcy i uchodźczynie). Nigdy w historii nie było ich tak wiele.
Ponad dwie trzecie spośród uchodźców i uchodźczyń pochodzi z pięciu krajów: Syrii (6,6 mln), Wenezueli (3,7 mln), Afganistanu (2,7 mln), Sudanu Pd. (2,3 mln), Mjanmy (1 mln). Niemal 40% wspomnianych osób uzyskało schronienie w Turcji (3,6 mln), Kolumbii (1,8 mln), Pakistanie (1,4 mln), Ugandzie (1,4 mln) i Niemczech (1,1 mln).
Jak dotąd jedynie 120 tys. osób mogło wrócić do swoich krajów.
20 czerwca to Międzynarodowy Dzień Uchodźców.
Tego dnia – jak co roku – odbywa się wiele wspaniałych wydarzeń, dyskusji, wystaw. Od kilku lat organizatorzy, aktywiści i aktywistki zaczęli oddawać głos samym uchodźcom i uchodźczyniom, co czyni te eventy ciekawszymi. Ale – niestety – nie przyciągają one wcale więcej publiki, która nie jest przyzwyczajona do trudnych przecież opowieści o wygnaniu. Ci, do których powinien trafiać przekaz, nie są zainteresowani.
Tego dnia wspomina się też ludzi, którzy zginęli w drodze w nadziei na lepsze, pełne pokoju życie. Tylko w tym roku na Morzu Śródziemnym utonęło co najmniej 250 osób. W ostatnich miesiącach Frontex i służby graniczne państw europejskich wzmogły swoje działania polegające na tzw. pushbackach – nielegalnym wypychaniu osób, które szukają ochrony międzynarodowej poza granice Unii. Szerokim echem odbiły się szczególnie działania greckich pograniczników, którzy porzucają pontony i szalupy z ludźmi na otwartym morzu – kilometry od tureckiego wybrzeża – po odholowaniu ich w stronę morskiej granicy. Jako UE już nie tylko zamykamy ludzi w obozach, nie tylko budujemy wokół tych obozów kilkumetrowe, betonowe mury niczym Donald Trump, ale narażamy coraz więcej osób na śmierć.
Mury z roku na rok rosną. I choć Międzynarodowy Dzień Uchodźców to szlachetna inicjatywa, to tym razem mam poczucie, że chętnie skorzystałbym z tego dnia, by krzyczeć z bezsilności – niczym wspaniała białoruska aktywistka, Jana Shostak, która od lat uchodźców nazywa “nowakami”. Nie mam żadnych powodów do świętowania, a wiele do protestowania i lamentowania.
Nie chciałbym jednak pozostawać w tej bezsilności. W czasie ostatniego semestru jako Salam Lab przeprowadziliśmy w kilkudziesięciu szkołach warsztaty z udziałem osób z doświadczeniem uchodźstwa, które mieszkają w Polsce. Te lekcje to edukacja społeczeństwa (by przeciwdziałać kampaniom zarządzania strachem w przyszłości) i wsparcie oraz oddanie głosu uchodźcom w jednym. Wszystko finansowane z crowdfundingu przy udziale wspaniałych trenerek wolontariuszek i trenerów wolontariuszy.
W czasie tych warsztatów jednym z pierwszych pytań, które zadawaliśmy uczestnikom i uczestniczkom, było pytanie o to, w którym kraju w maju 2015 roku (a więc tuż przed fatalną w skutkach kampanią wyborczą) poparcie dla przyjmowania uchodźców wynosiło 76%. Wśród odpowiedzi były do wyboru cztery państwa: Szwecja, Niemcy, Włochy i Polska. Najczęściej wybierane były dwie pierwsze opcje. Najczęstsze uzasadnienie? „To kraje otwarte, tolerancyjne”. Rzadko kiedy uczniowie i uczennice wybierali poprawną odpowiedź, czyli Polskę.
Nie raz cieszył mnie fakt, że tak właśnie kojarzą się państwa przyjmujące uchodźców oraz zaskoczenie uczniów, gdy mówiłem, że Polska też kiedyś taka była.
Czy będzie? Na początku roku UNHCR i Kantar opublikowały sondaż, z którego wynikało, że znów większość Polaków (77 proc.) uważa, że osobom uciekającym ze swojego kraju przed wojną i prześladowaniem należy pomagać. To oczywiście jednak tylko kwestia metodologii – w sondażach CBOS czy IBRiS (gdzie większość wskazywała odpowiedź negatywną), pytanie brzmiało wprost: „Czy Polska powinna przyjmować uchodźców?”.
Ta różnica w wynikach pokazuje nam jednak jasno, na czym powinniśmy się skupić w działaniach na rzecz uchodźców i uchodźczyń (oprócz wspierania ich samych): na tym, by termin „uchodźca” kojarzył się z tym, co rzeczywiście oznacza – osobę uciekającą ze swojego kraju przed wojną i prześladowaniem.
Karol Wilczyński – współtwórca Salam Lab (https://salamlab.pl/). Członek sieci „A World of Neighbours” (https://www.aworldofneighbours.com/). Współpracuje z licznymi organizacjami pozarządowymi i grupami nieformalnymi w Polsce, Europie i krajach arabskich. Publikuje m.in. w NGO.pl, magazynie „Kontakt”, „Tygodniku Powszechnym” oraz słowackim dzienniku „Sme”.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl.
Źródło: informacja własna ngo.pl